Z okazji 5. urodzin
Miałam okazję być członkiem (i wiele razy przewodniczącą) paneli we wszystkich kolejnych ciałach przyznających granty w badaniach podstawowych: począwszy od Komitetu Badań Naukowych, poprzez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, po Narodowe Centrum Nauki. Jestem genetykiem, więc tematyka grantów ocenianych przez panele, choć miały one różne nazwy, dotyczyła zawsze biologii. Pominę zagadnienia, których nie rozumiem – a mianowicie dlaczego, skoro stolica jest w Warszawie, Narodowe Centrum Nauki ustanowiono w Krakowie – i zajmę się tym, co mi się podoba, a co nie w obecnym systemie. Powinnam może dodać, że miałam też okazję ubiegać się o granty i dostawać je od wszystkich wymienionych powyżej ciał. I może zacznę od czegoś, co na pewno było wynikiem przypadku, ale jest zabawne – w pierwszym moim panelu w KBN byłam jedyną kobietą i byłam najmłodsza. W ostatnim moim panelu w NCN byłam jedyną kobietą i byłam najstarsza. Był to przypadek – równolegle obradujące z nami panele miały przewagę kobiet, ale tak akurat wyszło.
Dalej napiszę tylko o tym, na czym się znam, czyli o biologii. NCN wprowadził parę poważnych zmian w sposobie składania i oceniania grantów. Wnioski obecnie składa się w dwóch językach – niektóre części są po polsku, inne po angielsku. Nie wnikając w szczegóły, skrócony opis jest po polsku, pełny po angielsku, a takie rzeczy, jak kosztorys, życiorys kierownika grantu i ewentualnie w przypadku grantu Preludium opiekuna naukowego, są w obu językach. Przynajmniej w naukach przyrodniczych, moim zdaniem, nie ma w tym dużo sensu – jeżeli granty mają iść do oceny za granicę, mogłyby po prostu być pisane po angielsku, z pewnymi częściami, takimi jak kosztorysy, po polsku.
Podoba mi się parę rzeczy. Bardzo ułatwia ocenę fakt, że muszą być podawane takie dane jak IF czasopisma, liczba cytowań poszczególnych publikacji, łączne parametry dla kierownika grantu (też liczba cytowań i wskaźnik Hirscha) – dawniej recenzent musiał tego sam szukać – a także to, jakie były poprzednie granty i jak zostały sprawozdane. Podoba mi się to, że trzeba podać także krótką wersję, która ma być ogólnie zrozumiała – to może nie ma dużego znaczenia dla oceny, ale pokazuje, jak kierownik grantu widzi to, co robi i czy potrafi o tym napisać w sposób zrozumiały dla niespecjalisty (to akurat powinno być po polsku i po angielsku).
Podoba mi się ułatwienie uzyskiwania grantów dla osób młodszych, przed i po doktoracie. Są dla nich oddzielne kategorie i nie konkurują z badaczami, których dorobek ze względu m. in. na wiek – oczywiście nie tylko – jest nieporównywalnie większy. Nie podoba mi się jednak, że grant na robienie (części) doktoratu dostaje doktorant, a nie promotor, choć ma to dla promotora pewne zalety – nie musi pisać sprawozdań z grantu. Ale wadą jest to, że choć w ocenie projektu oceniany jest dorobek opiekuna naukowego, nie może on wykazywać tego w swoim dorobku grantowym ani kontrolować wydawania pieniędzy. Co więcej, często projekt jest projektem opiekuna naukowego, a nie doktoranta. W starym systemie MNiSW istniały granty promotorskie, które dostawał promotor. Nie było natomiast ekwiwalentu grantu dla młodych ludzi po doktoratach i uważam, że ich wprowadzenie było bardzo dobrym pomysłem.
Stosunkowo niedawno wprowadzono zmianę – nie wpisuje się danych wykonawców. Z jednej strony to niesłychanie ułatwia życie, bo wprowadzanie danych było dość okropne, z drugiej – utrudnia ocenę. Jeśli np. kierownik grantu nie ma doświadczenia powiedzmy w bioinformatyce i tylko pisze, że będzie to robione we współpracy z Iksińskim, aby to dobrze ocenić, członek panelu/recenzent powinien zobaczyć, kim jest Iksiński i jest to dość czasochłonne, szczególnie dla członków panelu mających wiele grantów do oceny.
Sprawa kolejna – obecnie ocena odbywa się w dwóch etapach, na pierwszym członkowie panelu (2-3 osoby) oceniają skróconą wersję projektu w języku polskim, do każdego wniosku każdy oceniający wypełnia zupełnie dobry formularz oceny (choć w niektórych częściach brakuje mi wartości pośrednich – mogę np. przyznać 3, 1 lub 0 punktów, a ja bym czasem oceniła na 2). Wnioski, które uzyskają dostatecznie wysoką ocenę (to zależy od konkursu – wrócę do tego), przechodzą do drugiego etapu; i po zaproponowaniu zagranicznych recenzentów przez członków paneli sekretarz danego panelu wysyła do nich wnioski (wszystko odbywa się wyłącznie w formie elektronicznej). Tu ocenie podlega już pełna angielska wersja.
Na ostatnim posiedzeniu panelu są już recenzje i członkowie panelu ustalają na ich podstawie ostateczną punktację wniosków, i to, które z nich będą finansowane.
Najbardziej jednak nie podoba mi się zakaz składania wniosków w następnym konkursie dla autorów wniosków, które nie przeszły do drugiego etapu. Jest to automatyczne, a nie powinno tak być. Widziałam w moim życiu setki wniosków grantowych – bądź jako panelista, bądź jako recenzent – i tylko nieliczne z nich były na tyle okropne, że należało w jakiś sposób zasygnalizować ich autorom, że coś naprawdę jest nie tak. Ale liczba wniosków i dostępne środki nie zawsze są takie same, bardzo dobrze pamiętam naprawdę dobre wnioski, które nie „załapywały” się na finansowanie. Bardzo bym chciała, żeby składanie nie było zakazywane automatycznie, tylko by panel mógł nakładać tę w końcu bardzo nieprzyjemną karę jedynie w przypadku naprawdę słabych wniosków, a nie porządnych, które po prostu nie poszły do recenzji, bo w danym konkursie trafiło się dużo dobrych projektów.
I ostatnia rzecz, stworzenie NCN spowodowało konieczność zatrudnienia całej ogromnej grupy urzędników. Nie wiem, jakie były schematy zatrudniania, ale z jednym wyjątkiem (tłumaczenie przez telefon niezbyt uprzejmej urzędniczce, dlaczego nie na mnie była zgoda komisji etycznej w grancie, zresztą jeszcze przyznanym przez MNiSW, a nie była na mnie, bo nie jestem lekarzem), jestem pod wrażeniem kompetencji sekretarza sekcji, w której miałam przyjemność brać udział. Podobne opinie słyszałam od moich kolegów.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.