Unieważniona nagroda!
W Auli Leopoldyńskiej we Wrocławiu odbyło się 16 maja 2015 r. uroczyste posiedzenie Niemiecko-Polskiego Towarzystwa Uniwersytetu Wrocławskiego, które w 2001 r., wraz z innymi profesorami niemieckimi urodzonymi we Wrocławiu, założył emerytowany profesor interny z Hamburga Norbert Hesig, urodzony w 1933 r. Deutsch-Polnische Gesellschaft der Universität Wroclaw dziś ma ponad kilkuset członków i dorocznie wręcza Nagrodę Naukową Leopoldina, której towarzyszy czek na 20 tysięcy złotych. Zgodnie z regulaminem nagrodą (której fundatorami są prof. Hesig z żoną Barbarą) zostaje wyróżniona praca naukowca Uniwersytetu Wrocławskiego z dziedziny nauk humanistycznych, uwzględniająca aspekty niemiecko-polskie lub europejskie, która w okresie ostatnich dwóch lat została opublikowana lub przyjęta do druku.
W tym roku w ostatniej chwili przyznanie nagrody uchylono. Pod koniec marca nagle wyszło na jaw, iż w książce dr Joanny Smereki pt. Henrik Steffens: ein Breslauer Wissenschaftler, Denker und Schriftsteller aus dem hohen Norden , wydanej w końcu września 2014 r. przez Wydawnictwo Uniwersytetu w Lipsku, znajdują się fragmenty przejęte od innych autorów. Odkrycia dokonała zupełnie przypadkowo Marit Bergner, doktorantka prof. Uwe Puschnera z Uniwersytetu Berlińskiego (FU Berlin). Profesor był jednym z dwóch głównych recenzentów strony niemieckiej i miesiąc wcześniej bardzo pozytywnie rekomendował książkę do nagrody. Jednak ponieważ jego doktorantka właśnie skończyła swój doktorat na podobny temat, pt. Henrich Steffens als öffentlicher Akteur 1806-1819 unter besonderer Berücksichtigung seiner Rolle in der Breslauer Turnfehde Zwischen Napoleon und Karlsbad , dał jej do przeczytania wytypowaną do nagrody książkę. Ta, dobrze znając bibliografię, szybko napotkała kilka zapożyczeń i poinformowała o nich profesora, który skontaktował się z prezesem fundacji i oświadczył, że wycofuje swoją rekomendację. Prof. Norbert Hesig 2 kwietnia br. anulował przyznanie nagrody i poinformował o tym pisemnie dr Smerekę, a tydzień później telefonicznie rektora Uniwersytetu Wrocławskiego, prof. Marka Bojarskiego.
Nierzetelny doktorat
Rektor Bojarski zapewne musiał czuć się zażenowany, kiedy się dowiedział o plagiacie z ust znanego niemieckiego profesora, który od lat niestrudzenie lansuje naukową i kulturalną twórczość młodych Polaków z Wrocławia. Aczkolwiek w tekście książki autorka nigdzie nie wspomniała, że jest to unowocześniona wersja doktoratu, to w Instytucie Germanistyki wiadomo było, że Joanna Smereka we wrześniu 2010 r. obroniła dysertację w języku niemieckim pt. Henrik Steffens w okresie wrocławskim. Historia, polityka, filozofia i teologia w kontekście jego twórczości literackiej . Promotorem był znany i poważany prof. Wojciech Kunicki (ur. 1955), kierownik Zakładu Historii Literatury Niemieckiej do 1848 r. Instytutu Filologii Germańskiej Wydziału Filologicznego. Po otrzymaniu wieści, że w książce były zapożyczenia, bardzo szybko się zorientował, że doktorat również je zawiera. Rektor poprosił dziekana Marcina Cieńskiego o formalne sprawdzenie doktoratu pod kątem prawidłowości cytowania. Ten 20 kwietnia 2015 r. powołał Komisję Dziekańską w składzie: prof. dr hab. Leszek Berezowski – przewodniczący, dr hab. Anna Mańko-Matysiak, prof. UWr, dr hab. Marta Kopij-Weiss oraz dr hab. Jacek Rzeszotnik, prof. UWr.
