Humanistyczna edukacja na rozdrożu
W wyniku przemian społeczno-kulturowych oraz reform szkolnictwa znacząco wzrasta zainteresowanie absolwentów szkół średnich studiowaniem. Zarazem obniża się ranga kształcenia akademickiego i zawodowego, a uczelnie dostosowują ofertę edukacyjną do potrzeb rynku. To naturalne w przypadku szkolnictwa zawodowego, ale niepokojące w odniesieniu do kształcenia uniwersyteckiego. Czy odchodzenie od idei uniwersytetu stworzonej przez Wilhelma i Aleksandra Humboldtów na rzecz modelu pluralistycznego nie jest zagrożeniem dla instytucji uniwersytetu? Czy uniwersytet może pozostać centrum mądrości, a jednocześnie sprostać wymaganiom rynku? Jak zmiany wpływają na kształcenie akademickie w naukach humanistycznych? Czy można stworzyć zawód polonisty? Jakie korzyści i niebezpieczeństwa wiążą się z profesjonalizacją na kierunkach humanistycznych? Celem tego tekstu jest częściowa diagnoza sytuacji w obszarze studiów humanistycznych oraz wskazanie na wybrane niebezpieczeństwa i zalety profesjonalizacji.
Na straconej pozycji
Humboldtowski uniwersytet miał „integrować nauczanie i badania naukowe oraz kształcić w taki sposób, aby dochodzenie do prawdy było wolne od wszelkich uprzedzeń i stało się nadrzędnym imperatywem edukacji wyższej” (K. Pierścieniak, Kondycja współczesnego uniwersytetu i problemy kształcenia akademickiego, 2012). Z założeń jego twórców wynika, że celem edukacji akademickiej jest m.in. kształtowanie osobowości studentów, dla których istotną wartością ma być poszukiwanie prawdy i rozwijanie ciekawości badawczej, nie zaś użytkowe prowadzenie badań. Tymczasem dziś od uniwersytetu oczekuje się prac, które przyczynią się do rozwoju gospodarki i kształcenia specjalistów, dzięki którym nastąpi wzrost gospodarczy. „Jest to […] próba uwierzenia w coś fałszywego i niemożliwego, że to naukowcy są odpowiedzialni za stan gospodarki i za to, że mają być lepsze drogi, lepsze huty, że pociągi mają lepiej funkcjonować itd.” – protestował Andrzej Kajetan Wróblewski w artykule Protest humanisty-fizyka .
Przy tym założeniu na straconej pozycji stoją studia humanistyczne. Potwierdzają to działania MNiSW, zmierzające do zamykania tzw. kierunków nierentownych, czy niedostatki w finansowaniu humanistyki. W ministerialnych planach w niedostatecznym stopniu bierze się pod uwagę specyfikę i rolę nauk humanistycznych. Oczywista prawda, że na filologii polskiej nie wykształcimy specjalisty ds. budowy dróg i mostów, na kulturoznawstwie – wynalazcy nowego paliwa do samolotów, a na filozofii – specjalisty ds. komórek macierzystych, nie może prowadzić do zanegowania wartości tych studiów!
Działania zmierzające do zmarginalizowania roli humanistyki nie pozostają bez wpływu na społeczeństwo i kulturę. Jak trafnie zauważyła Maria Janion: „Utrata więzi z tradycją oznacza rozpad norm kultury, którą wypracowały pokolenia. […] Świadomość więzi z tradycją […] to także gwarancja tożsamości i autonomii kultury narodowej” (Czy będziesz wiedział, co przeżyłeś? ).
Kapitał kulturowy
Działania polityczne, zmierzające do likwidacji kierunków „nierentownych”, wynikają z założenia, że rolą uniwersytetu jest przygotować studentów do zawodu, by ich umiejętności wpisywały się w oczekiwania pracodawców. Potwierdzeniem tej strategii jest nałożenie na uczelnie obowiązku monitorowania karier absolwentów (ust. z dn. 27.07.2005 Prawo o szkolnictwie wyższym , art. 13a). Wydaje się, że wynika ona z obserwacji, że studia w niewystarczającym stopniu przygotowują do zawodu. Dotyczy to także studiów humanistycznych, gdzie kształci się przyszłych nauczycieli. Pomimo specjalistycznych zajęć i praktyk dydaktycznych nabytą wiedzę i początkowy zapał weryfikuje praktyka. Założenia wydają się teoretycznie słuszne (w ich obrębie mieści się dyskusyjny pomysł na rozdzielenie uczelni na akademickie i zawodowe), a jednak zabrakło chyba pogłębionej refleksji na temat tego, jakie zmiany w szerszej perspektywie czasowej przyniosą reformy. Dlaczego przygotowywanie do zawodu miałoby być podstawowym zadaniem uniwersytetu? Czym będzie się różnił od szkoły zawodowej, jeśli kształcenie będzie dostosowane do wymogów rynku?
