Szarotowie

Cz. 2 Europa w Polsce

Magdalena Bajer

Profesor Tomasz Szarota zakończył pierwszą część rodzinnej opowieści pokazaniem mi książek swojej babki, Eleonory z Kalkowskich, matki Elidy Marii Szaroty, wydanych ostatnio w Bibliotece „Więzi” pism sowietologicznych ojca, Rafała Marcelego Blütha i dzieł syna Piotra. Dziadkowie i rodzice wyposażyli go w bogatą schedę intelektualną i ważny rys tradycji, jakim jest europejski oddech ich spuścizny – różnojęzycznej, poświęconej różnym narodom, ich dziejowym problemom i wzajemnym związkom. Najmłodszy dziś potomek, prof. Piotr Szarota, kontynuuje tradycję.

* * *

Mój rozmówca urodził się w 1940 roku, po śmierci swojego ojca, rozstrzelanego w jednej z pierwszych egzekucji po wkroczeniu Niemców do Warszawy. Nosi nazwisko matki, którą aresztowano razem z mężem w mieszkaniu, skąd był widok na trybunę, gdzie nazajutrz miał przemawiać Hitler. Podczas rewizji policja znalazła egzemplarz sztuki Józef Eleonory Kalkowskiej, matki pani domu, o treści antyniemieckiej, nad której nowym przekładem, zamówionym przez Stefana Jaracza, oboje pracowali. Żonę w zaawansowanej ciąży zwolniono.

Ojciec

Rafał Marceli Blüth, urodzony w roku 1891, należał do bardzo aktywnych przedstawicieli elity umysłowej Drugiej Rzeczypospolitej. Studiował chemię w Politechnice Lwowskiej w latach 1911-1914, by już w roku 1915 podjąć studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Jednocześnie wstąpił do tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej; brał udział w wojnie 1920 roku. W roku 1933 został odznaczony Krzyżem Niepodległości.

W tym samym roku doktoryzował się na Uniwersytecie Jagiellońskim na podstawie studiów o Mickiewiczu w Rosji. Był badaczem literatury polskiej i rosyjskiej, autorem prac o Mickiewiczu, Conradzie, Brzozowskim, także o Gogolu, Dostojewskim i Buninie.

Interpretacje dzieł literackich, inspirowane filozofią głębi, zwracały uwagę międzywojennych krytyków. W wydanym ostatnio wyborze pism sowietologicznych zamieszczono zebraną przez mojego rozmówcę bibliografię wypowiedzi o publikacjach Rafała Blütha, która pokazuje szerokie nimi zainteresowanie zarówno współczesnych, jak następnych pokoleń badaczy i krytyków literatury, także filozofów oraz historyków.

Ważnym nurtem jego twórczości i aktywności intelektualnej były studia nad Rosją sowiecką, owocujące pierwszymi w Polsce publikacjami o procesach politycznych, analizami zjawisk społecznych powodowanych przez zwycięską rewolucję. W szkicu zatytułowanym Tragizm inteligencji rosyjskiej pisał: „Wydaje mi się, że do inteligencji rosyjskiej dałoby się zastosować to określenie, którym charakteryzował psychikę żydowską (bezdziejową od wieków) wielki filozof Sołowiow. Mam na myśli jego określenie <materializmu religijnego>, polegającego na tym, że jednostka, żyjąca stale niezaspokojoną atawistyczną tęsknotą religijną, z każdej idei czyni bóstwo zmuszane do wcielenia”. Rafał Marceli Blüth angażował się w życie emigracji rosyjskiej w Polsce. Należał do zarządu elitarnego klubu Domek w Kołomnie, gdzie w gronie osobiście zapraszanych gości – rosyjskich i polskich intelektualistów oraz artystów – toczono dyskusje o najważniejszych sprawach współczesnej kultury, o sytuacji politycznej, o losach elit. W połowie lat trzydziestych kierował agencją informacyjną Rosja, która codziennie przygotowywała materiały dotyczące Związku Radzieckiego oraz emigracji rosyjskiej dla polskich dziennikarzy.

W roku 1921 ojciec przyszłego profesora historii przeszedł na katolicyzm, wiążąc się z ośrodkiem w Laskach i stając rzecznikiem otwartej myśli religijnej, uznanej dzisiaj za prekursorską wobec Vaticanum Secundum. Od roku 1934 współpracował z pismem „Verbum”, należąc do grona najwybitniejszych jego publicystów. W 1937 roku ogłosił tam tekst o encyklikach Piusa XI Divini redemptoris i Mit brennender Sorge.

