Siła ukrytych wartości
„U nas nauka teoretyczna, która ma rozwijać umysły, i nauka rzemiosł, która ma dać człowiekowi sposób do życia, idą całkiem różnymi drogami. Wychowańcy szkół teoretycznych uczą się po to, ażeby dostać promocję, a o celach praktycznych życia nic nie wiedzą. Terminatorzy zaś, wyłącznie zajęci pracą warsztatową, głupieją zazwyczaj i dziwaczeją. Tym sposobem młode pokolenie, od niepamiętnych czasów, dzieli się na dwie kategorie. Niedouczonych teoretyków i nierozwiniętych, ciemnych praktyków. Takie dwa konie nie pociągną wozu społecznego w tym samym kierunku, a przynajmniej – nie pociągną go daleko”.
Zapis Prusa w jego Kronikach (1880 r.) to jedna z wielu prób uchwycenia rozziewu między sferą myśli a sferą działania i uznania go za jedną z najważniejszych barier rozwoju. Problem (różnie ujmowanych) relacji między obiema sferami zawsze gnębił myślicieli, począwszy od Arystotelesa, przez Francisa Bacona, a skończywszy na Stanisławie Brzozowskim i Donaldzie Schönie. Sławny „europejski paradoks”, który głosi, że świetność europejskiej nauki nie przekłada się na znaczenie europejskich innowacji, to nic innego, jak tylko aktualizacja tego starego problemu. W polityce naukowej i innowacyjnej problem rozbieżności idei i praktyki jest stale obecny, ale nie w tym ogólnym sformułowaniu, tylko bardziej konkretnych, takich jak „komercjalizacja”, „transfer technologii”, „powiązania między nauką a biznesem”, „badania transferowe” itd. Jednak ujęcie przeszkód rozwojowych kraju w tych ogólniejszych kategoriach też ma swój sens, bo pozwala na szerszy i świeższy ogląd zjawisk.
Koncepcje powiązań myśli i działania zmieniają się, w miarę jak zmienia się rzeczywistość. Rewolucja naukowa, Oświecenie i rewolucja przemysłowa odczarowały i zlaicyzowały świat, doprowadzając do sytuacji, gdy w ostatniej ćwierci XIX w. powstały pierwsze laboratoria przemysłowe, miejsca przepływu wiedzy między inżynierami produkcyjnymi oraz naukowcami uniwersyteckimi. Ale, paradoksalnie, narodziny powiązań nauka-biznes dodały wigoru idei autonomii nauki (badania podstawowe są owocne dla społeczeństwa wtedy, gdy nie służą konkretnym celom), a stąd też i – nieraz – dwulicowości samych uczonych, którzy co innego głosili (autonomię nauki), a co innego robili (zawierali umowy z przemysłem).
Laboratoria przemysłowe i badania stosowane jako pomosty między teorią i eksperymentami naukowymi a aplikacjami to tylko „wierzchołek góry lodowej” powiązań pomiędzy episteme i praxis we współczesnych społeczeństwach kapitalistycznych. Jak pokazali niezliczeni historycy (Acemoğlu, Braudel, Burke, Freeman, Fukuyama, Landes, Nelson…), kształtowanie się społeczeństw kapitalistycznych szło w parze z tworzeniem coraz to nowych źródeł danych, informacji i wiedzy, stosowanych w rozszerzających się obszarach wojny, polityki, finansów, produkcji, usług.
Problem z Polską
Problem z Polską jest taki, że kapitalizm jako motor zmian zawitał u nas zbyt późno i zbyt słabo. Feudalizm niósł z sobą chłopską bierność oraz szlachecką pogardę dla zajęć mieszczańskich, ostentacyjną konsumpcję oraz życie religijne, które cechował fatalizm, antyintelektualizm, nieufność wobec zmian oraz skupienie się na ceremoniach.
Polskie społeczeństwo nadal – choć po roku 1989 w coraz mniejszym stopniu – cechuje się rozziewem między „wiedzą a działaniem”, „sferą produktywną a sferą intelektualną”, „kapitałem ekonomicznym a kapitałem kulturowym”. Tezę tę można uzasadniać i rozwijać na różne sposoby. Można też wskazywać na różne uwarunkowania tej rozbieżności.
W Polsce alfabetyzacja funkcjonalna (functional literacy), czyli umiejętność korzystania z informacji w pracy i życiu codziennym (czytanie i pisanie instrukcji, kosztorysów, listów, notatek itp.), jest bardziej związana z wiedzą książkową i ogólnym rozwojem intelektualnym, a w mniejszym – z życiem codziennym i instrumentalnym stosowaniem informacji (Ireneusz Białecki).
