Meissnerowie, Lutosławscy i inni. Cz. 3
Profesor Krzysztof Meissner bardzo dobrze zna rodzinną tradycję, bogatą w ważne oraz interesujące postaci i w szczególne warianty losów. Podczas naszego spotkania kilkakrotnie powtórzył, że wybór fizyki (poprzedzony wahaniem, czy nie poświęcić się chemii) był w jego życiu najlepszym wyborem.
Szkołę średnią ukończył w historycznym roku 1980 (nie zdając matury z racji laurów w dwu szkolnych olimpiadach). Wspominając ten czas, opowiada o trudnych warunkach bytowych rodziny, od których jednakże trudniejsze do zniesienia było „morze kłamstw, jakie nas otaczało”.
Rozmowy w Wiedniu i w Warszawie
Stryj przyszłego fizyka, o. Karol Meissner OSB, namówił go, by skorzystał z oferty wiedeńskiej przyjaciółki Polaków, Lonny Glaser, która wiele lat później została wyróżniona tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zaprosiła ona grupę młodzieży do siebie na wakacje. Aby móc wyjechać, mój rozmówca nauczył się w ciągu kilku miesięcy języka niemieckiego, pojechał, a w Wiedniu przeżył Sierpień, dowiadując się z radia o tym, co wówczas działo się w Polsce.
Zrządzeniem losu – jak dzisiaj podkreśla pan profesor, bardzo znaczącym – stał się przyjazd ks. Józefa Tischnera, który, wracając ze spotkania z Janem Pawłem II w Castel Gandolfo, zatrzymał się w Wiedniu, by odwiedzić swoją siostrzenicę, również przebywającą u pani Glaser. (Przypomnijmy, że w Wiedniu wkrótce potem powstał Instytut Nauk o Człowieku kierowany przez ks. Józefa Tischnera i Krzysztofa Michalskiego).
Krzysztof Meissner wspomina: „Pamiętam, że całą noc rozmawialiśmy o sytuacji w Polsce, o tym, czym jest patriotyzm, jakie są obowiązki Polaka. Rozważaliśmy, czy wracać, licząc się z tym, że mogą się pojawić sowieckie czołgi. Ta całonocna rozmowa bardzo mnie ukształtowała. Potem kilka razy zdarzyło się, że proponowano mi zostanie na Zachodzie, oferując bardzo dobre warunki. Wtedy zawsze sobie przypominałem to spotkanie i wiedziałem, że nie mogę przyjąć nawet najlepszej propozycji. Po prostu mi nie wolno. Bardzo dużo zawdzięczam księdzu Tischnerowi”. Krzysztof Meissner wrócił do Warszawy 31 sierpnia 1980 roku, zdążył zobaczyć w telewizji Wałęsę podpisującego wielkim długopisem porozumienia gdańskie.
Wspomnienie o znamiennej nocy wiedeńskiej, spędzonej na rozważaniu spraw tak istotnych, które historia uczyniła paląco aktualnymi i wymagającymi świadectwa, skłoniło mnie, by zapytać o to, czy dom, w którym wychował się mój rozmówca, był religijny. Dowiedziałam się, że na jego klimat składała się gorąca wiara matki i – wstrzemięźliwie to określając – sceptycyzm ojca. Z nim Krzysztof prowadził rozmowy, które trwały w sumie setki czy nawet tysiące godzin. Mówi z atencją o ojcowskiej inteligencji i błyskotliwości, z jaką „wypróbowywał” głębię i odcienie wiary swojego syna. Tym rozmowom syn zawdzięcza „absolutną klarowność” poglądów, gdyż nie mógł udawać, że wie, rozumie albo maskować się ogólnikami czy niedopowiedzeniami. Wówczas był bardzo młody, więc ciężko przeżywał, że nie potrafi sprostać ojcowskim argumentom, przeciwstawić im swoich, przekonać ojca, że nie ma racji. Był przekonany, że ktoś, kto jak Czesław Meissner, wyszedł z bardzo religijnego domu, musiał w głębi duszy wierzyć. Może nie potrafił lub wzdragał się przed pogodzeniem z tajemnicą, jaką jest bezmiar cierpienia, niezawinione cierpienie dzieci… Na końcu tych tysiącznych rozmów zostaje, jak mówił mi pan profesor, „to prymarne: Tak. Bóg istnieje. Albo prymarne: Nie. Boga nie ma. Jakkolwiek człowiek odpowie, wszystko mu się zgadza, nic nie narzuca tej lub przeciwnej odpowiedzi. Chyba że się jest mistykiem, ale iluż jest mistyków? Mając taką wiedzę, jaką mamy – cząstkową i ułomną – nie możemy nikogo przekonać argumentami rozumowymi. Natomiast, kiedy wypowiemy prymarne: Tak lub prymarne: Nie, wszystko się zmienia”.
