Dlaczego nigdy dość życia?
Istota ewolucji polega na zaniku zbędnych i rozwoju niezbędnych narządów i funkcji warunkujących gatunkowe przetrwanie. Jednym z przejawów tego zjawiska jest stopniowy spadek, wraz z wiekiem, spontanicznej aktywności ruchowej, zmniejszający szanse osobników starszych (a więc mniej wartościowych biologicznie) w rywalizacji o udział w reprodukcji gatunku. Przypadek wyłamujący się z tej prawidłowości stanowi utrzymywanie się instynktu życia po ustaniu funkcji prokreacyjnej. Instynkt ten u osobników niereproduktywnych jest sprzeczny z interesem populacyjnym. Uszczupla dostęp do zasobów konsumpcyjnych jednostkom zdolnym do reprodukcji. Jeżeli pęd do życia po urodzeniu potomstwa daje się wyjaśnić potrzebą jego wychowania, która u ludzi trwa wyjątkowo długo, to już na pewno nie ma on biologicznego uzasadnienia w fazie starzenia się.
Równie irracjonalny wydaje się lęk przed śmiercią z filozoficznego punktu widzenia. Trudno odmówić żelaznej logiki w rozumowaniu filozofa greckiego Epikura (341-271 p.n.e.), według którego śmierci nie należy się bać, ponieważ „dopóki my jesteśmy, nie ma śmierci, a gdy ona przychodzi nie ma nas”. Innymi słowy – banie się czegoś, co nigdy z nami ani w sensie ontologicznym, ani fenomenologicznym nie współwystępuje, jest pozbawione sensu. Filozofia powinna być zatem skutecznym lekarstwem na tego rodzaju lęki egzystencjalne. Tymczasem nie tylko nie jest, ale pewnie nigdy nie była i nie będzie nawet dla najbardziej zagorzałych zwolenników epikureizmu.
I wreszcie, last but not least, sprawa życia po życiu. Jeżeli dla większości religii śmierć nie jest kresem egzystencji, to dlaczego wierzący, agnostycy i ateiści w porównywalnym stopniu kurczowo trzymają się życia? Zdrowy rozsądek podpowiada, że im dłużej żyjemy, tym potencjalnie mamy więcej czasu, aby nagrzeszyć, a tym samym zmniejszyć szansę na dostanie się do raju. Z wyjątkiem niektórych muzułmańskich terrorystów, którzy zdają się faktycznie wierzyć, że śmierć za Allaha jest przepustką do życia wiecznego, nawet papieże z reguły wolą cierpieć na ziemi, korzystając z najnowszych zdobyczy medycyny, zamiast wstąpić do Królestwa Niebieskiego.
Pytanie: dlaczego – wbrew temu, o czym wiemy z biologii, filozofii i teologii – nasza świadomość nieuchronności śmierci we wszystkich fazach ontogenezy (jednostkowego życia) jest jednakowo, a może nawet z wiekiem bardziej przykra, wciąż pozostaje bez odpowiedzi. Szkoda.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.