Polityczna piaskownica

Rozmowa z Mateuszem Mrozkiem, przewodniczącym Parlamentu Studentów RP

Rozmawiał Piotr Kieraciński

Jak doszło do tego, że 20 lat temu powstał Parlament Studentów RP?

Parlament powstał w odpowiedzi na potrzebę stworzenia organu reprezentującego studentów. Pierwszą próbą było Ogólnopolskie Porozumienie Samorządów Studenckich, utworzone na początku lat 90. Okazało się jednak, że nie do końca spełnia ono swoją rolę. Powołano zatem drugą organizację – Parlament Studentów RP. 11 listopada 1995 roku doszło do połączenia obu tych organizacji.

Czy wiąże się to z działalnością konkretnych osób?

Nie sposób wymienić wszystkich, którzy przyczynili się do powstania i rozwoju Parlamentu. Na pewno należy wskazać Roberta Pawłowskiego, pierwszego przewodniczącego Parlamentu Studentów RP. Ale za tą ideą stało wiele wspaniałych osób.

Początki nie były łatwe. Pamiętam sytuację, gdy wybrano jednocześnie dwóch przewodniczących…

Tak, ale jeden był przewodniczącym OPSS, a drugi - PSRP. To była kwestia tych dwóch osobnych przedstawicielstw. Później nie zdarzyła się taka sytuacja.

Dziś członkowie Parlamentu Studentów są zapraszani na ministerialne i rektorskie salony. Ale nie od razu tam trafiliście.

Organizacja musiała okrzepnąć, zdobyć zaufanie władz resortu i rektorów, ale także pokazać, że naprawdę reprezentuje studentów. Dziś mamy swoich przedstawicieli w takich gremiach jak Rada Główna czy Polska Komisja Akredytacyjna. To dowód na to, że jesteśmy traktowani jak partnerzy w debacie o szkolnictwie wyższym i zarządzaniu tą sferą działalności państwa. Ważnym momentem było uzyskanie przez Parlament osobowości prawnej w 2011 roku.

Parlament miał jednoczyć samorządy studenckie i reprezentować ich interesy. Czy to zadanie jest do dziś aktualne?

Nasze zadanie na nadchodzące lata to wyjście do wszystkich studentów i reprezentowanie na forum ogólnopolskim ich interesów. Rozpoczęliśmy działania szkoleniowe i mentoringowe, które mają przygotować studentów, głównie lokalnych działaczy samorządowych, do pełnienia roli aktywnych liderów społeczności studenckiej.

Mam wrażenie, że studenci – parlament i samorządy – chcą działać i nieźle radzą sobie na najwyższych szczeblach władzy, czyli np. na forum ministerialnym czy w senatach uczelni, a znacznie gorzej, jeśli nie fatalnie, na poziomie wydziałów.

Bywa różnie. Są miejsca, gdzie samorząd lepiej działa na poziomie senatu, są i takie, gdzie jest bardziej widoczny na poziomie wydziałów. Aby zapobiec nierównościom,powstał nasz program kursów i szkoleń. W tym roku otworzyliśmy program mentoringowy Start Młodych Samorządowców, w którym bierze udział 12 osób. Przygotowujemy je do aktywizowania swoich środowisk. Organizujemy też Akademię PSRP, na której kształcimy kadry kompetentne w zakresie jakości kształcenia, promocji wydarzeń studenckich, spraw socjalnych. Oprócz tego mamy platformę e-learningową, która pozwala studentom samodzielnie rozwijać się w pracy samorządowej. Clou całej pracy to wyjazdy w teren ze szkoleniami dla studentów z różnych ośrodków. Nasze najważniejsze wyzwanie to kreowanie środowiskowych liderów. Cała Rada Wykonawcza stara się więc jak najczęściej odwiedzać różne miasta akademickie. Powołaliśmy też koordynatorów regionalnych, żeby poprawić przepływ informacji nie tylko między Parlamentem i samorządami, lecz także dotrzeć bezpośrednio do studentów.

Frekwencja na wyborach samorządów bywa dramatycznie niska, kilka procent studentów.