Pierwotna doskonałość
Krzysztof Meissner, odkąd wybrał fizykę jako zajęcie na całe życie – takie, które nigdy nie może się znudzić ani rozczarować – uważa, że w prawach fizyki objawia się pierwotna doskonałość. Człowiek, choćby najbardziej się natężał, nie może w nich niczego popsuć. Może „popsuć” siebie, swoje sumienie, prawa społeczne, polityczne, czyniąc pierwotną doskonałość wręcz nierozpoznawalną. Natomiast w prawach fizyki ona jest zawsze, a odkrywanie tej pierwotnej doskonałości stanowi nigdy niewysychające źródło satysfakcji.
Drogę akademicką mój rozmówca przeszedł szybko. Skończywszy studia na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego w roku 1985, habilitował się w roku 1997, stanowisko profesora objął w roku następnym, natomiast tytuł profesora uzyskał w roku 2006. Od początku tej drogi jest związany z Instytutem Fizyki Teoretycznej macierzystej uczelni, jakkolwiek w latach 2009–2011 był dyrektorem naukowym Instytutu Problemów Jądrowych w Świerku, a w latach 2008–2011 członkiem Rady Nadzorczej KGHM Ecoren S.A. W roku 2011 zaczął pracować w powstałym wówczas Narodowym Centrum Badań Jądrowych. Aktywność badawcza pana profesora przekracza granice Polski, co dla fizyka naturalne, i przejawia się m.in. współpracą z Instytutem Maxa Plancka w Niemczech i z eksperymentem OSQAR w CERN. Jest autorem ponad pięćdziesięciu artykułów opublikowanych w cenionych czasopismach specjalistycznych oraz podręcznika akademickiego pt. Klasyczna teoria pola (2002).
Szukaniu i znajdowaniu pierwotnej doskonałości towarzyszy w jego czynnym życiu staranie, by niedające się popsuć prawa fizyki ludzie wykorzystywali rozumnie na swoje zbiorowe potrzeby. Jest w tym może refleks tamtej nocnej rozmowy wiedeńskiej, kiedy jako młody człowiek zyskiwał i ugruntowywał wiedzę o tym, czym jest patriotyzm i jak tę postawę w różnych okolicznościach historycznych urzeczywistniać.
Za powinność wobec innych mój rozmówca uważa także popularyzację wiedzy. Można się tego spodziewać po kimś, kto wypowiedział prymarne Tak, kto w swych badaniach zbliżył się do pierwotnej doskonałości praw przyrody bardziej niż inni, pragnie więc innym użyczyć choć trochę radości, jaka temu towarzyszy.
