Co dalej z III stopniem?

Studia doktoranckie na polskich uczelniach

Dominik Bień

Studia doktoranckie w Polsce funkcjonują w obecnej formie od dziesięciu lat. W polskich uczelniach uczestniczy w nich aktualnie 40 575 osób (dane GUS 2014/2015). W porównaniu z rokiem 1990/1991 ich liczba wzrosła o ponad 30 tysięcy, a z rokiem 2010/2011 o 5 tys., jest to więc wzrost naprawdę znaczący. Z drugiej strony uczestnictwo w studiach doktoranckich nie przynosi już splendoru, na studia w części jednostek może dostać się każdy (bez względu na predyspozycje i przygotowanie), bo liczba miejsc na studiach jest równa lub większa od liczby kandydatów. Coraz mniej doktorantów uzyskuje stopień doktora, więc studia właściwie nie spełniają swojego celu, jakim jest przygotowanie do obrony. Według danych GUS przewody doktorskie wszczęło 4374 osoby, a więc niecałe 10% doktorantów (przy czteroletnim okresie studiów można wyliczyć, że rocznie przewody powinno wszczynać ok. 25% uczestników studiów doktoranckich). Należy przy tym zauważyć, że wszczęcie przewodu nie musi prowadzić do jego obrony, jak również, że przewody otwierają osoby niebędące uczestnikami studiów doktoranckich.

W artykule chcę udzielić odpowiedzi na pytania, jak wygląda sytuacja na studiach doktoranckich: co dalej ze studiami III stopnia? Czy powinny funkcjonować w niezmienionej formie, czy może wystarczy drobna korekta w ich funkcjonowaniu, a może całkowita przebudowa? Podstawą do próby odpowiedzi na powyższe pytania będą wyniki badań Doktoranci 2011 i Doktoranci 2015, prowadzone przez Doktoranckie Forum Uniwersytetów Polskich (we współpracy z Fundacją Alumno, Instytutem Badań Ekonomiczno-Społecznych i Kołem Naukowym Doktorantów Wydziału Humanistycznego UMCS) oraz dane Głównego Urzędu Statystycznego za rok akademicki 2014/2015, uzyskane drogą mailową.

Badania ankietowe Doktoranci 2015 były prowadzone w kwietniu i maju 2015 roku na próbie 2010 doktorantów z polskich uczelni wyższych (badaniem nie objęto uczestników studiów III stopnia w Polskiej Akademii Nauk i instytutach badawczych, osób piszących doktorat z tzw. wolnej stopy).

Kwestionariusz składający się z 46 pytań został rozesłany do kierowników studiów, dziekanatów, zajmujących się doktorantami działów na wydziałach i uczelniach oraz do organów samorządów doktorantów, skąd trafił do zainteresowanych. Udało się zebrać odpowiedzi uczestników studiów III stopnia z 46 uczelni.

Finanse i kwestie stypendialne

W roku akademickim 2014/2015 na polskich uczelniach uczestnikami stacjonarnych studiów doktoranckich (uczestnicy niestacjonarnych nie mogą pobierać stypendium doktoranckiego i z dotacji projakościowej) było 36 458 osób, z czego stypendium doktoranckie pobierały 8004 osoby, a z dotacji projakościowej 8753 osoby. Stypendium doktoranckie pobierało więc 23,2% doktorantów, a z dotacji projakościowej 25,4%. Inaczej wygląda sytuacja wśród doktorantów uniwersytetów: spośród 17 611 uczestników studiów stacjonarnych stypendium doktoranckie pobierało 2230 osób, czyli 12,7%, a z dotacji projakościowej 4630, czyli 26,3% (widać tu wyraźny spadek w porównaniu z rokiem akademickim 2009/2010, gdy na uniwersytetach stypendium otrzymywało 5203 osoby czyli 37,7% z ogółu doktorantów). Z tego wynika, że zaledwie około 12,7% doktorantów na uniwersytetach otrzymuje środki w wysokości 2300 zł (ewentualnie powiększone o stypendium rektora, którego wysokość jest różna w zależności od jednostki). Pozostałe 14% uzyskuje około 800 zł, a 74% nie uzyskuje żadnych środków. Przedstawione dane są oczywiście uproszczone, ponieważ niektórzy doktoranci mogą być zatrudnieni na stanowisku asystenta lub otrzymywać inne stypendia, ale jest to prawdopodobnie maksymalnie kilka procent.