Między opiniami potomnych są takie, które przyznają mu jedno z pierwszych miejsc wśród myślicieli Drugiej Rzeczypospolitej. Na pewno przemawia za tym rozległość zainteresowań Rafała Marcelego Blütha, który lokował je zawsze w centrum aktualnej problematyki, ukazując drogi rozwiązań i wynikające z nich perspektywy. Warto przywołać tytuły najważniejszych jego prac, żeby to zobaczyć: Chrześcijański Prometeusz – wpływ Boehmego na koncepcję III części Dziadów (1929), Konstantynopolitańska katastrofa (1932), Renowacja rodziny w ZSRR (1936).

Słuchając opowieści prof. Szaroty, parokroć pomyślałam, że w rodzinnej tradycji ma on wielkie bogactwo, z którego mógł wybierać. Pod koniec spotkania upewniłam się, że wybrał dużo, świadom wynikającego stąd zobowiązania.

Matka

Konstatując z uznaniem fakt, że jego matka zrobiła karierę międzynarodową jako romanistka, germanistka i komparatystka, profesor przypomina, iż publikowała swoje prace w renomowanych wydawnictwach zagranicznych. Ostatnia jej książka o postaciach kobiecych w dramacie europejskim XVII wieku ukazała się w Berlinie u Waltera de Gruytera w 1987 roku; autorka miała wtedy 83 lata. Dedykowała ją swojej matce, dramatopisarce, Eleonorze z Kalkowskich w pięćdziesiątą rocznicę śmierci.

Elida Maria Szarota, urodzona w Paryżu, była od wczesnej młodości obywatelką Europy – studiowała romanistykę na Sorbonie, uzupełniając wykształcenie w Berlinie, Genewie i Frankfurcie nad Menem, gdzie w roku 1934 uzyskała doktorat na podstawie rozprawy o literaturze prowansalskiej. Trzy lata później po raz pierwszy przyjechała do Polski i zamieszkała w Warszawie. Uczyła języków obcych w znanym gimnazjum Popielewskiej i Roszkowskiej, do którego chodziły obie córki Marszałka Piłsudskiego. Nawiązała kontakt z prof. Stanisławem Wędkiewiczem, zamierzając habilitować się z romanistyki.

Po urodzeniu syna w 1940 roku żona zamordowanego Rafała Marcelego Blütha, o którego śmierci długo nie wiedziała, czekając aż wróci, trafiła do więzienia na Pawiaku. Życie uratowała jej doskonała znajomość niemieckiego, została bowiem tłumaczką komendanta Spenglera. Współwięźniarki zachowały ją w serdecznej pamięci. Po uwolnieniu uczyła na tajnych kompletach, a ostatni okres okupacji przeżyła z synem u krewnych pod Warszawą.

Po wojnie zajęła się nauczaniem języków, francuskiego i niemieckiego, oraz pisaniem podręczników do ich nauki. Pan profesor spotykał ludzi, którzy uczyli się francuskiego z książek oraz niemieckiego z uniwersyteckich skryptów jego matki. Pracując w Szkole Głównej Służby Zagranicznej, uczyła także angielskiego. Tłumaczyła na niemiecki polską literaturę, m.in. Zegar słoneczny i Godzinę Śródziemnomorską Parandowskiego.

W roku 1957, gdy Tomasz Szarota zdawał maturę, jego matka habilitowała się na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie Wschodnim. Syn zapamiętał jej relację z tego trudnego przeżycia, kiedy grono niemieckich profesorów starało się przyłapać polską badaczkę na niedostatkach wiedzy. Profesorem została w roku 1969, zajmując od roku 1960 stanowisko docenta w Katedrze Filologii Germańskiej Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1972-74 była dyrektorem Instytutu Germanistyki UW.

Przypominając biografię swojej matki, pan profesor nazywa ją poliglotką i uzasadnia to faktem, że nie tylko po francusku mówiła jak paryżanka, po niemiecku jak Niemka, ale znała około dziesięciu języków obcych tak, że mogła się w nich porozumiewać. Z podziwem słuchał kiedyś jej telefonicznej rozmowy po włosku przez pół godziny.

Elida Maria Szarota wydała w wiedeńskim Europa-Verlag pokaźny tom relacji cudzoziemców o siedemnastowiecznej Polsce (zobaczyłam tę książkę po zakończeniu rozmowy). Znalazły się tam teksty przetłumaczone na niemiecki z łaciny, z francuskiego, włoskiego, holenderskiego, hiszpańskiego. Za dzieło jej życia uznać należy kilkutomową edycję dramatu jezuickiego, opublikowaną po niemiecku u Wilhelma Finka w Monachium.

