Najlepsze, co mamy w kształceniu

Z dr hab. Marią Próchnicką, sekretarzem Polskiej Komisji Akredytacyjnej i prof. Krzysztofem Diksem, przewodniczącym PKA, rozmawia Piotr Kieraciński

Państwo wolą POLKę czy PAKę?

Maria Próchnicka i Krzysztof Diks (razem): PAKę.

Czym właściwie jest PKA?

KD: Formalnie jest komisją akredytacyjną…

Która nie wydaje akredytacji…

KD: W misji PKA zapisano dbałość o jakość szkolnictwa wyższego w Polsce.

Czy ona podnosi tę jakość?

KD: Myślę, że PKA przede wszystkim dba, by jakość kształcenia wyższego nie spadła poniżej pewnego niezbędnego, przyzwoitego poziomu. Z drugiej strony, PKA promuje najlepsze, co mamy w kształceniu na poziomie wyższym. Na ocenę wyróżniającą naprawdę trzeba zasłużyć.

Jednak komisji zarzuca się, że nie tyle dba o jakość, co sprawdza dokumentację, czasami specjalnie na jej potrzeby wytworzoną. Państwo piszą „wizytacje PKA”, a powszechnie mówi się „kontrole”. Zatem akredytacje czy kontrole?

KD: Oboje pracowaliśmy w poprzedniej ekipie PKA i te zarzuty odnoszą się także do nas. Na pewno członkom PKA leży na sercu podnoszenie jakości kształcenia na naszych uczelniach. Przepisy zmuszały PKA do tego, żeby spełniała także funkcje kontrolne. W ustawie zapisano wprost, że PKA sprawdza (formalne) warunki prowadzenia studiów. Dla przykładu, w ramach oceny minimum kadrowego zespoły PKA były zobowiązane do sprawdzania kompletności dokumentacji dotyczącej wykładowców, jak np. oświadczenia nauczycieli akademickich o zgodzie na zaliczenie do minimum, ich dyplomy oraz umowy o pracę. Studenci sprawdzali, jak funkcjonują systemy pomocy materialnej. Czy to przekłada się na jakość kształcenia? Dlatego Polska Komisja Akredytacyjna była postrzegana głównie jako instytucja kontrolna.

MP: Nie zgadzam się z tym, że nie jesteśmy komisją akredytacyjną. Proces oceny, który realizujemy, spełnia kryteria procedury akredytacyjnej. Określamy kryteria i oceniamy, w jakim stopniu instytucja lub program kształcenia spełniają te kryteria. Zatem jeśli wydajemy ocenę pozytywną, to niejako akredytujemy kierunek.

Czy eksperci PKA mają jakikolwiek margines swobody w działaniu, czy o wszystkim decydują przepisy?

KD: Dotyka pan bardzo ważnego problemu. Pomimo ograniczeń prawnych eksperci mieli, mają i będą mieli jeszcze większą swobodę w merytorycznej ocenie wszystkich aspektów kształcenia. Łatwiej jest uzasadnić zarzuty formalne, wynikające z przepisów, niż zarzuty merytoryczne, wynikające z wiedzy i doświadczenia eksperta. Dla przykładu: już dotychczasowe zasady wymagały od eksperta oceny koncepcji kształcenia, co ewidentnie wymaga wiedzy eksperckiej. Następnie - oceny zgodności programu kształcenia z tą koncepcją. To także wymaga zrozumienia zależności między koncepcją a programem kształcenia. Zatem nigdy nie było tak, że PKA badała jedynie dokumenty. Prawdą jest jednak, że dotychczasowe przepisy często zmieniały eksperta w kontrolera. I znów przykład: ekspert musiał sprawdzać, czy modułom zajęć do wyboru przyporządkowano co najmniej 30% punktów ECTS? A co będzie, jeśli jest ich tylko 28%? Liczba i rodzaj zajęć do wyboru powinny wynikać tylko z założonej koncepcji kształcenia i możliwości realizacji tych zajęć. Jeśli ktoś przyjął koncepcję, która wymaga, aby wszystkie zajęcia były obowiązkowe, to tak powinien ułożyć program studiów. Na dobrym, dużym wydziale Uniwersytetu Warszawskiego możliwość spełnienia warunku dotyczącego modułów zajęć do wyboru wynika z zasobów kadrowych i możliwości tej jednostki. Jeżeli natomiast jesteśmy na małej uczelni, której kadra nie jest tak liczna i różnorodna pod względem specjalizacji badawczej lub zawodowej, taki warunek bardzo trudno spełnić. Tymczasem prawodawca chciał, aby wszystko było ułożone według jednego schematu. To formalizowało działania PKA.

