Studenci przecinkowi

Piotr Müldner-Nieckowski

Banał: niepoprawne umieszczanie przecinków w zdaniach spowalnia czytanie. Czasem, żeby dokopać się do sensu wypowiedzi, trzeba ją przeczytać dwa, trzy razy. A przecież wiemy, że mniej odporni czytelnicy nie wracają do tego, co im mignęło przed oczami. Sami robią równie koszmarne błędy, nie zawracają sobie tym jednak głowy, nie sprawdzają własnych produkcji. Tym bardziej nie można oczekiwać, że skupią się na cudzych. Nie te czasy.

O ile wszyscy wiedzą, czym jest długi weekend, i wielu ochoczo odrzuca wszystko, co może ten czas zakłócić, o tyle wciąż niewielu wie, że przecinek stawia się przed spójnikami złożonymi typu „mimo że”, „chyba że”, „tym bardziej że”, pod warunkiem że”, a nie w środku, przed „że”. Nie wiedzą też, że „szkoda, że”, „powiedzmy, że” czy „dobrze, że” spójnikami złożonymi nie są, a spójnikiem w ich składzie jest tylko „że”, stąd przecinek właśnie przed nim, a niekiedy nawet i przed całostką: „Tak, przeczytałem, szkoda, że dopiero teraz”.

Liczni piszący, w tym masowo dziennikarze, na wszelki wypadek w spójnikach złożonych umieszczają przecinek od razu w dwóch miejscach: przed całym wyrażeniem i wewnątrz niego: *„Myślę, mimo, że o tym nie wiem” (gwiazdka oznacza błąd).

Jeszcze gorzej jest z domykaniem zdań wtrąconych oraz oddzielaniem zdań i równoważników zdania w zdaniu złożonym. Panuje na przykład błędne przekonanie, że przed „i” nigdy nie stawia się przecinka (chyba że się powtarza), a przed „jak”, „jaki” i „jako” jest on obowiązkowy. W ten sposób w zapisie: *„Poszedłbym, gdybym miał pieniądze i kupił to bez zastanowienia” brakuje przecinka, mimo że aż się prosi, aby go dać przez „i” właśnie. Piszący nie czuje, że brak przecinka powoduje połączenie sensów wtrącenia i frazy następującej po nim, a przez to utrudnia zrozumienie całości, zwykle zmuszając do powtórnego przeczytania. Nie chodzi przecież o to, że „gdyby podmiot miał pieniądze i kupił coś”, ale że „poszedłby i kupił”. Przecinek przed wyrazem „i” jest tu nieodzowny. Opuszczający ten znak, piszący mechanicznie trzymają się zasady, której nie pojmują. Nie rozumieją jej, ponieważ nie znają podstaw składni polskiej (edukacyjny materiał gimnazjalny). Skłaniam się ku tezie, że nie chcą jej znać. Przecinka nie stawia się przed spójnikami „i”, „oraz”, „ani”, „czy”, „albo”, „tudzież”, „bądź” w wypadku ich pierwszego wystąpienia w zdaniu, ale tylko wtedy, kiedy nie są poprzedzone dopowiedzeniami, wtrąceniami, odwołaniami (typu „Mówię ci o tym, moja droga, i proszę...”) itd.

Jeżeli „jak” wprowadza zdanie podrzędne lub wtrącone, to przecinek jest konieczny, bo w przecinkologii chodzi przede wszystkim o oddzielanie zdań: „Słyszałem, jak śpiewałaś” (dwa zdania). Ale jeśli jest to operator porównania, przecinek jest wręcz niepożądany: „Głuchy jak pień”. To nie znaczy, że zbędny, niepotrzebny. Powtórzę: jest niepożądany, ale nie niepotrzebny. Niepożądany, bo gdyby był, toby przeszkadzał: *”Głuchy, jak pień”. W wyrażeniu tym czekamy na dalszy ciąg zdania (np. „Głuchy, jak pień nie słyszy”), a ten efekt utrudnia czytanie i rozumienie (to znaczy łącznie zakłóca czytalność, nie mylić z czytelnością).

Nie będę kontynuował, bo to są wiadomości podręcznikowe, a ewentualni zainteresowani mogą sobie sięgnąć do odpowiednich dzieł, np. do słownika interpunkcyjnego Jerzego Podrackiego. Chcę tylko zwrócić uwagę na to, że mimo pozornego skomplikowania interpunkcji, nie jest ona wcale tak trudna, żeby nie można było się jej szybko nauczyć. Śmiem twierdzić nawet, że jest to jedna z łatwiejszych do opanowania właściwości polskiego języka pisanego. Śmiem także zadać przykre pytanie: dlaczego w takim razie tak duża liczba piszących zaniedbuje tę prostą wiedzę? Nie stać ich intelektualnie czy osobowościowo? Może mają w sobie jakiś czynnik, który im przeszkadza w opanowaniu przecinkologii, tak jak wielu kierowców nie umie skręcać nawet w prawo. W lewo – jeszcze można zrozumieć. Specjaliści określili, że wymaga to wykonania około piętnastu czynności. Ale w prawo już tylko pięciu. Mimo to skręcający w prawo są jedną z głównych przyczyn korków w naszych zapchanych miastach. Żeby dokonać tej nadzwyczajnej czynności, muszą drastycznie zwolnić i zastanowić się, który kierunkowskaz oraz który bieg włączyć i w którą stronę kręcić kierownicą, a następnie z którego pedału zdjąć nogę i na który nacisnąć. Dodają jeszcze pięć swoich własnych ruchów i manipulacji i dopiero wtedy zjeżdżają w bok, podczas gdy za nimi stworzyła się kawalkada.

Z przecinkami jest identycznie. Nie nauczą się. Nie chcą. Oni mają swoje nawyki, zahamowania, a my – nauczyciele obowiązkowi i z poczuciem misji – gigantyczne zajęcia jako promotorzy, recenzenci i redaktorzy. Najgorzej jest z tymi uczniami, którzy po dodaniu lub usunięciu przez nas przecinka przywracają ustawienie własne, bo „coś im się wydaje, że coś tu jest jakoś nie takoś (czyli stary się pomylił albo zgłupiał)”. Wszystko na wyczucie (jak to mówią: na czuja), nic na rozum. Student wie lepiej, a nawet napisze anonimowo w ankiecie, co sądzi o profesorze.

e-mail: www.lpj.pl