Pożytki literatury

Leszek Szaruga

„Żaden podręcznik polityki czy historii politycznej nie zdoła nigdy zastąpić dramatów i sonetów Szekspira, komedii Machiavellego, powieści podróżniczych Swifta i Daniela Defoe, powiastek filozoficznych Woltera czy alegorii Orwella. Zawarte w nich lekcje polityki i moralności mają szczególne znaczenie teraz, gdy polityka w rozumieniu klasycznym została zniszczona przez nowoczesną biurokrację napędzaną przez rzesze technokratów, gdy system technokratyczny z dumą odgrywa rolę demokracji, a brutalna polityka siły, fanatyzm, krótkowzroczność i tchórzostwo pod płaszczykiem walki o pokój i ludzką godność niszczą świat”. Tak pisze we wstępie do swej książki Władza, wyobraźnia i pamięć Leonidas Donskis (Wrocław 2015, tłum. Małgorzata Gierałtowska), litewski eseista i poseł do Parlamentu Europejskiego w latach 2009-2014.

I warto te słowa zestawić z tym, co w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” powiedziała ostatnio Agata Bielik-Robson: „Po kilkunastu latach przynależenia do świata zachodniego zaczyna zamykać się nad nami «żelazna klatka» praw i norm, które nas coraz bardziej dyscyplinują, siłą rzeczy odbierając nam fantazję. (…) W miejsce nieprofesjonalnych, trochę fantazjujących, ciekawych postinteligenckich polityków, lub gadających głów, rozsnuwających dziwne wizje, mamy dziś zdepersonalizowanych profesjonalistów (…). To nie sprzyja pojawianiu się w sferze publicznej wyrazistych indywidualności”.

Zestawiam te dwie wypowiedzi, gdyż z jednej strony Donskis wzywa w swej książce do tworzenia literatury, która poprzez kreację bohatera oddałaby, jak mawiał Conrad, „sprawiedliwość widzialnemu światu” XXI stulecia, z drugiej zaś strony, obserwując literaturę, która powstaje u nas przez ostatnie ćwierć wieku, nie odnajduję na jej kartach postaci – może poza Wiedźminem czy detektywami powoływanymi do życia przez coraz liczniejsze grono autorów kryminałów, ale to inna kategoria twórczości niż ta, jaką ma na myśli Donskis – których imiona, tak jak w wypadku postaci Wokulskiego czy Baryki, zapadałyby w czytelniczą pamięć. Gdy mówimy o literaturze współczesnej, zazwyczaj przywołujemy nazwiska jej autorów, a nie bohaterów.

Potwierdza to tezę Bielik-Robson o tym, że w sferze publicznej brak miejsca na pojawienie się wyrazistych indywidualności. Zresztą, swego czasu Donald Tusk przestrzegał przed tymi, którzy mają wizje. Oznacza to nie tylko redukcję polityki do możliwie najkorzystniejszego systemu zarządzania, ale także gaszenie aspiracji, które wszak są nie tylko efektem racjonalnej kalkulacji, lecz także niedających się do końca zracjonalizować emocji. W demokracji, o którą upomina się litewski eseista, starcie wizji jest czymś oczywistym i naturalnym, zaś polityczne decyzje są efektem zawieranych w publicznej dyskusji kompromisów, które na ogół oznaczają konieczność modyfikowania owych wizji, ale nie ich porzucenie. Rzecz bowiem nie w tym, by z fantazji, o której wspomina Bielik-Robson, rezygnować, lecz by zapewnić możliwość skutecznego jej kontrolowania wówczas, gdy powstają warunki wprowadzania jej w czyn. Bez tego mechanizmu kontroli demokracja musi – choćby siłą inercji – wyradzać się w system autorytarny.

A piszę o tym wszystkim na marginesie dyskusji o kryzysie elit, nie tylko zresztą w Polsce. W jej kontekście Bielik-Robson zwraca uwagę na ważne zjawisko: „Jeśli mamy wejść głębiej w psychologię kryzysu elit, to wydaje mi się, że to jest jeden z ważniejszych powodów: widzę masowy exodus ze sfery publicznej ludzi, powiedzmy, bardziej delikatnych – a więc bardziej refleksyjnych, krytycznych wobec siebie, zdolnych do wątpliwości, chętnych do realnej dyskusji, a nie tylko do skandowania niezmiennych tez”. W tym wrażeniu filozofka nie jest odosobniona. Jak bowiem od dawna się w Polsce powtarza – do udziału w polityce trzeba mieć grubą skórę. Zapewne, przynajmniej do pewnego stopnia, zawsze tak było – dość poczytać dramaty Szekspira – niemniej mam nieodparte przekonanie, że tych ludzi „bardziej delikatnych”, owych śmiesznych nadwrażliwców, eliminować z tej przestrzeni nie wolno pod groźbą tego, co Witkacy postrzegał jako zbydlęcenie i przed czym w swych pismach przestrzegał.

Z uporem maniaka powtarza się u nas twierdzenie, że nie należy z sobą mieszać polityki i etyki, że to dziedziny zupełnie do siebie nieprzystające. Literatura – oczywiście, nie każda – co w sposób wirtuozerski ukazuje w swej książce Donskis, nie tylko potrafi związki między nimi wyśledzić, ale też osądzić politykę w kategoriach moralnych. To one zresztą są przyczyną wycofywania się ludzi wrażliwych z tego, co nazywa się grą polityczną. Dlatego warto na koniec raz jeszcze Donskisa zacytować, gdy pisze, że „dzisiaj studenci nauk politycznych i politycy powinni studiować literaturę klasyczną uważniej niż kiedykolwiek wcześniej”. Dodałbym, że nie tylko klasyczną, lecz także współczesną – tę, w której podstawowym przedmiotem uwagi jest kondycja współczesnego człowieka i społeczeństwa, w jakim przyszło mu żyć.