Potwierdza to odpowiedź na pytanie: „Czy dochody, jakie uzyskujesz na uczelni, są wystarczające do utrzymania?”, na które twierdząco odpowiedziało 18,45% ankietowanych.

Istotnym problemem doktorantów jest poczucie faworyzowania poszczególnych osób przy przyznawaniu stypendiów. 45,2% ankietowanych uważa, że niektóre osoby są faworyzowane przy wszystkich lub części stypendiów, 39,2% uważa, że stypendia są przyznawane obiektywnie, a 15,6% nie zna kryteriów przyznawania stypendiów. Są to oczywiście kwestie subiektywne, i jeżeli przyjrzymy się rozwinięciom odpowiedzi ankietowanych, nie zawsze są to patologie. Najważniejsze nieprawidłowości, które można zaobserwować przy stypendiach, to:

– występowanie efektu św. Mateusza (zjawisko socjologiczne, w tym przypadku polegające na tym, że osoby, które otrzymały stypendia na pierwszym roku, otrzymują je na kolejnych latach studiów. Spowodowane jest to sytuacją, w której doktorant, uzyskawszy stypendium, może poświęcić się badaniom, wyjazdom konferencyjnym, pisaniu artykułów, co premiuje go w kolejnym roku. Doktorant, który nie uzyskał świadczeń, zmuszony jest do podjęcia pracy zarobkowej, co często nie pozwala mu na prowadzenie badań i ich prezentację, a przez to uzyskanie punktów niezbędnych do stypendium);

– preferowanie ilości, a nie jakości, np. równe punktowanie artykułów z czasopism z listy ministerialnej i czasopism z mniej znaczących periodyków. Prowadzi to również do sytuacji, w której bardziej opłaca się napisać kilka–kilkanaście odtwórczych artykułów zamiast 1-2 nowatorskich. Sytuacja jest różna na poszczególnych uczelniach i w dużym stopniu zależy od władz rektorskich i dziekańskich, przedstawicieli administracji i samorządu doktorantów, którego przedstawiciele zasiadają w komisjach stypendialnych;

– dopisywanie do publikacji osób, które nie są autorami. Występuje głównie w naukach przyrodniczych i ścisłych, ale również w naukach humanistycznych i społecznych zdarzają się podobne problemy;

– włączanie do kryteriów działalności nienaukowej, np. wystąpień na konferencjach czy publikacji. Oczywiście należy odróżnić punktowanie działalności popularnonaukowej (która jest pożądana) od relacji ze zderzenia rowerzysty z wielbłądem w lokalnej gazecie (która zdecydowanie pożądaną nie jest);

– zmiana kryteriów przyznawania stypendium w roku akademickim, za który obowiązują, co uniemożliwia zaplanowanie pracy naukowej;

– brak w programie studiów egzaminów, co uniemożliwia uzyskania jakiejkolwiek oceny, a przez to aplikowania o np. stypendium ministra;

– wprowadzenie do regulaminów kryteriów niezgodnych z prawem, np. wysokości dochodu do stypendium doktoranckiego;

– brak wglądu w punktację i brak uzasadnienia decyzji o nieprzyznaniu stypendiów (co może się odbywać na granicy prawa);

– niepodanie do publicznej wiadomości kryteriów, na podstawie których przyznawane są stypendia;

– nierówna ocena promotora w przypadku wpisania przez niego punktów do kwestionariusza („jeden promotor daje punkty na wyrost, drugi ocenia bardziej surowo i jest problem”);

– uzależnienie przyznania stypendium od etatu na uczelni bądź jego braku.

Reasumując, sytuacja w wielu wypadkach wygląda następująco: doktoranci dowiadują się na uczelni, że nie ma środków na stypendia, ale powinni aplikować o granty, tymczasem NCN obniża kwotę finansowania i mówi, że wynagrodzenie za grant powinno być tylko dodatkiem do stypendium przyznawanego przez macierzyste jednostki. Bardzo trudno również uzyskać grant, nie będąc do tego przygotowanym, w programach jednostek brak przedmiotów uczących pisać wnioski (promotorzy też tego często nie potrafią), poza tym faktycznie nie mając stypendium, trudno poświęcić kilka miesięcy na napisanie grantu. Koło się zamyka: aby aplikować o środki, musisz mieć środki. Aby ukończyć pracę doktorską, również trzeba posiadać środki, choćby na podstawowe potrzeby.