W krajach zachodnich większa część społeczeństw ma mniej zróżnicowany niż w Polsce poziom czytania, znajomości matematyki oraz umiejętności naukowych niezbędnych do codziennego życia. Polacy z wyższym wykształceniem czytają tyle samo co ich zachodni koledzy, ale Polacy z wykształceniem niższym i średnim czytają mniej (Ireneusz Białecki).
W Polsce większa jest siła dystansu władzy (power distance) oraz słabsze uznanie dla takich postaw i wartości, jak zaufanie, kreatywność i podejmowanie ryzyka (World Values Survey).
Elity w Polsce wyróżniają się w większym stopniu przez poziom kapitału kulturowego, a w mniejszym przez poziom kapitału ekonomicznego (Tomasz Zarycki).
Praktyka edukacyjna w Polsce więcej ceni „pozyskiwanie faktów” niż nabywanie umiejętności oraz pracę indywidualną niż grupową (wszyscy).
W Polsce słabiej zakorzeniły się takie cywilizacyjne kompetencje, jak kultura przedsiębiorczości i kultura obywatelska, a w szczególności mechanizmy współdziałania, takie jak np. partycypacja obywatelska, planowanie strategiczne, umiejętność prowadzenia debaty, mediacje i negocjacje, myślenie w kategoriach „podwójnej pętli” (Piotr Sztompka, Anna Rogut).
Ukryte wartości
W badaniach naukowych rozziew między myślą a działaniem ciekawie opisuje brytyjski raport o Polsce (Science and Technology Foresight: Preparatory Phase. Opr. Maria Nedeva, Denis Loveridge, Michael Keenan. PREST, the Victoria University of Manchester, UK and Kerstin Cuhls, FhG-ISI, Karlsruhe, Germany. PHARE SCI-TECH II, 1999). Są elementy życia społecznego, piszą autorzy raportu, które można poddać bezpośredniej obserwacji, takie jak instytucje społeczne. Są też składniki mniej widzialne, takie jak postawy, normy i wartości. Te ostatnie warto wydobyć i wyeksplikować, gdyż właśnie fakt ich niewidzialności sprawia, że siła ich oddziaływania bywa przemożna. Jest to tym ważniejsze, że w Polsce myślenie w kategoriach „podwójnej pętli” – polegające właśnie na uświadamianiu sobie ukrytych wierzeń i założeń, mających realny wpływ na podejmowane działania – nie przeniknęło jeszcze do organizacyjnych strategii.
W sektorze nauki te założenia i wierzenia odnoszą się do natury nauki, jej roli w społeczeństwie oraz rodzaju i intensywności jego relacji z innymi sferami społeczeństwa, a przede wszystkim gospodarką i rządem. Wszystkie one pokazują, podkreśla raport, że w Polsce nadal silne są idee autonomii nauki, także obecne, choć w słabszej formie, na Zachodzie.
Pierwsze z czterech założeń głosi, że dobra nauka to nauka abstrakcyjna . Oczywiście, nie wszyscy polscy badacze tak twierdzą. Matecznikiem takich przekonań są uniwersytety i instytuty Polskiej Akademii Nauk. Założenie to ma m.in. swoje następstwa w doborze tematów prac magisterskich, doktorskich i habilitacyjnych, nawet na politechnikach. Wskutek takiej wiary polscy biznesmeni wolą często podejmować współpracę badawczą z zagranicą, gdyż uznają, że polskie uczelnie preferują własne, długoterminowe projekty badawcze.
Drugie założenie mówi, że prawdziwa nauka jest wolna od wszelkich zewnętrznych – politycznych lub rynkowych wpływów. Przekonanie to jest naturalną reakcją środowiska naukowego na polityczny nacisk w latach PRL. Pomija ono jednak fakt, że autonomia nigdy nie może być absolutna oraz że badania naukowe w sektorze nauki są finansowane ze środków publicznych, czyli pieniędzy podatników. W krajach zachodnich łącznikiem pomiędzy autonomią a interwencją rządu są negocjacje – np. negocjacje środowiska naukowego i agencji grantowych dotyczące priorytetów i programów agencji lub negocjacje pozauczelnianych instytutów rządowych z ministerstwami dotyczące wieloletnich programów i budżetów instytutów.
