Nierzetelny doktorat z germanistyki

Ciąg dalszy

Marek Wroński

Pół roku temu opisałem sprawę zarzutów przeciwko doktoratowi z literaturoznawstwa niemieckiego Henrik Steffens w okresie wrocławskim. Historia, polityka, filozofia i teologia w kontekście jego twórczości literackiej , obronionemu w listopadzie 2010 r. na Uniwersytecie Wrocławskim, autorstwa dr Joanny Smereki z Uniwersytetu Jagiellońskiego (patrz: Unieważniona nagroda , FA 10/2015). Pracująca od trzech lat w Krakowie autorka unowocześniła i zmieniła nieco tekst dysertacji, drukując go w postaci książki pt. Henrik Steffens: ein Breslauer Wissenschaftler, Denker und Schriftsteller aus dem hohen Norden , wydanej w końcu września 2014 r. przez Wydawnictwo Uniwersytetu w Lipsku. W 2015 r. książka została nominowana do corocznej wrocławskiej nagrody naukowej „Leopoldina” (fundowanej przez emerytowanego profesora medycyny z Hamburga Norberta Heisiga). Na krótko przed jej wręczeniem, w kwietniu 2015 r., Marit Bergner, doktorantka prof. Uwe Puschnera z Uniwersytetu Berlińskiego (był głównym recenzentem) odkryła w tekście kilka fragmentów przejętych z innych prac, które nie zostały oznaczone przypisami. Z tego powodu fundator natychmiast anulował nagrodę, zaś prof. Marek Bojarski, rektor Uniwersytetu Wrocławskiego, polecił sprawdzić oryginalny tekst doktoratu. Splagiatowane pasaże były już w tekście dysertacji, a po dalszej analizie tekstu promotor, prof. Wojciech Kunicki, odkrył nowe, liczne przykłady nieprawidłowego cytowania i powoływania się na źródła.

Dziekan Wydziału Filologicznego, dr hab. Marcin Cieński, prof. UWr, powołał czteroosobową Komisję Wydziałową, która w czerwcu 2015 r. potwierdziła, że w 300-stronicowej pracy kilkaset fragmentów zostało przytoczonych bez oznaczenia cytowania i podania źródła. Oceniono, że na pierwszych 100 stronach zapożyczenia stanowią ok. 10% objętości tekstu, w drugiej setce stron to ok. 25% tekstu, a w trzeciej ok. 80%. Komisja stwierdziła, że w bardzo wielu przypadkach są to fragmenty prac, w tym dzieł Steffensa, znajdujących się w bibliografii rozprawy, ale ich przytoczenie nie jest w żaden sposób oznaczone. Fragmenty te mają różną długość, od kilku wersów po całe akapity. W wielu miejscach widoczne są ślady stosowania zabiegów redakcyjnych maskujących pochodzenie nieoznaczonych cytatów.

Jeszcze przed wakacjami protokół przesłano do Centralnej Komisji z prośbą o radę, jak dalej postępować, zaś w końcu września 2015 r. rektor Bojarski powiadomił rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Wojciecha Nowaka, o zarzutach naruszenia praw autorskich, co miesiąc później skutkowało wszczęciem dyscyplinarnego postępowania wyjaśniającego.