Początkowo komisji postawiono termin miesięczny, ale po zorientowaniu się jak czasochłonne jest sprawdzanie czyjegoś tekstu, termin zakończenia pracy przesunięto na 22 czerwca 2015. W protokole końcowym, przedstawionym dziekanowi i Radzie Wydziału, napisano: „Po wnikliwym przeanalizowaniu całego tekstu rozprawy komisja wykryła w niej kilkaset fragmentów przytoczonych bez oznaczenia faktu cytowania i bez podania źródła. Fragmenty te pochodzą z książek oraz stron internetowych i są wykazane w załączniku wraz ze wskazaniem źródeł, z których pochodzą. Ze względu na rozmiary rozprawy komisja podzieliła jej tekst na trzy części: pierwszą (str. 1-101), analizowaną przez dr hab. Martę Kopij-Weiss, drugą (str. 102-203), analizowaną przez dr hab. Annę Mańko-Matysiak, prof. UWr oraz trzecią (str. 204-305), analizowaną przez dr. hab. Jacka Rzeszotnika, prof. UWr.
W pierwszej części komisja oszacowała skalę zapożyczeń, których źródła nie zostały wskazane, na 10% objętości tekstu, w drugiej na 25% objętości tekstu, a w trzeciej na 80% objętości tekstu. W bardzo wielu przypadkach są to fragmenty prac, w tym dzieł analizowanego autora, znajdujące się w bibliografii rozprawy, ale fakt ich przytoczenia nie jest w żaden sposób oznaczony na stronach, na których zostały zamieszczone. Fragmenty te mają różną długość, od kilku linii po całe akapity, a ich liczba zdecydowanie narasta z biegiem rozprawy, jak zostało to wskazane powyżej. W znacznej ich liczbie widoczne są ślady stosowania zabiegów redakcyjnych maskujących pochodzenie nieoznaczonych cytatów.
Spośród szerokiego wachlarza tego typu praktyk, których obecność komisja stwierdziła w rozprawie i szczegółowo udokumentowała w załączniku, przede wszystkim należy wymienić: zamianę pierwszego słowa zapożyczonego akapitu na synonim; parafrazę początkowego fragmentu pierwszego zdania zapożyczonego akapitu; poprzedzenie zapożyczonego akapitu zdaniem odautorskim; rozwijanie skrótów obecnych w zapożyczonym akapicie; przeplatanie akapitów zapożyczonych z dwu różnych źródeł oraz aktualizację pisowni zapożyczonych fragmentów.
Mając na uwadze wykazaną powyżej skalę zapożyczeń, które nie zostały w rozprawie oznaczone oraz stosowanie wyliczonych powyżej maskujących zabiegów redakcyjnych, komisja jednogłośnie uznała, że rozprawa Henrik Steffens w okresie wrocławskim. Historia, polityka, teologia i filozofia w kontekście jego twórczości literackiej , na podstawie której przeprowadzony został przewód doktorski p. Joanny Smereki, nie spełnia warunków samodzielności wymaganych od tekstów naukowych i w sposób rażący narusza standardy postępowania badawczego. W ocenie komisji istnieją więc wystarczające podstawy do wszczęcia procedury pozbawienia jej autorki stopnia doktora nauk humanistycznych”.
Poczucie winy promotora
Odkrycie faktu, że praca doktorska, która powstała pod jego okiem, zawiera tak dużo zapożyczeń, spowodowało duży stres promotora, prof. dr. hab. Wojciecha Kunickiego. Bardzo przejął się tym, że sam nie dostrzegł zapożyczeń, gdyż miał zbyt duże zaufanie do doktorantki. Joanna Smereka pisała u niego pracę licencjacką oraz magisterską i odbywała indywidualne 3-letnie studia doktoranckie. Jak mi napisał: „jest to osoba znakomicie spełniająca rolę asystentki przygotowującej i odnajdującej materiały archiwalne (trzeba tu mieć niemałą intuicję), jest bardzo pracowita, inteligentna, napisała znakomite magisterium na temat Kościółka św. Jakuba w Sobotce (opublikowane jako obszerna monografia), prowadziła działalność translatorską, organizowała ze mną sesje naukowe. Płodem tych działań jest bardzo fajna seria Biblioteka Ślężańska, którą wydaję w wydawnictwie Atut, a której trzy pierwsze tomy były przygotowane przez panią Smerekę”.
