Sztuka tańca
W jednym z wywiadów zwróciła pani uwagę, że „taniec stał się swoistym hobby dla celebrytów, bardziej rozrywką niż sztuką (…) z wielką trudnością rozwija się jako wiedza i nauka”.
Taniec ma bardzo wiele twarzy – od początku je miał, poczynając od tzw. prototańców, o charakterze sakralnym, poprzez starożytną Grecję łączącą duchowość z rozwojem strony fizycznej, zawsze w połączeniu z harmonią i pięknem. Dopiero Rzym zaczął sprzedawać i wykonawcę, i tancerza, traktując taniec jako rodzaj rozrywki. Dziś mamy podobną sytuację. Celebryci, którzy większość działań podejmują w celu promocyjnym, dzięki temu, że prezentują się tanecznie, mogą się lepiej sprzedać. Na takie zjawisko wskazuje też socjologia – ono ma swoje dobre strony, bo na warsztatach, które w tym roku organizujemy po raz dwudziesty trzeci, mamy zapewniony komplet, ale jest też inna strona medalu… Wybór jest ogromny: jest taniec bardziej komercyjny, ruch nastawiony na rozwój ciała typu body mind, taniec profesjonalny, dla zawodowców. Natomiast jeżeli mówimy o tańcu jako o nauce, zdarzyła nam się rzecz niezwykła, gdyż Uniwersytet Muzyczny im. Fryderyka Chopina w Warszawie przyznał pierwszy tytuł doktora honoris causa w tej dziedzinie. Otrzymał go wybitny choreolog – prof. Roderyk Lange. Przygotowałam laudację na jego cześć i byłam promotorem tego doktoratu.
Pani z kolei była pierwszą tancerką, która otrzymała tytuł profesora.
Jestem pierwszą osobą, która mogła przejść całą drogę naukową łącznie z habilitacją i uzyskać tytuł belwederski profesora tańca. Było to możliwe tylko dlatego, że jako pedagog zajmuję się choreografią. Zostałam profesorem jako choreograf, a nie jako były wykonawca, jako była primabalerina z wielkim repertuarem…
Czy są jakieś postulaty środowiska związane z nadawaniem stopni naukowych w dziedzinie tańca? Skoro plastyk może przygotować wystawę swoich prac, a tancerz nie może zatańczyć, mamy do czynienia z pewnym ograniczeniem.
Być może uda nam się to przełamać. Postulaty były i są, jednak ranga tańca w odbiorze społecznym nie jest wysoka na tle innych dziedzin sztuki, nie mówiąc już o nauce.
Problem rozwoju tańca jako nauki wiąże się zapewne z tym, że – jak pani wspomniała – jest niewielu tancerzy, którzy mogą zostać profesorami, a tym samym wejść do minimów kadrowych na uczelniach.
Uczą na ogół ci, którzy nie są tancerzami, co generuje różne konflikty i nieporozumienia, w związku z czym często nie pomagamy sobie nawzajem w promowaniu i scalaniu tej dziedziny sztuki. Teraz – oddając Polski Teatr Tańca w ręce mojej następczyni, dr Iwony Pasińskiej – tym bardziej planuję skupić się na edukacji, bo to jest kolejna misja, która mnie czeka po 28-letnim etapie dyrektorowania Teatrowi.
Wspominała pani kiedyś o zamiarze napisania podręcznika…
Zastanawiam się nad napisaniem 4-częściowego poradnika – jestem w stanie poradzić tancerzowi, poradzić pedagogowi tańca, choreografowi albo dyrektorowi zespołu tanecznego. Zamierzam swoimi doświadczeniami podzielić się również na piśmie, a w tej chwili dzielę się nimi bezpośrednio ze studentami i tancerzami. Natomiast choreologia jako nauka ma swoje własne zapisy – na przykład kinetogramy, które były promowane poprzez profesora Langego i środowisko związane z poznańskim Instytutem Choreologii. Jest jeszcze choreoterapia, która zaczęła się niesamowicie rozwijać. Jako prezes Polskiego Towarzystwa Choreoterapii mogę powiedzieć, że w tym przypadku taniec zbliża się do takich nauk, jak psychologia czy medycyna. Z kolei na Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu otworzyliśmy niedawno Pracownię Nauk o Tańcu, której zadaniem jest m.in. promocja tańca w kulturze fizycznej. Proponujemy, aby tam, gdzie jest to możliwe, zamienić WF na taniec. Poznański AWF kształci w specjalnościach „nauczyciel tańca” i „tancerz terapeuta”, który jest jednak bardziej instruktorem niż choreoterapeutą.