Kroki autorki

Wieści o zarzutach dotarły dość szybko „pocztą pantoflową” do dr Smereki, ale ponieważ przebywała wówczas na stypendium w Lipsku, to upoważniła adwokatkę z Krakowa, która pismem z 22 V 2015 r. zażądała, aby uniwersytet, który prowadzi „jakieś czynności wobec jej klientki”, całą korespondencję kierował do jej kancelarii. Wczesną jesienią dr Smereka wróciła do Polski. Przygotowując pierwszy artykuł, napisałem do niej mail, prosząc o komentarz, a na wieść, że nie zna zarzutów, przekazałem jej skan protokołu Komisji Wydziałowej. W odpowiedzi otrzymałem mail pełen skruchy za popełnione aberracje. Zasugerowałem więc, by dr Smereka przeprosiła swojego promotora, co bezzwłocznie nastąpiło. W liście z 8 października 2015 r. (który przesłano do mojej wiadomości) napisała: „Jednakże ze wstydem i smutkiem wyznaję, że moje wywołane niefrasobliwym podejściem do kwestii pisania pracy doktorskiej przestępstwo, niesłusznie godzi w Pana Profesora. Jeśli w tej sytuacji cokolwiek to jeszcze znaczy, chciałabym Pana bardzo przeprosić za to, że kilka lat temu nie wykorzystałam we właściwy sposób danej mi przez Pana Profesora szansy rozwoju naukowego. Zawsze fascynowały mnie zajęcia Pana, dlatego od pierwszego roku chodziłam na wszystkie ‘opcje fakultatywne’ i seminaria kompaktowe przez Pana organizowane czy też prowadzone. Byłam dumna i szczęśliwa, że mogę uczestniczyć w życiu uczelni od chwili studiów doktoranckich niejako ‘od kuchni’, dlatego chętnie angażowałam się w pomoc przy organizacji konferencji i innych projektów w kierowanym przez Pana Profesora Zakładzie. Jednocześnie byłam przez pierwsze dwa lata studium doktoranckiego w dalszym ciągu studentką innego kierunku na Uniwersytecie Wrocławskim. Oba te czynniki mnie dość absorbowały czasowo podczas studium doktoranckiego. W swej nieuzasadnionej pysze uznałam, że już po trzech latach studiów doktoranckich mogę przedłożyć dysertację doktorską, w której poszłam na przysłowiowe skróty, referując dzieła bohatera mojej pracy, Henrika Steffensa.

W ogóle dla swego czynu nie znajduję usprawiedliwienia, ponad moją ówczesną głupotę i niedojrzałość – zarówno intelektualną jak i emocjonalną. Chciałabym też za pośrednictwem Pana Profesora przeprosić całą Komisję Doktorską powołaną w 2010 roku do przyjęcia mej pracy. Zawiodłam Państwa zaufanie, skoro na taką skalę wprowadziłam w błąd co do autorstwa obszernych fragmentów mojej dysertacji. Nie było to moim zamiarem, a dopiero teraz widzę, jak głupio postąpiłam. Przewidzianą karę godnie przyjmę i wyciągnę z niej wnioski na zawsze”. Podobne listy zostały także skierowane do dziekana oraz całej Rady Wydziału.

Pod koniec października 2015 r. do dziekana trafiło pismo z CK, które rekomendowało Radzie Wydziału przeprowadzenie postępowania o stwierdzenie nieważności w sprawie nadania doktoratu na podstawie art. 29a ustawy o stopniach i tytułach. Poinformowano też, że do tego postępowania stosuje się odpowiednio przepisy kodeksu postępowania administracyjnego.

Procedura unieważniania doktoratu

17 XI 2015 r. Rada Wydziału Filologicznego wydała odpowiednią uchwałę, za którą głosowały 73 osoby, zaś dwie się wstrzymały. Niestety dziekan Cieński popełnił błąd, bowiem po konsultacji z Biurem Radców Prawnych UWr dopisał pouczenie, że od tej uchwały przysługuje odwołanie do CK, co nie jest zgodne z prawem. Postanowienie o wznowieniu postępowania, o którym jest mowa w artykule 149 § 1 kpa, jest aktem procesowym, nierozstrzygającym sprawy wznowieniowej i wywołuje skutki wyłącznie procesowe. Jest postanowieniem niezaskarżalnym i nie ma na nie zażalenia, co jasno przedstawił wyrok WSA w Warszawie z 20 X 2015 r. dotyczący CK (sygn. II SA/Wa 1061/15).