W jego opinii praca doktorska była już bardziej odtwórcza, co również zauważyli recenzenci: prof. Urszula Bonter (Wrocław) oraz prof. Hubert Orłowski (Poznań). Po obronie z różnych względów zabrakło dla J. Smereki etatu i przeprowadziła się do Krakowa, gdzie została zatrudniona jako asystent w Zakładzie Współczesnego Języka Niemieckiego UJ (kierownik: dr hab. Sławomira Kaleta-Wojtasik). W ostatnim roku dr Smereka wiele czasu spędzała w Lipsku i tam wydano jej poprawiony doktorat.
Głos byłej doktorantki
Poproszona o komentarz dr Smereka stwierdziła, że nie posiada żadnych bliższych, oficjalnych informacji o toczącym się postępowaniu i stawianych jej zarzutach. Z nieoficjalnych wie, że zarzuca się jej plagiat z autora, o którym pisała – parafrazowanie bez właściwej atrybucji bibliograficznej. Pisała w trzeciej osobie i zaznaczyła we wstępie, że referuje poglądy tego umarłego 200 lat temu pisarza.
„Dzisiaj wiem, że tak nie można pisać, ale 5 lat temu nie zdawałam sobie w żadnej mierze sprawy, że tak pisać pracy doktorskiej nie można – uświadomili mi to dopiero teraz konsultowani przeze mnie literaturoznawcy”. Uważa, że była zbyt ambitna, zbyt szybko chciała przeskoczyć kolejne etapy rozwoju naukowego i nie chciała się uczyć porządnego warsztatu naukowego.
Ukończyła magisterskie studia prawnicze i germanistykę. W trakcie 3-letnich studiów doktoranckich, studiowała równolegle trzeci falkultet – historię. Obecnie wyraża głębokie ubolewanie za swoje błędy, jest gotowa poddać się wszystkim konsekwencjom, ale chciałaby jeszcze mieć możliwość pracy naukowej.
Zdaniem prof. Kunickiego, działania doktorantki były celowe i włożyła wiele wysiłku, aby zamaskować przejmowany tekst. Jego studenci zawsze wiedzieli, czego nie można robić. Przy takim nasileniu złej woli nie ma możliwości, aby osoba, która dopuściła się zapożyczenia, mogła dalej pracować na uczelni. Doktorat musi być unieważniony.
Centralna Komisja
Jeszcze w końcu czerwca 2015 r. dziekan Marcin Cieński przedstawił opinię Komisji Dziekańskiej na Radzie Wydziału, zaś na początku lipca poinformował o sprawie plagiatu Biuro Centralnej Komisji, dołączając dokładną konkordancję zapożyczeń i prosząc o dalsze wskazówki jak procedować odebranie doktoratu. Do początku października nie było jeszcze odpowiedzi. Zapewne sprawa trafi na listopadowe posiedzenie Sekcji Nauk Humanistycznych, a później na posiedzenie Prezydium CK, które powinno wydać postanowienie o wznowieniu postępowania w przewodzie doktorskim. To pozwoli wydziałowi dość szybko unieważnić postępowanie i osobną uchwałą unieważnić starą uchwałę o nadaniu stopnia doktorskiego.
Powiadomienie o plagiacie
Na początku września br. rektor Marek Bojarski rozmawiał z rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Wojciechem Nowakiem, i poinformował go o zarzutach plagiatu przeciwko dr Joannie Smerece, obecnej asystentce w Instytucie Filologii Germańskiej UJ. 9 września 2015 r. Biuro Rektora UWr przekazało e-mailem całość istotnej dokumentacji. Zgodnie z obowiązującymi przepisami krakowska uczelnia powinna wszcząć wyjaśniające postępowanie dyscyplinarne. Bez względu na to, czy Uczelniana Komisja Dyscyplinarna UJ będzie „litościwa” (nagana), czy też „sroga” (zakaz wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego), po oficjalnej utracie doktoratu Joanna Smereka może stracić tam pracę.