Walczymy o to, żeby była zdecydowanie wyższa. Staramy się angażować społecznie studentów. W przyszłym roku mamy wybory rektorskie i przygotowanie godnej, solidnie legitymizowanej reprezentacji jest priorytetem na drugą część kadencji Parlamentu Studentów.

Macie reprezentacje w senatach uczelni – 20% głosów. A w wyborach tej reprezentacji bierze udział 3-5% studentów.

Wciąż pracujemy nad ulepszeniem systemu informowania studentów o wyborach. Podkreślamy rolę udziału w wyborach, ich znaczenie dla studentów i dla uczelni. Pokazujemy dobre przykłady.

A nie jest tak, że Parlament i samorządy uczelniane zajęły się odległymi od codziennego życia studenckiego sprawami systemowymi i trochę tracą kontakt z rzeczywistością studencką na uczelni? Mam wrażenie, że zupełnie poza polem waszego zainteresowania została kultura studencka, zanikają obyczaje studenckie. Otrzęsiny sprowadzają się do dyskoteki, a dni kultury studenckiej - do koncertów popularnych zespołów estradowych, bynajmniej nie studenckich. Nie dbacie o zachowanie etosu studenckiego w sferze obyczajowości.

Nie jest rolą Parlamentu Studentów RP prowadzenie działalności kulturalnej. Sam pracowałem kiedyś w samorządzie wydziałowym i uczelnianym. To ciężka praca. W działalności samorządów studenckich najwięcej czasu zajmują codzienne, drobne sprawy, jak choćby przygotowywanie pism interwencyjnych w związku z problemami studentów. Jest to pracochłonne, ale nie tak spektakularne, jak działalność kulturalna. Samorządy zajmują się też zmianami w regulaminie studiów, a więc problemem dotyczącym przyszłych, nie zaś obecnych studentów. Roczniki, które przychodzą na uczelnię, nie widzą pracy, którą wykonał samorząd. Dla nich nowy regulamin to sytuacja zastana.

Co ważnego Parlament Studentów zrobił dla studentów przez dwadzieścia lat?

Zasługą Parlamentu jest wspomniane 20% głosów w organach kolegialnych uczelni, czyli realny wpływ na jej działalność. Szczególnie ważne było wywalczenie przed Trybunałem Konstytucyjnym bezpłatnego drugiego kierunku studiów. Wprowadzenie umów między studentami a uczelniami to kolejny ważny skutek naszej działalności. Inny to regulacje dotyczące stypendiów studenckich. Stypendia socjalne chciano znacząco zmniejszyć na rzecz naukowych. Zamiast podziału dotacji na stypendia w relacji 60% socjalnych do 40% naukowych, proponowano relację 70% do 30%. Broniliśmy wtedy racji studentów. Również kredyty studenckie były przedmiotem naszej troski. Wsparły one podczas studiów wiele osób. Dodatkowo warto wspomnieć wywalczenie powrotu do 50-procentowej zniżki na przejazdy pociągami czy rozszerzenie funduszu pomocy materialnej na uczelnie niepubliczne.

Mam wrażenie, że stanowisko przewodniczącego to pierwszy stopień do kariery politycznej.

Wolałbym raczej określić to zjawisko nie jako związek między Parlamentem a polityką, lecz miedzy Parlamentem a działaniem na rzecz spraw publicznych. Rzeczywiście, przyglądając się losom przewodniczących, można wysnuć wniosek, że Parlament Studentów RP jest taką piaskownicą polityczną. Do działalności w Parlamencie Studentów garną się ci, którzy mają chęć oddziaływania na swoje otoczenie, którzy dobrze się czują w działalności publicznej. To, że wielu byłych przewodniczących i działaczy Parlamentu Studentów do dziś działa w sferze publicznej, w obszarze szkolnictwa wyższego, jest wartością dodaną istnienia tej organizacji. Z całą pewnością zdobywa się tu solidne szlify w działalności na rzecz swoich społeczności.