Od października PKA miała działać inaczej. Czy tak się stało? Czy urzędnicy przejęli część kontroli formalnej? Czy to oznacza mniej biurokracji dla uczelni, czy dla PKA?

KD: Nowe przepisy obowiązują od 1 października. Teraz PKA dostosowuje swoje rozwiązania do nowej sytuacji, konsultując je z zainteresowanymi. Zaczniemy działać po nowemu od 1 stycznia 2017 roku. Nie jest to jednak takie proste. Gdy zastanawialiśmy się, jaką część formalnej oceny kształcenia może przejąć ministerstwo, okazało się, że nie jest tego wiele. Właściwie nie ma nic, poza tym, co uczelnie muszą raportować do systemu POL-on. W sumie ogranicza się to do formalnych aspektów spełnienia wymogów minimum kadrowego. Natomiast już ocena, czy proponowana osoba ma wystarczający dorobek, aby można ją było zaliczyć do minimum, musi należeć do eksperta. Ocena eksperta będzie w dużej mierze wynikiem analizy raportu samooceny przygotowanego przez jednostkę. Nowe formularze samooceny zostały już skierowane do konsultacji i są dostępne w witrynie internetowej PKA. Dążymy do tego, by ograniczyć ilość dokumentacji przygotowywanej przez uczelnie. Z drugiej zaś strony, będziemy się starali, żeby oceniane jednostki dokonywały pogłębionej autorefleksji na temat wszystkich aspektów związanych z jakością kształcenia. Odniosę się do minimum kadrowego, a w rzeczywistości do całej kadry dydaktycznej. Zgodnie z nowymi kryteriami nie będą nas interesowały dokumenty potwierdzające formalnie możliwość zaliczenia uczonego do minimum. Oczekujemy jednak, by on sam przedstawił zwięźle swoje najważniejsze osiągnięcia naukowe, zawodowe i dydaktyczne z ostatnich pięciu lat, związane z przedmiotami, które wykłada na ocenianym kierunku studiów.

To samoocena…

KD: Tak i to bardzo trudna, a rolą eksperta jest ocena zgodności dorobku naukowego, zawodowego i kompetencji dydaktycznych nauczyciela z potrzebami wynikającymi z realizacji programu kształcenia na ocenianym kierunku. Jeśli ktoś ma osiągniecia, potrafi to dobrze, krótko opisać. Jak ktoś nie ma się czym chwalić, będzie miał z tym problem.

Czy to będzie wymagało mniej papierów od uczelni?

KD: Formalnej dokumentacji będzie zdecydowanie mniej.

Będzie inna od tego, czego żądają państwo obecnie?

KD: Będzie zdecydowanie inna.

MP: W nowym wzorze raportu PKA proponuje uczelni pewną ramę. Chodzi o to, żeby przedstawić sposób myślenia o programie kształcenia, wskazując punkty odniesienia, które są ważne dla dokonania ewaluacji programu kształcenia, z jednoczesnym umożliwieniem przedstawienia przez uczelnię takich elementów, które nie zostały przez PKA uwzględnione w proponowanej ramie, natomiast szkoła uznaje je za istotne dla oceny programu.

KD: Chcemy, żeby uczelnie chwaliły się tym, co mają najlepszego.

Tymczasem niedawno na pewien wydział zamiast zespołu trzyosobowego przyjechało jedenaście osób.

KD: Wciąż jeszcze prowadzimy oceny według starych przepisów. Jest zatem ocena instytucjonalna. Jeśli o taką chodziło, to mogło się tak zdarzyć, ponieważ często w skład zespołów wchodzili uczący się obserwatorzy – przyszli eksperci. Planowane składy zespołów będą liczyły najwyżej sześć osób: przewodniczący – członek PKA, dwóch ekspertów merytorycznych, ekspert studencki i sekretarz zespołu. W przypadku profilu praktycznego członkiem zespołu oceniającego będzie dodatkowo ekspert-pracodawca.

