Zalewscy

Cz. 1 Społecznicy, myśliciele, działacze

Magdalena Bajer

W małżeństwie profesorów fizyki, Agnieszki, z domu Bąk, i Kacpra Zalewskich, spotkały się dwie tradycje, wzajemnie dopełniające duchową schedę przekazywaną w rodzinach inteligenckich pokoleniom – od czasu, gdy młodzi ludzie zaczęli opuszczać dwory oraz chaty i szli do miasta po naukę.

* * *

Pan profesor sięga pamięcią do prapradziadka, Jana Zaleskiego (litera „w” w nazwisku pojawiła się później, wskutek pomyłki urzędników carskich robiących spis ludności), który za udział w powstaniu listopadowym został skazany na śmierć i utratę całego majątku. Przeżył jednak, a dokumenty związane z jego osobą, także inne źródła do dziejów rodziny, gromadzi siostra mojego rozmówcy, Krystyna Witkowska, z zawodu geofizyk, zamiłowana w genealogii.

Aktywności naukowe swoich przodków pan profesor określa jako spowodowane okolicznościami. Stryj poszedł tą drogą, gdy po przewrocie majowym musiał odejść z dyplomacji i został profesorem w Szkole Nauk Politycznych. Ojciec był znakomitym inżynierem, w Drugiej Rzeczypospolitej wiceprezesem Naczelnej Organizacji Hutnictwa, odpowiedzialnym de facto za rozwój tej dziedziny gospodarki. Zgodnie z biograficznym modelem swojego pokolenia podczas wojny działał w konspiracji, był członkiem Delegatury Rządu londyńskiego, zajmując się szpiegostwem i dywersją, ale także dokumentowaniem losu polskiego przemysłu. W warunkach powojennych bezpieczniejsza okazała się nauka i Andrzej Zalewski podjął pracę w Akademii Górniczej, gdzie – przy którejś „odwilży” – został profesorem.

Talenty rozmaite

Daleko w przeszłość wiedzie trop Lutosławskich, rodziny matki pana profesora, odsłaniając rysy tradycji stanowiące jej sedno.

„Bliska pamięć rodzinna” lokuje Lutosławskich w Drozdowie, w Łomżyńskiem, gdzie właściciel doskonale prowadzonego majątku i browaru, Franciszek, cieszył się dużym autorytetem w okolicy. Spośród jego sześciu synów najszerzej znani są: filozof Wincenty (najstarszy) i Kazimierz, jeden z twórców harcerstwa polskiego, ale także pozostali bracia to zasłużone dla kultury postaci. Mój rozmówca i jego siostra byli niedawno zaproszeni do Lublina na uroczystość otwarcia mostu, który zbudował w początku XX wieku ich dziadek, Marian Lutosławski, stosując awangardowe wówczas rozwiązania techniczne. Odtworzony dzisiaj zabytkowy most nosi jego imię. Spośród znanych Lutosławskich kompozytor Witold jest wnukiem Franciszka z Drozdowa.

Przyszły profesor Kacper Zalewski utrzymywał kontakt z jednym ze swoich stryjecznych dziadków, Janem, który był ziemianinem, z wykształcenia geologiem i pod koniec życia pracował naukowo w Krakowie. Wincentego Lutosławskiego, myśliciela odkrywanego na nowo przez obecne pokolenie filozofów, spotkał jako sędziwego już człowieka, sam będąc chłopcem.

Stryjeczny dziadek żył w latach 1863–1954. W roku 1881 rozpoczął studia chemiczne w Politechnice Ryskiej, a po niespełna dwóch latach przeniósł się do Dorpatu na uniwersytet, żeby studiować chemię i filozofię. W roku 1885 uzyskał obowiązujący tam stopień kandydata w zakresie chemii, rok później także filozofii, a w roku 1887 został magistrem filozofii. Przebywając szybko drogę naukową na zagranicznych uniwersytetach, pierwsze kroki w samodzielnych badaniach stawiał w Moskwie i Londynie. Doktorat obronił w Helsinkach w roku 1898, docenturę uzyskał na uniwersytecie w Kazaniu, gdzie studiowało wtedy i pracowało wielu członków licznej polskiej kolonii. W roku 1899 zamieszkał z rodziną w Krakowie, gdzie słuchałam rodzinnej opowieści do wtóru głosom ptaków w ogrodzie za oknem. Wykładał na Uniwersytecie Jagiellońskim, co też stało się udziałem wnuka i jego żony. Krakowski dom dziadka był miejscem spotkań towarzyskich i ogniskiem patriotycznych debat oraz planów.

Pracy naukowej Wincentego Lutosławskiego, trwającej całe dorosłe życie, towarzyszyła od czasu studiów aktywność społeczna i polityczna. Był czynnym członkiem Ligi Narodowej, założycielem Koła Filaretów, a w roku 1913 stworzył ośrodek Kuźnica we francuskim Chateau Barby.