Tymczasem dr Smereka, pismem z 28 XI 2015, unieważniła wszystkie swoje listy z przeprosinami i wykorzystując błąd dziekana w połowie grudnia 2015 r. złożyła bardzo obszerne odwołanie do CK. Zgodnie z przepisami, przed jego przekazaniem Rada Wydziału powinna się ustosunkować, czy je popiera, czy też nie. Głównym argumentem autorki doktoratu było przerzucenie winy na promotora, prof. Wojciecha Kunickiego, że nie zauważył jej „błędów technicznych”. Argumentowała, że doktorat składa się z dwóch części: pierwszej (ok. 160 stron) będącej trzonem dysertacji, gdzie przedstawiono życiorys Steffensa (oparty na jego 10-tomowej autobiografii) i przeanalizowano jego twórczość, co zdaniem autorki ma charakter pionierski. Z kolei część druga (ok. 140 stron) stanowi swoisty aneks, gdzie zawarto antologię fragmentów dzieł Steffensa (który był profesorem fizyki, antropologii i filozofii ówczesnego Uniwersytetu we Wrocławiu). Została ona napisana językiem tamtej epoki, bowiem autorka doktoratu w trzeciej osobie przepisywała jego sformułowania „chcąc być uczciwą wobec Steffensa”. „Łączyłam wyrywki z różnych dzieł, aby stworzyć spójną całość w układzie tematycznym na wybrane przeze mnie centralne – dla Steffenowskiej filozofii – zagadnienia”. Podkreśla, że „cytowane prace są wymienione w bibliografii”. Nie miała zamiaru oszukania kogokolwiek co do autorstwa słów i idei Henrika Steffensa. Uważa, że nie przypisała sobie istotnego fragmentu cudzego utworu ani jego innych elementów, stąd bezpodstawna jest próba podważenia i stwierdzenia nieważności jej pracy doktorskiej. Oddawała pracę doktorską w częściach, które były akceptowane przez promotora. Jak pisała w końcu listopada 2015 r., całą pracę złożyła na rok przed wymaganym terminem, pod koniec trzeciego roku dziennego studium doktoranckiego, przy poparciu oraz pełnej akceptacji promotora.

Odwołanie

Do dnia głosowania Rady Wydziału nad bezprawnym odwołaniem (o czym pisemnie informowałem dziekana Cieńskiego kilka razy) dr Smereka przesłała kilkanaście dodatkowych, niekiedy wielostronicowych pism, w których polemizowała z ustaleniami Komisji Wydziałowej oraz całą winą za swoje błędy obarczyła promotora. Należy dodać, że prof. Kunicki po ukazaniu się artykułu Unieważniona nagroda napisał do redakcji „Forum Akademickiego” krótki list, w którym potwierdził swoją winę w nadzorze nad zaufaną doktorantką: „Przepraszam środowisko naukowe i oświadczam, że nic nie usprawiedliwia braku mojej troski o jakość pracy doktorskiej pani Joanny Smereki. Pani Smereka była poinformowania o zasadach uczciwości naukowej, zresztą jako absolwentce prawa ta problematyka nie mogła być obca”. W rozmowie ze mną powiedział, że pierwszy raz nie sprawdził wyrywkowo poprawności cytowania, bowiem tak bardzo ufał Joannie Smerece, którą znał z jak najlepszej strony od sześciu lat i nie przypuszczał, że może naruszyć rzetelność naukową. I za to ponosi teraz konsekwencje.

Głosowanie nad odwołaniem dr Smereki miało miejsce 22 III 2016 r. Tydzień przed posiedzeniem dziekan Cieński przesłał wszystkim członkom RW komplet zeskanowanych dokumentów, które do niego trafiły. Był tam też list promotora, który napisał: „Oceniając ponownie w świetle znanych mi dziś faktów dysertację doktorską pani Smereki stwierdzam, że przedłożona praca żadną miarą nie może być uznana, w sensie ustawy o stopniach i tytułach, za osiągnięcie naukowe, ponieważ jej autorka dopuściła się rażących, świadomych i maskowanych prób niedozwolonego posługiwania się cudzym dorobkiem naukowym, oszukując tym samym w 2010 r. nie tylko promotora, ale i recenzentów doktoratu. Zakres i sposoby tego przejmowania i maskowania można odczytać z raportu Komisji Wydziałowej, z którym się całkowicie zgadzam. Należy dodać, iż po wyjściu na jaw ogromu tych naruszeń pani Smereka zwracała się pisemnie do okradzionych przez siebie autorów-naukowców prosząc ich «o wybaczenie», ale przeliczyła się, o czym świadczy reakcja prof. Ivara Sagmo (to pomyłka – chodzi o prof. Hasso Spode – MW), który jej postępowanie określił jako «nieuczciwą praktykę, pociągającą za sobą odpowiednie konsekwencje»”.

