Gdzie będziemy mieszkać

Marek Misiak

Moim zdaniem najczęściej formułowanym w Polsce zarzutem pod adresem szkolnictwa wyższego jest odmieniane przez wszystkie przypadki stwierdzenie, że nie przygotowuje ono do realiów rynku pracy. Wiele w tym prawdy, ale jak każde proste rozwiązanie, radykalne „upraktycznienie” różnych kierunków studiów staje się zwodniczo proste (i rozwiązując jeden problem, rodzi inne). Dobrym przykładem może być kształcenie przyszłych architektów. Wykształconym na polskich uczelniach przedstawicielom tej profesji nie sposób odmówić kompetencji zawodowych. Jednak coraz częściej – i to z wewnątrz środowiska polskich architektów – pojawiają się zarzuty, że w przygotowaniu do tego zawodu zaniedbuje się komponent artystyczny, humanistyczny. W rezultacie młodzi architekci projektują potem domy, które się nie zawalą, ale nie są ani piękne, ani wpasowane w otoczenie. Architekt jest postrzegany jako producent (a często również sprzedawca) gotowych projektów (dotyczy to szczególnie domów jednorodzinnych). Urbanistyka i inne zagadnienia związane z kształtowaniem przestrzeni publicznej albo w ogóle nie są częścią programu kształcenia, albo stanowią kwestie zdecydowanie poboczne i nie są dotykane od strony praktycznej.

Należy tu bardzo precyzyjnie rozdzielić dwie sprawy: pozycję architekta wobec klienta i jego wewnętrzną świadomość sensu uprawiania własnego zawodu. Młodzi ludzie kształcą się na tych trudnych przecież studiach w celu zdobycia dobrze płatnej profesji i nie można od nich wymagać pełnej ideowości w relacjach z klientami, bo w ten sposób mogą stracić większość zleceń. Natomiast sama świadomość, że sytuacja, w której architekt to tylko specjalista spełniający życzenia klienta, a kwestie estetyczne nie są przez niego postrzegane jako istotne, nie jest normalna – to właśnie ona świadczy, że młodego architekta wykształcono w sposób pełny. Wówczas gdy nadarzy się okazja zarobienia na zaprojektowaniu czegoś nie tylko użytecznego, ale też pięknego i wpasowanego w kontekst otoczenia, taki obiekt (albo chociaż taki projekt) faktycznie powstanie.

Ważne jest też jednak, by w kształceniu architektów nie popaść w drugą skrajność – w fascynację awangardową, nowoczesną architekturą, która nie bierze pod uwagę ani otoczenia, w którym powstaje, ani indywidualnych potrzeb użytkowników. Jej celem jest wyłącznie zadziwianie i zachwycanie, a nie tworzenie miejsc, które staną się częścią ludzkiej przestrzeni życiowej. Jakiś czas temu w ramach wykonywania moich obowiązków zawodowych miałem okazję odwiedzić osiedle domów jednorodzinnych Śląski Dom w Kotórzu Wielkim pod Opolem, które w zamierzeniu jego twórców ma stanowić przykład architektury nawiązującej do lokalnej tradycji, płynnie wpasowującej się w otoczenie i projektowanej z myślą o służeniu kilku pokoleniom w różnych sytuacjach życiowych. W rozmowie z twórcami tej inicjatywy powyższe intuicje znalazły swoje potwierdzenie.

