Drzewa Niczym Ariadna
Podejrzany nie krył zaskoczenia i to z co najmniej dwóch powodów. Zrobił przecież wszystko jak należy – upewniwszy się, czy nikt go nie obserwuje, przystąpił do wyrębu uprzednio wypatrzonych drzew, po czym załadował je na wóz, przetransportował szybko do siebie, ba, zdążył już je nawet pokawałkować i sprzedać, „coby dowodów nie było” – a i tak łączono go z tą kradzieżą. W niemałe zdumienie wprawili go też sami policjanci, którzy ni stąd, ni zowąd zaczęli zbierać… liście. Owszem, usłane nimi było całe podwórze, ale przecież jesień, pełno ich dookoła, poza tym, kto by sobie zaprzątał głowę taką błahostką. Wkrótce miał się przekonać, że to właśnie one go zdradziły.
Innego w poważne kłopoty mogła z kolei wpędzić igła. Nie krawiecka, nie lekarska, ale… sosnowa, podobna do tysięcy innych wyrastających z każdego iglastego drzewa. To fakt, przeleżała dwanaście lat w grobie, później pół roku w formalinie i kolejne miesiące w oczekiwaniu na decyzję sądu o poddaniu jej badaniom, ale mimo to nadal stanowiła cenny dowód. Znaleziona przy ciele ofiary sugerowała, że zbrodnię popełniono w miejscu zadrzewionym, a tak się składa, że na działce należącej do wytypowanego wcześniej potencjalnego sprawcy sosen było pod dostatkiem. To nie mógł być przypadek. Okazało się jednak zgoła inaczej.
„Analizy DNA działają w obydwie strony: mogą daną hipotezę potwierdzić bądź ją wykluczyć. To zupełnie tak, jak z testami DNA u ludzi, które mają ustalić ojcostwo czy pomóc w identyfikacji szczątków. Przy czym w odniesieniu do drzew wyniki nie decydują o czyimś sprawstwie, nie rozstrzygamy, czy ktoś ukradł, czy zabił, możemy jedynie z niemal całkowitą pewnością stwierdzić powiązanie konkretnej osoby z miejscem zdarzenia” – tłumaczy dr hab. Artur Dzialuk z Katedry Genetyki w Instytucie Biologii Eksperymentalnej Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, zajmujący się stosunkowo nową gałęzią genetyki sądowej – analizami nieludzkiego DNA (z ang. non human DNA), czyli ustalaniem profili genetycznych… drzew leśnych. Przed laty owe wątpliwości, dotyczące np. źródła pozyskania drewna, rozstrzygane były w mało spektakularny sposób. Ot, po prostu, porównywało się grubość pniaka i kory. Takie badania mechanoskopowe nie dość, że były średnio precyzyjne, to jeszcze obarczone sporym ryzykiem błędu. Co innego analizy DNA. Te są jak odciski palca u człowieka.
„A nawet lepsze. Tutaj prawdopodobieństwo odmienności genetycznej dwóch losowo wybranych drzew w Polsce wynosi ponad 99,99999%” – skrupulatnie podkreśla uczony, dodając, że o ile w daktyloskopii szansę znalezienia drugiego podobnego odcisku trudno „ubrać w statystykę”, o tyle przewagą markerów genetycznych DNA jest właśnie możliwość mierzenia prawdopodobieństwa.
W cieniu drzew
Nic zatem dziwnego, że choć na początku badania DNA drzew miały służyć celom czysto naukowym, głównie zjawisku ich kojarzenia się, a więc w praktyce ustalaniu, podobnie jak to ma miejsce u ludzi, kto jest „ojcem”, a kto „matką” konkretnej siewki, z czasem zainteresowały się nimi również organy ścigania, próbujące dowieść genetycznego pochodzenia materiału zabezpieczonego na miejscu przestępstwa i porównania go ze znalezionym przy sprawcy, np. na jego obuwiu, odzieży czy w samochodzie. Okolicznością sprzyjającą było to, że do pobić, gwałtów czy zabójstw dochodzi często właśnie w cieniu drzew, które dają kryminalistom złudne poczucie anonimowości i równie iluzoryczną gwarancję bezkarności. Tymczasem czmychając, nieopatrznie zabierają oni z miejsca przewinienia liście, igły, gałązki, drzazgi, fragmenty kory, tym samym prowadząc śledczych niczym Ariadna po nitce do kłębka.
„Drzewa, choć wydają się niemymi świadkami ludzkich zachowań, paradoksalnie potrafią dość dużo o nich powiedzieć” – mój rozmówca nie może się oprzeć tej iście poetyckiej metaforze, przywołując pierwszą swoją „kryminalną” sprawę. Chodziło o kilka zniszczonych w przydomowym ogródku świerków kłujących. Właściciel miał podejrzenia co do sprawcy, ale ten szedł w zaparte i wszystkiemu zaprzeczał. Do czasu, aż w bagażniku jego samochodu policjanci znaleźli suche igły. Zlecono badania DNA, które tylko potwierdziły, że igliwie pochodzi z uszkodzonych drzewek.
