Tożsamość Polaków jest zakorzeniona w chrześcijaństwie

Rozmowa z prof. Krzysztofem Ożogiem, historykiem mediewistą, autorem pracy „966. Chrzest Polski” – Książki Roku 2015 „Magazynu Literackiego Książki”

Bez grama wątpliwości twierdzi pan, że gdyby nie chrześcijaństwo, to w Polsce nie byłoby ani praw człowieka, ani obywatela. Jak historyk może tak zdecydowanie artykułować sądy o przeszłości, o której nie wiemy jaka byłaby, gdyby Mieszko I nie przyjął chrztu?

– Sama koncepcja osoby jest ściśle związana z chrześcijaństwem, a wiadomo, że bez idei persony nie ma koncepcji praw. Człowiek jako osoba jest stworzeniem Bożym, która ma duszę i ciało stworzone na obraz i podobieństwo Pana Boga i na tym fundamencie wznosi się cała konstrukcja związana z prawami; mówię tu o prawach naturalnych, które ustanowił Bóg, oraz prawach objawionych przez Niego w Biblii (np. dekalog) i o prawach stanowionych, które człowiek formalizuje w postaci kodyfikacji praw i obowiązków, które swym zasięgiem obejmują wszystkich ludzi, a nie tylko wyznawców Chrystusa. Dzięki chrześcijaństwu każda osoba traktowana jest jako dziecko Boga i ma takie same prawa.

Jeżeli tak mocno pojęcie osoby związane jest z chrześcijaństwem, to dlaczego w ostatnim 50-leciu tak trudno się nam porozumieć? Ostatnie wydarzenia związane z 1050. rocznicą chrztu pokazały wiele różnych punktów widzenia i różny status ontologiczny człowieka-Polaka.

– Nie wszyscy jesteśmy wychowani w jednym nurcie, nie wszyscy uznajemy prawdę za prawdę, a co najgorsze nie wszyscy uznajemy siłę argumentów merytorycznych. W przypadku historii jest to o tyle bolesne, że jest dziedziną, którą bardzo łatwo można zmanipulować i zinstrumentalizować.

Niektórzy twierdzą, że pana książka 966. Chrzest Polski jest pisana pod dyktando wiary a nie faktów…

– Żaden agnostyk nie zrozumie w pełni świata średniowiecznego, a to, że jestem człowiekiem wiary, pozwoliło mi lepiej zrozumieć fenomen nawrócenia Mieszka I. Jako chrześcijanin lepiej rozumiem świat wiary i kontekst rodzenia się chrześcijaństwa na ziemiach piastowskich, natomiast jako historyk badałem wszystkie źródła historyczne i analizowałem rzetelne ustalenia archeologów i dopiero na tej podstawie mogłem zbudować obraz tworzenia się państwa. Najpierw przedstawiłem sytuację całej Słowiańszczyzny, potem procesów chrystianizacyjnych i nie ulegam kaprysom wyobraźni czy fantazji, by pisać historię opartą na wątpliwych hipotezach i daleko idących przypuszczeniach, lecz trzymam się faktów i źródeł. Książka jest owocem moich analiz opartych na wiarygodnych przekazach.

Portal PAP Nauka w Polsce i niektórzy publicyści czy politycy twierdzą, że fakty wcale nie są takie jednoznaczne i przedstawiają inne daty i koncepcje.

– A czy oni budują swoje koncepcje na podstawie wszystkich dostępnych źródeł, czy też bardzo selektywnie traktują fakty i budują swoje koncepcje dzięki negatywnemu zastosowaniu „brzytwy Ockhama”, czyli tną wszystkie fakty, które im nie pasują do ich koncepcji. Jeżeli ktoś np. chce odrzucić datę chrztu Mieszka I w 966 r., to powinien najpierw podważyć wiarygodność zapisów annalistycznych i udowodnić, że te źródła się mylą. Od dwóch stuleci mamy obiektywnie wiarygodne przekazy historyczne dotyczące chrztu i rodzenia się chrześcijaństwa, i żeby zmienić karty historii, potrzeba czegoś więcej niż zapału indywidualnych naukowców czy polityków.

Czy państwo jako naukowcy nie korygują swoich koncepcji?

– Rzecz polega na tym, czy ktoś chce słuchać krytyki, czy nie. Niektórzy nie liczą się ani z metodą, ani z warsztatem badawczym oraz doświadczeniem historyka i krytykę swoich koncepcji traktują jako atak na siebie; nie ma wtedy pola dyskusji.

