Kryptostręczycielstwo

Henryk Grabowski

Rzadko chodzę do kina. Nie dlatego, że nie lubię oglądać filmów. Powodem jest związana z tym konieczność patrzenia przed seansem, przez kilkanaście, a nawet więcej minut, na idiotyczne z reguły reklamy, którym towarzyszy zagrażający uszkodzeniem słuchu łomot. Po prostu szlag mnie trafia, że – za swoje pieniądze – muszę znosić takie intelektualne, wizualne i akustyczne tortury.

Reklama jest produktem kapitalizmu, którego immanentną cechą jest przewaga podaży nad popytem. Oprócz ekonomicznego, ma swój wymiar etyczny. Polega on na uwodzeniu potencjalnego nabywcy, z wykorzystaniem manipulacji psychologicznej włącznie, w celu nakłonienia go do zakupu rzeczy, których on nie potrzebuje. Gdyby potrzebował, to sam by szukał sprzedawcy, a nie sprzedawca jego. Proceder ten ma wiele wspólnego z sutenerstwem i związanym z nim stręczycielstwem. Reklamodawca czerpie korzyści za pośrednictwem najętych ludzi, najczęściej znanych, którzy sprzedają swój wizerunek za odpowiednią opłatą w celu pozyskania klienta.

Całą sprawę uznałbym za mało ważną, gdyby nie godziła ona w moje (być może osobliwe) poczucie sprawiedliwości. Nie mogę mianowicie zrozumieć, dlaczego najstarszy zawód świata, który polega na sprzedawaniu własnego ciała, jest społecznie napiętnowany, a traktowanie własnego wizerunku jako towaru na sprzedaż spotyka się ze społeczną aprobatą, nawet szacunkiem.

Za tym, że powinno być raczej odwrotnie, przemawiają m.in. następujące argumenty:

1. Prostytutka co prawda udaje orgazm, ale równocześnie – za odpowiednią opłatę – dostarcza rozkoszy. Znany aktor lub sportowiec za wielokrotnie wyższe honorarium udaje, że sam jest użytkownikiem lub konsumentem reklamowanego produktu, nie dając, poza ewentualnym niesmakiem, nic w zamian.

2. Prostytutki najczęściej (choć nie zawsze) uprawiają nierząd z ubóstwa. Uczestniczący w reklamach sportowcy lub aktorzy należą najczęściej do ludzi bogatych.

Z tego i wielu innych powodów, na przytoczenie których nie starcza miejsca, nie potrafię pozbyć się zażenowania połączonego z niesmakiem, kiedy widzę, jak popularny piosenkarz, robiąc z siebie idiotę, wykrzykuje, że Media Markt nie dla idiotów, albo gdy znany aktor, zachęcając do brania kredytów w reklamowanym przez siebie banku, kilkanaście razy dziennie przekonuje telewidzów, że gdy pożyczamy jeden kajak, to oddajemy jeden, a nie półtora. Okropność.