×

Serwis forumakademickie.pl wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystanie plików cookies w celach statystycznych. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki internetowej.

Segregacja stołówkowa

Dr Dominik Szulc z Instytutu Historii PAN w Warszawie o kondycji wspólnoty akademickiej

Dr Dominik Szulc z Instytutu Historii PAN w Warszawie o kondycji wspólnoty akademickiej

Gdy właściciel nieruchomości zabrania nam wstępu na jej teren, informując o tym poprzez umieszczenie w widocznym miejscu stosownej tablicy, możemy mówić o działaniu świadomym i ukierunkowanym na uzyskanie zamierzonego efektu. Celowości, świadomości, zamiaru i rozmyślności nie można zatem odmówić tym, którzy na jednej z krakowskiej uczelni wpadli na nieracjonalny z mojej, a zapewne zupełnie racjonalny z ich perspektywy pomysł podziału funkcjonującej na jednym z wydziałów tej uczelni stołówki na dwie części. Nową przestrzeń oddzielono od dotychczasowej ścianą oraz zaopatrzono w odrębne wejście i tabliczkę z napisem ANEKS PROFESORSKI. Nietrudno domyślić się, że ANEKS stanowi tę część stołówki, do której wstęp zarezerwowano wyłącznie kadrze profesorskiej uczelni, zakazując tym samym wstępu doń wszystkim innym, a zatem młodszym pracownikom nauki, studentom i tym, którzy mogliby powiedzieć o sobie, że są częścią wielkiej uczelnianej rodziny. Przywodzi mi to na myśl termin „segregacja” oraz słowa znakomitego historyka powstania styczniowego Władysława Tokarza, w których charakteryzował on postać płk. Apolinarego Kurowskiego, naczelnika powstania z 1863 r. w województwie krakowskim, który nie pozwalał, aby jego dowódcy alienowali się od swoich podkomendnych: „Przeszłość demokratyczna wyrobiła w nim pewien purytanizm rewolucyjny, dzięki któremu w obozie (…) nie otaczał się sztabem i zmuszał swoich oficerów do jadania z kotła razem z żołnierzami”.

Moje zdumienie obrazem istnienia takiego „przybytku” spotęgowało się, gdy w bufecie pewnej znanej uczelni warszawskiej pojawiła się tabliczka informująca, że KADRA PROFESORSKA OBSŁUGIWANA JEST POZA KOLEJNOŚCIĄ. Co kieruje i przyświeca tym, którzy decydują się na taki podział zazwyczaj otwartej przestrzeni akademickiej, jaką są uczelniane stołówki?

Ludwig von Mises napisał: „Działanie polega zawsze na przyjęciu czegoś i rezygnacji z czegoś innego” (Ludzkie działanie , 1949), a człowiek zadowolony z zastanego stanu rzeczy nie podejmowałby działania zmierzającego do jego zmiany. Stąd za motyw naczelny ludzkiego działania uznał dyskomfort i wolę jego usunięcia. W opisywanych przypadkach „grupy inicjatywne” uznały najwyraźniej za dyskomfort konieczność wspólnego spożywania posiłków z młodszymi członkami wspólnoty akademickiej, jak również obowiązek uszanowania „listy kolejkowej” i uznały, że jedynym wyjściem w tej sytuacji jest przyznanie sobie (wszak nie był to zapewne pomysł owych „młodszych”) specjalnych przywilejów.

Socjolog Maciej Kowalewski napisał: „To, co ludzi różni, będzie miało swój wyraz w fizycznym kształcie przestrzeni”. Jeśli zatem w Krakowie doszło do fizycznego podziału przestrzeni musiało to wynikać z tego, co różni ludzi korzystających ze wspólnej dotychczas przestrzeni. Trudno stwierdzić natomiast, czy członkowie „grupy inicjatywnej” zdawali sobie sprawę z dalekosiężnych skutków swojej decyzji. Kowalewski dodał: „Przekonanie, iż zachowania ludzkie są wytworem przestrzeni zaprojektowanej w odpowiednim kształcie, podziela większość architektów”, a więc podział stołówki powinien przynieść kolejne konsekwencje, także inne niż te, o które chodziło „inicjatorom”. Sztuczne dzielenie jednostek na małej przestrzeni Kowalewski ocenia jednoznacznie negatywnie jako konfliktogenne.