Z kolei trzecie założenie głosi, że nauka to głównie artefakt kulturowy. Nikt poważnie nie kwestionuje faktu, że nauka to część kultury. Jest jednak prawdą, że – od narodzin nowożytnej nauki – novum badań, w przeciwieństwie do nauki scholastycznej, polegało na łączeniu episteme i praxis. Dziś za granicą decydenci postrzegają naukę jako źródło dobrobytu, a zatem jako inwestycję, a nie wydatek, taki jak na wystawy malarskie i operę.
Naukowcy to intelektualiści. Autorzy raportu zwracają uwagę, że mówiąc o naukowcach, polscy badacze mają na myśli intelektualistów. Intelektualiści piszą książki o książkach. W krajach zachodnich naukowcy – w coraz większym stopniu – to innowatorzy, którzy piszą książki o rzeczach.
Przedstawiona w skrócie diagnoza ma niemal dwadzieścia lat. Szczęśliwie jej prawdziwość z biegiem lat zmniejszyła się, ale ponieważ ukryte wierzenia mają długi żywot, nadal brzmi przekonująco. Ukryte wierzenia są odporne na perswazje i interwencje publiczne. Ukryte wierzenia traktuje się jako aksjomaty, a aksjomaty traktuje się nie jako przedmiot naukowej dyskusji, tylko jak rusztowania, na których wspiera się poglądy.
W czym pokładać nadzieję na zmianę? Nadzieja leży w korozji (choć nie w zagładzie) tych wierzeń pod wpływem nowych praktyk społecznych i gospodarczych, atrakcyjnych także dla badaczy.
Rewolucja rozwiązań
Te nowe praktyki opisują William D. Eggers i Paul Macmillan w bestsellerowej książce The Solution Revolution (2013). Teza autorów jest następująca. Internet ułatwia burzenie silosów oraz przegród dzielących jednostki i organizacje, przede wszystkim sektory publiczny, prywatny i społeczny. Jednocześnie pozwala na wyłanianie się nowych sieci społecznych, wśród nich sieci innowatorów. Wzrost złożoności społeczeństw powoduje, że zarządzanie sprawami społecznymi staje się coraz trudniejsze. Wyzwania, przed którymi stają społeczeństwa, które nie dają się rozwiązać wyłącznie dzięki interwencji rządu centralnego, wymagają współdziałania szerokich grup interesariuszy. Często nawet przekraczają granice państw. Dzięki internetowi wyłaniają się nowe formy zarządzania, w których rządy (centralne i lokalne) są tylko jednym z graczy, a odgórny sposób rządzenia jest w coraz większym stopniu zastępowany przez podejście oddolne. Bariery między sektorem publicznym a prywatnym kruszeją, nie tylko dzięki popularności partnerstwa publiczno-prywatnego.
Wszyscy – gminy, władze lokalne i regionalne, rządy, OECD i Unia Europejska, wolontariusze, przedsiębiorcy społeczni (tacy jak np. Janina Ochojska), fundacje (takie jak np. „Stocznia”), organizacje non-profit, media (komercyjne i społeczne), sieci społeczne (jak „Obywatele Nauki”), naukowcy, firmy – mogą zgłaszać problemy i brać udział w ich rozwiązywaniu. Problemy te to np. wykluczenie społeczne i kulturowe, starzenie się społeczeństw, otyłość, przestępczość osiedlowa, rewitalizacja dzielnic, korupcja, odnawialne źródła energii, budowa inteligentnych miast itd., itp.
Do zgłaszania problemów, organizacji sieci współpracy oraz realizacji ustalonych projektów grupy te mogą korzystać z internetu i „chmur”, a także sięgać po inne nowe technologie, takie jak np. druk 3D. „Chmury” umożliwiają np. szerokiej sieci badaczy współpracę w analizie wielkiej ilości danych dotyczących raka. Media społeczne ułatwiają rekrutację wolontariuszy do działań na rzecz rewitalizacji osiedli. Smartfony umożliwiają komunikację z osobami zaangażowanymi w projekty.
Nie wszystkie projekty da się realizować tylko siłami wolontariuszy. Dla ich zainicjowania niekoniecznie potrzeba funduszy publicznych. Jest tyle innych źródeł pieniędzy: crowdfunding, fundusze organizacji filantropijnych, dotacje unijne, środki prywatne, przekazywane przez przedsiębiorstwa w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu, i wiele innych. Roli władz publicznych nie warto jednak minimalizować: powinny one zrobić co mogą, aby ułatwić powstanie „społeczeństwa rozwiązań”.
Nie warto także nie doceniać znaczenia, jakie w „rewolucji rozwiązań” mogą odegrać naukowcy – nie tylko humaniści i przedstawiciele nauk społecznych.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.