Najlepsza modlitwa, jaką mogę ofiarować Bogu

Rozmowa z Juanem Manuelem Abrasem, kompozytorem, dyrygentem i muzykologiem

Jesteś kompozytorem, dyrygentem i muzykologiem. Dlaczego wybrałeś akurat te obszary aktywności muzycznej?

Między innymi dlatego, że obszary te, przynajmniej z pewnego punktu widzenia, są komplementarne. Wybierając je wszystkie, mogę objąć trzy główne filary, z których, wedle naszego kontekstu kulturowego, składa się cykl aktywności muzycznej: tworzenie, wykonanie, badania, i samemu „zamknąć ów krąg” (oczywiście wykonanie połączone jest z recepcją, nauczaniem i utrwalaniem innych, powiązanych ze sobą, muzycznych „filarów”). Gdy miałem 9 lat, powiedziałem swojej matce (mojemu pierwszemu nauczycielowi muzyki, osobie, której zawdzięczam wszystko), że zdecydowałem, iż zostanę dyrygentem, a potem kompozytorem, mimo że jako pierwsze ukończyłem studia pianistyczne i grałem również na skrzypcach i klarnecie. Przynajmniej w moim przypadku komponowanie wiąże się z introwertyzmem, natomiast dyrygowanie z ekstrawertyzmem, i całkowicie naturalne było to, iż moje studia i doświadczenie zdobyte jako kompozytor i historyk muzyki zawiodło mnie ku muzykologii.

Joseph Campbell powiedział kiedyś: „oto, co odzwierciedla sztuka: co artyści myślą o Bogu, czego ludzie od Boga doświadczają. Jednak ostateczna, nieuchwytna tajemnica leży poza ludzkim doświadczeniem”. A nasz umiłowany Jan Paweł II w swoim Liście do artystów napisał: „niech wasza sztuka przyczynia się do upowszechnienia prawdziwego piękna, które będzie niejako echem obecności Ducha Bożego i dzięki temu przekształci materię, otwierając umysły na rzeczywistość wieczną”. Wierzę, że poprzez komponowanie należy wnieść do świata widzialnego coś, co otrzymuje się od świata niewidzialnego. A poprzez dyrygowanie, to, co kompozytor wniósł do świata widzialnego, musi oddać światu niewidzialnemu. Gdy komponujesz, możesz stworzyć swój własny mały świat, ze wszystkimi zasadami i wyjątkami, szanując jednak inspirację. Gdy dyrygujesz, musisz pozwolić muzyce przepływać przez ciebie. Stajesz się wtedy jej pośrednikiem, jednak unikającym pokusy władzy. W obydwu przypadkach, diachronicznie bądź synchronicznie, kompozytor, dyrygent, orkiestra – jego żywy instrument – i publiczność muszą stać się jednym, całością zjednoczoną w Absolucie. Komponowanie i dyrygowanie to najlepsza modlitwa, jaką mogę ofiarować Bogu.

Droga twojej edukacji jest również bardzo interesująca. Które miasto ofiarowało ci najwięcej z zakresu wiedzy muzycznej?

Spośród miast, w których mieszkałem, to Wiedeń – miasto muzyki – był jednym z najważniejszych ośrodków, w którym wzbogaciłem wiedzę z zakresu kompozycji i dyrygowania. To tam, na Uniwersytecie Muzyki i Sztuki (dawnej Akademii Muzycznej w Wiedniu, gdzie studiowali m.in. Zubin Mehta i Claudio Abbado), dzięki takim profesorom jak Kurt Schwertsik, Leopold Hager i Ingomar Rainer, poznałem in situ dziedzictwo pierwszej i drugiej Szkoły Wiedeńskiej. Niezwykle ważna dla mojego rozwoju artystycznego była również możliwość uczestnictwa w odbywanych tam regularnie, „na żywo”, próbach i koncertach najwyższej klasy dyrygentów, solistów i orkiestr. Także i Kraków miał kluczowe znaczenie dla mego kompozytorskiego i muzykologicznego rozwoju. Poza tym, iż byłem studentem Krzysztofa Pendereckiego w Akademii Muzycznej w Krakowie i przyswajałem dziedzictwo sonoryzmu, miałem okazję spotkać muzykologów (Teresę Małecką i Mieczysława Tomaszewskiego), a także kompozytorów (Michała Pawełka, Macieja Jabłońskiego) i odwiedzających Kraków badaczy (Siglind Bruhn).