Historycznie rola uniwersytetu była inna – było nią kształcenie przyszłych elit, nie zaś masowa produkcja magistrów (czy, co gorsza, doktorów), co ma miejsce dziś. Francis Fukuyama zwraca uwagę, że jakość wiedzy, której depozytariuszem jest uniwersytet, wiąże się z tzw. kapitałem kulturowym. Jest on tworzony i multiplikowany za pośrednictwem szerszych mechanizmów kulturowych: tradycji, religii, historii (Zaufanie. Kapitał społeczny a droga do dobrobytu ).
Jeśli przez profesjonalizację rozumiemy nabywanie umiejętności do wykonywania zawodu, i jeśli uniwersytet miałby uczyć przede wszystkim tego, oznaczałoby to nie tylko sprowadzenie go do roli szkoły zawodowej, lecz także znaczące obniżenie poziomu nauczania. Nie twierdzę, że kształcenie zawodowe jest gorsze, lecz że jest inne niż akademickie, inny jest odbiorca treści dydaktycznych, inne są cele i metody kształcenia. Kształcenie specjalistyczne stało się jednym z podstawowych założeń w edukacji wyższej w Stanach Zjednoczonych, gdzie doprowadziło do „zamknięcia” i „zubożenia dusz studentów” (Bloom, Umysł zamknięty ): „dusze studentów, spustoszone i sflaczałe, zdolne były do chłodnej kalkulacji, lecz nie do pamiętnego wejrzenia w tajemnice świata […]. aspiracje intelektualne były w dużej mierze autentyczne, a wygasły tylko wskutek zmarnowania okazji przez uniwersytety”. I dalej: „Wskutek utraty książek ich myślenie stało się ciasne i płaskie. Ciasne, ponieważ brakuje im tego, co najpotrzebniejsze: prawdziwej podstawy do niezadowolenia z teraźniejszości i świadomości, że istnieją inne alternatywy. […] Tęsknota za sięganiem w nieznane osłabła. Zniknęły wzorce tego, co godne podziwu i pogardy. Płaskie, ponieważ bez interpretacji świata, bez poezji i aktywności wyobraźni ich dusze są jak zwierciadła: nie natury, lecz tego, co znajduje się dokoła”.
Spróbujmy sobie wyobrazić polonistę wykształconego zgodnie z założeniami profesjonalizacji. Skoro jego zadaniem jest „tylko” uczenie języka polskiego, to może podczas „studiów” większość czasu powinien spędzać na zajęciach praktycznych i metodycznych? Teoretycznie powinno go to przygotować do zawodu oraz wyeliminować sytuację, w której młody nauczyciel przez lata dopracowuje własne rozwiązania dydaktyczne i wychowawcze. Aby uzyskać produkt zwany „nauczyciel-polonista”, należałoby zwiększyć ilość zajęć metodycznych, a inne zajęcia usunąć. Być może do uczenia w szkole nie jest potrzebna wiedza uniwersytecka?
Trudno oprzeć się wrażeniu, że wiedza takiego nauczyciela byłaby wyimkowa, pozbawiona podbudowy humanistycznej, kontekstów kulturowych i literackich. W pracy w szkole nie przydaje się cała wiedza zdobyta na studiach, ale daje ona szerokie horyzonty i kompetencje. Dobry polonista to nie ktoś, który uczy tego, co jest w okrojonym programie. To ktoś, kto kształtuje postawy, uczy rozumienia świata i człowieka, pokazuje zjawiska kulturowe, jest wrażliwy na piękno dzieł sztuki i potrafi tę wrażliwość i pasję zaszczepić uczniom. To ktoś, kto ma kompetencje językowe i potrafi mówić o literaturze z pasją. Uczenie przedmiotów humanistycznych różni się od uczenia innych przedmiotów, bo cechą humanistyki jest „operowanie tekstem” i dyskursywność (Głowiński, Osobliwości nauk humanistycznych ).