I choć te „kryminałki” są, jak przyznaje dr Dzialuk, jedynie poboczną działalnością Katedry – priorytet mają wciąż, jak u początków, badania podstawowe – to uzbierało się ich przez lata na tyle dużo, że można by stworzyć całkiem obszerny pitawal. Wachlarz możliwości, w jakich pomocne okazały się drzewa i ich DNA, jest doprawdy imponujący. Przydatne są już nie tylko w rozwiązywaniu spraw kryminalnych, lecz także gospodarczych. Sięgają po nie likwidatorzy szkód komunikacyjnych, chcący zapobiec próbom wyłudzenia odszkodowania, w tym celu upewniając się, że fragmenty drzewa na karoserii samochodu, który wpadł w poślizg, pochodzą rzeczywiście z tego, rosnącego w miejscu wypadku. Albo konserwatorzy zabytków, nierzadko napotykający problem uszkodzenia budynku przez korzenie drzewa, ale nie wiadomo którego, wszak rośnie ich w pobliżu kilka. Bezustannie zlecenia płyną z sądów, policji, prokuratury i straży leśnej. Niekiedy profile genetyczne drzew mogą mieć wręcz kluczowe znaczenie.
„Pod ich wpływem może się zmienić nawet kwalifikacja czynu. Jak wtedy, gdy zatrzymano osobę wiozącą drewno. Nie miała na nie żadnych dokumentów, a mundurowi wiedzieli już, że w pobliżu dokonano kradzieży. Tymczasem zatrzymany tłumaczył, że chwilę wcześniej to on spłoszył złodzieja, po czym zabrał to drewno, bo nie wiedział, co z nim zrobić. Badania zabezpieczonego materiału nie pozostawiły wątpliwości, kto jest właściwym sprawcą”.
I to właśnie kradzieże drewna są prawdziwą plagą. Rokrocznie straty z tego tytułu przekraczają 3 mln złotych. Niejedną taką kradzież zespół dr. Dzialuka już udowodnił. Nie chodzi tu przy tym tylko o kradzieże „z pnia” (wyrąb i kradzież), ale również z gotowego zapasu. W lasach przygotowane do odbioru drewno układa się często w tzw. stosy. Takie stosowe drewno, którego nie trzeba już suszyć, nadające się od razu do palenia w kominku, jest niezwykle atrakcyjne. Nic zatem dziwnego, że staje się obiektem zainteresowania. Zresztą, pomysłowość amatorów drewna nie zna granic. Zdarzają się przypadki, gdy drewno legalne, prywatne, przykrywa jedynie to skradzione z państwowego lasu. Albo gdy podejrzany tłumaczy, że samochód, w którym pełno liści, igieł czy kawałków kory, pożyczał koledze.
Igła prawdę powie
W celu zweryfikowania taki materiał organiczny trafia do laboratorium Katedry Genetyki Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego. Zabezpieczone fragmenty pnia, pozostałego po ścięciu, porównuje się wówczas z tymi częściami drzewa, które znaleziono u podejrzanego. Liczy się każdy, nawet najdrobniejszy fragment, z którego można wyizolować DNA. Jak przyznaje dr Dzialuk, już kawałki wielkości jednogroszowej monety stanowią potężną ilość materiału, pozwalającego na dostęp do profilu genetycznego. Można go uzyskać nie tylko ze świeżych igieł czy liści, lecz również drzazg, posuszu bądź kory, choć w jej przypadku bardziej od warstwy zewnętrznej przydatne jest kambium, czyli to, co znajduje się między łykiem a drewnem. Generalnie, im materiał świeższy, tym analiza łatwiejsza.
„Trzeba pamiętać, że taki pniak narażony jest na działanie promieni słonecznych, które w znacznym stopniu degradują DNA, a przy niesprzyjającej pogodzie – również na rozwój grzybów. Te warunki nie sprzyjają później odtworzeniu profilu genetycznego drzewa” – zastrzega dr Artur Dzialuk.
