×

Serwis forumakademickie.pl wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystanie plików cookies w celach statystycznych. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki internetowej.

Pedagogiczne tracą na algorytmie

Prof. Kazimierz Karolczak , rektor Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, mówi o wpływie nowego algorytmu na działalność uczelni pedagogicznych oraz o postulatach rektorów uczelni pedagogicznych dotyczących kształcenia nauczycieli

8 grudnia w Krakowie odbyło się posiedzenie rektorów uczelni pedagogicznych. Gościem rektorów była min. Teresa Czerwińska z MNiSW. Konferencja składała się z dwóch części. Z udziałem minister Czerwińskiej rozmawialiśmy o skutkach nowego algorytmu dla uczelni pedagogicznych. Druga część dotyczyła kształcenia nauczycieli – było to przygotowanie do naszego następnego spotkania w Częstochowie w marcu.

Min. Czerwińska przywiozła ze sobą symulacje, przeprowadzone na podstawie danych z roku 2015, pokazujące jak wyglądać może sytuacja uczelni pedagogicznych w kontekście nowego algorytmu naliczania dotacji podstawowej. Nie mamy zatem faktycznie wiedzy, jak ten algorytm zafunkcjonuje na podstawie danych za rok 2016, które dopiero są zbierane. Z tamtych danych wynikało, że uczelnie pedagogiczne na nowym algorytmie stracą. Dwie uczelnie mają nadmiar studentów: Akademia Pedagogiki Specjalnej z Warszawy i Uniwersytet Pedagogiczny z Krakowa. Natomiast inne uczelnie mogłyby stracić, gdyby były karane za mniejszą liczbę studentów, poniżej 11 na pracownika. Zmiany, które w algorytmie wprowadzono w ostatniej chwili, m.in. ta, że uczelnie, które mają mniejszą liczbę studentów na pracownika, nie będą karane zmniejszaniem dotacji, dają tym uczelniom szansę na dostosowanie. Zatem te uczelnie są w tej części bezpieczne, a chodzi np. o Akademię Pomorską w Słupsku.

Innym problemem uczelni pedagogicznych jest uwzględnienie w algorytmie wyników kategoryzacji. Wydziały, które kształcą pedagogów, nie mają najwyższych kategorii. Jeżeli będziemy przeliczać jakość kadry kierując się wynikami kategoryzacji, gdzie przy kategorii A+ liczy się 1,5 na pracownika, a przy kategorii C – 0,4, to zdecydowanie przełoży się to na wysokość dotacji. Z tej symulacji wynikało, że większość uczelni traciła w maksymalnym dopuszczalnym zakresie 5%. Stąd dyskusja nad sposobami zaradzenia tej sytuacji. Wszystkiego nie uda się zrobić w najbliższym roku. Zaskoczyło nas tempo wprowadzenia nowego algorytmu. Podczas inauguracji pochwaliłem się, że przyjęliśmy 6 tysięcy studentów i nie mamy problemów z rekrutacją – teraz okazało się to niekorzystne dla uczelni. Mamy jednak pewne możliwości. Po pierwsze – zatrudnienia. Już jesienią, licząc się z algorytmem, zatrudniłem nowych pracowników na wydziałach, które mają najwięcej studentów. Odczujemy to jednak dopiero w 2018 roku, ponieważ liczba nauczycieli akademickich liczona jest jako średnia z całego roku. Druga rzecz – trzeba mocno popracować nad kolejną parametryzacją. Najbliższa odbędzie się na wiosnę i tu poprawić nic się już nie da. Trzecia rzecz, którą możemy zrobić, to ograniczenie rekrutacji, zwłaszcza na najbardziej masowych kierunkach, czyli głównie społecznych. Myślimy też o restrukturyzacji kształcenia, czyli np. połączeniu niektórych pokrewnych kierunków. Robimy symulacje, co by się działo, gdybyśmy np. połączyli kierunki bezpieczeństwo wewnętrzne i narodowe – to by nam poprawiło SSR w tym obszarze, a przymiotniki „wewnętrzny” lub „narodowy” określałyby nie kierunek, a specjalność. Natomiast naprawdę nie wiemy, jak algorytm zadziała, gdyż do tego trzeba znać dane za rok 2016, które dopiero teraz są podsumowywane.