Opinie na żądanie

W załączonych dokumentach znajdowały się też kopie listów, które na prośbę dr Smereki w styczniu i w lutym 2016 r. napisały różne osoby, odpowiadając na jej zapytanie, czy jej doktorat narusza prawa autorskie innych osób. I tak prof. Jochen Golz, prezes Towarzystwa im. Goethego w Weimarze, napisał: „To, że pani Smereka w tym czy w innym miejscu przejmuje powszechnie obowiązujące i znane wyniki badań literaturoznawczych, nie dokumentując ich w każdym przypadku w postaci precyzyjnego przypisu bibliograficznego, uważam za uzasadnione i zgodne z regułami. (…) Odmienne podejście w niektórych miejscach (od s. 72) należy z mojego punktu widzenia ocenić jako zaniedbanie, jednakże nie świadomy manewr polegający na próbie oszukiwania. (…) O plagiacie można by było mówić tylko wtedy, jeżeli wyniki badań z literatury sekundarnej przytaczane byłyby bez podawania ich źródeł. Na ile dozwolone jest parafrazowanie wypowiedzi autora bez stosowania w każdym przypadku oznaczonych cytatów, uważam za kwestię otwartą, która mogłaby mieć znaczenie dla recenzentów dysertacji Pani Smereki. Ponieważ wówczas pracę przyjęli, więc muszę zakładać, że to jej metodologiczne podejście zostało przez promotorów zaakceptowane” (tłum. T. Selecki, tłumacz przysięgły).

Tutaj z przykrością muszę dodać, że ówcześni recenzenci tego przewodu doktorskiego.: em. prof. zw. Hubert Orłowski z UAM w Poznaniu oraz dr hab. Urszula Bonter z Instytutu Germanistyki UWr, do dziś nie poczuwają się do obowiązku ponownego napisania opinii w sprawie kwestionowanego doktoratu. Od lat powtarzam: zarówno promotor, jak i recenzenci mogą „przepuścić” nierzetelną pracę, bowiem nie znamy doskonale całej literatury przedmiotu i rzadko kto jest z natury podejrzliwy, aby sprawdzać bardzo skrupulatnie rzetelność cytowania. Ale jeśli praca jest później kwestionowana, to recenzent ma moralny obowiązek jeszcze raz wypowiedzieć się, czy podtrzymuje pozytywną ocenę doktoratu. Brak tego, moim zdaniem rzuca cień na recenzentów i „wspomaga” nierzetelnego autora w jego odwołaniach.

Z kolei prof. Hans Ulrich Schmidt z Instytutu Germanistyki Uniwersytetu w Lipsku napisał: „Jeśli się nie ujawnia w odpowiedni sposób pochodzenia cytatów ze źródeł – z literatury prymarnej, stanowiących bezpośredni przedmiot pracy naukowej, to z mojego punktu widzenia mamy tu do czynienia z niedbałością, która wprawdzie nie świadczy o staranności autorki jednak nie oceniałbym tego jako plagiatu. (…) Jako promotor nie przyjąłbym tego, lecz poprosił o dokonanie korekty” (tłum. K. Wojtasik, tłumacz przysięgły). Prof. Eckhard Meineke z Instytutu Językoznawstwa Germańskiego w Jenie w II części dysertacji plagiatu kategorycznie nie stwierdza. Jego zdaniem nie każdy akapit musi być oznaczony przypisem, jeżeli z kontekstu wynika, do czego odnosi się ta wypowiedź. „Stąd, gdy wypowiedzi Steffensa nie są oznaczone jako cytat i nie ma udokumentowanego pochodzenia tych fragmentów, to jednak ze sposobu wypowiedzi i stylistyki wynika, że chodzi o fragmenty z prac Steffensa. (…) Podsumowując: oceniam zarzut plagiatu za bezzasadny” (tłum. T. Selecki).

Podobnie uważa dziennikarka dr Bettina Kremberg z Lipska (redagowała dr Smerece niemiecką książkę do druku – MW), która nie doszukała się ani „zwyczajnego odpisywania, ani też rozmyślnego wprowadzenia innych w błąd, posługując się pracami innych autorów” (tłum. T. Selecki). Zapytuje też, kto by skorzystał na zarzutach wysuwanych przeciwko p. Smerece?

Podobnego zdania, na podstawie opinii niemieckich naukowców, jest kilku polskich badaczy, w tym psycholog, dr hab. Robert Saciuk z Wrocławia oraz germanista, em. prof. Eugeniusz Klim z Zielonej Góry. Do tych wszystkich dokumentów były dołączone liczne wyjaśnienia dr Smereki, stwierdzającej, że Komisja Wydziałowa popełniła liczne błędy, promotor jej nie dopilnował i „zmusił” do wcześniejszego oddania pracy doktorskiej. Załączono także zaświadczenie psychologa mówiące, że autorka ma pamięć ejdetyczną (czyli fotograficzną), co w domyśle powinno rozgrzeszyć przejmowanie tekstu innych autorów bez cytowania.

