×

Serwis forumakademickie.pl wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystanie plików cookies w celach statystycznych. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki internetowej.

Problem chowu wsobnego

Dr hab. Maciej Malicki, Szkoła Główna Handlowa, Obywatele Nauki, o konkursach na stanowiska naukowo-dydaktyczne na polskich uczelniach

Dr hab. Maciej Malicki, Szkoła Główna Handlowa, Obywatele Nauki, o konkursach na stanowiska naukowo-dydaktyczne na polskich uczelniach

Naukowcy powszechnie skarżą się na niedofinansowanie polskiej Akademii. Bez wątpienia, trudno sobie wyobrazić, by badania prowadzone w Polsce mogły dorównać osiągnięciom światowym przy nakładach finansowych pozostających na poziomie wydatków jednego amerykańskiego uniwersytetu średniej wielkości. By sięgnąć po wymowny przykład, roczny budżet Uniwersytetu Harvarda wynosi około 9 miliardów złotych (2,4 mld dolarów), podczas gdy cały budżet polskiej nauki w roku 2015, włączając w to Narodowe Centrum Badań i Rozwoju oraz Narodowe Centrum Nauki, ledwie przekracza 7 mld zł.

Jestem jednak głęboko przekonany, że brak otwartości ma tak samo niekorzystny wpływ na funkcjonowanie polskich instytucji naukowych i akademickich, co brak funduszy. Problemem są nieprzejrzyste procedury rekrutacyjne, niejawne i wątpliwe zasady oceny kandydatów czy też, zaskakująco nieraz krótkie, terminy składania aplikacji. Powszechnie wiadomo, że rola konkursów nierzadko sprowadza się jedynie do formalnego zatwierdzeniu uprzednio uzgodnionego kandydata. I bardzo często jest to ktoś już wcześniej związany z jednostką planującą zatrudnienie nowego pracownika – chów wsobny to wciąż obowiązujący standard w polskiej nauce.

W efekcie do typowego konkursu zgłasza się jedna, dwie, najwyżej trzy osoby. Znów odwołam się do przykładu najbardziej prestiżowej uczelni na świecie – na Harvardzie o jedno stanowisko ubiega się średnio pięćdziesięciu kandydatów.

Czy jest nadzieja na zmianę tej niezdrowej sytuacji? Na większe otwarcie polskich uniwersytetów, tak by największą szansę na zatrudnienie mieli najlepsi, a nie ci, którzy z tych czy innych powodów znaleźli się akurat w pobliżu? Być może wystarczyłoby po prostu, żeby przestrzegane były zasady rekrutacji pracowników naukowych opisane w Europejskiej Karcie Naukowca. Przypomnę, że jednym z punktów kodeksu – niemal nigdy w praktyce nierespektowanym – jest zalecenie, by wśród członków komisji konkursowej znalazły się osoby spoza instytucji przeprowadzającej rekrutację. Innym, również bardzo rzadko stosowanym, wskazanie, by nie poprzestawać jedynie na formalnej ocenie dorobku naukowego, ale przeprowadzać też bezpośrednie rozmowy oraz uwzględniać rekomendacje uznanych ekspertów.

Obywatele Nauki nie mają wpływu na sposób organizacji procedur rekrutacyjnych. Aby jednak podjąć próbę podniesienia standardów akademickiej otwartości, chcemy przyjrzeć się temu, jak te procedury są realizowane. Dlatego będziemy występować o udostępnienie dokumentacji konkursowej w oparciu o zgłoszenia od wszystkich osób mających poczucie, że zostały w trakcie przebiegu konkursu niesprawiedliwie potraktowane. 