Zapaleńcy na katedrach

Grzegorz Filip

Profesorowie prawa, historii, filozofii uczą na polskich uniwersytetach łaciny. Co się stało? Czyżbyśmy nagle stracili specjalistów? To już nie mamy filologów klasycznych, znawców arcydzieł literatury starożytnej, ekspertów od naszych intelektualnych korzeni? Przecież kierunek ten można studiować aż na dziesięciu polskich uniwersytetach. Gdzie ci absolwenci? Z rozpędu za innymi wyemigrowali? Jeszcze nie, dopiero to robią, bo im odebrano pracę. W ich skórę wcielają się teraz specjaliści całkiem innych dziedzin, wszak łacinę każdy trochę zna, to dlaczego miałby jej nie uczyć.

Wszystkiemu winna samodzielność finansowa wydziałów, która prowadzi do zachowań wsobnych. Po co wydziały miałyby płacić innym jednostkom za godziny zajęć przeprowadzonych z ich studentami? Przecież można te godziny oddać pracownikom wydziału, którym zwykle brakuje do pensum. A jak nie do pensum, to przydałyby się nadliczbowe. Człowiek musi przecież z czegoś żyć. Studenci zaś niech się nie szwendają poza wydziałem, bo jeszcze im się spodoba gdzie indziej.

Tam, gdzie nauki języków obcych nie pozostawiono w gestii rektora, wydziałowa autarkia wycina wszystko, za co dziekan musiałby płacić jednostkom zewnętrznym. Aż dziw, że nie słychać jeszcze o matematykach i ekonomistach, co z braku godzin ekonomii i matematyki wzięli się do nauczania WF-u. Nie wiem, co sądzić o organizacji pracy na uczelni, która nie ma godzin dla profesora. Czy to znaczy, że nie jest on potrzebny? Nie wiem, co sądzić o profesorze, który musi łatać pensum zajęciami nie swojej specjalności. Czy w jej ramach nie potrafi zaproponować sensownych zajęć?

A poziom? Dziekan musi dbać o swoich pracowników, to rzecz święta. Czy nie powinien jednak zadbać również o poziom edukacji? Nauczanie łaciny, tam gdzie w ogóle jeszcze się ostało, tak jak kształcenie w dziedzinie każdego języka obcego, wymaga nie tylko jego dogłębnej znajomości, lecz także przygotowania metodycznego. Bez niego nie jest się nauczycielem, lecz – przepraszam – ignorantem. Amatorem, bynajmniej nie w tym najpiękniejszym znaczeniu słowa. A metodyka nauczania języków obcych rozwija się w ostatnich latach niezwykle bujnie, za jej eksplozją trudno dotrzymać kroku specjalistom, wątpię, czy nadążają za nią amatorzy.

Kto może przywrócić pozycję należną łacinie na uniwersytecie? Rektor nie, gdy ma samodzielne wydziały, bo ich interes finansowy dominuje nad kwestią poziomu nauczania. Chyba że, tak jak m.in. na Uniwersytecie Łódzkim, to rektor, a nie wydziały, płaci za kształcenie językowe. Jest to rozwiązanie, które mogłyby przyjąć także inne uczelnie. Warto o tym pomyśleć. Jeśli więc nie rektor, to może dziekan? Dziekani mówią, że gdyby to od nich zależało, bardzo chętnie przywróciliby poważne traktowanie języka klasycznego, ale nie mogą. W życiu społecznym dzisiejszej Polski to szersze zjawisko. Dorobiliśmy się przeświadczenia, że nic od nas nie zależy.