Trudno sobie wyobrazić polonistę-mistrza, który jest wykształcony wyłącznie zawodowo. Nikt chyba nie uwierzy, że zamiłowania do literatury można się nauczyć jak zawodu. Do nauczycielstwa trzeba mieć także powołanie. Nie można się go nauczyć na studiach, ale można je tam odkryć, ponieważ studia dają możliwość wszechstronnego rozwoju intelektualnego i rozwijania własnych pasji badawczych. Dają też szansę uczyć się od wybitnych wykładowców, jak być mistrzem dla przyszłych uczniów. To ważniejsze i bardziej owocne niż praktyczna nauka zawodu. W przypadku nauczyciela-polonisty, obok kwestii merytorycznych i metodycznych, podstawowe znaczenie mają kompetencje wychowawcze. Roli polonisty nie możemy zredukować do przekaźnika. Efektem pracy polonisty powinna być zmiana świadomości ucznia poprzez tworzenie intelektualnej biesiady i twórczą konfrontację stanowisk.
Przewartościowanie statusu
W dobie niżu demograficznego, małej liczby etatów oraz konkurencji uniwersytet przyjmuje narzucaną mu rynkową rolę. Stosuje praktyki marketingowe, aby pozyskać jak najwięcej studentów bez względu na ich predyspozycje do kształcenia akademickiego i wiedzę wyjściową. Walka o studenta staje się walką o klienta. Absolwenci szkół średnich otrzymują ofertę, a następnie zaczynają traktować uczelnię jak firmę, której są klientami. Do oferty wprowadza się nowe kierunki i specjalności mające kształcić specjalistów w nowych zawodach, na których faktycznie lub rzekomo czeka rynek pracy.
Jedną z pierwszych wartościowych inicjatyw, podjętych jeszcze w czasach, kiedy nie było tak znaczącej presji ze strony rynku i MNiSW, jest specjalizacja filologia dla mediów na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, której pomysłodawcą i kierownikiem jest doc. dr Piotr Lehr‑Spławiński (od 2001 r.). Powołanie jej było próbą przewartościowania statusu absolwenta filologii polskiej, który mógł zostać „co najwyżej” nauczycielem, logopedą czy redaktorem. Pomysł był prosty, a obserwacja trafna: polonista może realizować się w obszarach tradycyjnie postrzeganych jako odległe od filologii polskiej, jak public relations, reklama, marketing, dziennikarstwo, ponieważ jest osobą kompetentną, by formułować komunikaty reklamowe, wypowiedzi prasowe, pracować jako „zwykły” dziennikarz czy „przynajmniej” dziennikarz tworzący kolumnę kulturalną czy filmową. Dlaczego więc ma ustępować miejsca tzw. specjaliście ds. marketingu, który nie umie złożyć w ojczystym języku kilku poprawnych zdań?
Podobnym tropem poszły inne uczelnie. Np. w Instytucie Filologii Polskiej i Lingwistyki Stosowanej Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach jest specjalność filologia dla mediów i biznesu z językiem obcym, na Wydziale Nauk Humanistycznych UKSW są (oprócz tradycyjnych): filmoznawcza, teatrologiczna, komunikacja językowa; na Wydziale Polonistyki UJ kierunek język polski w komunikacji społecznej, specjalność: komunikacja w praktyce społecznej; na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego specjalność komunikowanie publiczne; na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej UAM w Poznaniu – kierunek filmoznawstwo i kultura mediów, specjalność kultura filmowa i medialna; w Instytucie Filologii Polskiej Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie specjalności komunikacja społeczna oraz kulturoznawstwo i wiedza o mediach, a także menedżer kultury; na Wydziale Filologiczno-Pedagogicznym Uniwersytetu Humanistyczno-Technologicznego w Radomiu – na filologii polskiej specjalność dziennikarstwo i komunikacja biznesowa, a nawet specjalizacja turystyczna; Wydział Humanistyczny Uniwersytetu im. J. Kochanowskiego w Kielcach oferuje filologię polską z językiem angielskim / komunikacją medialną oraz kierunek europejskie studia kulturowe ze specjalnościami dialog kultur i kreowanie mediosfery.
Widać wyraźnie tendencję do tworzenia nowych specjalności w obrębie tradycyjnego kierunku studiów. Otwarcie filologii polskiej w stronę dziennikarstwa i komunikacji społecznej, mediów, biznesu i marketingu pokazuje, że dotychczas chyba niedostatecznie wykorzystywano możliwości tego kierunku. Nowe specjalizacje to alternatywa dla osób, których nie pasjonują badania naukowe, które nie mają powołania nauczycielskiego lub po prostu dla tych, które pragną realizować się na innych polach. Oferta jest znakiem czasów oraz odpowiedzią na oczekiwania rynkowe i ministerialne związane z profesjonalizacją. Sygnał jest jasny: polonista nie musi być „tylko” nauczycielem, kształcimy specjalistów innych zawodów (w domyśle: ciekawszych, lepiej płatnych). A więc studia polonistyczne nie są „zbędne”, zdobywane tam wiedza i umiejętności nie są bezwartościowe w kontekście rynku pracy.
