Nowelizacja debiurokratyzująca

Marcin Chałupka

Na stronach MNiSW opublikowana została propozycja nowelizacji Prawa o szkolnictwie wyższym (PSW) oraz innych ustaw: m.in. o stopniach i tytule naukowym, o finansowaniu nauki, o instytutach badawczych, o PAN. Według zamysłu wicepremiera J. Gowina ma obowiązywać od 1.10.2016 r. Przybliżmy kilka wybranych propozycji i – przy założeniu, że wejdą one w życie w projektowanym kształcie – ich potencjalne skutki praktyczne.

Limity i efekty

Projekt znosi obowiązek wyszczególniania studentów drugiego kierunku w liczbie studentów stacjonarnych planowanej na podstawie art. 8 ust. 3 PSW. To koniec podejmowanych przez MNiSW prób obrony sensowności i zgodności z Konstytucją innej realizacji dyspozycji tego przepisu jak „100 miejsc w tym 100 dla drugokierunkowców”. Wraz z nim „wylatuje” art. 169 ust. 1a , który w 2014 nie opuścił PSW wraz z przepisami o odpłatności za drugi kierunek chyba tylko przez przeoczenie. Za to w kategorii limity pojawia się nowy art. 195a, skutkiem którego doktorantów niestacjonarnych nie może być więcej niż stacjonarnych, a połowa z tych ostatnich musi dostawać stypendium doktoranckie.

Usunięcie podstawy prawnej do rozporządzenia z art. 9 ust. 1 wyeliminuje z obrotu rozporządzenie o KRK wydane na tej podstawie, zwane regulacją dla kryptologów, z kodami, poziomami i projakościowym pustosłowiem. Jest nadzieja, że „nowe unormowanie ustanowione na podstawie ustawy o Zintegrowanym Systemie Kwalifikacji, która w art. 7 ust. 3 zawiera upoważnienie dla ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego do określenia, w drodze rozporządzenia, charakterystyk poziomów 6-8 drugiego stopnia typowych dla kwalifikacji uzyskiwanych w ramach szkolnictwa wyższego po uzyskaniu kwalifikacji pełnej na poziomie 4, ujętych w kategoriach wiedzy, umiejętności oraz kompetencji społecznych” będzie zachęcało uczelnie do jasnego definiowania w efektach, czego konkretnie na studiach (na)uczą.

Najciekawsze jednak zawsze tkwi w przejściowości. Art. 8 projektu zakłada, że opisy efektów kształcenia dla kierunków utworzonych lub zawnioskowanych przed wejściem w życie noweli pozostają w mocy. Ale na jak długo? Czy ustawowo nakazane „pozostawanie w mocy” zabrania zmian w trybie par. 6 ust. 3 rozporządzenia dotyczącego warunków prowadzenia studiów, wydanego na podstawie art. 9 ust. 3 PSW?

Oceny PKA

Usunięcie z art. 9 ust. 3 pkt 3-4 , uprawniających do określenia rozporządzeniem „podstawowych kryteriów i zakresu” ocen PKA, przy jednoczesnym nowym upoważnieniu dla ministra w art. 48a ust. 7, by określił „w drodze rozporządzenia, kryteria oceny programowej i oceny instytucjonalnej”, jest podpierane (str. 3 uzasadnienia u góry) dążeniem do regulacji „na poziomie większej ogólności”. Dotąd uważałem, że eliminując słowo „podstawowe”, poprzedzające słowo „kryteria” z upoważnienia dotychczas obowiązującego, otwieramy raczej poziom większej szczegółowości. Ale cóż… w prawie szkolnictwa wyższego nie należy ulegać pierwszemu wrażeniu. Zaś wykreślony „zakres” przeniesiono do zmienionego art. 48a ust. 3-4 .