Według Krzysztofa Meissnera, prymarne Tak zobowiązuje naukowca do zaangażowania w działania będące świadectwem takiej właśnie odpowiedzi na podstawowe pytanie, choć to zaangażowanie nie jest jedynie spełnianiem podjętej na początku dojrzałego życia powinności, lecz wyrazem wciąż obecnej pasji. Profesor uczestniczy w działaniu fundacji Centrum Twórczości Narodowej, której dewiza brzmi: „Otwieramy okna tam, gdzie zamknięte są drzwi”. Jest członkiem Rady Programowej Master Class – grona ludzi biznesu, kultury i nauki, inspirujących się wzajemnie w myśleniu o tym, jak sprawić, by świat stawał się i bezpieczniejszy dla nas, mieszkańców Ziemi, i ciekawszy, i bogatszy w przejawy pierwotnej doskonałości. Wcześniejszą inicjatywą CTN była Karuzela Cooltury, prowadzony przez kilka lat program działań na rzecz „trudnych” środowisk. Uczestnicy Master Class spotykają się co jakiś czas w Rzymie i Watykanie, ostatnio w listopadzie tego roku.
Przytoczę tutaj fragment tekstu programowego, bo trafnie mówi on o zadaniach, jakie stawia sobie to gremium: „O ile na Karuzeli Cooltury wspólnie szukaliśmy drogi do pełnego, wartościowego życia, to na Master Class uczymy się, jak samemu stawać się drogą dla innych. Master Class to pogłębione spotkania ludzi biznesu, nauki i kultury, dla których istotne są pytania: skąd jesteśmy? po co jesteśmy? dokąd zmierzamy? Jesteśmy przekonani, że wchodzimy w nową erę, o której proroczo mówił Einstein, że będzie to znowu świat doznawanej tajemnicy. Dlatego tworzymy wspólnotę ludzi otwartych na spotkanie z wyzwaniami współczesności. Pragniemy, by Master Class był drogą poszukiwania wartości i wyborów, myśleniem przyszłości o tym, co warto, a niekoniecznie się opłaca. Biznes, który służy. Człowiek, który służy”.
Wypowiedziane kiedyś prymarne Tak Krzysztof Meissner powtarza w życiu konsekwentnie – pewny, że warto i że opłaca się w innej niż doczesna perspektywie.
Troska o „autonomiczne byty”
Starsza córka nosi imię Zofia – po babce mojego rozmówcy, zmarłej wkrótce po wkroczeniu Armii Czerwonej do Lwowa w 1939 roku, Zofii Koss, mającej w rodzinie i u wszystkich, którzy ją znali, opinię osoby świętej. Młodszą Jadzię nazwano imieniem jego teściowej Jadwigi Święcickiej-Pawliszyn, którą określa on przymiotnikiem fantastyczna, dodając, że życzy każdemu takich teściów, jakich miał sam, niestety krótko, gdyż zmarli przedwcześnie, podobnie jak jego rodzice. Oboje z żoną Agatą (absolwentką fizyki UW, pracującą na Wydziale Fizyki) bardzo boleją nad tym, że córki nie poznały swoich dziadków, a z własnego doświadczenia wiedzą, jak inna jest ich miłość od miłości rodziców: „czyste serce na tacy podane”, bez uciążliwych często dla dzieci powinności wychowawczych.
Zosia skończyła studia na kierunku stosunki międzynarodowe (m.in. opanowała język chiński). Od niedawna pracuje. Młodsza siostra studiuje biotechnologię na Wydziale Biologii UW, zatem ma szansę zetknięcia się z pierwotną doskonałością świata stworzonego.
„Dzieci są bardzo autonomicznymi bytami. Wobec nich najlepszym środkiem wychowawczym jest przykład. Jeżeli my, rodzice, nie jesteśmy do czegoś absolutnie przekonani, lepiej, żebyśmy tego od dzieci nie wymagali, ponieważ one to świetnie dostrzegają. Najmniejsza niespójność między tym, co głosimy, a tym, co robimy, wyjdzie na jaw przy pierwszej okazji i cały misterny plan dydaktyczny runie”.