Podczas pokojowej konferencji wersalskiej opracowywał ekspertyzy dla polskiej delegacji, które uzasadniały nasze postulaty. W latach 1919-1929 był profesorem Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, przeszedłszy na emeryturę wrócił do Krakowa, gdzie jeszcze po wojnie, w latach 1946-1948 wykładał w UJ.

Dla odrodzenia narodu

Ze studiów filozoficznych w Anglii na przełomie dwu poprzednich stuleci Wincenty Lutosławski przywiózł ideę abstynencji, jako prowadzącą do moralnej odnowy, którą miało krzewić założone w 1902 roku towarzystwo Eleuteria. Kilka miesięcy później przekształciło się w Eleusis, z ośrodkami w Krakowie i Lwowie, głosząc program oparty na głębokim przeżywaniu wiary i praktykach religijnych oraz poczwórnej wstrzemięźliwości: od alkoholu, tytoniu, hazardu i rozpusty. Publiczne zaprzysiężenie kilkunastu członków w rocznicę powstania styczniowego w Krakowie ściągnęło na założyciela szykany władz austriackich, co z kolei przysporzyło Eleusis nowych członków.

Stryjeczny dziad przyszłego profesora fizyki należał do najszerzej pojmowanego nurtu pozytywistów, troszczących się o kondycję narodu, który miał przed sobą wielkie zadanie urządzenia państwa, gdy Polska odzyska niepodległość. Przedstawiciele inteligenckiej elity nigdy w to nie zwątpili, niezależnie od zapatrywań na sposób, w jaki należy do niepodległości dążyć.

Twórca Eleuterii i Eleusis szukał sposobów w rozmaitych odmianach myśli, m.in. pierwszy wprowadził w Polsce jogę, publikując w roku 1909 książkę Rozwój potęgi woli przez psychofizyczne ćwiczenia według dawnych aryjskich tradycji oraz własnych doświadczeń podaję do użytku rodaków . Tłumaczył też publikacje z zakresu jogi, co późnym echem odezwało się w koncepcjach Jerzego Grotowskiego. Zasady wstrzemięźliwości znalazły wyraz w ideałach polskiego skautingu, wśród którego założycieli byli członkowie Eleusis. Sam twórca, naraziwszy się na krytykę Kościoła i wewnętrzny sprzeciw w stowarzyszeniu, którego mienił się głośno dyktatorem, zerwał kontakt z dziełem swojego życia w roku 1913.

Stulecie z górą przetrwały prace naukowe filozofa – ustalenie chronologii dialogów Platona jego autorską metodą stylometrii, tj. analizy porównawczej pisma. Próba połączenia idealizmu platońskiego z romantycznym mesjanizmem polskim w narodowy system filozoficzny należy do dziejów myśli. Cały oryginalny dorobek jest częścią duchowego wiana potomków.

Żyzna gleba

Pani profesor Agnieszka Zalewska, przewodnicząca Rady CERN (Europejska Organizacja Badań Jądrowych), pierwsza z polskich uczonych na tym stanowisku, zaczyna opowieść rodzinną od konstatacji, że nie mając tradycji akademickich wychowywała się w atmosferze wielkiego szacunku dla edukacji i kultu książek. W podkrakowskiej rodzinie datuje się to jako wyrazista postawa od pradziadka po matce, którego moja rozmówczyni określa mianem „człowieka niewątpliwie wybitnego”. Franciszek Wójcik był jednym z założycieli Polskiego Stronnictwa Ludowego, organizatorem ruchu spółdzielczego, pierwszym chłopskim delegatem z krakowskiego do austriackiej Rady Państwa, a w Drugiej Rzeczypospolitej posłem Sejmu Ustawodawczego.

W dużej mierze samouk, zasłużył się bardzo oświacie jako wójt wsi Wyciąże, gdzie założył jedną z pierwszych w Galicji siedmioklasowych szkół, dających wstęp do gimnazjum. Podczas wojny pośredniczył w kierowaniu wybranych uczniów do tajnego gimnazjum w Krakowie, a przygotowywali ich nauczyciele z Wyciąża, państwo Chojnaccy.

Pani profesor w wolnych chwilach (nielicznych i krótkich) uzupełnia wiedzę o biografii pradziadka, w której znajduje wiele wzorów. W naszej rozmowie zwróciła uwagę na jeden: „W życiu pradziadka mamy ilustrację tego, jak ważne jest w małżeństwie prawdziwe partnerstwo”. Pierwsza jego żona była osobą w opinii prawnuczki „znakomitą”. Wspierała działalność męża, otaczała opieką gromadzoną przezeń bibliotekę, przechowywała liczne rękopisy, zawierające poglądy na istniejący stan rzeczy oraz idee reform. Po jej przedwczesnej śmierci, druga żona… spaliła cały ten dorobek, a ofiarowany córce, tj. babce mojej rozmówczyni, dziennik przepadł w 1956 roku, kiedy to jakieś wydawnictwo zaproponowało opublikowanie go.

