Nie bądź głuchy na głos głuszca
Zaczyna się jeszcze przed świtem, kiedy większość czytelników tego artykułu śpi. Odzywają się pierwsze, najpierw pojedyncze głosy. Ptasia symfonia podejmuje popisy skupione na jednym celu: zachęcić samice do zainteresowania się śpiewakami, a w dalszej perspektywie wyłonić kandydatury na ojców. Wśród brzmiących przed wschodem słońca ptasich treli, w nielicznych już niestety lasach, słychać bardzo nietypową „pieśń miłosną”. Nie przypomina dobrze znanego ćwierkania, fletowych gwizdów, nawet gruchania charakterystycznego dla gołębi – symbolu nowożeńców. Ta składająca się z czterech części pieśń brzmi najpierw jak stukanie o siebie dwóch patyków, potem przyśpiesza, by przejść w dźwięk otwierania butelki szampana, a na końcu ostrzenia noży. Brzmi intrygująco? Każda z tych części nosi określoną nazwę, są to kolejno: klapanie, trelowanie, korkowanie i szlifowanie.
Głuszec (Tetrao urogallus), bo to on jest bohaterem tego tekstu, to ptak niemal mistyczny i rzadki. Jest jednak szansa, że nie zniknie na dobre z lasów Polski oraz innych państw europejskich. Należy postawić sprawę jasno, gdyby nie człowiek, ten odległy krewny dobrze znanej z wiejskich podwórek kury domowej nie byłby zagrożony wyginięciem. Ma jednak szczęście, że jest przy tym gatunkiem na tyle charakterystycznym, symbolem dzikich ostępów, że wielu ludziom leży na sercu jego los. Samiec osiąga wagę nawet ponad pięciu kilogramów i oczarowuje postawą oraz czarno-granatowo-zielonym, lśniącym upierzeniem. Samice, jak u większości gatunków poligamicznych, są mniej imponujące, lecz im również nie można odmówić swego rodzaju piękna. Rudobrązowe upierzenie z czarnymi cętkami sprawiło, że ja, skromna narratorka niniejszego artykułu, zakochałam się w tych niepozornych damach, które robią wszystko, żeby nie rzucać się w oczy drapieżnika i… turysty. Większość ludzi, myśląc o głuszcu, ma przed oczami tokującego gdzieś w leśnych ostępach samca, nawet nie zastanawiając się, jak wygląda samica. Pozwólcie zatem, że opowiem wam krótko o ich życiu prywatnym, od pierwszego spotkania do wyklucia się piskląt.
Ona i on
Ona jest wybredna i zdecydowanie woli mieć wybór. Pozbawiona go niechętnie przystępuje do lęgów. Dlatego w hodowli wolierowej głuszca w Nadleśnictwie Wisła, która umożliwiła przeprowadzenie badań, grupki samic mają możliwość decyzji, który z zaproponowanych im dwóch samców lepiej nadaje się na ojca. On nie będzie brał udziału w wychowywaniu piskląt, po kopulacji jego rola w przedłużeniu gatunku się skończy, dlatego ona szuka partnera, który przekaże pisklętom najlepsze geny. Niemal zawsze wybiera starszego koguta, może wychodząc z założenia, że skoro przeżył tak długo, musi umieć utrzymać się z znakomitej formie. Dla dzikich ptaków życie nie zawsze jest sielanką: drapieżniki chcą je zjeść, pasożyty żyć na ich koszt, a one muszą znaleźć dość pożywienia, żeby utrzymać się przy życiu.
Czasami głuszki nie są chętne do wyboru żadnego z przedstawionych im „kawalerów”, wtedy wkraczają ludzie – doświadczeni pracownicy Zakładu Hodowli Drobiu z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Chwytają koguty, pobierają od nich nasienie, sprawdzają jego parametry, jak ilość plemników oraz ich ruchliwość, i jeśli jest dobrej jakości, wprowadzają je ostrożnie do dróg rodnych samicy. Samce są stymulowane poprzez odpowiedni masaż. Podczas gdy jedna osoba przytrzymuje ptaka, druga masuje go jednocześnie od strony grzbietu i brzucha. Kiedy samiec zaczyna reagować, osoba przeprowadzająca masaż naciska na kloakę i zbiera do próbówki ejakulat. Jest to metoda najmniej stresującą, nieinwazyjna, nie czyniąca ptakom krzywdy, a przy tym skuteczna.
