Notowanie

Piotr Müldner-Nieckowski

W poprzednim odcinku pisałem o nagrywaniu dźwięku jako swego rodzaju pladze dzisiejszych czasów. Nie niepokoi jednak sama możliwość wykonywania zapisów podręcznym narzędziem, na przykład telefonem komórkowym. Sam nagrywam samego siebie, kiedy mi przyjdzie coś do głowy na przykład w czasie jazdy samochodem, albo robię zdjęcia czy nawet filmiki, gdy robienie zapisków jest zbyt czasochłonne lub sytuacyjnie niemożliwe. Widzę listę kandydatów do nowych władz uczelni, wiszącą na drzwiach dziekanatu, i co robię? Zdjęcie. To, co w ten sposób zanotowałem, analizuję potem spokojnie nie pod drzwiami, lecz w zaciszu pokoiku, w którym pracuję. Sprawa jest prosta i niebudząca wątpliwości.

Tak, zdjęcia i nagrania dźwiękowe, a nawet krótkie filmy mogą ułatwiać życie, ale jedno jest pewne: zwalniają pamięć z obowiązków i powodują, że przestajemy obserwować świat z wnikliwością, na którą zasługuje. Fotografia jeszcze przez jakiś czas się z rzeczywistością i faktami kojarzy, ponieważ ujmując kadr musimy go choćby skrótowo przeanalizować, ale z dźwiękiem już tak nie jest. Nawet ludzie nawykli do pracy z akustyką, muzycy, aktorzy, pisarze, mają problemy z zapamiętywaniem konkretów mowy. To rzecz znana z sądów: ilu świadków dyskusji, tyle odmiennych relacji, ponieważ niektórzy, zwłaszcza słuchowcy, miewają problemy z rozumieniem zjawisk przestrzennych i z trudem identyfikują w pamięci mówiące osoby.

Co prawda większość z nas to wzrokowcy, lecz o słuchowcach, dotykowcach, kinestetykach (ruchowcach) i typach mieszanych nie należy zapominać. Każdy typ odbiorcy ma swoje preferencje co do stylu nadawania (na przykład wykładu), ale to nie znaczy, że nie można wzmocnić tego, co u danej osoby jest w odbiorze i zapamiętywaniu słabe. Dlatego już samo nadawanie powinno być zróżnicowane i zawierać elementy przekazu właściwe dla każdego typu słuchacza czy widza.

Z drugiej strony odbiorca też powinien o to dbać i przyjmować taką technikę zachowywania przekazywanych mu treści, żeby po zajęciach dydaktycznych nie cierpieć na pustkę w głowie. Ci, którzy polegają na zapisie mechanicznym (zdjęcia, filmy, notatki dźwiękowe) często już pod koniec dnia (nie mówiąc o tygodniu czy miesiącu) nie są w stanie odtworzyć nawet tytułów poznawanych treści, a cóż dopiero szczegółów. Tak, jakby w zajęciach w ogóle nie brali udziału.

Analiza typów odbiorczych pokazuje, że pewne elementy cech osobowościowych u wszystkich się powtarzają, u jednych silniej, u drugich słabiej, ale występują zawsze i w razie potrzeby można je skutecznie wzmacniać. Nie tylko nadawcy, ale i sami odbiorcy powinni wiedzieć, że jest to potrzebne i osiągalne. Zapamiętywanie ćwiczeń najłatwiej przychodzi kinestetykom i wzrokowcom, a wykładów słuchowcom. Poszkodowani są dotykowcy, bo mimo znacznej wrażliwości nie są odporni na brak kontaktu ciała (szczególnie palców rąk) z przedstawianą materią zajęć, ponieważ w naszych szkołach (i tych wyższych, i niższych) jest tego stanowczo za mało. Taki mamy system. Do dzisiaj spotyka się sale wykładowe czy klasy, w których nie można nic wyświetlić, dać do obejrzenia i pomacania, ani puścić przez głośnik, o tablicach interaktywnych i „wyjściach na zewnątrz” nie wspominając.

Nie pozostaje nic innego, jak wymagać notowania. Powtórzę: wymagać. Tej techniki uczenia się na żywo trzeba też uczyć. Wzrokowiec w sposób naturalny preferuje robienie notatek, ale często o tym nie wie. Musi się dowiedzieć. Słuchowiec co prawda znacznie lepiej odbiera i pamięta dźwięk i sam jest skłonny do „dźwiękowego” zachowywania się, ale może mieć problemy z rozpoznawaniem pojęć, i u niektórych jedynym sposobem na ten kłopot jest właśnie choćby streszczeniowe zapisywanie tekstu słyszanego. Wtedy nagle otwierają mu się kanały percepcji intelektualnej, bo czynność notowania zaczyna się kojarzyć z jednoczesnym cichym odczytywaniem przed chwilą dokonanego zapisu i zadawaniem pytań, co słuchowcy bardzo lubią. Pomocne są „merytoryczne przerwy” w wykładzie, to znaczy dygresje, żarty, gry słowne, łączenie obrazu z dźwiękiem na ekranie, które słuchowcom dają potrzebny na czytanie czas. Dotykowiec, podobnie zresztą jak kinestetyk, pisząc, zapewnia sobie dotyk i ruch zarazem, które całkiem skutecznie łączy z obrazami i słowami. To dla nich powinno się organizować sesje poza salą, dotykanie i ruch. Będą szczerze wdzięczni.

A więc notowanie. Studenci pierwszego roku sięgają po telefony zamiast po długopis. Często nie noszą zeszytów albo próbują pisania jednym palcem na tabletach, co nie pozwala łączyć ruchu, obrazu i dźwięku w jeden wzajemnie wzmacniający się układ zapamiętywania. To nie to samo, co pisanie na papierze. Nauczyciele czasem tego nie czują. Nie patrzą po sali, czy ktoś siedzi i patrzy w okno lub sufit, zatopiony w myślach bardzo odległych, albo mocuje się z ekranem laptopu. Nie korygują przekazu, sądząc, że najlepszym wykładowcą jest ten, który mówi jednostajnie, bez emocji lub co gorsza – martwo czytając z własnego podręcznika.

e-mail: www.lpj.pl