Zalewscy

Cz. 2 Naukowcy

Magdalena Bajer

Każde z małżonków-profesorów, pani Agnieszka i pan Kacper Zalewscy, którzy gościli mnie w swoim domu w krakowskich Przegorzałach, ma geograficznie i społecznie odmienną tradycję rodzinną. Ona światłych działaczy ludowych z Małopolski, on warszawskich inteligentów ze szlacheckim rodowodem. We wspomnieniach rychło ujawniły się jednak wspólne tej tradycji podstawy: uznanie i szacunek dla wiedzy, z wynikającym stąd dążeniem do kształcenia potomków, poszanowanie dla ich autentycznych zainteresowań, wreszcie poczucie powinności społecznych rozmaicie definiowanych, wypełnianych gorliwie.

Drogi do fizyki – spotkanie

Agnieszce Bąk „marzyły się odkrycia”, a fizyka ją zafascynowała na dobre w liceum, choć z dzisiejszej perspektywy dostrzega w tym ostatnim zasługę nauczyciela ze szkoły podstawowej, który na lekcjach dużo czasu poświęcał ćwiczeniom wykonywanym przez uczniów, jakie angażują znacznie głębiej niż oglądanie najbardziej perfekcyjnych demonstracji. Pani profesor przypomina jeszcze, że kiedy szła na studia, fizyka była dziedziną „z pierwszej linii”, najbardziej obiecującą spełnienie marzeń o odkryciach.

Kacper Zalewski miał rozmaite zainteresowania, zanim porzucił chemię na rzecz fizyki – pod wpływem nauczyciela licealnego Władysława Horbackiego. Ocenia to jako trafny wybór tego, do czego jest bardziej predysponowany. Niedawno pan profesor przeczytał w życiorysie Haliny Poświatowskiej, zaprzyjaźnionej z córką Horbackiego, jak wielkie wrażenie zrobił na poetce poznany fizyk.

Przyszła uczona była studentką, gdy jej przyszły mąż wykładał na Wydziale Fizyki UJ termodynamikę. Działała aktywnie w Kole Naukowym Studentów Fizyki, które skupiało „całkiem spore” grono bardzo dobrych studentów, stanowiło zaprzyjaźnioną, mocno zintegrowaną, grupę młodych ludzi – ambitnych i pragnących w czasie studiów jak najwięcej się dowiedzieć o świecie. Organizowali szkoły – letnie, zimowe, wiosenne, wyjeżdżając w góry, dokąd zapraszali wykładowców.

Słuchając o tym, przypominałam sobie własne studenckie, polonistyczne mądrzenia się i popisywania erudycją ponad aktualny program studiów, co odbywało się nie w górach, lecz w salach uniwersyteckich, a motywowane było podobnie. Dobrze, że dużo później, kiedy studiowali moi rozmówcy, analogiczne były ambicje „całkiem sporej” liczby młodych ludzi. Ilu takich jest teraz?

Dość długo po zakończeniu kursu termodynamiki, na czwartym roku studiów, podczas jednej ze szkół, przyszli państwo Zalewscy poszli razem na wycieczkę. „I tak się zaczęło”…

Na moją uwagę o walorach małżeństwa kolegów tej samej profesji (wiem o tym z autopsji) pan profesor zauważył, że ogromnie ważne są przy tym szerokie zainteresowania obojga, czujna uwaga na to, co dzieje się wokół i pragnienie głębszego zrozumienia otaczających zjawisk. Podejrzewa, że konsekwentna monopasja czyniłaby małżeństwo nudnym, co moim rozmówcom nie groziło nigdy.

Kraków – Genewa – Kraków

Niełatwo przybliżyć laikom problematykę, którą zajmuje się każde z profesorskiego małżeństwa. Dlatego w naszej rozmowie więcej czasu zajęły towarzyszące kolejnym krokom na drodze naukowej okoliczności oraz przeżycia, także zresztą trudno dostępne innym.

Agnieszka Zalewska skończyła studia w roku 1971. Po czterech latach obroniła doktorat, a w roku 1995 uzyskała habilitację w Instytucie Fizyki Jądrowej im. Henryka Niewodniczańskiego w Krakowie, w którym przeszła kolejne szczeble kariery naukowej i gdzie dotąd pracuje. W latach 1972-1980 urodziła czwórkę dzieci. Od roku 2000 jest profesorem zwyczajnym. W roku 2013 została członkiem korespondentem Polskiej Akademii Umiejętności.

Specjalnością mojej rozmówczyni jest eksperymentalna fizyka cząstek, obecnie w szczególności neutrina oraz ciemna materia, tj. problematyka, w której ciągle aktualne są podstawowe pytania i oczekiwane na ważne odkrycia. Takie zainteresowania nie dziwią znających panią profesor i jej poznawcze pasje.

Dzieliła się nimi ze słuchaczami wykładów na Uniwersytecie Jagiellońskim, a także przez kilka lat na Uniwersytecie Śląskim. Niestety ostatnio musiała z tego zrezygnować z powodu zajęć na rzecz rozwoju badań w Europie.