Doradca i psycholog

„W Polsce hołubimy awangardowych architektów i awangardowe domy, a nie doceniamy solidnego rzemiosła i domów bardziej stonowanych, ale wpasowujących się w kontekst otoczenia i leżących w zasięgu możliwości finansowych inwestorów – wyjaśnia Jan Żyła, jeden z twórców osiedla Śląski Dom. – A przecież to prostota formy może skutkować ponadczasowym pięknem. Nie każdy dom ma rzucać na kolana. Dom budujemy po to, by w nim mieszkać, a nie po to, by inni architekci się zachwycali. Muszą istnieć wizjonerzy wytyczający nowe ścieżki, ale muszą też istnieć architekci projektujący proste i piękne domy dla ludzi, domy do mieszkania. Chodzi o to, by można być wybitnym architektem, projektując zwykłe domy wiejskie, a nie tylko awangardowe domy i obiekty użyteczności publicznej. Chodzi o dom dla rodziny, osoby starszej czy niepełnosprawnej, a nie wyłącznie dom singla-artysty, a takie właśnie domy czy apartamenty można zobaczyć na wizualizacjach większości współczesnych projektów architektonicznych. Warto zwrócić uwagę, jak wyglądają wizualizacje projektów typowych: jest zielona łąka i stoi sobie dom. Zawsze stoi w izolacji. Architekci uczą się projektować dom jako jednostki, a nie jako obiekty, które gdzieś będą stać. Tym miałby zająć się urbanista, ale urbanistów u nas nikt nie kształci, takie stanowiska też zajmują architekci. W Norwegii czy Szwecji widać myślenie w tym kierunku, żeby nowo postawiony w jakimś otoczeniu dom nie rozsadzał przestrzeni. Myślę że chodzi o to, by na etapie szkół średnich edukować młodzież. To nie jest tak, że mam pieniądze lub kredyt, to kupuję projekt i buduję dom, nie zwracając uwagi na otoczenie. U nas ludziom się wydaje, że każdy zna się na wszystkim, w tym na projektowaniu domów. I wymagają od architektów, żeby realizowali ich fantazje. A tu chodzi o szacunek do fachowej wiedzy i kompetencji”.

Istotne są tu jednak nie tylko kwestie estetyczne, lecz także praktyczne. Wiele napisano już, próbując odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w Polsce przestrzeń publiczna jest tak chaotyczna, a w wielu miejscach zwyczajnie brzydka. Warto natomiast sobie uświadomić, że problem tkwi także w zaniedbywaniu niektórych – tak hołubionych – kwestii praktycznych. Praktyczność w zawodzie architekta nie polega wyłącznie na tym, by dom się nie zawalił po wybudowaniu, ale także na tym, by faktyczne uwzględniał potrzeby inwestorów, a nie tylko ich wyobrażenia. Młodych architektów w Polsce zaś praktycznie nie uczy się rozmawiania z klientami i wspólnego z nimi definiowania ich potrzeb. Nie bez powodu wielu architektów mówiło mi, że dobre wykonywanie tego zawodu wymaga bycia po części również psychologiem. Moi rozmówcy podkreślali, że poważnym problemem jest to, iż wielu architektów projektujących domy jednorodzinne podczas przygotowywania projektu na indywidualne zamówienie koncentruje się wyłącznie na spełnianiu życzeń inwestora, nie próbując nawet wskazać mu, że pewne jego intuicje i pomysły tylko pozornie są sensowne.

„Większość ludzi kupuje projekt typowy, a potem wprowadza adaptacje według własnych wyobrażeń, bo im się wydaje, że jak salon będzie większy, to będzie im się wygodniej mieszkać – mówi arch. Grzegorz Gołębiowski, właściciel pracowni architektonicznej KG Architekci. – Architekt to podpisuje i nikt się nie zastanawia, czy to ma sens. Dziś większość ludzi, którzy decydują się na budowę domu jednorodzinnego, ma wcześniejsze doświadczenia albo z mieszkaniem w bloku, albo w mało funkcjonalnej gierkowskiej kostce. Dlatego własny dom budują nie na podstawie doskonalenia czegoś zastanego, własnych doświadczeń, ale na podstawie wyobrażeń. Na opolskiej wsi dzieci przejmowały dom po rodzicach i modernizowały go albo budowały obok nowy – lepszy, ale nie zupełnie inny. Któreś pokolenie wpadło na jakieś rozwiązanie i potem było ono kontynuowane”.

