Kłoczowscy

Długa obecność

Magdalena Bajer

Poznając rodziny inteligenckie, w których w pewnym momencie ich dziejów pojawili się ludzie nauki, poprzedzające ów moment losy przodków, ich historyczne zasługi, publiczne aktywności, intelektualnie motywowane dążenia, kwitujemy to zwykle konstatacją o szlacheckim, ziemiańskim, rzadziej mieszczańskim, wyjątkowo chłopskim, rodowodzie, opartą na skąpych informacjach z przeszłości. Bo też niezbyt wiele jest w tej warstwie rodzin, które przechowały udokumentowaną, a także żywą pamięć o własnej tradycji i jej przemianach. U Kłoczowskich (naukowy wątek ich dziejów przedstawiłam czytelnikom FA parę lat temu) to zrozumiałe, bowiem dzisiejszy nestor rodu, prof. Jerzy Kłoczowski z KUL, jest wybitnym historykiem-mediewistą i własne, daleko w przeszłość sięgające korzenie zna doskonale.

Dzięki temu możemy się przyjrzeć drogom prowadzącym członków tej rodziny, żyjących od wieków na Mazowszu, do kręgów elity umysłowej kraju. Były to drogi długie, przez wiele epok historycznych, obfitujące w trudne okresy i dramatyczne epizody. Myślę, że warto do nich wrócić teraz, gdy wątpliwości co do zadań inteligencji nieco w debacie publicznej osłabły, a oczekiwania pod adresem elity kulturowo-cywilizacyjnej, bo tak należy dokładniej określić współczesną awangardę tej warstwy, są duże, choć formułowane z umiarkowaną nadzieją. Poznawanie, jak kształtował się w ciągu wieków etos służby ojczyźnie, jest źródłem wzorów aktualnie i praktycznie przydatnych.

Panna na niedźwiedziu

W szesnastowiecznym herbarzu Bartosza Paprockiego herb dalekich protoplastów dzisiejszych uczonych Kłoczowskich – Rawiczów – opisany jest tak: „panna rozczesana, w koronie, ręce poszerzone mająca, na niedźwiedziu czarnym siedząca, w polu żółtem”. Wizerunek przywodzi na myśl śmiałość, energię, gotowość do działań i co tam jeszcze współczesna wyobraźnia zechce przypisać pieczętującym się tym znakiem.

Historycy wywodzą Rawiczów z rodu czeskich możnowładców Wrszowców, ale i bez tej paranteli już w średniowieczu zaznaczyli się wyraźnie w życiu Polski, a status majątkowy poświadcza wystawienie własnej chorągwi w bitwie pod Grunwaldem.

Publiczna czy zgoła polityczna aktywność Rawiczów koncentrowała się w Małopolsce, dokładniej na terenie Sandomierszczyzny, gdzie leży stara wieś Stężyca, przez którą przejeżdżam zwykle dwa razy w roku nadwiślańską drogą przez Dęblin do Kazimierza Dolnego. Tam to, w ziemi stężyckiej, źródła łacińskie lokują miejscowość Kłoczów lub Kłoczew (od dawna obowiązuje ta druga nazwa), związaną z nazwiskiem Kłoczowskich. Początek ich historii to przybycie w okolice Wisły i Wieprza Waśka z Kłoczowa, którego dwaj synowie podzielili między siebie dziedziczne gniazdo, z którego w następnych pokoleniach wyruszyli dwaj młodzi ludzie po nauki do Akademii Krakowskiej.

Ten wątek tradycji został jednak w XVI wieku zdominowany przez wysiłki przynoszące wzrost majętności rodu i jego znaczenia na obszarze już nie tylko sandomierskiego, lecz także kraju. Kłoczowscy zostali właścicielami szeregu wsi (na Mazowszu i w Lubelskiem), erygowali parafie, fundowali miasteczka, koligacili się z najpierwszymi rodami. Intelektualne ambicje również dochodziły do głosu – Piotr Kłoczowski, żyjący w drugiej połowie stulecia, był w Padwie uniwersyteckim kolegą Jana Kochanowskiego, który poświęcił mu fraszkę. Później, jako kasztelan zawichojski, został senatorem Rzeczypospolitej. Po jego śmierci w bitwie pod Wielkimi Łukami rodzina utraciła Kłoczów, ale jej członkowie piastowali znaczne godności i jak odnotowuje prof. Jerzy Kłoczowski, uczestniczyli w elekcjach królów – Władysława IV, Jana Sobieskiego i Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Trwanie cnót głównych

Wypada mi powtórzyć, że nieprzerwana ciągłość tradycji rodzinnej jest bardzo dobrym i pouczającym repetytorium z dziejów polskiej inteligencji, która w XIX wieku, na rodzinnych wzorach ukształtowana, opuściwszy dwory i zaścianki, z oczywistą łatwością podjęła odmienione przez historię, w istocie wszakże te same zadania – duchowego przywództwa.

