Korespondencja

Leszek Szaruga

Czytam kolejne tomy korespondencji Jerzego Giedroycia, a dodatkowo dostał mi się w ręce zbiór listów, jakie między sobą wymieniali Jerzy Stempowski z Tymonem Terleckim. To, rzecz jasna, nie wszystko. Systematycznie powiększa się epistolograficzny zbiór stworzony przez pisarzy i działaczy emigracyjnych, krajowych zresztą też, ale to osobna, zagrożona naruszaniem tajemnicy korespondencji w peerelii konstelacja, z natury rzeczy niedopowiedziana i, pomijając już często wybitne walory literackie pisanych przez tych ludzi listów, przykuwa uwagę nie tylko istotność podejmowanych tematów, lecz także dziś już niemal zapomniana sztuka argumentacji, elegancja wykładania swych postaw i poglądów. Zarazem też, co dla każdego badacza życia literackiego stanowi walor nieoceniony, odnajduję tu oceny przywoływanych dzieł i autorów, których próżno by szukać w publikowanych recenzjach i szkicach. Dzieje się tak dlatego, że przecież – i z tego warto sobie zdawać sprawę – w publikacjach emigracyjnych obowiązywały, co prawda niepisane, ale dla wszystkich oczywiste reguły, które od biedy można określić jako rodzaj cenzury: publicznie źle o sobie czy o kolegach i koleżankach z kraju nie piszemy, by nie dostarczać argumentów reżimowym ideologom. Za to w listach – czemu nie? Sporo tu zatem różnych „smaczków”, ale też i niekoniecznie dyktowanych osobistymi uczuciami krytycznych osądów.

Nie to, rzecz jasna, jest najważniejsze, ale przecież jeśli się zwróci uwagę na znaczenie, jakie mimo narzekań samych twórców ma w życiu pisarskim krytyka literacka, można z tej korespondencji wypreparować szereg cennych dla badaczy uwag i refleksji dotyczących nie tylko poszczególnych dział, lecz także zasad życia literackiego, utajonych sporów czy kwestii dotyczących kondycji materialnej pisarzy emigracyjnych. I zapewne poloniści, ci zwłaszcza, których bawi praca z dokumentami, już powoli się zabierają do pracy. Zresztą, by przywołać jeden tylko przykład, wspaniałym opracowaniem jest tutaj monografia Andrzeja Stanisława Kowalczyka poświęcona Giedroyciowi i paryskiej „Kulturze”, a zatytułowana – jakże inaczej? – „Rzeczpospolita epistolarna”. Rozmiary owej Rzeczypospolitej, mimo iż jak dotąd sporo już o „Kulturze” wiadomo, wciąż zadziwiają i zaskakują. Zdumiewająca jest szczególnie zdolność Giedroycia skupiania wokół siebie ludzi czasem z odległych politycznie opcji, z wykluczeniem tych wszystkich, u których dostrzegał aprobatę dla rozwiązań totalitarnych. Wystarczy przejrzeć indeks nazwisk autorów z pismem bliżej lub dalej związanych, by zdać sobie sprawę z unikalnej specyfiki stworzonej przez Redaktora przestrzeni dialogu.

Coraz to nowe zbiory listów Giedroycia pozwalają sobie uświadomić znaczenie kultury słowa, czyli tego, co dziś zdaje się zupełnie zanikać. List był bowiem do niedawna taką formułą rozmowy – niespiesznej, gdyż jednak musiała być ona rozciągnięta w czasie – która zmuszała do namysłu i odpowiedzialności za to, co się pisze. Tylko pozornie jest to nieistotne. W istocie ten sposób bycia czy raczej współżycia z adresatami korespondencji zmuszał do pogłębionego kontaktu nawet wówczas, gdy chodziło o załatwianie spraw doraźnych. Podobnie jest w przypadku innych świadectw epistolarnych, w szczególności gdy chodzi o ludzi czynnych w sferze działań i przedsięwzięć publicznych.

Na naszych oczach epoka tego rodzaju relacji międzyludzkich się kończy. Przy czym chciałbym być dobrze zrozumiany: nie oceniam tego negatywnie, po prostu zmieniła się sama technika kontaktu, a z tym nie sposób wchodzić w konflikt, nawet emocjonalny. Poczta elektroniczna, twittery czy facebooki, wszystko to skazuje na powierzchowność i naskórkowość. Zyskujemy za to oszczędność czasu, także – być może tylko powierzchowną – bezpośredniość. Jak zwykle – coś za coś; zawsze powtarzam, że nie ma co podejmować walki z globalizacją czy z innymi nieuniknionymi zjawiskami żywiołowymi typu wędrówki ludów, ale należy się raczej zastanowić, jak z tym żyć. Jedno wszakże nie ulega wątpliwości: przyszli badacze naszej współczesności nie będą już dysponowali takimi świadectwami wzajemnych kontaktów międzyludzkich, jak ta trochę już dziś trącąca naftaliną wymiana korespondencji. Być może, pozwolę sobie na wątpliwej jakości żart, że takimi świadectwami staną się dokonywane skrycie nagrania. Może raczej trzeba będzie, zamiast skatalogowanych w archiwach bloków listów, znaleźć sposób na przeczesywanie sieci Internetu z nadzieją, że trafimy na zaplątane w nią blogi czy szybkie wymiany zdań na portalach społecznościowych.

Ale też zastanawiam się nad czymś jeszcze. O ile w tej odchodzącej w przeszłość korespondencji dominuje potrzeba pełnej argumentacji i dążenie do porozumienia, to w dzisiejszej szybkiej wymianie komunikatów i powiadomień daje o sobie znać narastająca agresja. I może należy się zastanowić nad tym, czy te nowe techniki budujące coraz bardziej powierzchowne relacje nie są jednym z czynników agresję pobudzających. Może ktoś to bada?