Żeby jednak nie być niesprawiedliwym, może się zdarzyć, że wina leży po stronie samca. Zwłaszcza młody osobnik może nie wiedzieć, co zrobić, jeśli samiczka przycupnie przed nim z opuszczonymi skrzydłami. Głuszec to nie podwórkowy kogut i nie pokryje samicy bez jej zgody. Zdarza się również, że samiec jest tak zaabsorbowany wykonywaną przez siebie pieśnią tokową, że jego „dziewczyny” schodzą na dalszy plan.
Tak jak u ludzi: nie zawsze oboje chcą naraz i nie zawsze mogą. Załóżmy jednak, że wszystko poszło zgodnie z planem, plemnik oraz komórka jajowa się spotkały i powstało nowe życie. Na razie jeszcze takie malutkie, niepozorne, wrażliwe i w jaju. Potrzeba będzie niemal miesiąca ogrzewania, aby pisklę przebiło skorupkę.
Troski przyszłej matki
Głuszka znajduje ukryte, spokojne miejsce, w którym zakłada gniazdo, budując je z dostępnego w pobliżu materiału. Nie jest mistrzem architektem, jak afrykańskie wikłacze czy żyjące w Polsce remizy – gniazdo ma postać płytkiego dołka wyścielonego liśćmi, trawą, gałązkami, czasem pojedynczymi piórami samicy. Wystarczy jednak, aby mogła ona po zniesieniu ostatniego jaja spędzić w nim dwadzieścia sześć dni, opuszczając jaja na średnio pół godziny dziennie. W tym czasie śpi, rozgląda się, co godzinę przeturla jaja, aby zarodki mogły się prawidłowo rozwijać, czasem przebuduje odrobinę gniazdo. Zwykle unika wydawania odgłosów i posilania się roślinnością rosnącą wokół gniazda – to mogłoby zwracać uwagę drapieżników. Przez prawie miesiąc będzie przyjmować mniej pokarmu niż zwykle. W razie niesprzyjającej pogody – deszczu, niskich temperatur – niektóre ptaki mogą porzucić gniazdo, aby ratować siebie, ale zdarzały się przypadki, kiedy nie zostawiały gniazd ani na minutę. Jedna z samic, których instynkt kwoczenia był szczególnie silny, nie przeżyła trudów wysiadywania, chociaż karmidła, do których pracownicy ośrodka codziennie dostarczają świeże pożywienie, nie znajdują się daleko. Takie drastyczne przypadki nie zdarzają się na szczęście często. Niemniej świadczą o tym, jak silny jest instynkt opieki nad potomstwem.
Jaja i pisklęta głuszców są wrażliwsze niż większości drobiu. W tradycyjnych inkubatorach wyniki lęgów są gorsze niż gdy to samica ogrzewa jaja. Dlaczego? Na razie jeszcze tego nie wiemy. W grę wchodzić mogą różnice w sposobie ogrzewania lub częstotliwość obrotów jaj, a nawet oś, według której są one obracane. W tradycyjnych inkubatorach dzień lub dwa przed spodziewanym terminem klucia jaja są przekładane do tak zwanych komór klujnikowych, gdzie większa jest wilgotność oraz nie stosuje się już obracania jaj. Ze wstępnych obserwacji wynika jednak, że gdy pisklęta zaczynają się kluć, samica zwiększa częstotliwość obrotów jaj o połowę.
Żmudna praca obserwatora
Analiza zachowania ptaków odbywa się w zaciszu uczelnianej pracowni. Niemożliwe byłoby przeprowadzenie obserwacji siedząc przy gnieździe nawet najciszej i najspokojniej. Ptaki mogłyby się niepokoić, nawet porzucić gniazda, ich zachowanie mogłoby ulec zmianie, dlatego w pobliżu instaluje się kamery, które rejestrują całodobową aktywność. Samice nie reagują na ich widok, traktując je jako element wybiegów.
