Jaka humanistyka?

Przemysław Urbańczyk

Wielokierunkowa autorefleksja zawsze była fundamentalną cechą gatunku homo sapiens, którego przedstawiciele, zanurzeni w środowisku naturalnym i społeczno-kulturowym, próbowali i próbują zrozumieć swoją specyfikę. Dzisiaj przejawia się to w badaniach pogłębiających naszą wiedzę o kompleksowej naturze człowieka w wymiarze indywidualnym i społecznym oraz o jego relacjach ze światem realnym i wyobrażonym. Tak trudny do zdefiniowania przedmiot badań sprawia, że humanistyka zawsze odznaczała się pewną nieokreślonością celów, niekonsekwencją w dążeniach poznawczych, niezdolnością do zaoferowania „ostatecznych” rozwiązań i nieskutecznością prognostyczną. Jest też bardzo zróżnicowana, gdyż obejmuje nauki tak różne, jak filozofia, skupiona na operacjach intelektualnych, i archeologia, która jest niemal nauką przyrodniczą, bo potrzebuje laboratoriów, wyspecjalizowanego sprzętu, narzędzi, środków transportu i magazynów.

Nie ulega wątpliwości, że nauki humanistyczne na równi z dyscyplinami aplikacyjnymi generują postęp, ale przede wszystkim zapewniają spójność społeczną. Podczas gdy nauki przyrodnicze promują rozwój infrastruktury zdominowany przez technologię i zorientowany na zastosowania praktyczne, a nauki społeczne dążą do zwiększenia skuteczności struktur organizacyjnych, to humanistyka sugeruje, jak powinniśmy lub nie powinniśmy się zmieniać, aby zachować żywotność społeczno-kulturową.

Humanistyka oświetla bardzo realne problemy współczesnego świata, których nie da się rozwiązać przez promowanie badań zorientowanych technologicznie, np.: jak tworzone są i podtrzymywane rozmaite granice, jak pojedynczy ludzie i zbiorowości budują swoje tożsamości i adaptują je do warunków wzmożonej mobilności, jak wykorzystać interakcje kulturowe, jak globalizacja wpływa na geografię etno-kulturową, jak pojedynczy ludzie i grupy radzą sobie z rosnącą wielością różnych lojalności, jak podtrzymywana jest ludzka integralność w warunkach rozmaitych zagrożeń, jak mitygować agresję, jak unikać wzrostu napięć, jak obniżać poziom społecznego niepokoju itd.

Wszystkie te problemy potrzebują podejścia humanistycznego, które jako „źródło kreatywności i innowacji” może być społecznie ważniejsze od skutków niezwykle kosztownych eksperymentów technicznych, których skrajnym przykładem jest wybudowany za miliardy euro Wielki Zderzacz Hadronów. Wkład humanistyki w globalny pokój i spójność społeczną przekracza społeczną rolę nowych technologii, gdyż to humanistyka „nadzoruje” porządek wartości, umożliwia porozumienie międzykulturowe i pokazuje, jak powinniśmy zwiększać świadomość i odpowiedzialność społeczną, aby zmniejszać skutki różnych zagrożeń.

Potrzeba współpracy

Humanistyka staje dziś wobec silnej tendencji do stopniowego rozmywania się czy wręcz radykalnego kwestionowania podziałów dyscyplinarnych, co znajduje wyraz w ciekawych postulatach przejścia na etap „nowej humanistyki” czy „humanistyki drugiej generacji”. Równocześnie jednak rośnie zapotrzebowanie na specjalistyczną wiedzę ekspercką, pomocną w rozwiązywaniu konkretnych problemów. Wydaje się więc, że potrzeba raczej wielodyscyplinarnej współpracy różnych specjalistów niż postdyscyplinarnego kwestionowania starych podziałów, których brak utrudni formułowanie strategii organizacyjno-finansowych.