Komentarz
Sprawa jest bardzo przykra. To już drugi nierzetelny doktorat na wrocławskiej germanistyce (patrz: FA 11-12/2003). Pierwszy odkrył jesienią 2003 r. właśnie prof. Kunicki w dysertacji mgr Renaty Wołoszyn-Szajnik, doktorantki 4-letniego Studium Doktoranckiego Instytutu Filologii Germańskiej UWr. Praca doktorska, napisana w języku niemieckim pod opieką dr hab. Ireny Światłowskiej-Prędoty, liczyła 325 stron maszynopisu i prawie 1200 pozycji bibliograficznych. Dotyczyła literaturoznawstwa i poświęcono ją tematowi Dolny Śląsk w pracach Carla Hauptmanna, Gerharta Hauptmanna i Hermana Stehra . Promotorka spędziła z doktorantką nad tekstem rozprawy wiele godzin, stąd dość wcześnie zauważyła różnice stylu w poszczególnych fragmentach pracy. Pouczyła mgr Wołoszyn-Szajnik o konieczności dokładnego cytowania wykorzystywanych fragmentów innych autorów, a ta obiecała dopilnować tekstu. Gotowa praca poszła do recenzentów, którzy wystawili pozytywne recenzje. We wrześniu doktorat trafił do 10-osobowej Komisji Doktorskiej, przed którą miała się odbyć obrona. Członkiem Komisji był też prof. Wojciech Kunicki, któremu wydawało się, iż czytane fragmenty już zna z innych tekstów. Po krótkim szperaniu na półkach własnej biblioteki odkrył, iż znane mu urywki doktoratu pochodzą z leksykonu niemieckiego, wydanego w NRD, skąd je przepisano bez atrybucji bibliograficznej.
Indagowana przez promotorkę mgr Wołoszyn-Szajnik nie była w stanie potwierdzić, że odnalezione dotąd zapożyczenia są jedynymi i z płaczem przyznała, iż „się zagubiła”. Obronę wstrzymano, a ówczesny dyrektor Instytutu Filologii Niemieckiej, prof. Eugeniusz Tomiczek, polecił prof. Kunickiemu, aby w ciągu miesiąca dokładnie sprawdził rzetelność cytowania w doktoracie. W połowie października 2003 r., każdy z dziesięciu członków Komisji Doktorskiej otrzymał 40-stronicowe sprawozdanie, które wykazywało, że w pracę doktorską „wszyto” wiele zapożyczonych fragmentów z różnych źródeł. W tajnym głosowaniu przeprowadzonym tydzień później komisja jednogłośnie uznała, że praca jest plagiatem i przekazała swoje stanowisko dziekanowi, prof. Władysławowi Dynakowi. Ten wprowadził „sprawę zamknięcia przewodu doktorskiego mgr Wołoszyn-Szajnik” do porządku obrad najbliższej Rady Wydziału, która odbyła się w połowie listopada 2003 r. Przewód doktorski został zamknięty bez dopuszczenia doktorantki do obrony. Ta, głęboko zawstydzona, wróciła do pracy w szkolnictwie, gdzie uczy niemieckiego.
Takie rzeczy się zdarzały, zdarzają i będą zdarzać. Niekiedy ofiarą swoich „doskonałych” doktorantów (przypadek p. Magdaleny Otlewskiej z Instytutu Filozofii UWr) padają właśnie zbyt ufni promotorzy, którzy „uśpieni” ich pracowitością i innymi zaletami, rutynowo nie sprawdzają prawidłowości cytowania.
Sprawa doktoratu p. Joanny Smereki powinna być przestrogą dla wszystkich promotorów: zawsze należy sprawdzać sposób cytowania, sięgając przynajmniej do części prac wymienionych w bibliografii. Dla zamknięcia sprawy uważam za konieczne, aby promotor oficjalnie zrewidował swoje poprzednie stanowisko i napisał nową opinię o dysertacji p. J. Smereki, uwzględniając znane dzisiaj fakty.
Pisałem już wcześniej i dziś to powtórzę: każdy z nas może zostać oszukany przez współpracownika, bo wszystkich tekstów nie znamy i nie przeczytamy. Ale kiedy mamy potwierdzenie, że praca, którą nadzorowaliśmy czy recenzowaliśmy, jest nierzetelna, to promotor oraz recenzenci mają obowiązek publicznego przedstawienia nowej opinii i jasnego stwierdzenia, że wcześniej ich oszukano, a pracę z konkretnych powodów dyskwalifikują.