Obie pary dziadków przyszła pani profesor dobrze znała, z babcią macierzystą bardzo się przyjaźniła i żałuje, że tę przyjaźń za wcześnie przerwała tragiczna śmierć w wypadku autokaru, którym babcia wracała z Anglii od swego brata. Ten zaś, lotnik-nawigator, walczył w bitwie o Anglię, po czym pozostał na emigracji. Patriotyczny nurt rodzinnej tradycji reprezentował także macierzysty dziadek – ułan uosabiający ułańską fantazję, którego opowieści, nie wiadomo na ile prawdziwych, wnuki wysłuchiwały z zapartym tchem, bojąc się potem zasypiać w ciemnym pokoju. Pani profesor uważa, że dziadkowie mają dobry wpływ na wnuki, przekazując to, co z perspektywy ich długiego życia okazało się najważniejsze, czemu trzeba być wiernym. Zwykle mają też więcej czasu niż rodzice i cieszą się większą estymą z uwagi na bogatszy i już zweryfikowany zasób doświadczeń.

Jej rodziców na życiowej drodze zatrzymała wojna, przeszkadzając w zdobyciu wyższego wykształcenia, uznawanego za podstawową wartość. Zrekompensowali to swoim dzieciom. Pani Agnieszka i jej brat Wiesław nie zaznali nigdy braku pieniędzy na książki albo na szkolne wycieczki. Mieli prywatne lekcje języków, uzupełniali wiedzę na rozmaitych kompletach. Przyniosło to owoce ponad oczekiwania, co było przedmiotem dalszej naszej rozmowy w krakowskich Przegorzałach i co przedstawię w drugiej części relacji z tego spotkania.

To, co wspólne

Mówiąc o poprzednich pokoleniach oboje państwo Zalewscy zwrócili mi uwagę na to, co w odmiennej – geograficznie i społecznie – tradycji każdego z nich jest podstawowo wspólne i, jak wolno sądzić po bogatym w osiągnięcia życiu, stanowi fundament porozumienia.

W domach obojga wymagano tego, co należy do kanonu powinności inteligenckich dzieci – porządnej nauki w szkole, ale i jakichś zainteresowań ponad program nauczania. Pan profesor wspomina rozmowy, kiedy przychodzili goście, którym dzieci się przysłuchiwały, dowiadując o aktualnych zdarzeniach w Polsce i na świecie, poznając opinie o książkach, premierach teatralnych, wystawach, zbudowanych właśnie budynkach publicznych, perspektywach gospodarczych etc.

Pani profesor używa na określenie nastawienia do świata, panującego i w jej domu, i w domu przyszłego męża, spopularyzowanej przez św. Jana Pawła frazy: więcej być niż mieć. I to, po poznaniu (bardzo skomprymowanej) historii poprzednich pokoleń i Zalewskich, i Bąków, i innych linii obu rodzin, jest najzupełniej przekonujące. Rodzice oczekiwali, że dzieci będą studiować i starali się, żeby były do tego przygotowane. Nie sugerowali córce kierunku i dzisiaj Agnieszka Zalewska pamięta „uczucie pełnej swobody” nie tylko co do tego, jaką uczelnię wybierze, ale świadomość, że wszystko od niej zależy, że o swojej przyszłości musi sama zadecydować, a powinna się kierować zainteresowaniami, nie zastanawiając nad tym, czy po studiach łatwo znajdzie pracę i dochody. Dokładnie takie same były motywy większości mojego pokolenia, co dzisiaj wydaje się trochę pięknoduchostwem, a było uwarunkowane okolicznościami historycznymi i tym, co nazywamy etosem uniwersyteckim, zaszczepianym przez przedwojennych jeszcze profesorów.

Agnieszka Bąk już w szkole podstawowej czytała dużo książek popularnonaukowych, połykając je w zawrotnym tempie. Prenumerowała czasopisma „Poznaj świat”, „Mówią wieki”, „Problemy” i w trzeciej klasie licealnej zdecydowała się ostatecznie na… fizykę.

Kacper Zalewski najpierw – do połowy liceum – interesował się chemią, jak niejeden uczeń miał w domu, z bratem, małe laboratorium, a do fizyki przekonał go znakomity jej nauczyciel Władysław Horbacki.

* * *

Edukacyjne ambicje pielęgnowane w rodzinach od paru pokoleń urzeczywistnili najpełniej państwo profesorowie Agnieszka i Kacper Zalewscy. Ich drogi naukowe przedstawię w następnym numerze. Wiemy już, że są małżeństwem, które umie „bardziej być” i przeżywa wszystkie wymiary rzeczywistości wspólnie. 