Jako ojciec podkreśla, że dla niego czymś bardzo ważnym, czego może wymagać i wymaga, jest odrzucenie kłamstwa. Zawsze je zauważy i zawsze będzie niszczyło zaufanie. Druga rzecz to używanie słów obraźliwych czy wulgarnych, które tylko w wyjątkowych przypadkach bywają uzasadnione. W jego wykładach czy rozmowach widać wyjątkową staranność o precyzję i przejrzystość wypowiedzi, a w tym m.in. przejawia się dążenie do prawdy zarówno w pracy naukowej, jak i w życiu.
Córki już od dawna są niezależne i samodzielne, obie dobrze o tym wiedzą i cenią ten status. Młodsza działa aktywnie w Sekcji Rodzin KIK-u, opiekując się dziećmi, którym organizuje obozy i rozmaite zajęcia. Oprócz tego jej pasją jest taniec, a tańczy, wciąż doskonaląc swe umiejętności, od kilkunastu lat, co przy absorbujących studiach sprawia, że rodzice rzadko ją widują w domu.
Mój rozmówca uważa, że przekazał córkom sposób patrzenia na rzeczywistość bezkompromisowo odrzucający wszelkie totalitaryzmy, w szczególności komunizm. Mówiąc o tym, podzielił się ze mną przeżyciem, jakim był dla niego ponad dwadzieścia lat temu widok pociągu z ostatnimi sowieckimi żołnierzami opuszczającymi Polskę. Dla obecnego pokolenia młodych ludzi to w mniejszym stopniu odnosi się do współczesności, a raczej kształtuje stosunek do ojczystej historii i zapewne chroni przed pokusami ulegania różnym ideologiom.
* * *
W tradycji Meissnerów, Lutosławskich i innych z nimi spokrewnionych rodzin utrwaliły się wszystkie najważniejsze wątki składające się na tożsamość inteligencji, której w ostatnich dziesięcioleciach odmawia się poczesnego miejsca w społeczeństwie, utrzymując, że przywództwo duchowe pełnione przez inteligencję sprawują obecnie autorytety zawodowe, lokalne czy środowiskowe. Jednak niekiedy to od przedstawicieli inteligencji gorączkowo oczekuje się zajęcia stanowiska wobec rysujących się kryzysów społecznych, mnożących naruszeń tradycyjnego etosu i pilnych do rozstrzygnięcia kwestii dotyczących edukacji.
W mijającym roku mieliśmy wydarzenia sprzyjające weryfikacji naszych odpowiedzi na podstawowe, postawione przez Krzysztofa Meissnera pytania egzystencjalne. Odbyły się Światowe Dni Młodzieży, świętowaliśmy 1050-lecie chrztu Polski. Następne lata zapewne przyniosą nowe wydarzenia, wobec których trzeba będzie powiedzieć prymarne Tak albo prymarne Nie, ze świadomością, że te odpowiedzi nie kończą naszych wyborów, że będziemy zmuszeni powtarzać je w okolicznościach być może trudniejszych, gdyż świat wokół nas komplikuje się nader szybko.
Polskie rodziny inteligenckie wywodzą się zwykle z dworów lub kamienic, skąd młodzi ludzie wyruszali po nauki do miast uniwersyteckich. Tak rozpoczęta tradycja trwa przez pokolenia, bo naturalne staje się dziedziczenie intelektualnych ambicji. Dzisiaj można je realizować poza akademią, tj. środowiskiem wyższych uczelni, gdyż w zawodach wymagających specjalistycznej wiedzy może ona być pomnażana w wyniku nieustannej praktyki.
Dzieje każdego rodu uczonego pokazują obecność w postawach, zachowaniach, wyborach i ocenach, takich cech, które, gdy występują razem, określamy mianem etosu inteligenckiego. Nabywany w domu, umacnia się i utrwala przez całe dalsze życie, jeśli w domu zyskał mocne fundamenty. Współczesnym tego przykładem jest historia, którą opowiedział mi Krzysztof Meissner.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.