Tłumacz

Leszek Szaruga

Bodaj Richard Rorty jakieś ćwierć wieku temu powiedział, że wiek XXI albo będzie wiekiem tłumaczy, albo go nie będzie. Póki co, stulecie trwa i nic nie wskazuje na to, by zamierzało przestać, niemniej nie ulega wątpliwości, że praca tłumaczy odgrywa coraz większą rolę – wśród zatrudnionych w urzędach i agendach Unii Europejskiej jest to chyba największa grupa zawodowa, podobnie dzieje się w innych tego rodzaju organizacjach. Rosnąca produkcja tekstów – w tym literackich – także wymaga armii wyspecjalizowanych w ich przekładaniu specjalistów. A wreszcie warto zwrócić uwagę na fakt, że w ostatnich latach gwałtownemu przyspieszeniu i rozwojowi ulega dziedzina dotąd śladowo obecna w programach uniwersyteckich – translatologia, zwana też czasem przekładoznawstwem (fakt, że oba te terminy mój komputer podkreśla czerwonym wężykiem dowodnie świadczy o tym, że są one słownikową nowinką).

Gdy sięgam po nieznane mi dzieło, napisane w zupełnie mi obcym języku, wówczas okazuję nie tylko zainteresowanie tym utworem literackim czy rozprawą naukową, lecz również zaufanie dla tłumacza – jego kompetencji nie tylko lingwistycznych, lecz także artystycznych i specjalistycznych. Ta sytuacja wskazuje na jeden z najważniejszych aspektów jego pracy – na jej wymiar etyczny. Niewiele się o tym mówi i pisze, lecz przecież wydaje się sprawą oczywistą, że przekład ma pozostawać wierny nie tylko treści, lecz także formie: w końcu zasada wyłożona przez MacLuhana, powiadająca, że środek przekazu też jest przekazem, ma tu pełne zastosowanie. Polskie słowo „tłumaczyć” niesie z sobą wielość znaczeń – to oczywiście „przekładać”, ale również „objaśniać” oraz „interpretować” („Tłumaczę ci jak dziecku, po rusku, po niemiecku: nie po to jest perfuma, byś ją pił” – w nawiązaniu do tego warto wskazać na genialny koncept translatorski Małgorzaty Łukasiewicz, która tytuł powieści Patricka Süskinda Das Parfüm przełożyła nie jako Perfuma , lecz – osadzając tym samym w epoce opowieści – jako Pachnidło ).

Machina informacyjna kręci się w naszym świecie coraz szybciej i coraz intensywniej, i jeśli mamy się w tym wszystkim z grubsza chociaż orientować, równie szybko i intensywnie musi funkcjonować siatka przekładowa. Przekłady „z drugiej ręki”, z jakich często korzystamy, otrzymując tłumaczenia z języków dla nas „egzotycznych” (polski jest wszak również dla kogoś w Azji mową „egzotyczną”), bywają zawodne, a nawet ryzykowne – to swoista zabawa w głuchy telefon: zawsze po drodze coś ulega przekształceniu, o czym dowodnie przekonuje eksperyment przeprowadzony niegdyś przez Juliana Tuwima, który dał jakiś swój wiersz do tłumaczenia na francuski, z francuskiego na angielski, z angielskiego na rosyjski i wreszcie z rosyjskiego z powrotem na polski i otrzymał wiersz zupełnie inny niż tekst wyjściowy. Stąd zasada, że w biurach Unii Europejskiej muszą być ekipy tłumaczy z każdego języka na każdy język krajów członkowskich. W końcu taki głuchy telefon w przekładach tekstów prawnych czy dyplomatycznych mógłby doprowadzić nie tylko do niewinnych nieporozumień, lecz nawet do dramatycznych spięć.

Wiedząc o tym lub nie, zawsze żyjemy na pograniczach językowych i od tłumaczy zależy zdolność naszego porozumiewania się z innymi. Ale co to znaczy w praktyce? Otóż chcąc, by studenci nieznający niemieckiego mogli poznać dzieło Nietzschego Also sprach Zarathustra , należy ich skłonić do czytania przekładu. Lecz którego? Tego, który na początku XX wieku wyszedł spod pióra Wacława Berenta i znany jest jako Tako rzecze Zaratustra , czy raczej tego, który stworzyli Sława Lisiecka i Zdzisław Jaskuła (zmarły niedawno świetny poeta Nowej Fali) i zatytułowanego To rzekł Zaratustra ? Od tytułu poczynając pojawia się kwestia nastawienia czytelnika. Zaś relacjonujący nowy przekład tłumacze piszą: „Przy tym Nietzsche, także filozof języka (ileż na ten temat uwag w samym Zaratustrze !), mistrzowsko wykorzystuje wszelkie jego swoistości. Używając dzisiejszego terminu, chciałoby się powiedzieć, że jest poetą lingwistycznym par excellence. Tyle tu gier słownych, zwłaszcza paronomazji i aliteracji – chwytów, które nie są li tylko poetycką zabawą, ale sięgają najdonioślejszych sensów i znaczeń. Tak się rzecz ma z wieloma dla Nietzschego kluczowymi pojęciami”.

Filozofia Nietzschego – czasem opacznie odczytywana czy poddawana ideologicznej manipulacji – odegrała (i nadal odgrywa) doniosłą rolę. Im dalej od jej powstania, tym wyraźniej to widać. Tłumacze, skupiając się dziś na warstwie językowej dzieła, są – gdy chodzi o filozofię języka – bardziej świadomi jego roli niż mógł być tego świadomy Berent, skądinąd tłumacz wyśmienity, lecz w tym wypadku skupiony bardziej na „treści” aniżeli na „formie” utworu. Oba przekłady są bardzo dobre, ale skupić się trzeba na jednym (choć ja zobowiązałbym do przeczytania obu). Tak czy inaczej przystępując do lektury przekładu, zdani jesteśmy na łaskę i niełaskę tłumaczy i poznajemy świat na ich odpowiedzialność. Wszystkich języków wszak nikt nie jest w stanie opanować.