Drugi temat to kształcenie nauczycieli. W tej chwili panuje w tym zakresie kompletny bałagan. Dzisiaj nauczycieli kształcą w zasadzie wszyscy – nie tylko uczelnie wyższe do tego przygotowane, ale także np. uczelnie techniczne czy jakieś podmioty organizujące kursy zawodowe. To należy zmienić, bo nikt nad tym nie panuje. Pod rozwagę poddaliśmy pewne propozycje. Wśród postulatów na pierwszym miejscu jest ograniczenie liczby podmiotów, które mogą kształcić nauczycieli. Powinny to robić uczelnie, które prowadzą jednocześnie badania nad dydaktykami szczegółowymi, czyli badają jak uczyć. Nie wystarczy bowiem wiedza przedmiotowa, teoretyczna, trzeba jeszcze wiedzieć, jak ją prezentować, jak z nią dotrzeć do ucznia. Drugie ograniczenie dotyczyłoby kształcenia nauczyciela w całym cyklu przygotowującym do zawodu, czyli na studiach pierwszego i drugiego stopnia. Dziś jest tak, że na studia nauczycielskie drugiego stopnia przychodzi pielęgniarka czy kosmetolog, który w ciągu dwóch lat chce uzyskać uprawnienia nauczycielskie.

Studia pedagogiczne powinny odbywać się w ciągłym kontakcie ze szkołą, z praktyką. Tydzień praktyk nie wystarczy. Chcemy, żeby praktyka na studiach pedagogicznych została rozszerzona. Najlepiej, gdyby cały semestr był przeznaczony na ciągłą praktykę w szkole. Kontakt ze szkołą, z uczniami musi być dłuższy i wyraźny. Ewentualnie postulujemy, żeby studia nauczycielskie były jednolite pięcioletnie. Ktoś, kto jest zdecydowany na pracę nauczycielską, mógłby podczas takich pięcioletnich studiów zdobyć równocześnie drugą specjalność – prawo do nauczania drugiego przedmiotu. Student, mając kontakt ze szkołą, powinien być jednocześnie pod okiem mentora, doświadczonego nauczyciela. Dydaktycy szczegółowi, którzy pracują w naszych katedrach dydaktyki, powinni jednocześnie prowadzić klasy w szkole, by mieli stały kontakt ze szkołą i sami byli praktykami zawodu nauczyciela. Tymczasem teraz jest tak, że profesor, który uczy przyszłego nauczyciela, sam jest teoretykiem. Nie pokazuje, jak uczyć, może co najwyżej być krytykiem innych.

W marcu 2016 r. w Krakowie podczas prezydium KRASP rektor UJ prof. Wojciech Nowak ze zdumieniem dowiedział się, że dzieci może kształcić każdy. Porównał to do sytuacji, gdybyśmy nasze dzieci oddawali na operację do lekarza, którego przygotowuje się do zawodu nie na studiach, ale na kursach chirurgicznych. Byłoby idealnie, aby wyeliminować na początku rekrutacji przypadkowość, tj. osoby, które z racji predyspozycji psychologicznych nigdy nie powinny zostać nauczycielami, nawet jeśli skończą jakieś studia. Wiele osób nie czuje się dobrze w szkole, ma problemy z kontaktami z młodzieżą. Powinniśmy przywrócić badania psychologiczne kandydatów do zawodu nauczyciela. Tak kiedyś było. Pozwalało to na wczesną zmianę studiów osobom, które, jak się okazywało, nie mają predyspozycji do zawodu nauczyciela. Dzisiaj nam nie wolno tego żądać od kandydata. Składa on anonimowo papiery przez Internet i my go nawet nie widzimy. W zawodzie nauczycielskim nie może pracować każdy. Gdy byłem dziekanem, przyszła do mnie dziewczyna studiująca anglistykę nauczycielską z informacją, że nie może mieć praktyk w szkole, bo źle reaguje na zachowania młodzieży – i pokazuje mi zaświadczenia lekarskie z pobytu w szpitalu psychiatrycznym. Namawiałem ją na rezygnację ze studiów nauczycielskich. Z trudem przekonałem rodziców, że to nie ma sensu.

Dobrze by było, a jest tak w niektórych krajach europejskich, żeby po ukończeniu studiów był jeszcze dodatkowy egzamin państwowy, uprawniający do wykonywania zawodu. To dobrze funkcjonuje w Niemczech. Musimy też pamiętać o przygotowywaniu nauczyciela do sytuacji kryzysowych, trudności wychowawczych. Dzisiaj koncentrujemy się na tym, jak dobrze uczyć przedmiotu, a przecież nie tylko o to chodzi. Wychowawcza rola nauczyciela została gdzieś zagubiona. Uczniowie wkładają dziś nauczycielom kosz na głowę. Nauczyciel powinien być przygotowany do reagowania w takich niestandardowych sytuacjach. Na pewno nie da się tego zrobić w krótkim czasie. Jest jeszcze wiele szczegółowych postulatów. Chcemy je przedyskutować, gdy rektorzy przyjadą przygotowani, może nawet przywiozą ekspertów ze swoich uczelni. Na razie wiemy tylko, co wymaga przemyślenia.