Pojawiali się w szlacheckich dziejach Kłoczowskich przedstawiciele zawodów uprawianych poza gospodarowaniem we własnych majątkach, jak prawo, które poznawał w Czersku – siedzibie mazowieckiej palestry – na przełomie XVIII i XIX wieków Stanisław, by później pracować w pobliskiej Górze Kalwarii. Jego syn, Józef Adam Jan, po solidnej edukacji domowej, był w Warce inspektorem policyjnym, ławnikiem – sekretarzem miasta, a w latach 1860-64 burmistrzem Piaseczna.

Myślę, że wolno, ze świadomością anachronizmu, nazwać te różne historyczne zasługi Kłoczowskich działalnością obywatelską, dyktowaną obywatelskimi cnotami, które nabywali w rodzinnych domach.

Panowała tam, jak o tym mówią dokumenty i jak to słyszałam od przedstawicieli dziś żyjącego pokolenia, atmosfera głębokiej religijności i gorącego patriotyzmu. Powstańcem styczniowym był Bolesław, który zmarł w 1885 roku, niedługo po powrocie z zesłania i założeniu rodziny. Osierocony rychło również przez matkę jego syn, Jerzy Kłoczowski (1887-1936), zaangażował się mocno w dzieło legionów Piłsudskiego i POW, znajdując w tej działalności urzeczywistnienie lewicowych, bliskich ideom PPS poglądów. W rodzinnej pamięci jest to kontynuacja tradycji patriotycznych, choć współcześni nie szczędzili mu krytyki. Ta sama pamięć zachowała porzucenie rodziny i nowy związek Jerzego jako dramatyczne zrządzenie losu, nie piętnując ani potępiając z religijnego punktu widzenia, choć w hierarchii wartości jasne było, co białe, co ciemne i zapewne sam negatywny bohater zdawał sobie sprawę ze sprzeniewierzenia się jednej z cnót podstawowych. Obie linie jego potomków przechowały pamięć o legionowej służbie ojca, o powstańczym epizodzie dziadka Bolesława, toteż naturalny był udział w powstaniu warszawskim, za który wnuk i syn, Andrzej Czarnecki, otrzymał order Virtuti Militari, a jego siostra Wiesława Krzyż Walecznych.

Prekursor

Gniazdo rodzinne Kłoczowskich przeniosło się z Sandomierszczyzny za sprawą małżeństwa sędziego Józefa z panną Rykowską, wykształconą inteligentką warszawską, której rodzice wybudowali córce dwór w Bogdanach na północnym Mazowszu. W Bogdanach przyszedł na świat i przeżył szczęśliwe dzieciństwo, pierwszy z Kłoczowskich zajmujących się nauką, ojciec i dziadek przyszłych profesorów, zarazem wzorcowy ziemianin, zasłużony ogromnie dla rozwoju nowoczesnego rolnictwa – Eugeniusz.

W roku 2009 ukazały się jego, liczące blisko 900 stron, Wspomnienia mazowieckiego ziemianina , których lektura pozwala zrozumieć, jak możliwa była niezachwiana wierność wyznawanym wartościom przy aktywności publicznej w diametralnie zmienionych warunkach, jakie tym wartościom jawnie i czynnie zaprzeczały. Autor pisał je w latach 1969-71, przechodząc na emeryturę, co jednak nie oznaczało rezygnacji z innych istotnych nurtów dotychczasowej aktywności.

Zaczyna swoją biograficzną, ale i historyczną opowieść od naszkicowania sytuacji rodziny (bliskiej i dalszej) oraz sylwetek rodziców, poświęcając sporo uwagi matce, od której wziął wiele z duchowego zasobu. „Matka żyła uczuciem religijnym, które z wielkim trudem torowało sobie drogę wśród pojęć filozofii drugiej połowy XIX w., brała jednak pełną garścią i to, co w fazie końcowej naszego pozytywizmu wiodło ku postępowi, ku demokratyzacji kultury polskiej”.

Własne życie autor wspomnień opisuje od narodzin oraz najwcześniejszego dzieciństwa w codziennych szczegółach, których znaczenie dla przyszłych wyborów i decyzji staje się zrozumiałe w długiej perspektywie czynnie spędzonych lat, podzielonych dziejowymi cezurami na bardzo różne okresy.

Eugeniusz Józef Dominik Kłoczowski urodził się w roku 1897, jako dziecko gorąco upragnione po śmierci kilkorga potomków ojca w pierwszym małżeństwie. Zapamiętał beztroskie zabawy w pięknym ogrodzie Bogdan i pobliskich gajach, z dziećmi dworskich oficjalistów. Zapamiętał także obowiązującą matczynego jedynaka dyscyplinę i reguły zachowania, które były zarówno dobrymi manierami, jak i właściwymi dla wieku ramami powinności wobec otoczenia.

