Lepiej nie będzie

Henryk Grabowski

Zupełnie przypadkowo natknąłem się na doniosłą, z uwagi na funkcję opisowo-wyjaśniającą, a także walor ponadczasowości, tezę Tadeusza Kotarbińskiego, że „Prawo kierowania się własnym sumieniem, prawo do wyznawania rzeczywistych własnych przekonań, prawo do szacunku ze strony współobywateli, nie wyłączając zwierzchności państwowej, prawo do ochrony w przypadkach samowoli władz wykonawczych – oto przykłady praw, których świadomość winna cechować godnych szacunku wytwórców powszechnej sprawiedliwości” (T. Kotarbiński, Drogi dociekań własnych, PWN, 1986, s. 390; wytł. moje). Nie trzeba wysiłku intelektualnego, aby myśl tę przekształcić w równie owocną poznawczo antytezę, a mianowicie, że brak prawa do kierowania się własnym sumieniem, do wyznawania własnych przekonań, do szacunku ze strony współobywateli, nie wyłączając zwierzchności państwowej, do ochrony w przypadkach samowoli władz wykonawczych – to przykłady bezprawia, którego nieświadomość cechuje niegodnych szacunku wytwórców powszechnej niesprawiedliwości.

Abstrahując od rozumienia prawa w sensie naukowym, termin ten może być interpretowany jako zbiór norm regulujących stosunki międzyludzkie lub jako uprawnienia kogoś do czegoś. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z prawem przedmiotowym, w drugim – podmiotowym. Związek między nimi polega na tym, że gwarancją przestrzegania prawa
podmiotowego jest prawo przedmiotowe. Niesprawiedliwości społeczne mogą zatem wynikać albo z obowiązywania złego, albo łamania dobrego prawa przedmiotowego. W państwach demokratycznych za tworzenie i egzekwowanie tego prawa odpowiadają wybierani przez tzw. suwerena politycy.

Niektórzy twierdzą, że jakość wyłanianych w drodze demokratycznych wyborów polityków, niezależnie od orientacji, sukcesywnie się pogarsza. Gdyby tak było, choć brak na to naukowych dowodów, to jedynym racjonalnym wyjaśnieniem tego zjawiska może być rozwój nauki, w wyniku którego sztaby wyborcze dysponują coraz doskonalszymi metodami
psychotechnicznymi manipulowania elektoratem. Ponieważ zatrzymanie lub cofnięcie tego rozwoju jest niemożliwe, perspektywy demokracji jako ustroju sprawiedliwości społecznej są coraz bardziej iluzoryczne.