A może jednak opisywane przypadki są czymś naturalnym, czymś co nie powinno budzić niepokoju, zwykłym przejawem wszechobecnej w polskiej nauce i szkolnictwie wyższym hierarchiczności? Wszak przywołana już przeze mnie „segregacja [to tylko] jeden z podstawowych procesów ekologicznych polegający na tym, że organizmy należące do różnych gatunków zajmują oddzielną, wydzieloną przestrzeń w ramach danego zbiorowiska, izolując się w ten sposób od innych osobników w tej przestrzeni”. Z taką definicją terminu „segregacji” mogą zapoznać się wszyscy, którzy korzystają z niezmierzonych zasobów Wikipedii, a że korzysta wielu, w tym studenci, wiedzą oni zapewne, przynajmniej w ogólnym zarysie, na czym polega to, czemu w naszym społeczeństwie z reguły, choć nie zawsze słusznie, przypisuje się znaczenie raczej pejoratywne. W tej definicji „różne gatunki” oznaczałyby grono profesorskie oraz wszystkich innych tworzących „zbiorowość” – środowisko akademickie, zaś ANEKS PROFESORSKI kryłby się pod pojęciem „przestrzeni”. Z drugiej jednak strony, choć „segregację” nazywa się „procesem ekologicznym”, w obiegowej opinii uważa się ją za przeciwieństwo integracji. Zatem jeśli uznamy rację znanego niemieckiego socjologa Fryderyka Heckmanna, twierdzącego, że proces integracji służy utrzymaniu lub polepszeniu relacji w ramach jakiegoś systemu czy struktury, proces segregacji winien co do zasady – choć gwoli ścisłości nie zawsze tak będzie – przynieść skutki odwrotne, czyli osłabienie relacji w ramach systemu społecznego, którym tu będzie środowisko akademickie. Takie osłabienie relacji nie może oczywiście przynieść żadnych pozytywnych skutków środowisku akademickiemu. Niemniej segregacja przestrzenna nie zawsze oznacza trwałą izolację – jednostki podlegające segregacji mogą się z sobą stykać w pewnych określonych sytuacjach. Wszak bywalcy ANEKSU PROFESORKIEGO będą stykać się ze studentami podczas wykładów i zaliczeń, zaś z młodszymi pracownikami nauki w trakcie seminariów zakładowych czy podczas konferencji naukowych, także obiadów w trakcie ich przerw.

Również Marta Biernath zwraca uwagę na negatywne skutki segregacji – na polu społecznym wiąże ją z „dyskryminacją, brakiem poszanowania praw równości wszystkich osób i grup”. Nie wiem na ile adekwatnych pojęć używam, gdyż na co dzień posługują się nimi głównie socjologowie miasta oraz badacze, których zajmują problemy migracji. Trudno się jednak nie zgodzić z tym, o czym pisze M. Biernath, zwłaszcza z brakiem poszanowania praw równości. O ile bowiem profesorowie nie muszą, ale jeśli tylko chcą, mogą „przysiąść” się do posilających się studentów i młodszych pracowników nauki, o tyle, jak rozumiem, dołączenie przez tych ostatnich do grona profesorskiego w ANEKSIE nie musi być już tak oczywiste. Dlaczego? Gdyż nie posiadają tytułu naukowego, na co jednoznacznie wskazuje przymiotnikowe określenie ANEKSU. Status zawodowy stanowił czynnik segregacji już w ujęciu przedstawicieli przedwojennej tzw. szkoły chicagowskiej. Aż tyle i tylko tyle warunkuje zatem to, kto z kim może wspólnie zjeść obiad w przestrzeni, która w większości podobnych miejsc w Polsce stanowi przestrzeń niemal ogólnie dostępną (ograniczenie wstępu na zaplecze sanitarne jest uzasadnione). Czy w takich warunkach można mówić o silnych i pozytywnych relacjach między ludźmi w miejscu pracy, koniecznych dla zachowania spójności społecznej, a jeśli tak, to na ile są one szczere? Myślę, że jest to wartość mierzalna, chociażby ewentualnymi głosami sprzeciwu wobec takich praktyk, ale ile taki głosów było, a jeśli ich nie było – z czego to wynika? Z powszechnej akceptacji zaistniałej sytuacji czy z obawy wyrażenia zdania odrębnego (zgodnie z zasadami: „milczenie jest złotem” oraz „nie wychodź przed szereg”)? Należy wreszcie postawić niemal fundamentalne pytanie – o zadania, nie tylko stricte badawcze, które stawiamy przed naukowcami. Czy nie powinni oni kształtować także formację intelektualną i moralną swoich podopiecznych – młodsi pracownicy nauki studentów, zaś profesorowie wszystkich poprzednio wymienionych? Jeśli uznamy, że tak, to jaki dajemy przykład podopiecznym? Gdzie wyznaczamy granice wspólnoty akademickiej? Jak w takich warunkach mają sprawnie i efektywnie funkcjonować np. zespoły badawcze kierowane przez tzw. doświadczonych naukowców?

Z nadzieją przyjąłem informację, iż w Krakowie z „dobrodziejstwa” ANEKSU PROFESORSKIEGO przedstawiciele tej grupy nie korzystają powszechnie. Myślę, że wszelkie formy nierównego traktowania posiadają jednak pewien pozytywny walor – pozwalają ocenić tych, którzy są inicjatorami takich rozwiązań lub też regularnie z nich korzystają. Oni sami wystawiają sobie w oczach tych, których dyskryminują, świadectwo swojej natury.

Dominik Szulc