Wydaje mi się, że studenci są bardzo roszczeniowi i – nazwijmy to dość mocno – „przekupni”. Kandydaci na rektorów często „kupują” głosy studentów obietnicami różnych korzyści.

Nie nazwałbym zachowania studentów postawą roszczeniową. Dla starszych od nas osób może to tak wyglądać. Jednak po prostu świat poszedł do przodu - młodzi ludzie, w tym studenci, chcą mieć wszystko już teraz. Przy czym jest to zjawisko społeczne. Dostęp do smartfonów i Internetu zmienił nasze zachowania. Gdyby studenci byli roszczeniowi, w stylu, w jakim rozumują poprzednie generacje, nie działałyby tak prężnie samorządy studenckie. Aby mówić o kulturze politycznej na studiach, muszą być dwie strony: wyborcy i ci, którzy obiecują. W kwestii wyborów rektorskich często przekonuje się środowisko określonymi profitami, nie tylko samym programem. Ale przyszli rektorzy działają słusznie, podnosząc kwestie poprawy warunków studiowania. Negocjują dostęp do Internetu dla studentów w akademikach, postulują unowocześnianie gmachów budynków, poprawę dostępu do biblioteki. Podnoszą istotne kwestie. „Przekupstwo” oferowaniem stanowisk czy szafowanie pieniędzmi to zachowania patologiczne, które zawsze będziemy piętnować.

Ostatnio prezentuje pan publicznie pomysł ograniczenia liczby studentów i selekcji kandydatów na studia, wprowadzenia egzaminów wstępnych.

Jestem przewodniczącym Parlamentu Studentów, ale mam też swoje własne zdanie. Nie zawsze rzeczy niepopularne są złe. Często bywa odwrotnie. Na koniec mojej kadencji będzie można mnie ocenić. Nie chcę być widziany jako człowiek, który nie ma własnego zdania. Wolę głosić hasła zgodne z moimi przekonaniami, nawet jeśli nie zyskują one popularności. Zawsze przywołuję przykład premiera Jerzego Buzka, który przeprowadził kilka zasadniczych reform, choć nie były one popularne, części nigdy nie dokończono, a Polacy rozliczyli go z tych działań. Teraz z perspektywy czasu możemy go ocenić - nie można go jednak oskarżać o bezpłciowość i brak wizji.

Parlament Studentów intensywnie wychodzi na obszar międzynarodowy. Co tam robicie, co osiągnęliście?

Intensywnie działamy w Europejskiej Unii Studentów. Mamy w zarządzie tego stowarzyszenia swoją reprezentantkę – Karolinę Pietkiewicz z Uniwersytetu Warszawskiego. Zawiązaliśmy również przy ESU grupę lobbingową V4+, czyli młodzieżową grupę wyszehradzką reprezentującą interesy studentów naszego regionu, nie tylko z krajów grupy wyszehradzkiej, czyli Polski, Czech Słowacji i Węgier, lecz także z Rumunii, Ukrainy, Azerbejdżanu. Mamy wspólne problemy. Przy okazji cyklicznych spotkań ministrów europejskiego obszaru szkolnictwa wyższego głos studentów musi być reprezentatywny dla wszystkich krajów, które podpisały Deklarację Bolońską. Bronimy podejścia, które nie tworzy Europy dwóch prędkości. Słyszymy od naszych zachodnich kolegów, że ci, którzy się już rozwinęli lub rozwijają się dużo szybciej, mieli osobne przepisy. Jako kraj znajdujący się pośrodku, jesteśmy liderem tych państw, które próbują racjonalizować dyskusje, żeby prowadziły one do rozsądnego konsensusu. Mam na myśli choćby kwestie związane z pomocą socjalną. W krajach zachodnich socjal jest bardzo rozwinięty i ma na celu niwelowanie różnic społecznych, natomiast w krajach naszej części Europy trzeba na pewne rzeczy patrzeć także z projakościowego punktu widzenia. Stoimy na straży wypośrodkowywania pewnych rzeczy. I to jest nasze zadanie na obszarze międzynarodowym.

Rozmawiał Piotr Kieraciński