Ponadto, gdy byłem nastolatkiem, studiowałem w Konserwatorium Benedetto Marcellego w Wenecji, gdzie zapoznałem się z dziełami włoskiego renesansu i tradycji barokowej. Natomiast w czasie całego mego dzieciństwa i młodości miasta, takie jak San Sebastian, Bilbao, Valladolid czy Buenos Aires, przyczyniły się do mego rozwoju jako muzyka, historyka i muzykologa. W tym samym czasie mogłem studiować w Berlinie, Salzburgu, Kurten i Karlsruhe u takich profesorów, jak Michael Gielen (Berlin Staatsoper Unter den Linden), Alexander Mullenbach, Helmut Lachenmann, Karlheinz Stockhausen i Wolfgang Rihm.

Polska publiczność mogła wysłuchać twych kompozycji m.in. podczas Warszawskiej Jesieni (2008), jednego z największych festiwali muzyki współczesnej na świecie, oraz Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej „Dni Kompozytorów Krakowskich”. Pamiętam doskonale rewelacyjne wykonanie twojej Chacarery beatboxery. Jak opisałbyś styl swoich kompozycji?

Naprawdę doceniam twoje wspomnienia! Dzięki połączonym wysiłkom Michała Górczyńskiego i zespołu Kwartludium, Patryka „TikTak” Mateli oraz Tadeusza Wieleckiego, moja kompozycja Chacarera beatboxera została zamówiona i po raz pierwszy wykonana podczas 51. Festiwalu Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień”, a także nagrana i wydana przez Polskie Centrum Informacji Muzycznej (POLMIC). Po wykonaniu Barbara Bolesławska-Lewandowska napisała: „W utworze Chacarera beatboxera Abras połączył w całość elementy muzyki etnicznej, starych melodii popularnych i muzyki nowej, tworząc nieco transowy taneczny wir, pełen słonecznej radości i zabawy”.

Dlaczego jako kontynuację studiów muzycznych wybrałeś Akademię Muzyczną w Krakowie? Czy interesujesz się polską kulturą i muzyką?

Makis Solomos zapytał mnie kiedyś o moją „różnorodność inspiracji”, a następnie stwierdził: „Różnorodność można odnaleźć również w twym języku muzycznym”. Rzeczywiście, poprzez użycie różnych pomysłów, technik i procedur, moje kompozycje utrzymują między sobą wewnętrzną jedność, którą można odnaleźć w dyskursie muzycznym, w którym „powierzchnia form” (w pojęciu Chomsky’ego) może ulec zmianie, podczas gdy „struktury głębokie” pozostają stałe. Tak więc moja muzyka może zawierać odniesienia do różnych nauk i sztuk, począwszy od teologii, a skończywszy na biologii, często wykorzystując również podejście ekfrastyczne i intertekstualne, jak i nowe technologie. Alejandro Drago napisał kiedyś, że moja muzyka jest „jednocześnie emocjonalnym i metafizycznym lotem”. Gdy komponuję, staram się znaleźć równowagę pomiędzy myślą i emocją, dialogując z przeszłością oraz teraźniejszością i przyszłością (Karajan powiedział: „Otrzymaliśmy wiedzę na temat przeszłości, by wykorzystać ją w teraźniejszości, a następnie przekazać przyszłości”), pamiętając o alchemicznym „zjednoczeniu przeciwieństw”, które szczegółowo badał Jung.

Pracowałeś jako wykładowca w dwóch znaczących uczelniach muzycznych w Argentynie. Studiowałeś również w Akademii Muzycznej w Krakowie. Jaki jest system edukacji muzycznej w Argentynie i czym różni się od tego w Polsce?

Wykładałem w dwóch argentyńskich uczelniach: w Narodowym Uniwersytecie w Lanús (Buenos Aires) oraz Konserwatorium Muzycznym Miasta Buenos Aires im. Astora Piazzolli. Pierwsza instytucja oferuje wykształcenie z zakresu muzyki kameralnej i symfonicznej, zawarte w dwuletnim programie skierowanym do zaawansowanych studentów i młodych profesjonalistów. Druga uczelnia umożliwia uzyskanie różnych stopni wykształcenia muzycznego w dziedzinie instrumentalistyki, muzyki kameralnej i elektronicznej. W tym wypadku programy studiów składają się z trzyletnich lub czteroletnich poziomów: początkującego, średnio zaawansowanego i zaawansowanego, których suma wynosi całościowo około 12-13 lat. Wspomniane programy mogą ulec pewnym zmianom w przyszłości, przy czym inne wyższe uczelnie muzyczne w Argentynie (publiczne i prywatne) oferują swe własne systemy nauczania.

