Od Fundacji zaczęła się nowoczesność

Piotr Kieraciński

Dziadek mieszkał w wiosce niedaleko Szczebrzeszyna i lubił handlować na okolicznych jarmarkach płodami swojej gospodarki (w czym w dzieciństwie miałem możliwość uczestniczyć). Przed wojną miał przy tej okazji sporo do czynienia z żydowskimi kupcami. Zdumiewały go ich uzdolnienia handlowe. Mawiał do mnie: Żyd to miał głowę do interesów – kupował jajko po 10 groszy, sprzedawał po 5 i jeszcze miał zysk. Podobną arytmetykę widać w działaniach Fundacji na rzecz Nauki Polskiej: dostała 95 mln zł, przez 25 lat wydała z tego ponad 470 mln zł i wciąż jeszcze ma 300 mln zł. Ci, którzy zarządzają Fundacją, niewątpliwie mają głowę do interesów! A korzysta na tym polska nauka i badacze.

Moje kontakty z Fundacją rozpoczęły się tuż po jej utworzeniu. Przyglądaliśmy się – wówczas jeszcze w „Przeglądzie Akademickim” (taki tytuł nosiło czasopismo, którego zespół redaguje dziś „Forum Akademickie”) – jej powstaniu i pierwszym działaniom, w tym nietrafionym inwestycjom kapitałowym. Fundacja bardzo szybko wyszła na prostą. Zaczęła pomnażać kapitał – tu właśnie tkwi rozwiązanie tej dziwnej arytmetyki, którą podałem na początku – i coraz skuteczniej inwestować go w przedsięwzięcia naukowe, rozwój bazy laboratoryjnej, działalność naukowców, tworzenie zespołów badawczych.

Fundacja zawsze kojarzyła mi się z trójką dżentelmenów: profesorami Maciejem Grabskim, Marianem Grynbergiem i Januszem Sławińskim. Ostatnio (to już ponad 10 lat temu, jak ten czas szybko płynie!) ich miejsce zajęli obecni członkowie Zarządu: prof. Maciej Żylicz (wywiad na str. 26), prof. Włodzimierz Bolecki i dr Tomasz Perkowski, którzy z sukcesami kontynuują pracę swych poprzedników. Radą od lat kieruje prof. Andrzej Jerzmanowski. No i oczywiście Fundacja kojarzy mi się z wieloma laureatami grantów i stypendiów, z którymi spotykałem się na wywiadach, konferencjach, przygotowując artykuły na temat ich badań czy działalności Fundacji. Do dziś z wieloma utrzymuję kontakty i z sympatią widuję się przy różnych okazjach. Wspomnę choćby profesorów Adama Pronia, Leona Gradonia, Przemysława Urbańczyka i Piotra Tryjanowskiego. Wielu z nich zostało autorami „Forum Akademickiego”, z czego jesteśmy dumni.

Od lat jeżdżę na uroczystość wręczenia Nagród FNP. Dotychczas uhonorowano tym najbardziej prestiżowym polskim wyróżnieniem naukowym 87 badaczy. Bywam też na wręczaniu stypendiów w programie START. Z taką uroczystością wiążę znajomość z rodziną Horodeckich. Poznałem ich – niemal w komplecie – właśnie na wręczeniu dyplomów Michałowi i Pawłowi, wówczas doktorantom. Obaj są dziś profesorami fizyki; fizykiem jest też trzeci brat – Karol. Dobrze pamiętam nasze spotkanie w Gdańsku w 1998 r. Na dworzec kolejowy przyjechali po mnie Michał i Paweł (Karol był wtedy chyba jeszcze licealistą). Podczas pobytu w ich domu cały czas rozmawialiśmy o informatyce kwantowej i splątaniu związanym, posługując się metaforą Alicji i Boba. Powstał o tym artykuł Alicja w krainie kwantów (gdy go pisałem, nie miałem pojęcia o książce Roberta Gilmore’a pod takim samym tytułem; a tytuł narzucał się sam). Nestor rodu Horodeckich, Ryszard, też fizyk, był wówczas adiunktem z habilitacją i miał wątpliwości co do swojej własnej kariery naukowej, co najwyraźniej nastrajało go pesymistycznie. Kilka lat później sytuacja całkowicie się zmieniła: najpierw dostał nagrodę FNP, a jeszcze później – grant ERC. Należy dziś do najbardziej prominentnych polskich fizyków. Fundacja umie wyłapywać talenty i wspomagać ich rozwój.

Miło wspominam konferencje z cyklu „Fundacji dyskusje o nauce”, zawsze świetnie zorganizowane i prowadzone. Tematyka ważna, obrady niezwykle ożywione. Wyniki publikowano w niewielkich książeczkach. Potem zaniechano ich organizacji. Na szczęście w ostatnich latach inicjatywę tę wznowiła Polska Akademia Umiejętności. Jesienne spotkania w Tomaszowicach przywołują wspomnienie dawnych konferencji FNP, tym bardziej, że spotykam na nich także ludzi Fundacji, profesorów Żylicza, Boleckiego, Tygielskiego. Na pierwszej tomaszowickiej konferencji był prof. Maciej Grabski. Z ogromną sympatią wspominam konferencje Klubu Stypendystów FNP – to jeden z elementów integrowania beneficjentów programów Fundacji – i laureatów przyznawanej przez nich Nagrody im. Artura Rojszczaka.

Bardzo dobrze mi się kojarzy codzienna współpraca z Fundacją, którą zawdzięczam jej znakomitemu zespołowi prasowemu. Ostatnio najczęściej kontaktuję się z Dominiką Wojtysiak-Łańską. Z sympatią spotykam od czasu do czasu Basię Kosińską i Elę Marczuk, które niegdyś dostarczały mi informacje z fundacji i zapewniały kontakty z jej władzami i beneficjentami programów.

Obserwuję jak programy Fundacji powstają i przemijają – niektóre tylko dlatego, że realizację niezwykle podobnego programu, często wprost wzorowanego na programie Fundacji (dobrze jest czerpać z dobrych wzorów!), podjęło ministerstwo nauki lub jego agencje. To FNP należy się palma pierwszeństwa we wprowadzaniu do Polski nowych rozwiązań w zakresie finansowania nauki i wynajdowania pól, które wymagają szczególnego (a czasami także szybkiego) wsparcia. Zaryzykuję twierdzenie, że to od Fundacji na rzecz Nauki Polskiej zaczęła się w polskiej nauce nowoczesność.

Piotr Kieraciński