Gdy ogląda się potem takie projekty lub realizacje, do głowy przychodzi jedna ogólna refleksja: nie należy przeceniać własnej wyobraźni. Większość ludzi, wyobrażając sobie swój wymarzony dom, nie ma odruchu wybiegania wyobraźnią w przyszłość dalej niż o kilka-kilkanaście lat. Widzi więc oczyma wyobraźni dzieci bawiące się w ogrodzie, ale już nie siebie samego jako starego człowieka, który będzie się musiał przemieszczać po tym domu.

Spojrzenie w przyszłość

„Wiele współcześnie budowanych domów jednorodzinnych nie jest przygotowanych nawet na wizytę niepełnosprawnego – a co dopiero na to, by osoba niepełnosprawna tam mieszkała – mówi Jan Żyła. – A tu nie chodzi o tak drogie i rzadko spotykane w domach jednorodzinnych elementy, jak np. windy, tylko o bezbarierowy dostęp do swojego pokoju, do łazienki i do toalety. Trzeba myśleć do przodu – samochód zmieniamy np. co 10 lat, ale domu nie. A kiedyś sami będziemy starzy lub niepełnosprawni albo będziemy się opiekować starymi rodzicami, rodzeństwem”.

W takich sytuacjach pojawia się też pytanie, jak dobitnie w procesie kształcenia architektów na polskich uczelniach pojawia się temat osób niepełnosprawnych i ich potrzeb jako takich, zwłaszcza w kontekście innym niż budynki służby zdrowia i inne obiekty użyteczności publicznej. Warto, by młodzi architekci byli świadomi, że dom jednorodzinny z definicji powinien przynajmniej dać się łatwo dostosować do tego, żeby przynajmniej po parterze mogła się przemieszczać osoba poruszająca się na wózku lub mająca trudności z chodzeniem. Jednym z objawów starzenia się polskiego społeczeństwa (a nic nie wskazuje na to, by ten proces miał wyhamować) będzie pojawianie się coraz większej liczby takich osób – żyjemy dłużej, ale niekoniecznie starzejemy się w dobrym zdrowiu.

Wielu inwestorów lubi też myśleć o stawianym przez siebie domu jako o siedlisku – domu na pokolenia, gdzie będą mieszkać również ich dzieci, a być może także wnuki – ale nie biorą pod uwagę tego, że świat za 50-70 lat może nie być prostą kontynuacją tego obecnego. Dotyczy to przede wszystkim sposobu zasilania domu w energię cieplną i elektryczną. Nie chodzi o lansowanie na siłę zaawansowanych rozwiązań proekologicznych, które często są nadal drogie, ale o choćby zasugerowanie inwestorowi, że już na etapie projektu warto pomyśleć o czymś nowocześniejszym niż kocioł węglowy i zwykłe grzejniki – wiele nowocześniejszych rozwiązań musi być uwzględnionych już na etapie projektu architektonicznego, gdyż np. dom pasywny (czyli wymagający do normalnego funkcjonowania minimalnych ilości energii dostarczanej z zewnątrz) ma nie tylko inną izolację, ale też inną bryłę, inaczej są rozmieszczone okna, a ustawienie domu wobec stron świata nie może być dowolne. Dla architekta nie powinno być kwestią obojętną to, że paliwa kopalne mogą się po prostu skończyć za 50, a nie za 500 lat, więc budowane już dziś domy powinny uwzględniać taką możliwość. Jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi, studia powinny zatem uczyć młodych architektów patrzeć w przyszłość, a nie tylko ekstrapolować teraźniejszość.

Mam świadomość, że z wygodnego fotela (czy w tym przypadku stołu w jadalni, gdzie piszę ten tekst) łatwo mi formułować sugestie, jak powinien być wzbogacony i tak już bardzo wymagający program studiów architektonicznych w Polsce. Chciałem jedynie wskazać, jak sam postrzegam jego ograniczenia przez pryzmat mojego doświadczenia jako dziennikarza czasopisma budowlanego. Dzięki tej pracy spotkałem na swojej drodze wielu mądrych architektów, jak również inwestorów – i to głównie ich doświadczeniami i refleksjami się dzielę. 