Profil praktyczny będzie chyba dominował?

KD: Jest pytanie, co się stanie z profilami kształcenia w nowej ustawie? Jeśli nastąpi wyraźne zróżnicowanie uczelni na badawcze i zawodowe, to może nie będzie trzeba już różnicować profili kształcenia.

MP: Profil powinien wynikać z koncepcji kształcenia. W sensie merytorycznym, to znaczy określania orientacji kształcenia, profile nie znikną. Ale powinny zniknąć w sensie odgórnego definiowania warunków prowadzenia określonego profilu, ze wskazaniem np. na to, jaka część modułów kształcenia ma mieć charakter praktyczny. Uczelnia powinna być autonomiczna w określaniu efektów kształcenia, na ile dany kierunek przygotowuje do wykonywania zawodu czy wejścia na rynek pracy.

KD: To uczelnia w koncepcji kształcenia powinna określić, kogo chce wykształcić, a program kształcenia powinien być temu podporządkowany. Nie ma potrzeby sztucznego wyodrębniania profilu praktycznego czy ogólnoakademickiego. Jeżeli mówimy, że chcemy kształcić na rynek pracy, w konkretnym zawodzie, to całe kształcenie powinno być temu podporządkowane, odbywać się w odpowiednich warunkach, z udziałem ludzi, którzy znają realia zawodu, praktykami w miejscach, gdzie można rzeczywiście kształtować umiejętności praktyczne na stanowisku pracy. To wszystko powinno wynikać z koncepcji kształcenia. Jeżeli ktoś w niej zapisuje, że będzie kształcił na rynek globalny, to sprawdzimy, co z nauczaniem w językach obcych, czy istnieje współpraca międzynarodowa, czy zatrudniono wykładowców obcokrajowców, czy jest intensywna wymiana międzynarodowa, a jeszcze lepiej studia międzynarodowe. Jeżeli przeczytamy literalnie ustawę, to mamy kierunek ogólnoakademicki, który powinien być związany z badaniami naukowymi i profil praktyczny, w którym połowa zajęć powinna być prowadzona w warunkach zbliżonych do tych, jakie faktycznie występują na rynku pracy w danym zawodzie. Zadajmy sobie pytanie, w jakim stopniu te wymagania są dla każdego programu kształcenia konieczne do spełnienia? Czy nie lepiej pozostawić uczelniom określenie orientacji programu kształcenia i jej odzwierciedlenie w jego realizacji, a następnie dokonanie oceny, czy to ma sens.

MP: Jest jeszcze jeden problem, który polega na swego rodzaju stygmatyzowaniu profilu praktycznego: są niższe wymagania dotyczące minimum kadrowego, nie trzeba prowadzić badań. Jak w takim razie ma się rozwijać kadra? Przecież wyniki badań wykorzystujemy np. aby usprawnić produkcję. Czy istotnie da się prowadzić wysokiej jakości kształcenie praktyczne bez badań naukowych? Wydaje się, że nie.

KD: W ustawie i rozporządzeniach należy unikać nadmiernej regulacji warunków, które powinny spełniać programy kształcenia. Nie ma konieczności określania w przepisach prawa, że np. więcej niż połowa punktów ECTS ma być przyporządkowanych do zajęć, które będą prowadzone w warunkach zbliżonych do rzeczywiście istniejących w praktyce zawodowej. To powinno wynikać z założonej koncepcji kształcenia, oczekiwanych efektów i środków oraz metod realizacji programu kształcenia.

MP: Za to należy na przykład ocenić, czy praca dyplomowa na kierunku, który ma być praktyczny, rzeczywiście potwierdza kompetencje praktyczne absolwenta.

Ocena instytucjonalna odchodzi?