Czy są problemy z określeniem granic tego zawodu?
Nie. Polskie Towarzystwo Choreoterapii wyznacza trzy etapy, które kolejno można realizować. Ten ostatni wymaga superwizji oraz większej wiedzy i wykształcenia w kierunku psychologii, bo poprzez taniec można łatwo zmanipulować grupę albo konkretnego człowieka, pacjenta. Tak naprawdę warsztaty, które Polski Teatr Tańca prowadzi od wielu lat, stanowią rodzaj terapii pozytywnej. Najtrudniej jednak być terapeutą dla tych tancerzy, dla których taniec jest zawodem.
Jakie jeszcze specjalności prowadzone są na kierunku taniec?
Istnieją różne specjalności – na przykład w Warszawie mamy pedagogikę baletową. Mogą ją bezpłatnie studiować zwłaszcza ci tancerze, którzy utracili możliwość wcześniejszej emerytury i teraz muszą się przekwalifikować. Zdobycie drugiego zawodu jest dla nich bardzo istotne, wręcz wiąże się z zachowaniem godności. Przecież od dziesiątego roku życia, już w szkole baletowej, przez wiele lat wyrzeczeń, narażeni na kontuzje i badanie granic wytrzymałości organizmu, rozwijali swoje umiejętności. Teraz, pozbawieni pracy, mają możliwość przekwalifikowania, a zarazem studiowania pedagogiki baletowej, bo tę specjalność mogą realizować tylko wybitni fachowcy. Ale jest również choreografia i teoria tańca, która w Warszawie prowadzona jest także w formie studiów podyplomowych. W innych miastach mamy głównie techniki taneczne, czyli rozwijanie tańca współczesnego a zarazem wprowadzanie kompozycji. Tu teorii jest mniej, bardziej liczy się praktyka. Na różnych uniwersytetach taniec jako specjalność pojawia się w ramach kierunku „kulturoznawstwo”. Zresztą nauka interesuje się nim coraz bardziej, bo taniec i praca z ciałem daje większą kreatywność umysłu. Oczywiście mamy problem z kadrą, ona dopiero się buduje. Na przykład w Warszawie Aleksandra Dziurosz – tancerka, choreograf i pedagog tańca – po habilitacji otrzymała stanowisko profesora nadzwyczajnego, być może w najbliższym roku pierwsza tancerka po studiach magisterskich pedagogiki baletowej będzie mogła przedstawić doktorat w podobnej formie jak robią to aktorzy, muzycy czy przedstawiciele sztuk wizualnych.
Byłby to precedens, który mógłby otworzyć drogę. Nie ma przecież zbyt wielu uczelni, które kształcą studentów na kierunku taniec.
Nie ma. Częściej taniec pojawia się jako specjalność prowadzona w ramach innych kierunków, na przykład rytmiki czy wspomnianego kulturoznawstwa.
Jak ocenia pani poziom świadomości kandydatów starających się o przyjęcie na studia?
Motywacje bywają różne, ale generalnie nie jest to podróż po papierek, raczej próba spełnienia marzeń. Widzę duże zaangażowanie studentów i mam wielką satysfakcję z pracy z nimi.
A jeżeli marzenia nie były poparte wcześniejszą praktyką, czy jest szansa, aby wyedukować kogoś, kto wcześniej nie tańczył albo robił to zupełnie po amatorsku?