Od połowy lat siedemdziesiątych (nawet wcześniej, bo pracę magisterską przygotowała na materiałach pochodzących z CERN) Agnieszka Zalewska regularnie współpracowała z Europejskim Centrum Badań Jądrowych, odbywając w Genewie staże naukowe, uczestnicząc w przeprowadzanych tam eksperymentach.

W roku 2012 jej kandydaturę na przewodniczącą Rady CERN zgłosiły: Polska, Belgia, Węgry i Czechy. Pani profesor została wybrana spośród trojga kandydatów i rozpoczęła urzędowanie 1 stycznia 2013 roku jako pierwsza Polka i pierwsza kobieta w tej roli.

Nasze spotkanie poświęcone rodzinnym tradycjom odbyło się ponad dwa lata później, kiedy wytężona praca w Genewie, ale także pobyty w Polsce wypełnione naukowymi i związanymi z organizacją nauki spotkaniami, wymianą maili, telefonów, zweryfikowały przekonania państwa Zalewskich o walorach małżeństwa kolegów, których łączą wspólne zainteresowania i wzajemne zrozumienie potrzeb związanych z pracą naukową i działalnością obojga.

Pani profesor przypomniała okres, gdy mąż pracował w domu i od godziny szóstej do dziesiątej nie można się było do niego odzywać, przy czym nie było to wspomnienie smutne ani nie zawierało zarzutu. Pomyślałam, że kiedy taki okres się kończy osiągnięciem spodziewanych rezultatów, małżonkowie długo mają o czym rozmawiać. Domowe rygory respektowała maleńka wtedy córeczka i kiedyś upomniała swoją ciocię, żeby mówiła ciszej, bo w sąsiednim pokoju „tatuś pracuje”. Pan profesor w tym momencie wtrącił, że jego domowy autorytet zapewne pochodził z różnicy wieku między małżonkami. Widać jednak, że 45 lat wspólnego życia i porównywalny dorobek w różnych specjalnościach współczesnej fizyki całkiem ją zatarły.

Kacper Zalewski był po doktoracie (1960), kiedy jego przyszła żona marzyła o byciu „odkrywcą”. Szybko pokonywał kolejne progi akademickiej kariery – w roku 1972 został profesorem, pracując od niedawna w Instytucie Fizyki Jądrowej PAN im. Henryka Niewodniczańskiego (później macierzystej niejako placówce obojga moich rozmówców). Następnie był profesorem UJ, gdzie wykładał już od końca lat pięćdziesiątych i gdzie słuchaczką była przyszła żona. Od roku 1991 jest członkiem rzeczywistym PAN, w 1989 roku został czynnym członkiem PAU, a w roku 1996 członkiem korespondentem Towarzystwa Naukowego Warszawskiego.

Prof. Zalewski zajmuje się fizyką teoretyczną, specjalizuje w teorii cząstek. W tej dziedzinie wypromował czternastu doktorów. Mimo różnych specjalizacji w obrębie fizyki obszar wspólnych zainteresowań profesorskiego małżeństwa jest rozległy, zatem tematy „uczonych” rozmów nie wyczerpią się w przewidywalnej przyszłości, zaś aktualne zajęcia pani Agnieszki w CERN i zadania, jakie tam wykonuje, znajdują zrozumienie u męża, który poza pracą badawczą zajmował się działaniem na rzecz stworzenia dla tej pracy jak najlepszych warunków – w Zespole Astronomii, Fizyki i Matematyki Komitetu Badań Naukowych w latach 1997-2004 i wielokrotnie w Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. Był redaktorem naczelnym czasopisma naukowego o międzynarodowym zasięgu „Acta Physica Polonica B”. Wrażliwość na potrzeby spoza własnej elitarnej dziedziny jest rysem tej wspólnej tradycji, o której oboje państwo Zalewscy mówili podczas naszego spotkania, którą cenią i czują się nią zobowiązani.

Dom

We własnym rodzinnym domu, w którym wychowali czwórkę już dorosłych dzieci, starają się kontynuować to, co sami ze swoich domów wynieśli, rzadko formułując expressis verbis, na czym owo dziedzictwo polega, i przy świadomości, że realia codziennego życia ogromnie się zmieniły. Pan profesor nazywa to „zestawem rzeczy w przeważającej mierze oczywistych i naturalnych, w oczywisty sposób przeniesionych”. Pani profesor uważa za ogromnie ważne i bardzo korzystne dla dzieci to, że obie rodziny ich dziadków bardzo się lubiły. „Mimo wszelkich różnic było tyle rzeczy wspólnych, które tworzyły atmosferę wzajemnego szacunku i głębokiej sympatii”. Żałuje, że dziadka po mieczu dzieci nie zdążyły poznać, gdyż zmarł „za wcześnie”, a był człowiekiem, zdaniem synowej, fascynującym, do którego bez najmniejszej ulgi stosuje się określenie „renesansowy”. Podziw budziła jego znajomość sztuki, nieoczekiwana u inżyniera. W tym momencie rozmowy pan profesor przypomniał, że jego ojciec miał talent oraz zamiłowania rzeźbiarskie i zacytował ojcowskie słowa, że odradzająca się po pierwszej wojnie światowej Polska „nie potrzebuje rzeźbiarzy, ale inżynierów”, co zdecydowało o wyborze studiów, a stanowi istotny element duchowej schedy potomków. Wśród rodzinnych pamiątek zachowała się jedyna fotografia rzeźby – głowy „człowieka gór”.