KD: Środowisko nauk ścisłych, z którego się wywodzę, właśnie tę ocenę traktowało jako najbardziej biurokratyczną, której dokonywano nie na podstawie rzeczywistych osiągnięć jednostki, ale na podstawie istnienia bądź nieistnienia formalnego systemu zapewniania jakości. W ocenie instytucjonalnej, niezależnie od tego, czy było to wynikiem świadomego działania, czy też nie, dominujące znaczenie miała wytworzona dokumentacja, a nie rzeczywiste efekty działań wydziałów. Zdarzało się, że te, które szczyciły się wynikami badań i osiągnięciami studentów o zasięgu światowym, ledwo osiągały ocenę pozytywną. Nie jestem przeciwnikiem oceny instytucjonalnej, ale chciałbym jej nadać nową formułę. To wyzwanie dla PKA w obecnej kadencji. Ocena instytucjonalna powinna być w pełni dobrowolna i przeprowadzana na wniosek jednostki. Zespół oceniający powinien mieć charakter międzynarodowy i skupiać się na całości działania jednostki lub tych elementów, które jednostka chciałaby poddać weryfikacji, np. badania i ich związek z kształceniem, internacjonalizacja, kształcenie praktyczne itp. Nie stosowano by skali ocen. Jednostka otrzymywałaby tylko znak najwyższej jakości kształcenia. Udział jednostki w procesie akredytacji nie podlegałby upublicznieniu. Do publicznej wiadomości podawane byłoby przyznanie znaku najwyższej jakości.

To byłaby po prostu akredytacja.

KD: Tak. Pojawia się ktoś z zewnątrz i mówi: ta jednostka jest pod każdym względem lub w niektórych obszarach działania doskonała. Nie ma stopniowania ocen, jest tylko jeden certyfikat. Do oceny przystępowałyby tylko te jednostki, które tego chcą…

Teraz też tak było. Ona była dobrowolna.

MP: Niezupełnie. W ustawie było zapisane, że PKA może przeprowadzić ocenę instytucjonalną. W rezultacie komisja decydowała o podjęciu oceny instytucjonalnej i wyznaczała do niej jednostki organizacyjne uczelni, spełniające określone warunki.

KD: Ocena instytucjonalna mogła być negatywna czy też warunkowa. W rzeczywistej akredytacji nie stosuje się skali ocen. Wynikiem jest certyfikat doskonałości lub jego brak. Ona jest, albo jej nie ma. I koniec. Ważne, żeby certyfikat był także nagradzany, np. dotacją projakościową z MNiSW.

Wtedy nazwa PKA zyskałaby wypełnienie. Czy pozostaje system ocen, który obowiązywał dotychczas?

MP: One są zapisane w ustawie, zatem nie możemy działać inaczej.

Czyli nadal będzie „od cudownie po okropnie”?

MP: Nadal będzie tak, że przyznajemy jedną z ocen zapisanych w ustawie, a nie tylko potwierdzamy jakość kształcenia.

Czy ocena wyróżniająca będzie dawała coś ekstra?

MP: O to należałoby zapytać ministra. Na pewno jest ona doceniana przez jednostki organizacyjne uczelni, bo jest to dla nich istotny konkret. Uczelnie wykorzystują ją w celach promocyjnych. W tym roku mieliśmy już pytania, czy mogą się nią chwalić na stronie internetowej. Ponadto, jednostki uczelni, które prowadzą wyróżnione kierunki studiów, otrzymują dodatkowe środki finansowe, zgodne z obowiązującymi dotychczas przepisami.

Czy kryteria oceny muszą być konsultowane? Czy to nie sami eksperci powinni je wymyślić i stosować?

KD: One są zapisane w ustawie. W rozporządzeniu zostały nieco uszczegółowione, my zaś mamy delegację ustawową, żeby je uszczegółowić. Udało się tak zrobić, że w dokumentach kryteria opisane są na dużym poziomie ogólności, stąd też kryteria, które poddajemy konsultacjom, nie są aż tak szczegółowe.

MP: Nie ma powodu, żeby sami zainteresowani – oceniani czy inni interesariusze szkolnictwa wyższego – nie mogli ze swej strony wnieść czegoś do kryteriów oceny. Oni wiedzą, co w ich działalności jest istotne.

Jakie są kryteria oceny?