Nawet gdybym poszukiwał jeszcze większej ilości informacji w celu dokonania rzetelnego porównania obydwu systemów edukacji muzycznej (w Polsce i Argentynie), jestem pewien, że odnalazłbym więcej podobieństw niż różnic (mimo istotnych cech charakterystycznych i kontekstu kulturowego). Mógłby to być interesujący temat przyszłego projektu badawczego! Myślę, że podobieństwa te mogą wynikać z tego, iż (z etnicznego punktu widzenia) większość ludności w Argentynie (ok. 90%) przybyło z Europy: Włoch, Hiszpanii, Francji, Polski, Rosji, Niemiec, Wielkiej Brytanii etc. Tak więc europejscy imigranci, którzy uciekając przed wojnami, zasiedlili Argentynę w XIX i XX w. (tak jak m.in. Witold Gombrowicz), przywozili z sobą wiele zwyczajów kulturowych, w tym systemy edukacji muzycznej. Przykładowo, w argentyńskiej prowincji Misiones, Polacy założyli osadę Wanda być może nawiązując w ten sposób do słynnej córki króla Kraka.

Co było dla Ciebie najbardziej zaskakujące, jeśli chodzi o system nauczania kompozycji w polskich uczelniach muzycznych?

Gdy przybyłem do Polski, byłem już po studiach muzycznych, które odbyłem w Austrii, Niemczech, Włoszech, Hiszpanii i Argentynie. Dlatego trudno mi było znaleźć jakiekolwiek niespodzianki w systemie nauczania w innych częściach Europy. Jednakże chciałbym zwrócić uwagę na pokorę i pogodę ducha, które okazywał mi legendarny kompozytor Krzysztof Penderecki, gdy byłem jego studentem. Abstrahując od technicznych aspektów kompozycji muzycznej, o których dyskutowaliśmy, prowadziliśmy długie rozmowy o Argentynie (część jego rodziny mieszka w prowincji Buenos Aires), obecnej sytuacji muzyki współczesnej, wykorzystywaniu rozmaitych orkiestrowych technik wykonawczych i wielu innych rzeczach. Dzięki jego gościnności miałem szansę kilka razy odwiedzić dom Pendereckich i przy kawie spotkać jego żonę Elżbietę oraz resztę rodziny. Z tą samą hojnością dzielił ze mną swoją wiedzę i doświadczenie, udzielając mi jednocześnie rad i wsparcia.

Gdy studiowałem na Uniwersytecie Muzyki i Sztuki w Wiedniu, Krzysztof Penderecki dyrygował koncert w Wiener Musikverein. Zawsze interesowałem się jego muzyką kościelną, postanowiłem więc zapytać, czy daje lekcje kompozycji. Odpowiedział mi, że uczy w Akademii Muzycznej w Krakowie i jeśli chciałbym u niego studiować, powinienem wysłać mu kilka swoich utworów. Dzięki temu będzie mógł ocenić, czy mnie zaakceptować, czy nie, gdyż ma bardzo niewielu studentów. Tak uczyniłem, zostałem przyjęty zarówno przez niego, jak i przez rektora Akademii Muzycznej. Moje studia w Krakowie były możliwe dzięki stypendiom, jakie otrzymałem od Fundacji Argentyńskiej w Warszawie, Krajowego Funduszu Sztuki w Buenos Aires i innych europejskich instytucji wspierających sztukę.

Zawsze byłem w kontakcie z polską kulturą i muzyką, głównie z racji moich kontaktów ze wspomnianymi już wcześniej polskimi imigrantami (to m.in. oni zbudowali Argentynę), jak i dzięki dziedzictwu, jakie pozostawili po sobie słynni Polacy, tacy jak Jan Paweł II, Chopin, Szymanowski, Penderecki, Lutosławski, Górecki etc. Jednak gdy przybyłem do Polski, doświadczyłem znaczącej zmiany w moim życiu. Opatrzność dała mi szansę silnego odczuwania obecności Boga w przestrzeni ulic i murów tego miasta – magicznego Krakowa (mojego Krakowa) – przy jednoczesnym podziwianiu piękna i uroku polskich kobiet, które jawiły mi się jako rodzaj delikatnej teofanii. Jak nigdy wcześniej czułem się w pełni sobą, a w swej małości odczuwałem nieskończony bezmiar Boga.

Która polska kompozycja (lub inne dzieło sztuki z tego kraju) znacząco wpłynęło na twoją pracę jako kompozytora/dyrygenta/badacza i dlaczego?