Nawet na przewidywanym, choć mało prawdopodobnym etapie postdyscyplinarnym będzie miejsce dla różnych dyscyplin humanistycznych, jak choćby filozofia, która rozważa fundamentalne kwestie istnienia, świadomości, wartości i etyki, oraz epistemologia, która bada, czym jest wiedza, jak ją pozyskujemy i jak ją oceniać, jak też swoista „futurologia”, która może doradzać, do jakiego stopnia można akceptować ewolucję podstawowych koncepcji i które wartości (jak reguły moralności, zaufanie, sprawiedliwość, bezpieczeństwo, wolność, prawa człowieka lub dobrostan) powinny zostać zachowane, a nawet promowane i jakim kosztem.

Nie zniknie potrzeba przeorganizowywania już istniejących idei ani kreatywnego tworzenia nowych idei przez wychodzenie poza ograniczenia społeczne i ideologiczne. Taki wkład mogą wnosić wielcy myśliciele, ale „na co dzień” potrzebne będą ośrodki badawcze sprzyjające budowaniu społeczeństwa opartego na wiedzy. Dlatego w przewidywalnej przyszłości będzie miejsce dla zinstytucjonalizowanych środowisk naukowych jako gremiów odpowiedzialnych za ewaluację globalnej produkcji wiedzy.

Dziesięć ważnych zagadnień

Mimo deprecjacji znaczenia humanistyki przez medialne i polityczne promowanie nauk aplikacyjnych, które pochłaniają ogromną większość środków finansowo-organizacyjnych, wciąż jeszcze istnieją środowiska humanistyczne zdominowane przez ciekawość badawczą. Dzięki nim wciąż jeszcze potrafimy odróżniać wiedzę ważną od nieważnej lub zgoła niepoważnej czy też jawnie fałszywej. Humanistyka wciąż jeszcze jest atrakcyjna społecznie, o czym świadczy napływ na uczelnie wciąż nowych rzesz studentów. Badania humanistyczne wciąż jeszcze przyciągają ludzi, którzy chcą się nauczyć lepiej „widzieć” przestrzeń antropologiczną.

Aby to „wciąż jeszcze” nie było tylko desperacką nadzieją, lecz raczej optymistyczną wizją, potrzebna jest polityka kształtowania w społeczeństwie przekonania o kluczowej funkcji nauk humanistycznych i ich organizacyjno-finansowe podtrzymywanie przez nastawione na przyszłość strategie długofalowe, w których unikać się będzie rozwiązań „rewolucyjnych”.

Z długiej listy trapiących nas dzisiaj problemów wybrałem dziesięć, które wydały mi się szczególnie warte poruszenia.

1. Potrzebne jest ukonkretnienie deklaracji wszystkich trojga ostatnich ministrów nauki i szkolnictwa wyższego, że nauki humanistyczne są potrzebne i pozostaną trwałą częścią systemu edukacyjno-badawczego. Przyjęcie takiego założenia może wymagać nawet narzucenia uniwersytetom kwot osobowych, finansowych lub organizacyjnych.

2. W Polsce obserwujemy dziś mocne odreagowywanie skutków skrajnego liberalizmu, który był reakcją na ścisły centralizm ustroju „komunistycznego”. Pojawiła się więc tendencja do ponownego centralizowania systemu podejmowania wszelkich decyzji, wynikająca z braku zaufania do samoregulacji środowiskowej.

Oprócz konieczności utrzymywania równowagi między potrzebami skuteczności zarządzania a samorządnością trzeba zadbać, aby centralizm miał charakter strategiczny, a nie zadaniowy. Polityka państwa powinna polegać na wyznaczaniu kierunków, a nie norm szczegółowych.

Należy utrzymać dominację strategii finansowania typu bottom-up/blue-sky nad działaniami ściśle ukierunkowanymi. Błędem jest narzucanie doraźnych „tematów” ciałom, które mają wspierać całe środowisko naukowe. Strategia „top-down” nie sprawdziła się ani w ESF, ani w ERC, gdzie szybko zrezygnowano z wymyślania rozmaitych „tematów zamawianych”, gdyż obniżało to poziom konkurencyjności, a więc i jakość wniosków grantowych. Radykalna krytyka obecnej koncepcji NPRH, przeprowadzona przez uczestników poprzedzających naszą konferencję „warsztatów” młodych naukowców, pokazuje, że wszelkie próby limitowania swobody badawczej będą kontestowane.