Przesłanie

Mój rozmówca bardzo mocno, z widoczną satysfakcją podkreśla europejską duchowość swojej matki. Była głęboko zakorzeniona w trzech kulturach: francuskiej, niemieckiej i polskiej, związana z ich dorobkiem poprzez ugruntowaną wiedzę i autentyczne, stale zaspokajane zainteresowanie. Wybitna germanistka, ceniona przez niemieckich badaczy, działała na rzecz zbliżenia polsko-niemieckiego, niejako ponad własną, doznaną od niemieckich okupantów krzywdą. Taką postawę przekazała synowi wraz z szerokim widzeniem zadań stojących przed ludźmi należącymi do elity umysłowej nie tylko swoich narodów.

Matka profesora była w tym europejskim kręgu bardzo czynna, utrzymując stałe kontakty z zagranicznymi ośrodkami naukowymi i wydawnictwami, bywając na światowych kongresach i konferencjach. Należała do zarządu Międzynarodowego Stowarzyszenia Germanistów. Była członkiem założycielem utworzonego w 1972 roku w Niemczech Zespołu Badań nad Barokiem, redakcji wydawanego w Bernie czasopisma „Colloquia Germanica”, polskiego Pen Clubu.

Wyrazami uznania za tę owocną wielostronną aktywność – a nie wszystkie zajęcia oraz inicjatywy pani profesor mogłam tu wymienić – były wyróżnienia i nagrody, jakie otrzymała, wśród nich przyznana w roku 1981 prestiżowa nagroda Gottfrieda Herdera. Mój rozmówca towarzyszył matce podczas uroczystości w Wiedniu i wspomina okazywaną jej atencję. Świadectwem utrwalonym w druku jest wydana w 1982 roku w Monachium księga pamiątkowa Theatrum Europaeum, zawierająca teksty trzydziestu sześciu autorów z wielu krajów europejskich i Stanów Zjednoczonych. Wręczono ją polskiej uczonej w Wolfenbüttel, gdzie mieszkała od 1986 roku, otrzymawszy dożywotnie stypendium prezydenta RFN Richarda von Weizsäckera. Syn przyjechał na tę uroczystość, przekonując się kolejny raz o tym, jak ważne miejsce zajmuje jego matka w światowej humanistyce, co zaprzecza odzywającym się raz po raz utyskiwaniom na zaściankowość polskiej kultury. Elida Maria Szarota zmarła w roku 1994. Spoczywa na cmentarzu w Otwocku.

Ze sposobu opowiadania rodzinnej historii przez wnuka i syna osób zasłużonych europejskiej myśli ubiegłego stulecia wynika więcej niż miłość żywiona wobec najbliższych, więcej niż uznanie dla ich dorobku. Jest w tej opowieści niesformułowane expressis verbis, lecz wyraźnie wyczuwalne poczucie, że naturalną koleją rzeczy jest kontynuowanie takiej tradycji, że potomkowie są do tego zobowiązani.

Spytałam wprost: co prof. Tomasz Szarota zawdzięcza swojej matce? Najpierw usłyszałam, że mnóstwo kompleksów związanych z językami obcymi. Matka od dzieciństwa uczyła jedynaka przede wszystkim niemieckiego i francuskiego, ten jednak nie mógł sobie wyobrazić, że kiedykolwiek zdoła opanować te języki tak doskonale jak ona, wobec czego nie przykładał się do nauki. Przyszło mu w życiu wygłaszać referaty po francusku na Sorbonie i po niemiecku w Heidelbergu, ale zmniejszyło to tylko w części kompleksy.

Mój rozmówca, o którego bogatej bibliografii autorskiej dowiedzą się czytelnicy trzeciej części sagi rodzinnej, uważa się niemal za lenia w porównaniu z pracowitością swojej matki. Elida Maria Szarota, żeby mieć pieniądze na zagraniczne kwerendy, jakich wymagały badania komparatystyczne (w PRL nie dostawała na to funduszy), tłumaczyła książki, na jakie było zapotrzebowanie, m.in. dwie prace marksistowskiego filozofa Adama Schaffa, którym akurat zainteresował się Zachód.

* * *

W kilka lat po śmierci matki profesor otrzymał list z Budapesztu, którego nadawczyni pytała, czy to on jest synem Elidy Marii Szaroty, która podczas wojny uczyła ją w szkole Popielewskiej i Roszkowskiej (mieszczącej się w kamienicy, gdzie od czterdziestu lat mieszkam) i czasami zabierała ze sobą na lekcje małego chłopczyka imieniem Tomek. List kończy się słowami: „Do dziś cytuję sobie strofy Goethego, Heinego i widzę jej twarz”.