KD: Koncepcja kształcenia, program kształcenia i możliwości jego realizacji, skuteczność wewnętrznego systemu zapewnienia jakości pod kątem doskonalenia programu kształcenia, kadra, współpraca z otoczeniem społeczno-gospodarczym, umiędzynarodowienie procesu kształcenia, infrastruktura i studenci.

Czyli nic się nie zmieniło.

KD: Zmieniło się rozłożenie akcentów. Poprzednio w końcowej ocenie bardzo dużą rolę odgrywał sam system zapewniania jakości. Myśmy położyli akcent na koncepcję i program kształcenia oraz jego realizację. Najważniejsza jest koncepcja, ważnym warunkiem realizacji programu jest kadra. Planujemy, że – aby uzyskać ocenę wyróżniającą – trzeba będzie mieć ponad połowę, czyli co najmniej pięć kryteriów ocenionych jako spełnione w stopniu wyróżniającym.

Czy państwo sobie wyobrażają, że – jak chciano tego podczas konferencji o umiędzynarodowieniu w Rzeszowie – komisja będzie przyznawała akredytacje międzynarodowe tak prestiżowe, że będą się o nie ubiegały instytucje zagraniczne?

KD: Żadna narodowa agencja nie przyznaje takich akredytacji. Najbardziej liczą się akredytacje dziedzinowe, które zapewniają międzynarodową uznawalność kwalifikacji.

Czy w systemie akredytacji jest miejsce dla środowiskowych komisji akredytacyjnych w takiej postaci, w jakiej działają w Polsce?

KD: Brałem udział w powstawaniu Uniwersyteckiej Komisji Akredytacyjnej. To, co było pożyteczne wówczas, to wymiana informacji między podobnymi jednostkami. Jednak w momencie, gdy pojawiła się PKA, komisje środowiskowe powinny odnaleźć się w nowej roli, a ich oceny stanowić wartość dodaną dla uczelni. Powstaje pytanie, jaką wartość dodaną do ocen dokonywanych cyklicznie przez PKA mogłyby wnieść komisje środowiskowe? Myślę, że mogłyby akredytować kierunki studiów w sensie ścisłym, tzn. nadawać znak wysokiej jakości kształcenia.

Z naszej rozmowy widzę, że ocena nie będzie mocno odformalizowana, że w sumie wiele się na razie nie zmieni, bo zadania komisji pozostają w gruncie rzeczy takie same. Znika tylko ocena instytucjonalna.

KD: Nie. Zdecydowanie przechodzimy od oceny formalno-eksperckiej do oceny ściśle eksperckiej, od funkcji kontrolnych do funkcji doradczych, wspierających uczelnie w doskonaleniu programów kształcenia i warunków ich realizacji. Chcemy służyć uczelniom pomocą w budowaniu kultury jakości. Informacje, które będziemy chcieli pozyskać od uczelni, nie będą miały charakteru formalnego, a powinny przybrać postać głęboko przemyślanej autooceny, kogo, w jakim celu i w jaki sposób kształcimy. Także sposób przeprowadzania oceny będzie inny: więcej rozmowy, dyskusji, wypracowywania wspólnych wniosków, które mogłyby się przyczynić do poprawy jakości kształcenia na ocenianym kierunku.

Jednak w komisji pozostają częściowo ci sami ludzie, którzy przywykli do dawnego podejścia i trudno im będzie zmienić nastawienie.

MP: Po pierwsze, część komisji się zmieniła. Po drugie, zamierzamy przeprowadzić na początku przyszłego roku szereg szkoleń wewnętrznych. A potem już wszystko w rękach ludzi.

KD: Wszystko w rękach środowiska, które tworzą i oceniani, i oceniający. Wiem, że część środowiska wolałaby, żeby komisja wypracowała listę kontrolną z pytaniami i binarnymi odpowiedziami. Pozornie byłoby to pełne odbiurokratyzowanie procesu oceny. Nie akceptuję takich łatwych rozwiązań i nie mógłbym się zgodzić na ich firmowanie. Uważam wszelką punktomanię za szkodliwą dla szkolnictwa wyższego w Polsce, ale to już temat na inną rozmowę.

Rozmawiał Piotr Kieraciński