Jednocześnie zaczynają się zacierać granice pomiędzy pokrewnymi kierunkami humanistycznymi, np. polonistyką i dziennikarstwem czy kulturoznawstwem. Na pierwszy rzut oka oferta edukacyjna wydaje się bardzo ciekawa. Gdy jednak przyjrzymy się wykazom zajęć, okazuje się, że bazowa wiedza z zakresu filologii jest zasadniczo taka sama, natomiast w obrębie specjalizacji pojawia się zaledwie kilka przedmiotów wykraczających poza filologię. Założenie, że po ukończeniu nowej specjalności absolwent będzie dysponował takimi kompetencjami jak po ukończeniu kierunku, wydaje się nazbyt optymistyczne. Można odnieść wrażenie, że dochodzi do rozmywania tradycyjnych kierunków humanistycznych, z drugiej zaś strony kształcenie specjalistów mających się realizować w nowych zawodach może być pozorne. Ostatecznie kompetencje absolwenta zweryfikuje praktyka – dyplom kierunku czy specjalności (w swym trzonie tradycyjnej) o chwytliwej nazwie nie zagwarantuje pracy.
Wątpliwości może budzić tworzenie kierunków o charakterze interdyscyplinarnym. Bogatą ofertę mają zwłaszcza uczelnie prowadzące studia podyplomowe (Wyższa Szkoła Gospodarki – ok. 70 kierunków). Interdyscyplinarność jest znakomitym hasłem marketingowym, ale programy takich studiów mogą niepokoić, ponieważ są zbudowane na zasadzie dużej dowolności, jeśli chodzi o dobór i zakres treści. Wiedza interdyscyplinarna nie bierze się z liźnięcia różnych dziedzin. Rozumieli to twórcy studiów międzywydziałowych, które mają dyscyplinę macierzystą. Alina Nowicka-Jeżowa (Badania porównawcze. Dyskusja o metodzie ) trafnie zwraca uwagę w odniesieniu do interdyscyplinarnych aspektów badań komparatystycznych, że: „[…] poprawność gnoseologiczna zamierzonego działania jest wtedy zachowana, jeżeli prawidłowo rozpoznana zostanie relacja między dyscypliną zapraszaną do dialogu. Określenie relacji umożliwia wiarygodne przeformułowanie danych, uzyskanych na gruncie obu dyscyplin. […] Dialog komparatystyczny nie powinien więc […] zastępować badań w zakresie nauk o literaturze, filozofii, sztuce, historii, lecz konfrontować wyniki studiów, zachowując właściwą danej dyscyplinie tożsamość metodologiczną oraz wzbogacać horyzonty kontekstualne. W przeciwnym razie humanistyka interdyscyplinarna może stać się erudycyjnym dyletanctwem”.
Obserwację tę można odnieść również do oferty edukacyjnej, będącej wynikiem dostosowywania tradycyjnego kierunku studiów do praw rynku pod szyldem interdyscyplinarności.
* * *
Czy współczesny uniwersytet może zachować swój status i wiarygodność, skoro zaczyna funkcjonować niczym supermarket, wprowadzający nowe (czasem limitowane) serie produktów? Jak w obliczu konieczności przetrwania, która wymusza konstruowanie oferty z uwzględnieniem profesjonalizacji, można uratować ideę uniwersytetu jako centrum poszukiwania mądrości? Czy te dwie koncepcje da się połączyć? Nie ulega wątpliwości, że wiedza uniwersytecka jest inna niż zawodowa, ale jedna i druga powinna mieć swoją rangę. Za niepokojący można uznać fakt, iż różnice zaczynają się zacierać, i że w tym procesie istotną rolę odgrywają nie tylko politycy, lecz także uczelnie. Wydaje się, że konieczna jest całościowa refleksja nad całym systemem edukacji, a nie tylko nad jej ostatnim szczeblem. Uważam, że konieczne jest zachowanie rozgraniczenia między wiedzą akademicką a zawodową, zarazem jednak jakiekolwiek sztuczne, narzucone podziały nie przyniosą satysfakcjonujących rezultatów.
Artykuł ten jest przede wszystkim zaproszeniem do dyskusji, ponieważ w okresie zmian, które dokonują się „na żywym organizmie”, potrzebne są dialog, dyskusja i integracja środowiska humanistycznego.
w Zespole Europeistyki Literackiej,
Instytut Badań Literackich PAN.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.