Pośród tej schedy obu rodzin pani profesor wyróżnia także przenikające domy kolejnych już pokoleń przekonanie, że człowiek „nie jest sam dla siebie, ale żyje w jakiejś społeczności i dla tej społeczności powinien rozmaite rzeczy robić”. Wielu spotykanych przeze mnie przedstawicieli rodzin inteligenckich rozmaicie nazywa tę powinność: służbą społeczną, zadaniem edukacyjnym, po prostu altruizmem. Biografie państwa Zalewskich obfitują w świadectwa jej wypełniania, ale znajduję tam jeszcze cechę wyróżniającą pod tym względem ludzi nauki. Może ich przywilej?

Dla uczonych bowiem wysiłek wkładany w działalność pozabadawczą, wymagającą wyjścia z laboratorium albo z biblioteki, żeby debatować o rekrutacji studentów czy walorach i wadach systemu grantowego, zazwyczaj bywa źródłem satysfakcji, trochę podobnie jak własne eksperymenty bądź kwerendy. Działa tu pewnie czynnik integralności środowiska naukowego, poczucie współodpowiedzialności za jego kondycję, ale i mocniejszy niż w innych sferach życia zbiorowego imperatyw czynnego uczestnictwa, w sytuacjach, gdy jest ono potrzebne.

Prof. Agnieszka Zalewska skonkretyzowała nasze rozważania o przenikaniu różnych elementów tradycji w umysły na nią otwarte, przywołując słowa swego teścia, że „miejsce Polaków jest nad Wisłą”, i dodając, że świadomość własnej tradycji nie tylko broni przed kompleksami, ale pomaga rozumieć i szanować tradycje innych, co w epoce globalizacji jest bardzo ważne. Mąż mówi dobitnie: „Dobra praca badawcza (w fizyce) to nie jest rozwiązywanie krzyżówek, to jest udział w wielkiej akcji światowej z gronem bardzo wielu uczestników”. Zdaniem pana profesora bardzo trudno w inspirujących ją motywach rozdzielić ambicje osobiste i nadzieje na szersze pożytki. Oboje deklarują, że zdarzają się chwile, kiedy coś „wychodzi”, jakiś pomysł się potwierdza, obliczenia się sprawdzają i dla takich chwil warto całe życie pracować.

Uważna wdzięczność wobec tego, co się wzięło od poprzedników odnosi się także, według Agnieszki Zalewskiej, do jej mistrzów, wybitnych fizyków dwu poprzednich pokoleń. Za szczególny autorytet uważa prof. Mariana Mięsowicza, którego rodzinne dzieje miałam przyjemność przedstawić czytelnikom FA.

* * *

Dzieciom przekazali na pewno to, że w życiu trzeba rzetelnie pracować, poświadczając tę pewność licznymi świadectwami własnych trudów i osiągnięć, podkreślając, że cel nie uświęca środków. Jedna z córek, powiedziała niedawno: „Ten przeklęty gen, który nie daje usiedzieć spokojnie…”., a wiemy, że ów gen wzmacniało wychowanie. Rodzice przekazali też to, co sami odziedziczyli, tj. swobodę wyboru drogi życiowej z radą, żeby iść za zainteresowaniami i starać się rozpoznać posiadane talenty. Już wiadomo, że cała czwórka robi to, co każde naprawdę lubi. Cała czwórka pracuje w Polsce, utrzymując kontakty i odbywając staże zagraniczne, z czego matka jest dumna.

Starsza córka i młodszy syn skończyli matematykę, uzyskując doktoraty, przy czym on jeszcze informatykę, w której pracuje owocnie i z radością, ona jest aktuariuszem – robiła prognozy dla firm obecnych na giełdzie, ostatnio przygotowuje prognozy związane z ubezpieczeniami społecznymi, alarmując o zagrożeniu demograficznym. Starszy syn, architekt, nawiązuje do rodzinnej tradycji – architektem był stryj pana profesora. Młodsza siostra jest weterynarzem, pierwszym w rodzinie. Zdaniem matki realizuje swoje głębokie, przejawiane od dzieciństwa (w szkole podstawowej czytała Chirurgię małych zwierząt ) zainteresowanie z niesłabnącą pasją. Oboje rodzicie uważają, że udało się rozpoznać rzeczywiste uzdolnienia, a także zainteresowania każdego z dzieci i zaszczepić ambicję ich rozwijania. Niemała to zasługa i niemały atut krakowskiego domu, który mnie gościł. 