Prawomocny wyrok
Dwa lata temu w artykule Plagiat z przekładu (patrz: FA 9/2013) opisałem sprawę zapożyczeń z pracy kanadyjskiej badaczki, prof. Aurelii Klimkiewicz z Toronto, których dokonała jej znajoma, dr Alicja Żuchelkowska, adiunkt w Zakładzie Traduktologii i Badań nad Kanadą Frankofońską Wydziału Neofilologii UAM. Uczelniana Komisja Dyscyplinarna ukarała obwinioną naganą, jednak prof. Klimkiewicz zawiadomiła też Prokuraturę Rejonową w Poznaniu. Tamtejszy prokurator, Marek Polak, złożył akt oskarżenia do Sądu Rejonowego Poznań-Stare Miasto, zarzucając dr Żuchelkowskiej naruszenie praw autorskich. Rozprawę prowadził sędzia Mateusz Bartoszek, który w wyroku wydanym 9 października 2014 r. uznał oskarżoną winną, wymierzając grzywnę w wysokości 3 tys. złotych oraz nakazując zwrot kosztów procesu w wysokości 538 zł i wymierzając jej opłatę 300 zł. Mimo wniosku obrony sprawy nie umorzono.
Dr Żuchelkowska odwołała się od tego wyroku do Sądu Okręgowego w Poznaniu. Podczas rozprawy 10 lutego 2015 r. skład orzekający pod przewodnictwem sędzi Ewy Taberskiej (sędziowie Sławomir Jęksa i Małgorzata Winkler-Galicka) zaskarżony wyrok utrzymał w mocy. Uznano, że oskarżona plagiatu dopuściła się umyślnie, dlatego wszelkie jej wyjaśnienia, jakoby posłużyła się fragmentami pracy prof. Klimkiewicz przez pomyłkę, nie mogą zostać uwzględnione. Nie jest bowiem możliwe, aby naukowiec, przygotowując swoje prace w czasie korekty nie zauważył nieoznaczonych odnośnikiem fragmentów zapożyczonych od innego autora.
W związku z powyższym, zgodnie z ustaleniem sądu pierwszej instancji, oskarżona dopuściła się czynu wypełniającego znamiona przestępstwa z art. 115 ust. 1 i art. 116. ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Ten wyrok oznacza, że nazwisko dr Żuchelkowskiej figurować będzie w rejestrze skazanych, co z mocy prawa automatycznie wyklucza nauczyciela akademickiego z zatrudnienia na wyższych uczelniach państwowych.
List do redakcji
Nawiązując do artykułu p. Marka Wrońskiego Unieważniona nagroda z nr. 10/2015 „Forum Akademickiego” przepraszam środowisko naukowe i oświadczam, że nic nie usprawiedliwia braku mojej troski o jakość pracy doktorskiej pani Joanny Smereki. Pani Smereka była poinformowania o zasadach uczciwości naukowej, zresztą jako absolwentce prawa ta problematyka nie mogła być obca. Niech mój przypadek będzie przestrogą dla wszystkich promotorów, zwłaszcza żywiących naiwną wiarę, że w pędzie do szybkiego uzyskania stopni naukowych młodzi ludzie będą respektować zasady rzetelności naukowej. Tu, jak się wydaje, wszystkie chwyty są dozwolone, co znamy zresztą z „etosu” korporacyjnego, stanowiącego aktualnie wzorzec karier. Ostrzegam zatem promotorów i Rady Naukowe przed nieostrożnością, ponieważ ludzie ogarnięci pędem do kariery wykorzystają wszelkie środki, z prawnymi włącznie, żeby uniknąć należnej im kary, jaką jest odejście z pracy naukowej i wychowawczej na uczeniach wyższych. Prawdopodobnie już doczekaliśmy się czasów, kiedy o awansie naukowym, wartości recenzji, prawidłowości przebiegu postępowań kwalifikacyjnych decydować będą nie rady naukowe, ale sądy i sami nieuczciwi „naukowcy” wspierani przez adwokaturę. Uważam, że Prawodawca powinien wprowadzić dla promotorów i recenzentów obowiązek wyjaśnienia, w jaki sposób dokonali weryfikacji uczciwości naukowej ocenianych prac. Nienależne mi honorarium za prowadzenie pracy pani Smereki przeznaczam na stypendia dla dwójki zdolnych doktorantow z naszego Uniwersytetu.
Wojciech Kunicki