Wspominając początek nauk szkolnych w Mławie, zapisał zdania, które, jak można sądzić z dalszej lektury wspomnień, określają życiową postawę i tłumaczą zdolność zachowania jej w najtrudniejszych okolicznościach: „W życiu ludzkim powtarzającym się zjawiskiem jest odchodzenie od czegoś, co się kocha. Jest to niewątpliwie szkoła ucząca odrywania się od każdego zastoju, od każdego samozadowolenia, aby pojąć wreszcie wagę i istotę Celu transcendentalnego, od którego po śmierci nic już nas nie oderwie”.

Bardzo mało było w życiu Eugeniusza Kłoczowskiego okresów zastoju i chyba nie doświadczył dłuższych chwil samozadowolenia. Podczas pierwszej wojny światowej, jesienią 1916 roku, pojechał z Bogdan do Warszawy, studiować w Wyższej Szkole Rolniczej, stworzonej przez grono profesorów z Towarzystwa Kursów Naukowych, przewidujących zapotrzebowanie na wykształconych agronomów w przyszłej niepodległej Polsce. Naturalną – dla młodych patriotów tamtego czasu – koleją rzeczy poszedł na wojnę bolszewicką 1920 roku i dopiero potem mógł się poświęcić gospodarowaniu w rodzinnym majątku, które zawsze miało szerszy kontekst, gdyż wykształcony dziedzic udzielał się w pracach gminy oraz powiatu przasnyskiego, szerzeniu oświaty rolniczej, działał w Akcji Katolickiej.

Ponad cezurami

Druga wojna światowa znów przedzieliła życie Eugeniusza Kłoczowskiego, jak całej warstwy ziemiańskiej, a zmiana ustrojowa po niej w znaczniej mierze zniweczyła dorobek tych jej przedstawicieli, którzy trudzili się nad rozwojem kultury rolnej w Polsce. Po okupacyjnych przeżyciach, powstańczych walkach w Warszawie, tułaczce, rozparcelowaniu Bogdan w ramach reformy rolnej, były dziedzic znalazł pracę w Państwowych Nieruchomościach Ziemskich, środowisku skupiającym grono wykształconych ziemian, którym bliski był los wsi polskiej i które zajęło się intensywnie zagospodarowaniem Ziem Zachodnich. Po roku 1949 był w zarządzie, do momentu zlikwidowania PNZ przez władze komunistyczne. „Mamy nadzieję, że nasze wnuki i prawnuki, rozważając działalność byłych ziemian w PNZ, nie tylko jasno zrozumieją przedstawione stanowisko, ale gorąco zapragną i dla siebie tego szczęścia, jakie daje ofiarna praca”. Autor tych słów bardzo jasno i bardzo negatywnie oceniał politykę państwa, pracując przy tym ofiarnie nad doraźnym niwelowaniem jej skutków, o ile to było możliwe, ale i nad tym, co uważał za ważne dla przyszłości – przede wszystkim poprzez szerzenie wiedzy rolniczej. W końcu roku 1948 przeszedł do Zarządu Centralnego powstałych wtedy PGR, później pracował w poznańskim Okręgowym Zarządzie.

Bez wątpliwości co do zagrożeń, wierny ugruntowanym wartościom, z jasno wyznaczoną ceną kompromisu, służył temu, by gospodarowanie ziemią (już nie własną, dziedziczną) było coraz lepsze, nowocześniejsze, bardziej efektywne, by jej posiadacze stawali się z chłopów rolnikami. O przesłankach tego procesu pisał we wspomnieniach: „Lud wiejski, którego patriotyzm na początku XX w. prawie nie istniał – uświadomił sobie w całej rozciągłości swoją polskość…”.

Od czasów przedwojennych – przez całe życie – drugim ważnym nurtem pracy Eugeniusza Kłoczowskiego było szerzenie oświaty, podnoszenie poziomu mieszkańców wsi – własnym autorskim piórem i redaktorskim ołówkiem, także udziałem w konferencjach, krajowych i międzynarodowych, poświęconych najszerzej rozumianemu rolnictwu. W latach trzydziestych ubiegłego wieku był zastępcą redaktora naczelnego, Jana Lutosławskiego, w „Gazecie Rolniczej”, adresowanej głównie do ziemian, a współpracował z bardziej popularnymi pismami czytanymi na wsi, np. „Głosem Katolickim” ukazującym się w Płocku. Po wojnie uprawiał publicystykę na łamach różnych czasopism.

Wielkopolskiej prasie rolniczej przed pierwszą wojną światową poświęcona była rozprawa doktorska Eugeniusza Kłoczowskiego, który w 1956 roku rozpoczął pracę w Katedrze Ekonomii i Organizacji Rolnictwa Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu, dodając do długiej tradycji rodu, rozlicznych i wielorakich zaangażowań jego przedstawicieli w ciągu wieków, wątek naukowy. Rozwijają go następne pokolenia.

* * *

Odzyskany przez rodzinę dom w Bogdanach, z zachowanymi pamiątkami i przywołaną na nowo patriotyczno-religijną atmosferą, służy potomkom za miejsce spotkań i odpoczynku. 