Wszystko zależy od talentu i od specjalności, którą jest zainteresowany. Oczywiście, jeśli zaczyna tańczyć w wieku 20 lat, na pewno nie osiągnie tego, co jego konkurenci, którzy startują w wieku lat 10 i zmieniają swoje ciało, kości, cały „instrument” istotny w tej dziedzinie. Jeziora łabędziego taki kandydat już nie zatańczy.
W przypadku choreoterapii nie ma już podobnych ograniczeń?
Tutaj taniec także jest głównym narzędziem, a nie tylko dodatkiem do psychologii, jednak jego rola jest inna, gdyż nie służy do popisu przed widzami. W choreoterapii jest ważne, żeby uzdrowić coś zupełnie innego, niekoniecznie ciało. Oczywiście pomaga ona zaakceptować ciało takie, jakie jest, nawet jeśli nie jest sceniczne czy zgodne z dzisiejszą modą – młode, sprawne i piękne. Taniec może sprawić, że zaakceptuję nie tylko własne ciało, lecz także siebie w ogóle. Tu nie potrzeba szczególnych, akrobatycznych umiejętności, raczej umiejętności prowadzącego, żeby wydobyć emocje, odkryć zamknięte przestrzenie wyobraźni czy przestrzenie w ciele, które powodują pewne usztywnienie, skostnienie. Powiedziałabym nawet: pokaż mi jak chodzisz, a powiem ci kim jesteś. Każdy człowiek porusza się inaczej, inaczej siebie wyraża poprzez ruch. W teatrze tańca poza ruchem istnieją także i inne środki wyrazu – używa się na przykład głosu. Generalnie rodzaj ekspresji u aktora i tancerza jest taki sam.
A jakie doświadczenie jest konieczne, aby studiować choreografię?
Wystarczy, że ktoś zajmował się tańcem i zna jakąkolwiek technikę. W przypadku choreografii mniej chodzi o sam taniec, a bardziej o poznanie narzędzi – czym dysponuję, a czym nie. Podobnie jak u Anonimowych Alkoholików muszę odróżnić jedno od drugiego: zdobywać to, co mogę zdobyć, a akceptować to, czego nie mogę, i więcej – czasami z wady zrobić atut. Na tym polega choreografia, bo nie wszyscy są genialni, nie wszystkie ciała są genialne, nie każdy wszystko umie – są na świecie wybitni tancerze, ale są też tacy, którzy mają wybitną osobowość. Wydobycie, pokazanie tej osobowości jest o wiele ważniejsze niż przygotowanie do akrobatycznych czy cyrkowych popisów.
Wątki związane z tańcem wprowadzane są do różnych uczelni, nie tylko tych o profilu muzycznym. Jak kształtują się kontakty środowiskowe? Co może pomóc tancerzom w rozwoju tej dziedziny nauki?
Bardzo istotna jest integracja i zrozumienie pomiędzy praktykami i teoretykami, którego brakuje, zwłaszcza w Polsce. Nie zawsze osoby piszące o tańcu posiadają rzetelne informacje – w tym przypadku przydatna okazuje się specjalność „teoria tańca” prowadzona na Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie. Poza tym wszędzie na świecie, także u nas, można się sporo nauczyć o Pinie Bausch czy o nowych tendencjach w tańcu amerykańskim, ale niestety często pomijane jest to, co dzieje się w Polsce. Nie wszystkie uczelnie, które podejmują decyzję o uruchomieniu kierunku taniec, są do tego dobrze przygotowane. Różnymi drogami trzeba więc dochodzić do tego, aby jak najwięcej dać studentowi – krok po kroku tłumaczyć, zmieniać, co jest możliwe. Gdy na Uniwersytecie Muzycznym, na zebraniach, muzycy próbują walczyć o różne prawa dla kompozytorów, zawsze wstaję i dodaję: „i choreografów, i tancerzy” – taka jest moja rola.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.