W niewoli reklam

Henryk Grabowski

Umyślne wprowadzanie ludzi w błąd jest społecznie napiętnowane, a nawet karane. Przykładem może być znachor z Nowego Sącza, któremu wytoczono proces za spowodowanie śmierci dziecka, którego rodzicom wmówił, że pozbawienie go niezbędnych do życia i rozwoju pokarmów służy jego zdrowiu.

Wyjątkiem wyłamującym się z tej normy społeczno-prawnej są reklamy. Tutaj można bezkarnie otumaniać ludzi bez obawy o jakiekolwiek konsekwencje. Ostatnio przedmiotem intensywnej reklamy w telewizji jest środek na kaszel palacza. Według reklamodawcy hamuje on m.in. odruch kaszlu. Odruch ten – jak wiadomo – jest fizjologiczną reakcją organizmu na zalegające w układzie oddechowym szkodliwe substancje. Umożliwia ich usuwanie, a tym samym zapobiega gromadzeniu się. Trudno sobie wyobrazić, by producent tego specyfiku o tym nie wiedział. Albo zatem środek ten nie ma tych właściwości, które mu się w celach komercyjnych przypisuje, co wyczerpuje znamiona oszustwa, albo działa na szkodę potencjalnych nabywców, co jest przestępstwem. Podobno były jakieś protesty ze środowiska lekarskiego, ale – jak się zdaje – bez skutku.

Niektóre reklamy nie muszą podpadać pod kodeks karny, by budzić sprzeciw. Wystarczy, że są obrzydliwe. Kiedy widzę, jak facet reklamujący lek na trawienie najpierw imituje odruchy wymiotne, a następnie ruchem baletnicy z Jeziora łabędziego odpędza od siebie wydalane rzekomo gazy, to nawet jeżeli jestem sam w pokoju, odczuwam zażenowanie. Gdy widzę dwie kobiety rechoczące na całe gardło, popuszczając (w domyśle) mocz w chłonące wilgoć podpaski, to tracę apetyt na cały dzień.

Powie ktoś, że jestem przewrażliwiony. Być może. Należy jednak pamiętać, że chamstwo nie polega np. na używaniu brzydkich słów, lecz na nieliczeniu się z tym, że może to kogoś razić. Można oczywiście nie oglądać reklam. Nigdy jednak nie wiadomo kiedy się one skończą i łatwo przegapić początek kontynuacji emitowanego programu.

Jestem niemal pewny, że obecnie istnieją technologiczne możliwości eliminowania z programów telewizyjnych reklam na indywidualne życzenie. Jednak, niestety (a może stety), nie tylko w naturze, lecz także w kulturze funkcjonuje zasada, że nie unicestwia się własnych żywicieli. C’est la vie.