Opaczne rozumienie zadań środowisk naukowych dobrze ilustrują materiały przygotowane na naszą konferencję, gdzie napisano o „służebnej roli uczelni wobec państwa” (s. 27), a nie wobec społeczeństwa.

3. Należy unikać angażowania humanistyki w bieżące spory polityczne, a szczególnie doraźnego forsowania jednych rozwiązań/kierunków kosztem innych.

Np. aktualna finansowa dominacja zapotrzebowania na badania ostatnich 70 lat naszej historii powinna mieć zakreślony horyzont czasowy lub celowy. Inaczej spowoduje to uwiąd badań nad pozostałymi 4 milionami lat dziejów człowieka.

Przejawem upolitycznienia może być „etykietowanie”, którego oznaką jest choćby aktualna tendencja do „unarodowienia” wszystkiego. Nawet przyszłoroczny Kongres Nauki ma być „Narodowy”. A przecież nie ma humanistyki „narodowej” i „nienarodowej”, jest tylko humanistyka dobra i zła.

4. Potrzebna jest akceptacja różnorodności tradycji intelektualnych i specyfiki dziedzictw (łącznie z językowymi), które gwarantują społeczno-kulturowe bogactwo ludzkości. Nie zmienia to oczywiście potrzeby współpracy ponad granicami narodowymi, co zapewni „naszej” humanistyce niezbędną nowoczesność, stymulowaną przez porównywanie się z osiągnięciami metodycznymi „innych”.

5. Humanistyka potrzebuje elastycznych strategii badawczych, które uwzględniają specyfikę badań mniej „technologicznych”, które korzystają z dużej liczby mniejszych projektów. Należy bowiem podtrzymywać żyzną różnorodność celów i metod badań, wykorzystujących zróżnicowane podejścia. Uruchomienie przez NCN programu „Miniatury” jest bardzo dobrym krokiem w tym kierunku.

6. Trzeba powstrzymać wyraźną degradację jakości profesur i habilitacji w naukach humanistycznych, których przedstawiciele coraz częściej „idą na łatwiznę”, zgłaszając jako istotny dorobek zbiory artykułów, często dość luźno powiązanych. Ten trend, który sięgnął już poziomu doktoratów, spowoduje, że niedługo będziemy mieli profesorów humanistyki, którzy nigdy nie napisali żadnej książki, bo nie potrafią zwerbalizować kompleksowej narracji monograficznej. Grozi to powrotem do czasów nominowania tzw. docentów marcowych (por. „Forum Akademickie” 10/2015). Dzisiaj mamy do czynienia z drugą odsłoną tej tendencji, którą można nazwać problemem docentów „cyklistów”, których awans ma uzasadniać „cykl artykułów”.

Spełnianie wysokich wymagań pozwala formułować wysokie oczekiwania odnośnie do zapewnienia w skali kraju odpowiedniego statusu finansowego profesorom „belwederskim”, którzy przecież tworzą najbardziej wartościową część kadry naukowo-dydaktycznej.

Przy okazji apeluję, aby utrzymać habilitacje, dopóki w Polsce nie upowszechni się „mobilny” rozwój kariery naukowej, który sprawia, że każdy awans oznacza przystąpienie do ostro ocenianego konkursu (por. „Forum Akademickie” 10/2015).

7. Trzeba utrzymać instytuty PAN-owskie i zastopować widoczną od dłuższego czasu strategię ich „zagładzania”, bo to jest czołówka badawcza. Pensje w instytutach Wydziału Pierwszego PAN są już przecież dwu-trzykrotnie niższe niż na uczelniach. Grozi to odcięciem ich od napływu najzdolniejszych kandydatów na samodzielnych badaczy.