Tak oto przez pierwsze 10 lat funkcjonowania PKA z uczelni płynęło do regulatora wołanie o ustalenie kryteriów ocen Komisji właśnie poprzez wpisanie ich w prawo powszechne. Czy po dwóch latach od ich wpisania i uszczegółowienia w statucie PKA trend się odwróci? Nic to jednak przy postulacie RGNiSW, by zrezygnować z pojęcia „systemów zapewniania jakości”, wprowadzonego w 2006 r. do rozporządzenia o warunkach prowadzenia studiów, a przez lata kolejne uświęconego potem łzami tysięcy ślęczących nad macierzami i sylabusami dydaktyków, pełnomocników, prodziekanów, godzinami szkoleń, tomami twórczości eksperckiej. Czy ono także po 10 latach odmieniania przez wszystkie przypadki po prostu zniknie? Czy to nie zaszkodzi aby jakości kształcenia? Pewnie jego ewentualne usunięcie z rozporządzenia tak samo zaszkodzi jakości, jak swym obligatoryjnym istnieniem w prawie powszechnie obowiązującym uprzednio jakości pomagało. Ale nie ma obaw, pojęcie „awansuje” do ustawy, w art. 48a ust. 3 przewidziano dlań poczesne miejsce jako element oceny programowej: „efektywność wewnętrznego systemu zapewnienia jakości kształcenia”.

Monitoring, koszty i konkursy

Uczelniane monitorowanie karier zawodowych, wpisane w prawo w 2011 roku, zostało w 2014 upaństwowione, zaś obowiązek po stronie uczelni uczyniono fakultatywnym, bo uczelnie jakoby „nie radziły sobie” z tym zagadnieniem. Może i nie radziły sobie, skoro do dyspozycji miały: imiona, nazwisko i adres. Trudno tym konkurować z zasysanymi z ZUS danymi finansowymi. W tym kontekście zezwolenie uczelniom na przetwarzanie danych o adresie e-mail i o numerze telefonu z pewnością wywoła rewolucyjny rozkwit systemów monitoringów uczelnianych. Zniesienie obowiązku publikowania kosztów usług edukacyjnych, a nie tylko ich cen (art. 99 ust. 6), o tyle nic nie zmieni, o ile koszt równał się cenie i nie był wyszczególniany. Być może dopiero z chwilą wniesienia o dowód z dokumentów księgowych uczelni – na okoliczność sporu ze studentem o zapłatę – świadomość kalkulacyjno-kosztowa uczelni zrodzi się ponownie, ale już z większym bólem.

Zmiany w art. 118a, polegające na zastąpieniu słów „zatrudnienie (…) na stanowiskach” słowami „nawiązanie stosunku pracy w uczelni”, uzasadniane są zbędnością konkursów przy procedurach awansowania w tej samej uczelni. Coś kiedyś słyszałem o mobilności i zwalczaniu kariery od magistra do profesora w tej samej uczelni, ale temu i tak konkursy nie zapobiegają. Słusznie więc znosimy fikcję, a przy okazji „wyrotowani” będą mogli przejść na stanowiska wykładowców bez konkursowej procedury. Proponuje się zniesienie zasady „dokonywania przez uczelnię rozliczania kosztów w ramach działalności dydaktycznej w podziale na koszty kształcenia na studiach stacjonarnych i studiach niestacjonarnych”. Ale w przeciwieństwie do uzasadnienia jej wprowadzenia, wyprowadzenia nie skomentowano.

Regulacje sinusoidalne

To, co w nowelizacji 2011 r. wprowadzano do PSW jako służące podniesieniu jakości kształcenia, teraz się z PSW wyprowadza pod tym samym szyldem. Bo nadal „zamiarem projektodawcy jest dokonanie korektury systemu nauki i szkolnictwa wyższego w zakresie niezbędnym do jego sprawniejszego funkcjonowania oraz podniesienia jakości kształcenia”. Ale jak z oświeconego etatyzmu noweli 2011 r. jakość nie wynikła, tak też z kontrreformistycznego korporacjonizmu jej się nie wyciśnie. Jakość bierze się bowiem z konkurencji wyznaczającej na danym poziomie ceny sprzeczne interesy kadry i studenta. Polskie uczelnie w swej znakomitej masie zniosą wiele, ale nie zniosą konkurencji.