Przed głosowaniem dziekan Cieński upewnił się, że wszyscy otrzymali całość dokumentacji i krótko omówił sprawę. O głos poprosiła prof. Iwona Bartoszewicz, dyrektor Instytutu Filologii Germańskiej, która stwierdziła, że z wielkim smutkiem i zaniepokojeniem obserwuje działania p. Smereki, która dostarcza różne opinie i pisma, mające na celu zakwestionowanie rzetelności kroków podjętych przez Radę Wydziału i powołane komisje. Jest to też próba uczynienia współwinnym i współodpowiedzialnym za plagiat promotora doktoratu, prof. Wojciecha Kunickiego. Zainteresowana, której nic nie usprawiedliwia i której odpowiedzialność nie pozostawia wątpliwości, w ten sposób próbuje wywrzeć wpływ na Radę Wydziału. Zdaniem prof. Bartoszewicz, przedstawione opinie są jednostronne i napisane na zamówienie, a w kilku przypadkach krzywdzące i obraźliwe. Z kolei dr hab. Jakub Pigoń, prof. UWr. stwierdził m.in., że materiał zebrany przez Komisję Wydziałową z pierwszej części doktoratu jest wystarczający, aby postawić zarzut plagiatu. W przypisie 188 na str. 62 jest kilkanaście linijek tekstu przepisanych słowo w słowo z artykułu z tygodnika „Die Welt” bez podania źródła. W jego odczuciu już nawet jedno takie przywłaszczenie dyskwalifikuje byłą doktorantkę jako nauczyciela akademickiego.

Podczas tajnego głosowania 8 osób poparło odwołanie, 63 osoby były przeciwne poparciu, a 17 wstrzymało się od głosu. Na początku kwietnia br. cała dokumentacja została skierowana do CK, która na posiedzeniu Prezydium 25 kwietnia 2016 r. odrzuciła odwołanie jako bezprawne, stwierdzając iż dr Smereka będzie mogła się odwołać dopiero po zakończeniu sprawy na Wydziale. Mimo to, przez brak kompetencji radcy prawnego i niechęć dziekana do uniknięcia wskazanego mu błędu, całość procedowania opóźni się o 6 miesięcy.

Plagiat się przedawnia?

Rzecznik Dyscyplinarny UJ, dr hab. Andrzej Światłowski z Katedry Postępowania Karnego, wszczął wyjaśniające postępowanie dyscyplinarne 3 XI 2015 r.. Tymczasem władze UJ w dniu 30 XI 2015 r. „za porozumieniem stron” rozwiązały umowę o pracę z dr Smereką. Dwa tygodnie później prof. Światłowski wydał „Postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania dyscyplinarnego”. W uzasadnieniu podał, że do ewentualnego plagiatu doszło w czerwcu 2010 r. W związku z tym, że art. 144 ust. 2a znowelizowanej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, obowiązujący od 1 X 2014 r., mówi: „Postępowanie wyjaśniające nie może być wszczęte po upływie 5 lat od popełnienia czynu, z zastrzeżeniem że jeśli czyn zawiera znamiona przestępstwa, postępowanie wyjaśniające może być wszczęte aż do upływu okresu przedawnienia dla tego przestępstwa”. Zdaniem rzecznika, przepis ten powtarza regułę przewidzianą uprzednio w art. 144 ust 2 ustawy, pomijając jednak istniejący wcześniej wyjątek, polegający na odwołaniu się do ust. 3 tego artykułu. Dlatego przepis ten stosuje się w nowym brzmieniu. Ponieważ odpowiedzialność karna za plagiat ustaje po 5 latach od jego popełnienia, oznacza to, że karalność przewinienia dyscyplinarnego zarzuconego dr Smerece uległa przedawnieniu w czerwcu 2015 r.

Warto dodać, że niemiecka książka została wycofana ze sprzedaży na prośbę autorki.

O dalszym rozwoju sytuacji będziemy informować, a do sprawy przedawnień nierzetelności naukowych po 5 latach, co powyżej tak zinterpretował rzecznik dyscyplinarny UJ, wrócimy w osobnym artykule.

Marekwro@gmail.com