Więcej złego niż dobrego

Mirosław Szreder

W propozycji nowego algorytmu jest kilka elementów pozytywnych, które skłaniać powinny uczelnie do większego wysiłku badawczego i podnoszenia jakości pracy naukowej, jednak większość zmian ocenić należy krytycznie.

Uwzględnienie kategorii naukowej jednostek w podziale środków finansowych i bezpośrednie jej odniesienie do zatrudnionej w uczelni kadry jest silnym bodźcem do podnoszenia jakości wyników prac badawczych poszczególnych jednostek uczelni. I chociaż element ten został włączony do algorytmu podziału środków finansowych nie na badania, lecz na kształcenie studentów i doktorantów, to nie powinno to raczej budzić kontrowersji. Uzasadnienie jego wydaje się bowiem dość oczywiste – wyższy poziom naukowy uczelni, jej jednostek organizacyjnych i pracowników wpływa pozytywnie na jakość kształcenia studentów. W tym sensie twórcom nowego algorytmu udało się wpleść do jego konstrukcji czynnik projakościowy.

Na poparcie zasługuje także propozycja zrównania uczelni uczestniczących w konsorcjach realizujących projekty badawcze, bez względu na to, czy dana uczelnia pełni rolę lidera (do tej pory wyżej premiowanej), czy członka (partnera) konsorcjum.

Na tym niestety kończą się, moim zdaniem, dobre strony zmian w nowym algorytmie. W szczególności cały ważny segment studencko-doktorancki jest w nowym wydaniu algorytmu gorszy od obecnie funkcjonujących rozwiązań.

Nie zostało spełnione najczęściej wyrażane w środowisku akademickim oczekiwanie, że waga składnika studencko-doktoranckiego ulegnie zmniejszeniu. W obecnie obowiązującym algorytmie studenci i doktoranci decydują w 35 proc. (albo, po uwzględnieniu stałej przeniesienia, w 12,25 proc. = 0,35* 0,35*100) o wysokości dotacji. W przedłożonej propozycji ministerstwa mamy odpowiednio wagę 40 proc. (albo, po uwzględnieniu nowej stałej przeniesienia, 20 proc. = 0,40*0,50*100). Jakkolwiek by wagę tego składnika interpretować, widać, że rośnie ona, a nie maleje. Nie zmienia tego fakt, że do składnika studencko-doktoranckiego włączono w tej propozycji wskaźnik SSR, do którego odniosę się niżej. Krótko mówiąc, w nowym algorytmie takie elementy, jak ilość i jakość kadry akademickiej, aktywność naukowa i wymiana zagraniczna, uzyskują łącznie niższą wagę, niż było to do tej pory. Waga ta zmniejsza się z 65 do 60 proc., a po uwzględnieniu stałej przeniesienia z około 88 do 80 proc. Stoi to w sprzeczności z deklarowanym przez MNiSW wzmocnieniem jakości nauczania w nowym algorytmie.

Zastosowanie wskaźnika SSR (Student Staff Ratio), będącego ilorazem liczby studentów i doktorantów (stacjonarnych i niestacjonarnych) i liczby etatowych pracowników naukowo-dydaktycznych w danej uczelni, oceniam krytycznie z kilku powodów.

Po pierwsze, wykorzystanie tego elementu jako stymulatora do zmniejszenia liczby studiujących w uczelniach publicznych bez dalszych kroków, których skutkiem byłaby mniejsza liczba uczniów zdających maturę w liceach ogólnokształcących, doprowadzi natychmiast do zwiększenia liczby studiujących w uczelniach niepublicznych. Publiczne uczelnie zmniejszą limity przyjęć, aby zmniejszyć wartość SSR, co wymuszać będzie nowy algorytm, a równocześnie gdzieś będą musieli znaleźć sobie miejsce do studiowania pozostali maturzyści. Na wolnym rynku edukacyjnym, takim jak w Polsce, rozwiązanie to wyraźnie sprzyjać będzie szkołom niepublicznym.

Po drugie, deklarowaną wolą MNiSW jest wykorzystanie nowego algorytmu do podziału środków finansowych dla uczelni już w 2017 roku. Jeżeli zaś nowy algorytm ma motywować uczelnie do określonych zachowań, np. zmniejszenia liczby przyjęć na studia, to trzeba dać na to uczelniom szansę choćby jednego roku, czyli jednej rekrutacji. W przeciwnym razie wskaźnik SSR w nowym algorytmie byłby dla większości uniwersytetów karą, a nie stymulatorem przyszłych zachowań. W większości bowiem spośród dziewiętnastu największych uniwersytetów w Polsce wskaźnik SSR przyjmuje wartości wyższe od postulowanego przez ministerstwo przedziału 11–13. W grudniu 2015 roku wskaźnik ten był wyższy od 13 aż w szesnastu uniwersytetach. Na przykład w Uniwersytecie Jagiellońskim przekraczał wartość 17, a w Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego wartość 20. 

Po trzecie, dążenie do szybkiego zmniejszenia wskaźnika SSR, w celu uniknięcia konsekwencji finansowych, może skłonić uczelnie do jednoczesnego zmniejszania licznika (liczby studentów) i zwiększania mianownika (liczby nauczycieli akademickich). Korzystne może się okazać, na przykład, przedłużanie zatrudnienia profesorom tytularnym, którzy przekroczyli 70. rok życia. To z kolei stałoby w sprzeczności z dążeniami ministerstwa do odblokowania dróg zatrudnienia i awansu dla młodych.

Inne moje zastrzeżenie dotyczy zmian w składniku wymiany, gdzie zrównano wagi dla studentów przyjeżdżających z zagranicy oraz wyjeżdżających za granicę. Z wcześniejszych wypowiedzi ministerstwa wynikało, iż oczekuje ono, że uczelnie zwiększą odsetek studiujących w Polsce obcokrajowców. Większa waga dla przyjeżdzających z zagranicy studentów w obecnie funkcjonującym algorytmie sprzyjała takim działaniom, nowe rozwiązanie je osłabi.

Sądzę, że proponowane przez ministerstwo zabezpieczenie przed spadkiem dotacji o więcej niż 5 proc. w stosunku do poprzedniego roku będzie dla uczelni trudne do przyjęcia. Przedział tego zabezpieczenia, wynoszący +/– 5 proc., wydaje się tylko w liczbach względnych stosunkowo atrakcyjny. W rzeczywistości, jeżeli zdamy sobie sprawę z tego, że 5 proc. dotacji oznacza w przypadku średniej wielkości uniwersytetu co najmniej 10 milionów złotych, to skalę dopuszczalnych wahań uznać należy za zbyt dużą. Dodatkowo, gdyby nowy algorytm miał być zastosowany już do podziału dotacji na 2017 roku, uczelnie nie miałyby żadnych szans na podjęcie działań pozwalających uniknąć wielomilionowych spadków dotacji.

Prof. dr hab. Mirosław Szreder, kierownik Katedry Statystyki na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Gdańskiego, prorektor UG ds. rozwoju i finansów w latach 2012-2016