W kilku moich utworach chóralnych można odnaleźć wpływy sonoryzmu. Często nawiązują one do katolickiej muzyki kościelnej – np. Pésame (Actus contritionis) na narratora, chór mieszany, zespół kameralny i elektronikę czy Pentecostés (Veni Sancte Spiritus) na chór mieszany i elektronikę. Dzięki Michałowi Pawełkowi i Warsztatowi Kompozytorsko-Wykonawczemu, obydwa utwory zostały wykonane w Akademii Muzycznej w Krakowie, w r. 2006 i 2007. W Buenos Aires Pésame zostało uhonorowane nagrodą TRINAC 2008 (Narodowa Trybuna Kompozytorów), natomiast Pentecostés otrzymało niedawno nagrodę TRINAC Mention 2014. Obydwa konkursy kompozytorskie zostały zorganizowane przez fundację Encuentros – Argentyńską Sekcję Międzynarodowego Towarzystwa Muzyki Współczesnej (ISCM) – członka Międzynarodowej Rady Muzycznej (IMC) UNESCO. Dzięki Pawłowi Łukaszewskiemu, który zaprosił mnie do wzięcia udziału w festiwalu XIII Laboratorium Muzyki Współczesnej w Warszawie, mogłem pozostawać w ciągłym kontakcie z dziełami wielu polskich kompozytorów, co było dla mnie niezwykle ważne.

Teresa Malecka zaprosiła mnie do wzięcia udziału w serii wykładów prowadzonych w latach 2006-2007 przez Siglinda Bruhna w Akademii Muzycznej w Krakowie. I tak oto poznałem pojęcie „ekfrazy muzycznej” oraz teksty, które ci dwaj autorzy publikowali na ten temat w Stanach Zjednoczonych oraz w Polsce. Pozwoliło mi to na świadome zastosowanie perspektyw ekfrastycznych w mych dziełach kompozytorskich, ale również w dyrygowanym przeze mnie repertuarze oraz w akademickich projektach badawczych. Bardzo przydatne okazały się dla mnie również teksty Mieczysława Tomaszewskiego, Andrzeja Chłopeckiego, Reginy Chłopickiej, Małgorzaty Janickiej-Słysz, Alicji Jarzębskiej, Iwony Lindstedt i innych.

Nad jaką kompozycją obecnie pracujesz?

Zazwyczaj w tym samym czasie tworzę kilka dzieł różniących się między sobą etapem zaawansowania procesu kompozytorskiego. Kończę teraz pracę nad utworem przeznaczonym na chór mieszany i elektronikę, opartym na tekstach religijnych, zamówionym przez Ensamble Vocal Cámara XXI z Buenos Aires. Inne zamówienia to: koncert skrzypcowy dla Édua Zádory (Austria-Węgry), koncert na marimbę dla Mariny Calzado Linage (Argentyna), nowy koncert fortepianowy dla Esteli Telerman (Argentyna), utwór kameralny dla Ensemble Pyxis (Francja) oraz solowe i duetowe kompozycje dla Sylvii Hinz (Niemcy), Kirsten Swanson (USA), Michała Górczyńskiego (Polska), Leo Viola (Argentyna) oraz Samuela Aguirre (Chile).

Nasi czytelnicy są bardzo ciekawi twych muzycznych planów. Nowe kompozycje? Powrót do nauczania następnych pokoleń kompozytorów? Czy zamierzasz znów odwiedzić Polskę?

Poza kompozycjami, nad którymi pracuję, mam w planie również następne projekty: nową operę o Argentynie z librettem Leonela Contrerasa oraz cykl pieśni symfonicznych do tekstów poetów argentyńskich. Właśnie teraz nagrywane są moje utwory, które niedługo ukażą się na trzech nowych płytach CD. Mam również nadzieję, że będę wciąż aktywnie działał jako dyrygent. Praca wykładowcy jest niezwykle satysfakcjonująca, jednak zawsze zależy mi na tym, by znaleźć czas również na komponowanie, dyrygowanie oraz badania naukowe.

O tak, bardzo chciałbym znów odwiedzić Polskę! Kiedy mieszkałem w Krakowie, zakochałem się w Polce o imieniu Anna i chciałem ją poślubić, mieć z nią dzieci i zostać w Polsce do końca życia, jednak ona zawsze zwykła mawiać: „nigdy nie wiesz”. I faktycznie tak zostało napisane: „Serce człowiecze rozrządza drogi swe; ale Pan sprawuje kroki jego”.

Rozmawiała Marianna Dąbek