8. Nie wiem, jak przeciwdziałać wyraźnej dezintegracji środowiska, która sprawia, że przedstawiciele nawet bliskich sobie dyscyplin (np. historia i archeologia) nie tylko ze sobą nie współpracują, ale wręcz starannie się od siebie izolują. Może potrzebny jest powrót do wielkich multidyscyplinarnych programów rządowych, wymuszających zawiązywanie konsorcjów badawczych. Oczywiście musiałyby być rozstrzygane ściśle konkursowo!

9. Jeżeli humanistyka ma mieć wpływ na społeczeństwo, to trzeba zapewnić wpływ badaczy np. na podstawy programowe w szkołach, żeby nie promować wiedzy przestarzałej albo wręcz fałszywej na obecnym etapie naszej wiedzy.

Miękkim wymuszeniem wizyt naukowców wśród uczniów byłoby przyznanie szkołom naprawdę niewielkich sum pieniędzy przeznaczonych wyłącznie na spotkania z badaczami.

Szansę na wychodzenie z „wież z kości słoniowej” oferuje też współpraca z samorządami, które coraz chętniej angażują się w przedsięwzięcia naukowe, licząc na przyciągnięcie zainteresowania agend rządowych i zwykłych ludzi. Trzeba takie inicjatywy mocno wspierać.

Należy promować nowoczesne metody edukacji (np. e-learning), aby wyposażyć młodych ludzi w umiejętności intelektualne niezbędne do radzenia sobie w komplikującym się świecie.

10. Trzeba wspierać umiędzynarodowienie polskiej humanistyki, która zbyt często skupia się na problemach lokalnych. Nie prowokują one zainteresowania badaczy zagranicznych, a więc nie przekładają się na granty międzynarodowe. Jednym z ważnych problemów jest też niedostatek długoterminowych wizyt badaczy z innych krajów. Oba te ograniczenia stara się ostatnio przezwyciężać Prezydium PAN.

W permanentnym niedoczasie

Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na konieczność stawienia czoła skutkom „totalnej” cyfryzacji i globalizacji obiegu informacji. Próby intelektualnego sprostania temu wyzwaniu zdają się bowiem nie nadążać za skalą zmian powodowanych przez „czwartą rewolucję technologiczną”. Jej tempo sprawia, że działamy w permanentnym niedoczasie. Zanim oswoiliśmy się z „globalizacją”, musimy już stawić czoło erze „hiperłączności” (hyperconnectivity), w której gęstość i złożoność faktycznych interakcji oraz potencjał wymiany informacji już przekroczyły zdolność naszej percepcji.

Masowa digitalizacja i globalna łączność generują niezwykłe poszerzenie i przyspieszenie gromadzenia i obiegu informacji, bo technologie mobilnej komunikacji umożliwiają niemal wszystkim chętnym ciągły dostęp do kanałów pozyskiwania i przekazywania informacji, zawartych w żywiołowo rosnących, monstrualnych panbazach danych. Stawia to przed całą nauką poważne wyzwania, którym musi sprostać również współczesna humanistyka, bez względu na jej preferencje teoriopoznawcze i deklaracje tożsamościowe poszczególnych badaczy.

Trzeba się zastanowić, czy jesteśmy przygotowani do działania w wielowymiarowo globalnej sieci połączeń, w której intensywność komunikowania się ograniczona jest już nie przez technologię, lecz przez psychofizjologię, tj. wydolność percepcyjną uczestnika „infosfery”. Niektóre skutki jej ekspansji są inne od wcześniejszych oczekiwań, zaobserwowane trendy zmieniają pierwotny kierunek oraz pojawiają się wcześniej nieznane zjawiska, które nie poddają się racjonalnej ocenie. Na razie „onlife” (zob. The Onlife Manifesto), czyli zdominowane przez nielinearne interakcje swoiste „bycie w sieci”, wymyka się naszej konceptualizacji.

Jest to konspekt wystąpienia podczas konferencji „Co i jak zmieniać w naukach społecznych i humanistycznych w Polsce?” – Toruń, 24-25 listopada 2016 r.
Prof. dr hab. Przemysław Urbańczyk , Instytut Archeologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, Instytut Archeologii i Etnologii PAN w Warszawie.