Inni biegną szybciej
Waldemar Siwiński, prezes Fundacji Edukacyjnej Perspektywy, komentuje wyniki polskich uczelni w najnowszym Rankingu Szanghajskim
W połowie sierpnia opublikowano Ranking Szanghajski za rok 2015, w którym Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński – jedyne polskie uczelnie w rankingu – przesunęły się z czwartej do piątej setki tego zestawienia. Stało się to pretekstem do ubolewań nad „upadkiem” polskiego szkolnictwa wyższego. To podejście uproszczone, choć trudno twierdzić, że w naszym akademickim świecie wszystko jest w porządku.
Problem z Rankingiem Szanghajskim polega na tym, że nie jest to najlepsze narzędzie do pomiaru polskich uczelni (podobnie jak 99% innych uniwersytetów świata). Sprawdza się i jest wiarygodny w zasadzie jedynie w stosunku do wąskiej grupy ok. 100 wysokobudżetowych uczelni z rozbudowanymi programami badawczymi w zakresie dyscyplin ścisłych i medycznych (Science oraz Medicine). Z racji swojej metodologii ranking pozwala rozróżnić uczelnie w ramach „Top 100”, ale dalej odległości pomiędzy uczelniami są tak małe, że organizatorzy zdecydowali się na publikowanie wyników w grupach po 50 (do 300), a potem nawet w grupach po 100 (do 500). W rezultacie minimalne przesunięcia w wynikach cząstkowych (1-2%) mogą skutkować przesunięciem do innej „setki”, czego doświadczył UW.
W przypadku UJ dodatkowym czynnikiem generującym przesunięcie w rankingu była w tym roku zmiana metodologii w zakresie danych do jednego z kluczowych wskaźników, Highly Cited Researchers (HiCi), uwzględnianego z wagą 20%. Chodzi o to, że Ranking Szanghajski korzysta z listy najczęściej cytowanych naukowców publikowanej przez Thomson Reuters. W tym roku po raz pierwszy uwzględniono w pełni w rankingu tzw. nową listę, z mniejszą liczbą nazwisk. Nie tylko UJ, ale i wiele innych uczelni na świecie boleśnie odczuło tę zmianę.
Gdy porówna się „odległość” UW i UJ od niezmiennego lidera rankingu, czyli Uniwersytetu Harvarda, widać, że niewiele się od ubiegłego roku zmieniło. Dlaczego więc, utrzymując chwalebnie w miarę stały dystans do lidera, nasze uniwersytety pogorszyły swoje miejsca? Inni po prostu biegną szybciej. Do peletonu wcisnęli się przed nas nowi zawodnicy. Dotyczy to zwłaszcza uczelni z Azji, krajów arabskich, Rosji... Konkurencja w peletonie jest olbrzymia, zarówno przed polskimi uczelniami, jak i tuż za naszymi plecami. Aż 27 uczelni pojawiło się w Rankingu Szanghajskim po raz pierwszy, ktoś więc musiał odpaść z biegu, a ktoś inny pogorszyć swoją pozycję.
Ale można wyciągnąć z tego również wniosek optymistyczny. W szanghajskim peletonie (zapomnijmy o pierwszej setce) tłok jest olbrzymi i wielu zawodników biegnie prawie obok siebie. Oznacza to, że wystarczy stosunkowo niewielki, ale dobrze ukierunkowany, dodatkowy wysiłek, aby znacząco poprawić swoją pozycję. Trzecia setka jest w zasięgu UW i UJ, a kilka innych uczelni ma duże szanse dołączyć do piątej setki (aby je zidentyfikować, wystarczy spojrzeć na czołówkę Rankingu „Perspektyw”). Nawiasem mówiąc, potwierdzają to również analizy robione przez zespół rankingu szanghajskiego.
Aby jednak ten plan się powiódł, polska „grupa pościgowa” powinna bez zwłoki przystąpić do treningu, a kierownictwo ekipy (Warszawa, ul. Hoża 20) powinno zapewnić im niezbędne środki i wsparcie.
prezes Fundacji Edukacyjnej „Perspektywy”,
inicjator i autor profesjonalnych rankingów
edukacyjnych w Polsce, wiceprezydent międzynarodowej organizacji IREG Observatory on Academic Ranking
and Excellence, zrzeszającej twórców i analityków
rankingów uniwersyteckich