Jakość kształcenia, dydaktyka

Prowadzenie nieodpłatnych zajęć dydaktycznych przez doktorantów mieści się w ramach ustawowych (ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym nakłada na doktorantów obowiązek przeprowadzenia od 10 do 90 godzin zajęć). Zaledwie około 4,5% ankietowanych prowadziło powyżej 90 godzin zajęć dydaktycznych. Problemem jest duża liczba doktorantów (około 16%), którzy w ogóle nie prowadzą zajęć (co nie oznacza, że nie podejmują praktyk dydaktycznych, np. w formie współprowadzenia, które również dopuszcza ustawa).

Do patologii należy zaliczyć w tym przypadku nie ilość, lecz jakość prowadzonych zajęć: aż 62% badanych jest zdania, że uczelnia źle ich przygotowuje do prowadzenia zajęć, 16% nie ma zdania, dobrze przygotowanych czuje się 22% uczestników studiów III stopnia. Innym niepokojącym aspektem jest niepokrywanie się prowadzonych przez doktorantów zajęć z tematyką ich pracy badawczej (jest to problem 24% badanych). Niestety taki brak kompetencji przynosi negatywne skutki nie tylko dla doktorantów, którzy niechętnie prowadzą zajęcia i czują się tym obowiązkiem sfrustrowani (a właściwie prowadzenie zajęć powinno być częścią rozwoju naukowca, szczególnie w naukach humanistycznych i społecznych), lecz również dla studentów I i II stopnia, którzy muszą w takich zajęciach uczestniczyć (efekty ćwiczeń czy konwersatoriów prowadzonych przez nieprzygotowanego i przestraszonego lub zdenerwowanego dydaktyka prawdopodobnie rzadko będą zadowalające).

W ciągu czterech lat wśród ankietowanych zwiększyła się liczba niezadowolonych ze swojego programu studiów (wzrost z 32,2% do 37,2%). O 1,2 punktu spadła liczba osób zadowolonych z oferowanego im programu (z 33,5% na 32,3%).

Badania i nauka

Pomimo że ustawa nakłada na doktoranta obowiązek prowadzenia badań naukowych, są problemy z ich finansowaniem przez uczelnie. Zaledwie 18,4% doktorantów ma badania finansowane przez jednostkę macierzystą w całości (w 2011 ten sam wskaźnik wynosił 24,37%), 42,5 częściowo (42,7% w 2011 roku), a 30,4% nie dostaje w ogóle finansowania badań (32,85% w 2011 roku). W podziale na rodzaje uczelni sytuacja najgorzej wygląda na uczelniach pedagogicznych i uniwersytetach (odpowiednio 39,2% i 31,8% nie uzyskuje żadnego finansowania), a najlepiej na przyrodniczych (18,8% nie ma finansowania badań). W analizie powyższego wskaźnika w poszczególnych dziedzinach nauk najlepiej wypadają nauki chemiczne (30,2% – całkowicie finansowane badania, 45,3% – częściowo, żadnych środków nie otrzymuje 18,2%) i techniczne (odpowiednio: 29,7%, 39,7% i 23,6%). W najgorszej sytuacji są doktoranci nauk humanistycznych (odpowiednio: 6,9%, 43,5% i 41,7%).

Niezwykle istotnym problemem jest brak przygotowania przez uczelnie do pisania grantów. W programie studiów przedmiot, który mógłby do tego przygotować, ma zaledwie 21,2% ankietowanych. Szkolenia ograniczają się do jednego albo dwóch w roku, często w formie wykładu dla przedstawicieli różnych dziedzin, co niewiele daje doktorantom. W roku 2015 o granty aplikowało 28,4% (w 2011 – 38%), najwięcej w uniwersytetach (31,4%) i uczelniach medycznych (29,7%). Głośnym wydarzeniem było obniżenie wynagrodzenia w grancie „Preludium” z NCN dla doktoranta do 1000 zł, co może powodować zmniejszenie liczby aplikujących o ten grant.