Gdy skończy się sezon lęgowy, nadchodzi żmudna praca przeanalizowania około 625 godzin nagrań przypadających na jednego ptaka. Gdy zwiększymy liczbę obserwowanych samic do akceptowalnej wartości statystycznej dziesięciu osobników, pula godzin wideo rośnie do 6250. To prawda, że najważniejszą cechą badacza behawioru zwierząt jest cierpliwość. Już teraz wiemy, że zmienia się częstotliwość obrotów jaj w poszczególnych dniach inkubacji, będąc największą na początku i końcu, oraz że samice najchętniej opuszczają gniazdo w godzinach wieczornych i porannych. Okazuje się także, że gdy ptakom nie zagrażają drapieżniki, nie wszystkie głuszki zakrywają jaja roślinami, opuszczając gniazdo, w przeciwieństwie do ich dziko żyjących odpowiedniczek.
Kolejnym zadaniem po wstępnym przeanalizowaniu rytmu inkubacji, czyli częstotliwości i porach opuszczania gniazda, jest rozstrzygnięcie, czy wraz z wiekiem samic, a tym samym ich doświadczeniem, zmienia się ich zachowanie. Czy starsze osobniki osiągają lepsze wyniki lęgów i jaki jest tego powód? Czy leży on w procencie jaj zapłodnionych, a może właśnie w behawiorze? Jak mają się dane pochodzące z niewoli do informacji na temat dziko żyjących osobników? Czy wypuszczane ptaki nie zatracają prawidłowych odruchów? Różnice w zachowaniu samic są widoczne, lecz nikt nie wie, o ile istotne statystycznie. Praca z żywymi organizmami nie zawsze polega na systemie zero-jedynkowym. Szczególnie widoczne jest to w badaniach behawioralnych, gdy naukowiec staje przed dylematem, czy to, co zaobserwował, jest czymś powszechnym, czy już anomalią. Nasz największy problem z badaniem zachowania zwierząt polega na tym, że nie możemy podsunąć zwierzęciu ankiety, dlaczego zachowało się tak, a nie inaczej. Jedyne co możemy zrobić, to obserwować i łączyć naszą wiedzę z informacjami z ekologii, ewolucjonizmu, fizjologii i innych dziedzin.
Można zapytać: po co to wszystko? Dzisiaj wiemy, że zwierzęta mogą dostosowywać swoje zachowanie do zmieniających się warunków. Naszym zadaniem jest określenie, w jakim zakresie może ono ulegać modyfikacjom. Co więcej, zaobserwować zachowania nietypowe, niepożądane i zapytać co jest ich przyczyną. Co zrobić, żeby im zapobiec. Jak wykorzystać wiedzę z zakresu behawioru w ochronie gatunków.
Jeśli te argumenty nie przekonują, pozwolę sobie dodać jeszcze jeden. Czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy zwierzętami. Obserwowanie innych organizmów jest także wskazówką na temat ewolucji zachowań oraz ich pochodzenia. Naszych zachowań także.
Szczęśliwe zakończenie
Stadka rodzinne głuszców złożone z samicy i jej piskląt rozpadają się jesienią. W tym czasie też wypuszczane są odchowane w hodowli wolierowej Nadleśnictwa Wisła młode ptaki, aby mogły zasilić dziko żyjącą populację. Część głuszców zostanie jednak w ośrodku, by jak ich matki i ojcowie uczestniczyć w rozrodzie. Niektóre pojadą nawet do innych krajów, w których ten leśny kurak także stoi na skraju wyginięcia, by tam tworzyć stado zarodowe.
Chociaż te imponujące ptaki niemal zupełnie zniknęły z fauny naszego kraju, dzięki wysiłkom wielu ludzi mają szansę nadal tokować, zakładać gniazda i żyć. Pojawiają się już ostrożne głosy, że podjęte działania przynoszą efekty i głuszce nie tylko przestały zmniejszać swoją populację, lecz się odradzają. Może nawet któryś z czytelników będzie tym szczęśliwcem i zobaczy je w ich naturalnym środowisku, gdzie zawsze wyglądają najpiękniej.
Zaś jeśli o mnie chodzi, czekają mnie długie, zimowe wieczory z głuszcami na monitorze wideorejestratora oraz tabelami do uzupełniania. Na wiosnę wszystko zacznie się od nowa i te majestatyczne, leśne kuraki znów zaczną tokować, zakładać gniazda, wodzić pisklęta… i tak co roku. Aż może nadejdzie dzień, kiedy nie będą już tak rzadkie jak dzisiaj.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.