Izolacja odbywa się metodami identycznymi jak u ludzi. Z tą różnicą, że w przypadku drewna trzeba jeszcze pokonać ścianę komórkową. Później analizowane są te obszary, które charakteryzują się hiperzmiennością, a zatem u niemal każdego osobnika danego gatunku występują w innej wersji. To właśnie one decydują o unikalnym profilu. Żeby go odkryć, również podobnie jak u ludzi, bada się sekwencje mikrosatelitarne, a więc powtórzenia składające się najczęściej z dwunukleotydowych motywów. Są one neutralne ewolucyjnie, co oznacza, że nie kodują żadnych cech, które warunkowałyby przeżycie danego osobnika. Zlokalizowane są w jądrze komórkowym. Praca nad nimi jest dość żmudna, dość powiedzieć, że sosna ma genom dziesięć razy większy od człowieka, a drzewa iglaste w ogóle charakteryzują się o wiele większym genomem niż liściaste. Gdy takie niepowtarzalne sekwencje zostaną namierzone, przystępuje się do łańcuchowej reakcji polimerazy (PCR). W termocyklerach dany fragment DNA jest wielokrotnie powielany. To właśnie z powodu występowania w korze wielu substancji hamujących PCR jest ona uznawana za niełatwy materiał wyjściowy. Namnożony łańcuch DNA trafia do sekwentatora, gdzie jest poddawany analizie, która stwierdza, czy profile w każdej próbce są identyczne.
„Jeśli są różne, staje się dla nas oczywiste, że dany fragment nie pochodzi z badanego drzewa i sprawę zamykamy. Co innego, jeśli okaże się, że są genetycznie tożsame. To wprawdzie jeszcze żaden dowód, wszak jeśli testy ludzkiego DNA wskazują, że mamy do czynienia z blondynem, to przecież nie znaczy, że wszyscy o jasnych włosach są podejrzani, ale mamy już pewien trop. Trzeba się dowiedzieć, jak często ta cecha występuje w populacji. I wtedy sięgamy do naszej bazy z profilami genetycznymi kilkunastu tysięcy drzew” – krok po kroku objaśnia dr Dzialuk.
Sosna z peselem
To największa tego typu baza w całej Europie. Obejmuje swoim zasięgiem obszar całej Polski. Jej stworzenie nie byłoby możliwe bez zaangażowania pracowników Lasów Państwowych. Administrują one 7,5 milionami hektarów lasów w Polsce. Liście i igły przesyłano z 431 nadleśnictw. W sumie uzbierało się około 14 tysięcy próbek, z których w Bydgoszczy izolowano DNA. Nie ma w bazie wszystkich gatunków drzew, bo celowo zrezygnowano z owocowych i ozdobnych. Jest za to siedem najczęściej występujących w naszych lasach, a więc sosna zwyczajna, świerk pospolity, modrzew europejski, buk zwyczajny, dąb szypułkowy i bezszypułkowy oraz jodła pospolita. Dla każdego tworzono osobną metodologię badawczą. W każdym sklasyfikowano ponad tysiąc osobników. Ostatnio baza wzbogaciła się o kolejny gatunek.
„Przy okazji grantu dotyczącego zróżnicowania genetycznego i dynamiki przepływu genów limby w Karpatach uznałem, że grzechem byłoby nie wykorzystać ustalonych już profili królowej polskich Tatr. Tym bardziej że zarówno po polskiej, jak i słowackiej stronie występuje już ledwie trzy tysiące osobników, a to przecież gatunek emblematyczny” – zauważa dr Artur Dzialuk.
Opracowane przez niego metody badawcze pozwoliły określić profil genetyczny, czyli niepowtarzalny numer PESEL, który ułatwia identyfikację. Dzięki niemu można namierzyć sprawcę przestępstwa bądź wykluczyć jego udział. Jak choćby wtedy, gdy prowadząc sprawę morderstwa, śledczy, mając potwierdzenie od operatora telefonii komórkowej, że podejrzany przebywał w tym czasie w okolicach miejsca zbrodni, chcieli się upewnić, czy mogą stamtąd pochodzić również zabezpieczone na jego samochodzie liście i gałązki. Okazało się, ponad wszelką wątpliwość, że nie.
Zakładanej wcześniej hipotezy nie potwierdzono też przy wznowionym przez policyjne Archiwum X, a przywoływanym na początku tego tekstu, śledztwie dotyczącym brutalnego mordu. Z sosnowej igły po blisko 15 latach udało się z powodzeniem wyizolować DNA, co samo w sobie stanowiło wyjątek od reguły o czasie działającym na niekorzyść genetyków, ale badania zaprzeczyły jej tożsamości genetycznej z drzewami z miejsca zbrodni.
Za to w innej, również opisywanej we wstępie, sprawie kradzieży drewna z lasu liście leżące bezładnie na podwórzu decydowały na niekorzyść podejrzanego. Bez dwóch zdań pochodziły bowiem ze świeżo wyciętych drzew. Analizy ich DNA rozwiały wszelkie wątpliwości, a samego złodzieja niepomiernie zdumiały. Tak bywa, gdy jest się na bakier z osiągnięciami współczesnej nauki.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.