W ostatnich latach wzrosła liczba doktorantów prezentujących wyniki swoich badań (w ciągu 12 miesięcy poprzedzających badanie): na konferencji krajowej prezentowało je 61,2% badanych (w 2011 – 49,62%), na konferencji międzynarodowej 47,5% (37,3% w 2011), w publikacji polskojęzycznej 39,4% (33,6% w 2011), w publikacji obcojęzycznej 37% (31,5% w 2011), wyników nie prezentowało 16,7% (w 2011 25,2%). Wzrost wskaźników może być spowodowany spadkiem liczby stypendiów i wzrostem liczby osób mogących się o nie ubiegać. Niestety, może to również powodować spadek jakości prowadzonych badań naukowych.

Najwyższy wskaźnik umiędzynarodowienia badań (suma procentu osób publikujących w obcych językach i występujących na konferencjach międzynarodowych) notują nauki chemiczne (124,5) oraz techniczne (98,5), najniższy – nauki medyczne (67,3), humanistyczne (67,4) i społeczne (68).

Samorządność

Z przedstawicielami organów samorządu doktorantów zetknęło się 71,1% ankietowanych (praktycznie tyle samo, co w 2011 roku). Najwięcej osób miało kontakt ze swoimi przedstawicielami na uczelniach: przyrodniczych (83,3%) i pedagogicznych (78,4%), najmniej na uczelniach ekonomicznych (41,7%). W porównaniu z rokiem 2011 nastąpił wzrost zadowolenia z pracy samorządu w jednostkach z 26,3% w roku 2011 do 34,4% w 2015. Jednak nadal wielu doktorantów nie ma zdania na temat pracy swoich przedstawicieli w organach samorządu doktorantów (50,9%).

Do najciekawszych działań prowadzonych przez samorządy ankietowani zaliczają: przygotowanie „niezbędników doktoranta”, pomoc w sytuacjach spornych na uczelni, wsparcie finansowe badań naukowych i ich prezentacji, organizację szkoleń i konferencji, działanie na rzecz korzystnych zmian w aktach prawnych, prowadzenie ankiet dotyczących doktorantów i przedstawianie ich władzom uczelni, przekazywanie informacji (w formie maili, newslettera itp.), działania mające na celu zwiększenie komfortu/jakości studiów (np. zwiększenie limitu wypożyczeń książek z biblioteki uniwersyteckiej).

Wielu ankietowanych ma zarzuty/uwagi do pracy swoich przedstawicieli np.: brak aktywności; reprezentowanie interesów swoich i władz uczelni/wydziału, a nie doktorantów; ustalanie kryteriów przyznawania stypendiów zgodnie z własnym interesem, a wbrew interesowi ogółu.

Podsumowując, organy samorządu doktorantów są nadal dosyć słabo oceniane na uczelni. Może to wynikać z ich niskiej aktywności, ta z kolei może mieć dwie przyczyny: brak czasu na działanie społeczne (doktoranci to często osoby mające rodziny i pracujące zawodowo) lub niechęć do działań zmierzających do konfrontacji z władzami jednostki.

Inną kwestią jest słaba reprezentacja doktorantów w organach kolegialnych uczelni (przeważnie 1 lub 2 przedstawicieli w senacie i radach wydziału). Równie ważnym problemem jest brak środków na działalność organów samorządu, na wielu uczelniach nie posiadają budżetu, własnego pomieszczenia czy sprzętu biurowego.

Inne

Sporym problemem sygnalizowanym przez ankietowanych jest niesprawiedliwy proces rekrutacji na studia doktoranckie. Według 30,2% badanych rekrutacja jest nieobiektywna (w roku 2011 odsetek ten wynosił 28,9%). Do głównych zarzutów wobec systemu rekrutacji, przytaczanych przez doktorantów, należy zaliczyć: nepotyzm; brak obiektywizmu; faworyzowanie osób na podstawie przyszłego opiekuna/promotora; za mały skład komisji (brak członków specjalizujących się w planach badawczych kandydata); brak ścisłości w kryteriach oceny kandydata; faworyzowanie absolwentów danej uczelni; faworyzowanie ilości w dorobku naukowym, a nie jakości; zaniżanie wymagań, zbyt niski próg punktowy lub przyjmowanie wszystkich chętnych; brak pełnej informacji na temat rodzaju stypendium i ich liczby, dostępnych po pozytywnym przejściu procesu rekrutacji; działanie kilku różnych komisji w różnych terminach.