Jak wyobraża sobie pan dyskusję z ludźmi, którzy twierdzą, że Mieszko I przyjął chrzest z powodów politycznych, a nie religijnych? Fakt, że wysyła papieżowi pukiel włosów pierworodnego Bolesława świadczy o kontynuacji aktów pogańskich…

– I tak właśnie historię opisują agnostycy! W okresie milenium wciąż podkreślano polityczne wybory Mieszka I, a decyzja o chrzcie była wyborem, a nie koniecznością. Oczywiście polityka, piszę o tym w książce, skłoniła Mieszka do zastanowienia się, co dalej, ale przecież bardzo łatwo wyobrazić sobie historie alternatywne. Gdyby Mieszko pozostał nadal poganinem po roku 966, to by go Wieleci pokonali i rozbili młodą monarchię. Albo i nie; mógł przecież zabiegać o sojuszników, mógł się związać z pogańską Rusią Kijowską, z którą przez Mazowsze graniczył, a która przeżywała szczyt potęgi. Albo mógł także skorzystać z pomocy pogańskich Węgrów – koczowników, którzy przez pół wieku niszczyli Europę. Ale Mieszko naprawdę uwierzył w prawdy wiary chrześcijańskiej i nawrócił się z pogaństwa. O jego autentycznej wierze mówią wyraźnie źródła historiograficzne i hagiograficzne, o czym się zapomina i podkreśla jedynie polityczne aspekty chrztu. Sądzę, że dobrym przykładem instrumentalnego traktowania wiary jest władca Litwy Mendog, który najpierw zawiera w 1251 r. korzystny sojusz z zakonem krzyżackim i przyjmuje z jego rąk chrzest św., potem otrzymuje od papieża Innocentego IV koronę królewską i dziesięć lat po przyjęciu chrztu zmienia front. I Litwa jeszcze przez prawie półtora wieku pozostała pogańska.

A jeżeli chodzi o pukiel włosów wysłany do Rzymu, to sądzę, że z jednej strony jest to swoista adaptacja niektórych zwyczajów pogańskich, ale z drugiej jest to oddanie przyszłości dynastii pod opiekę św. Piotra, czyli czysty akt wiary, bowiem w tym czasie stolica apostolska nie miała absolutnie żadnego znaczenia politycznego.

Czyli chrzest Polski był intencjonalnym aktem?

– Tak. I dobrze, że wspomniała pani o chrzcie Polski, a nie Mieszka, bo gdyby Mieszko sam przyjął chrzest, a nie przekonałby do tego elity, to mógł nawet zginąć. Proszę pamiętać o casusie Olgi, matki małoletniego Światosława, a zarazem regentki Rusi Kijowskiej. Przyjęła ona chrzest w Konstantynopolu w 955 lub 957 r. i po powrocie do swego państwa wobec oporu wareskich bojarów nie podjęła chrystianizacji kraju. Ruś pozostała pogańska jeszcze trzydzieści lat.

Jeśli zatem chrzest był świadomym początkiem i rodzeniem się chrześcijaństwa i polskości, to czy w czasach obowiązywania Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka możemy świadomie porzucić chrześcijaństwo i zachować polskość?

– Jeśli człowiek przestaje wierzyć, to jest to jego indywidualny wybór, który i tak go przecież nie pozbawia możliwości korzystania z wszelkich praw, które są owocem ponaddziesięciowiekowej historii, ale jeżeli sugeruje pani, że chrześcijaństwo już nam jest niepotrzebne, to jakaś kompletna bzdura. Sądzę, że związek między narodem polskim i chrześcijaństwem jest tak silny, że nie da się tego rozdzielić. No, chyba że człowiek świadomie chce się wynarodowić i staje się zaciekłym wrogiem swojej Ojczyzny i uważa, że wszystko, co polskie i zarazem katolickie, to przekleństwo.

Atomizacja społeczeństwa oraz wzrost tendencji indywidualistycznych nie stanowią dobrego materiału do budowania tożsamości narodowej.

– Mam nadzieję, że budowanie swojego dziedzictwa na dniu jutrzejszym jest już melodią przeszłości i że okres niszczenia narodowej tradycji i kultury już nie powróci. Europa to taki kontynent, gdzie ludzie wykorzenieni z narodowego dziedzictwa stają się groźni, bo jak się pozbawi ludzi korzeni i tożsamości, to mogą się zamienić w hordę.

Rozmawiała Jolanta Workowska