Upraszczając sprawę, opis zmian w ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym można przedstawiać sinusoidalnie, jako oscylacje między Scyllą korporacjonizmu a Charybdą etatyzmu (por. FA 10/2011). Po kilkuletniej krytyce produkcji bezrobotnych i korporacyjnego „rozpasania”, wyrosłego na gruncie „rektorsko-profesorskiej” ustawy z 2005 r., w 2011 r. podjęto próbę zadekretowania jakości z ministerialnej wysokości. Części śmiałych zamysłów nie zrealizowano z braku woli politycznej, to zaś, co zrealizowano, zostało oparte na niezmienionych fundamentach finansowania systemu, więc musiało się skończyć biurokratyzacją. Z drugiego etapu reformy wyszła w 2014 r. jedynie autokorekta po zmianie minister Kudryckiej na Kolarską-Bobińską.

Dobra… zmiana!

Obecną nowelizację należy raczej postrzegać jako korektę etatystycznego wychylenia w stronę oddania korporacji części władzy w systemie, odebranej jej w latach 2011-14. Trudno jednak w tych kategoriach publicznie debatować, więc pojęcia „odbiurokratyzowanie” czy „obrona autonomii” stają się swoistym „kodem sektorowym”. Istoty zbiurokratyzowanego systemu nikt nie dotyka, bo biurokratyzacja w szkolnictwie wyższym, wręcz „zurzędniczenie” uczelni, jest nieuchronnym skutkiem próby usunięcia z systemu motywatorów rynkowych i zastąpieniu ich fikcją niezgodną z naturą człowieka. Póki studentowi będzie bardziej zależało na dyplomie niż na konkretnych umiejętnościach, póty nie będzie pytał o te drugie, a o przeszkody, jakie musi pokonać, by od uczelni dostać dyplom. Póki uczelni bardziej będzie zależało na pozyskaniu dotacji czy grantu z pieniędzy podatnika, niż na opłacie uzyskanej od zadowolonego z wykształcenia studenta czy zleceniodawcę badań, póty będzie „orientowała się” na spełnianie regulowanych prawem publicznym kryteriów, formułek, warunków pozyskania środków budżetowych. Bez tych formułek przekazywanie pieniędzy podatnika byłoby nielegalne. Zbyt szczegółowy ich poziom skończy się biurokratycznym zawałem, zbył ogólny – korporacyjną samowolą.

Brak presji rachunku ekonomicznego i nadzoru właścicielskiego nie zmusza uczelni do podnoszenia jakości oferty i usługi. Skoro student i tak przyjdzie na bezpłatne studia, a minister za nie zapłaci, to partnerem do ustalania reguł kształcenia i weryfikacji jego jakości jest minister, PKA, a nie student. Próba wymyślenia parametru, algorytmu, zaklęcia, które miałoby ministrowi ułatwić płacenie uczelni za jakość, przy jednoczesnym utrzymywaniu oceny tej jakości w oderwaniu od studenckiego portfela, jest typowo socjalistycznym złudzeniem. Być może zwłoka MNiSW w proponowaniu reform fundamentalnych, przykrywana pomysłem trzech lat debatowania nad Ustawą 2.0, nie wynika wcale z braku koncepcji. Niektórzy twierdzą, że minister, który pyta środowisko, sam nie ma zdania czy pomysłu. Być może jest dokładnie odwrotnie, ale demokratyczny dyktat i niechęć do konfliktu z możnym „środowiskiem” sprawia, iż rząd oczekuje na poważny kryzys finansów publicznych, który uzasadni konieczność fundamentalnych zmian w szkolnictwie wyższym opartych na zmianie jego finansowego zasilania. Cała reszta jest bowiem jedynie „nadbudową”, zaś także w szkolnictwie wyższym aktualne wydaje się powiedzenie, że ludzie i narody będą działać racjonalnie, kiedy wyczerpią wszystkie inne możliwości.

Autor specjalizuje się w prawie i instytucjach szkolnictwa wyższego i awansu naukowego. Więcej na www.chalupka.pl. Tekst pisany 24.04.2016 r. bez założenia nieomylności. Decyzje podmiotów powinny być konsultowane z ich prawnikami.