Zawiadamiać dziekana

Wojciech Taras

O wzajemnych związkach pomiędzy uniwersytetami i innymi szkołami wyższymi a samorządowymi kolegiami odwoławczymi warto w przyszłości napisać bardziej pogłębiony tekst niż do tej pory publikowane w prasie akademickiej, ale proza życia nieustannie wymusza zajmowanie się także uciążliwymi drobiazgami. Tym razem idzie o parkowanie samochodów braci studenckiej w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Nie warto rozwijać tematu nieustannie wzrastającej liczby pojazdów wszelkich marek poruszających się po drogach publicznych ani kwestii ekonomicznych związanych z finansowymi możliwościami wejścia przeciętnego obywatela RP w posiadanie czterech kółek, bowiem są one, jak mówią prawnicy, faktami notoryjnymi, czyli znanymi powszechnie i nie wymagającymi dowodu. Chciałbym jednak zająć się w tym miejscu sprawą co prawda powszechnie dyskutowaną w mediach, ale dokuczliwą w praktyce, a mianowicie problemem miejsc parkingowych. Każdy wie, że jest ich za mało, tudzież każdy pragnąłby parkować swój pojazd za darmo i jak najbliżej wejścia do mieszkania. Wiąże się z tym pewne znane zagadnienie ekonomiczne, które sprowadza się do pytania, gdzie parkować samochód o wartości rynkowej niższej od kwoty rocznego abonamentu za parking strzeżony, ale też inne, związane z nieprawidłowym parkowaniem, również przez studentów.

Spora część naszego społeczeństwa twierdzi, iż od prawników należy trzymać się z daleka, jednakże przydatne będzie tu choćby zarysowanie problemu z punktu widzenia ustawodawcy. Wszyscy wiedzą, że w pewnych miejscach prawo zabrania parkowania wszelkich samochodów albo tylko innych niż oznaczonych kategorii. Jeżeli więc ktoś postawi swój pojazd na miejscu do tego nieprzeznaczonym, to musi się liczyć z konsekwencjami w postaci odholowania samochodu i zapłacenia grzywny nałożonej przez stosowne służby w drodze mandatu karnego. Mandatu można nie przyjąć i żądać rozpatrzenia sprawy przez sąd rejonowy, ale jeżeli zgodzimy się na jego zapłacenie, to sprawa naszego wykroczenia drogowego zostaje zamknięta. Czasami mandat płacony jest od ręki, czasami uiszczamy go w oznaczonym terminie i tu zaczyna się zasadnicza kwestia mojego wywodu. Ustawa z 2009 r. o finansach publicznych stanowi, że na wniosek zobowiązanego (ukaranego mandatem) właściwy organ może udzielić ulgi w spłacie należności przez umorzenie jej w całości albo w części lub odroczenie zapłaty albo rozłożenie jej na raty; w przypadku mandatu wystawionego przez straż miejską będzie to burmistrz lub prezydent miasta.

W praktyce samorządowych kolegiów odwoławczych spotykamy się z odwołaniami studentów ukaranych przez straż miejską mandatem za parkowanie w miejscach niedozwolonych, którym burmistrz (prezydent miasta) odmówił przyznania ulgi w spłacie należności pieniężnej tego rodzaju. Organ administracji samorządowej argumentuje wydanie decyzji negatywnej najczęściej wyjątkowym charakterem tej instytucji prawnej, jak też brakiem interesu społecznego w umorzeniu należności, bowiem względy ogólne przemawiają za tym, aby wszelkie kary były skutecznie egzekwowane. Kierujący pojazdem, popełniając wykroczenie, powinien się liczyć z możliwością poniesienia konsekwencji swojego czynu, zaś przyjęcie odmiennego stanowiska mogłoby doprowadzić do tego, że każda osoba znajdująca się w trudnej sytuacji materialnej czułaby się bezkarna, a to z kolei zagrażałoby bezpośrednio zdrowiu i życiu innych uczestników ruchu drogowego. Problem w tym, że słuszne to zapatrywanie zderza się z inną podstawą prawną umorzenia należności, a mianowicie z przypadkiem, gdy zachodzi uzasadnione przypuszczenie, że w postępowaniu egzekucyjnym nie uzyska się kwoty wyższej od kosztów dochodzenia i egzekucji tej należności lub postępowanie egzekucyjne okaże się nieskuteczne.

Proszę sobie teraz wyobrazić taką oto sytuację: student parkuje samochód w miejscu przeznaczonym dla osób niepełnosprawnych i zostaje ukarany przez straż miejską mandatem w wysokości 500 zł, a następnie żąda od burmistrza lub prezydenta miasta umorzenia takiej należności. W trakcie postępowania wyjaśniającego okazuje się, że student nie pozostaje w stosunku pracy i nie ma żadnego majątku, bowiem samochód należy do rodziców lub znajomych. Nawet jeśli otrzymuje jakieś stypendium od ministra lub władz uczelni, to i tak jego kwota wyłączona jest spod egzekucji administracyjnej. Krótko mówiąc, nie ma z czego ściągnąć grzywny, a rodzice z pewnością nie są ani prawnie, ani moralnie zobowiązani do pokrywania z własnej kieszeni ekscesów pełnoletniego potomka. W konsekwencji powyższego umarza się niesfornemu studentowi grzywnę nałożoną w drodze mandatu karnego przy pełnej świadomości działania przeciwko interesowi społecznemu (skuteczna egzekucja prawa) oraz interesowi osób pokrzywdzonych przez los (niepełnosprawni). Nie są to przypadki częste, jednakże występują w praktyce, dlatego warto zaapelować do władz miast, aby w opisanych sytuacjach zawiadamiały właściwego dziekana o popełnionym naruszeniu przepisów prawnych z wnioskiem o wyciągnięcie konsekwencji dyscyplinarnych wobec studenta, zaś do władz szkół wyższych, aby nie lekceważyły takich wniosków. Dotychczasowa praktyka uczy, że apele do studentów na nic się zdają.

Dr Wojciech Taras, Katedra Prawa Administracyjnego i Nauki o Administracji UMCS, Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Lublinie