Jakbym już to gdzieś widział…

czyli środowisko akademickie wg Krzysztofa Zanussiego

Dominik Szulc

Barwy ochronne w reżyserii Krzysztofa Zanussiego (1976) to dzieło ponadczasowe i nie są to tylko puste słowa. Nie jest to wyłącznie retoryka i czcze gadanie, które winno, jak wielu uważa, towarzyszyć opisowi każdego dzieła uznanego przez krytyków za godne obejrzenia i refleksji. To obraz polskiego środowiska akademickiego lat 70. XX w. przedstawiony w warunkach, można rzec – polowych. Polowych, gdyż akcja filmu rozgrywa się podczas obozu studentów językoznawstwa, zorganizowanego w celu przeprowadzenia finału konkursu ich prac. Paradoksalnie akcja nie skupia się jednak wokół konkursu, lecz wokół dwóch opiekunów naukowych obozu i jednocześnie członków jury konkursowego: doświadczonego docenta Jakuba Szelestowskiego, oraz dopiero co zatrudnionego na stanowisku asystenta magistra Jarosława Kruszyńskiego, młodego idealisty. Przedstawiona przez Zanussiego konfrontacja dwóch skrajnie różnych postaw życiowych czyni z Barw ochronnych znakomitą lekcję poglądową z:

– łamania studentom i młodym pracownikom naukowym kręgosłupa moralnego (docent zdecydowanie do protestujących studentów: „Kto to powiedział? Pan? Pan zdaje się chciał zostać na uczelni… Prawda?”);

– dowodzenia, że nie ma sensu wychodzić przed szereg (docent do magistra: „Pański rektor odpisał habilitację (z maszynopisu bibliotecznego – D.Sz.)”. Magister zdziwiony: „A oryginał? Nie zniszczył go?”. Docent: „Nie. A po co? Kto się wychyli?”);

– ustawiania konkursów (docent do magistra: „Mogę Panu powiedzieć jaki będzie wynik głosowania [w konkursie prac studenckich – D.Sz.]. „Za” nie będzie nikogo”. Magister zmieszany: „No…, zaraz. Ale Pan nie zna pracy…”. Docent: „Nie szkodzi! Pan Józef pewnie w ogóle się nie odezwie, Pani Zofia uda, że nic nie zrozumiała, Pani Magda… rzeczywiście nic nie zrozumie (…). Studenci będą „za” – oczywiście z przekory. Także…”);

– sposobu „zarządzania kryzysem” (docent do protestujących studentów: „Będziemy rozmawiać po śniadaniu i z delegacją! Z Panią, z Panem i z Panem”. Studenci wściekli: „Zaraz! Delegacja powinna być wybierana, a nie wyznaczana!”. Docent na to (jakby od niechcenia): „Radzę wybrać tego kogo wyznaczyłem. Będzie prościej”);

– wreszcie kilku zawsze cennych uwag starszego kolegi z Katedry („każdemu wolno nie zgodzić się z szefem. Trochę…”, „przy powitaniu szefa, zawsze dobrze jest być pierwszym”, „praca naukowa liczy się, ale nie sama. (…) ważne jest nie tylko to, co się mówi, ale również kto mówi i gdzie mówi”, jak dogadać się ze zbuntowanymi studentami? „Kogoś trzeba postraszyć, komuś trzeba pochlebić”).

Wszystkie te „złote myśli” i rady pochodzą od filmowego docenta Szelestowskiego, symbolu konformizmu, hipokryzji i przede wszystkim cynizmu, o którym Zanussi w swoim debiucie reżyserskim Struktura kryształu (1969) określa ustami filmowego docenta Marka Kaweckiego jako realizm: „Jak na wojnie (…). Nie strzelasz, to ciebie zastrzelą”. Co ciekawe, w rolę docenta Szelestowskiego wcielił się Zbigniew Zapasiewicz, dla którego nie była to pierwsza taka rola w filmie Zanussiego. W 1971 r. w jego obrazie Za ścianą Zapasiewicz zagrał docenta Jana, biochemika, który tłumaczył i przestrzegał młodą magister biologii Annę, chcącą podjąć pracę naukową, że „głupich profesorów jest dokładnie taki sam procent, jak głupich studentów”. Mógł wiedzieć co mówi. W latach 1969-1971 Zapasiewicz był przecież prodziekanem Wydziału Aktorskiego PWST. Dwukrotnie odgrywając role docenta w filmach Zanussiego niejako przepowiedział swoją przyszłość – w 1979 r. sam został docentem PWST.

Mimo wyrazistej postaci Szelestowskiego, zawsze gotowego doradzić lub podzielić się swoim celnym i jak zwykle złośliwym spostrzeżeniem, najbardziej podoba mi się w Barwach ochronnych dialog, w którym Szelestowski nie uczestniczył: Pani Doktor: „To Pan ma pisać doktorat u rektora?” Magister Kruszyński nieśmiało: „Ja nie wiem… Chciałbym…” Pani Doktor: „Od dawna zna Pan rektora?” Magister bardziej zdecydowanie: „Prawdę powiedziawszy w ogóle go nie znałem. Po prostu szukałem zaczepienia po studiach, wasz rektor przeczytał moją pracę, no i już tak zostałem…”.

Ktoś dziś zna taki scenariusz? Młody magister chce zajmować się nauką, rektor uczelni przeczytał jego pracę i zaoferował mu etat asystenta. I pomyśleć, że od 1976 r. tak wiele się zdarzyło, przebudowie uległ niemal cały system społeczny, a mechanizmy rządzące nauką w Polsce jakby się nie zmieniły. W tym sensie Barwy ochronne nic nie straciły na aktualności.

Powyższy tekst to wpis na blogu dr. Dominika Szulca z Instytutu Historii PAN w Warszawie. Więcej wpisów na portalu FA: https:// forumakademickie.pl/nasze- blogi/