Trudno stwierdzić, które zarzuty są prawdziwe, niestety brak transparentności w rekrutacji może generować podobne niejasności. Częściowym rozwiązaniem problemów może być włączenie przedstawiciela samorządu doktorantów do komisji rekrutacyjnej (na prawach obserwatora). W niektórych jednostkach funkcjonuje to rozwiązanie i przynosi pozytywne efekty.

Jako powody realizacji studiów 90% ankietowanych wskazało rozwój własny, 49,7% możliwość wpływu (aktualnie lub w przyszłości) na rozwój badań we własnej dziedzinie nauki, 40,3% uważa, że pomoże im to w uzyskaniu awansu zawodowego, a 28,9% awansu społecznego, 20% kieruje się możliwością uzyskania stypendiów.

Bardzo niepokojącym zjawiskiem (wspomnianym wcześniej przy tzw. dopisywaniu do artykułu) jest kradzież własności intelektualnej, z którą zetknęło się 21,6% badanych, a jej ofiarą padło 5,9%.

Spośród ankietowanych 3,3% stanowią doktoranci z niepełnosprawnością, spośród nich 76,8% posiada orzeczenie o niepełnosprawności. Podstawowym problemem dla nich jest niedostosowanie infrastruktury na ich uczelniach czy wydziałach: 8,7% uważa, że ich jednostki nie są dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych, 43,5% – że są przystosowane częściowo, a 37,7 – w całości.

Na podstawie głosów doktorantów, a także danych statystycznych, widać, że studia doktoranckie nie spełniają zadań, jakie stawia przed nimi ustawodawca. Przede wszystkim rzadko kiedy kończą się uzyskaniem kwalifikacji III stopnia. Nie stwarzają też często warunków do prowadzenia badań naukowych, które są obowiązkiem doktoranta, jak również prowadzenia zajęć dydaktycznych. Nie spełniają one również często oczekiwań samych uczestników, stąd konieczna wydaje się reforma ich funkcjonowania. Wprowadzenie któregokolwiek z poniższych postulatów prawdopodobnie wniesie nową jakość do studiów III stopnia. Jednak najistotniejszymi z nich są dwa pierwsze, których wprowadzenie, czy to przez ustawodawcę, czy przez pojedyncze uczelnie, przyczyni się do rewolucji w życiu młodych naukowców oraz, co równie ważne, jakości ich badań.

Najistotniejsze propozycje zmian, które mogą się przyczynić do poprawy funkcjonowania studiów, opierają się na:

– zwiększeniu finansowania lub zmianie struktury finansowania studiów doktoranckich. Każdy doktorant na wejściu powinien otrzymywać stypendium wystarczające do życia przynajmniej na minimalnym poziomie, zdolniejsze jednostki mogą zwiększyć swoje dochody przez granty i stypendia zewnętrzne;

– zmniejszeniu liczby przyjmowanych doktorantów poprzez podwyższenie kryteriów rekrutacyjnych;

– włączaniu do programów studiów przedmiotów przygotowujących do pozyskiwania środków zewnętrznych (grantów, stypendiów);

– wprowadzeniu na wszystkich uczelniach kursów przygotowujących do samodzielnego prowadzenia zajęć dydaktycznych;

– zwiększeniu liczby doktorantów w senacie i radach wydziału;

– przyznanie doktorantom prawa do akceptacji (bądź jej braku) prorektora właściwego ds. doktorantów. Aktualnie na części uczelni prawo takie jest fikcją, ponieważ przedstawiciele doktorantów i studentów w organach wyborczych akceptują prorektora ds. studenckich, który często nie ma w swoich kompetencjach spraw doktoranckich;

– przyznaniu budżetu organom samorządów doktorantów (np. określona kwota w przeliczeniu na doktoranta);

– włączeniu do komisji rekrutacyjnych w jednostkach przedstawicieli doktorantów (na prawach obserwatora);

– pełnym dostosowaniu infrastruktury dla doktorantów z niepełnosprawnością.

Dominik Bień, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego, był koordynatorem badania „Doktoranci 2015”, członkiem Zarządu Krajowej Reprezentacji Doktorantów (2010/2011) i przedstawicielem doktorantów w Radzie Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego (2011-2013).