Po co nam lancetnik?
Można zadać pytanie, które formalnie jest pytaniem, ale w rzeczywistości zawiera w sobie odpowiedź. Taka sztuczka retoryczna. Jeżeli ktoś pyta, czy politycy działają w interesie swoich wyborców albo na co fundacje charytatywne wydają zebrane środki, to trudno przypuszczać, że pytający nie wie i właśnie zapragnął się dowiedzieć. Do tej samej kategorii zaliczam pytanie, czy studia w Polsce należycie przygotowują do kariery, które magazyn akademicki „Koncept” zadał uczestnikom rozstrzygniętego niedawno konkursu. Zwyciężczyni konkursu, Agnieszka Witkowska, studentka V roku WUM, zrobiła to, czego oczekiwano, czyli zilustrowała postawioną tezę efektownymi argumentami i przykładami („Koncept” nr 31, styczeń 2015, str. 6). Teza ta brzmi: „My (studenci) już zrobiliśmy swoje, to znaczy, dostaliśmy się na wyższą uczelnię, a teraz wy (nauczyciele akademiccy) macie nam zagwarantować świetne wykształcenie. A jeżeli się nie uda, to będzie wasza wina”. Trudno się dyskutuje z wypowiedziami o charakterze roszczeniowym (zwalanie odpowiedzialności za własny dobrostan na innych) i życzeniowym (zakładanie, że to, czego sobie życzymy jest prawdą), ale jednak spróbuję.
Przejaw wielkiej obłudy
Otóż moja odpowiedź na pytanie zadane uczestnikom konkursu brzmi: każda uczelnia w Polsce, poczynając od wydziału lekarskiego WUM, gdzie o każdy indeks ubiega się tuzin kandydatów, a kończąc na mało popularnym kierunku na prowincjonalnej uczelni, gdzie przyjmuje się nawet osoby, które oblały maturę (i zamierzają ją poprawić w przyszłości), daje swoim studentom możliwość zdobycia solidnego i wszechstronnego wykształcenia. Wymaga to jednak od studentów spełnienia wielu warunków. Bez zdolności, samodyscypliny i inicjatywy nawet studiowanie na Oksfordzie nie gwarantuje sukcesu.
Nie każdy może być medalistą olimpijskim lub primadonną w La Scali, nie każdy też może być magistrem. Warunkiem niezbędnym do skutecznego studiowania są nadzwyczajne zdolności i pracowitość kandydata. Tylko ok. 10% populacji (najzdolniejsi i najambitniejsi) jest w stanie zdobyć wyższe wykształcenie w standardowych warunkach, tzn. śpiąc średnio co najmniej 6 godzin na dobę, bez oszustw i płatnych korepetycji, za to znajdując czas na sport, kulturę czy dorabianie do stypendium. Kolejne 10% populacji nadal może zdobyć wyższe wykształcenie, ale to już wymaga specjalnych warunków: odpowiednich programów nauczania, najlepszych nauczycieli, małych grup studenckich i wojskowo-więziennego reżimu wykluczającego „marnowanie czasu” na juwenalia lub rajdy turystyczne. Pozostałe 80% nie ma szans na zdobycie wyższego wykształcenia (chodzi o prawdziwe wykształcenie, a nie o dyplom), co oczywiście nie przeszkadza im w realizowaniu się w zawodach wyższego wykształcenia niewymagających i uzyskiwania z tego tytułu pozycji społecznej i zarobków nie gorszych niż ich bardziej wykształceni rówieśnicy. Podejmowanie studiów przez osoby, które zdały maturę na trójkę z minusem, a potem narzekanie, że studia nie uczyniły z nich geniuszy, jest przejawem wielkiej obłudy. To zastrzeżenie dotyczy w małym stopniu studentów wydziału lekarskiego WUM, którzy są na ogół bardzo zdolni i pracowici, ale zapewne nie tylko do nich adresowane było konkursowe pytanie.
Szwedzki stół
Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, kiedy student pierwszego roku mówi mi z wielką pewnością siebie, że „to się mi przecież nie przyda”. Treść obowiązkowych wykładów, w tym tytułowy lancetnik, może się wydawać studentom nudna i mało przydatna. Może jednak o wpływ tych pozornie niezwiązanych z wykonywanym zawodem kompetencji na należyte przygotowanie do kariery należałoby raczej zapytać pracowników z dużym stażem lub pracodawców? To prawda, że treści wykładów objętych minimum programowym można znaleźć w ogólnie dostępnych podręcznikach i innych publikacjach. Tak jest i było także w czasach Kopernika i nie ma w tym nic złego. Ale prawdą jest też, że wielu studentów nie tylko nie czyta, ale nawet nie ma kompetencji pozwalających na przeczytanie tych podręczników ze zrozumieniem. Jeżeli ktoś ma problem z zapamiętaniem budowy i zasady działania organizmu lancetnika, to jak sobie poradzi z organizmem człowieka, który jest nieco bardziej skomplikowany? Już dziś Watson (system komputerowy stworzony przez IBM) stawia w typowych przypadkach trafniejsze diagnozy niż profesjonalni lekarze. Również w biznesie i w zawodach inżynierskich komputery radzą sobie coraz lepiej. Jeżeli lekarze i inżynierowie in spe chcą z nimi konkurować, to muszą posiąść różne kompetencje (w tym tzw. miękkie), których sztuczna inteligencja nie jest w stanie zapewnić.
Nie twierdzę, że student ma życie usłane różami, bo wykładowcy bywają leniwi i niesprawiedliwi, a i panie z dziekanatu bywają nieuprzejme. Ale też studenci mają do dyspozycji narzędzia do tego, by pracowników uczelni dyscyplinować. Przede wszystkim mogą wybrać uczelnię i kierunek, a w ramach kierunku wykłady obieralne i promotora pracy dyplomowej. Jeżeli wybierają wykładowców, od których łatwo jest uzyskać dobrą ocenę, i uczelnie, które rozdają dyplomy za nic, to nie powinni potem narzekać, że niewiele z uczelni wynieśli. Studenci mogą mieć też realny wpływ na programy studiów i na rozwiązywanie problemów występujących na danej uczelni i wydziale (np. ciasne i ciemne sale wykładowe) poprzez swoich przedstawicieli w organach kolegialnych uczelni, takich jak rady wydziałów. Najczęściej jednak aktywność samorządu studenckiego w organizacji życia akademickiego ogranicza się do pisania pism z prośbą o ustanowienie kolejnych dni rektorskich. Są w Polsce senaty wyższych uczelni, w których więcej jest studentów niż profesorów tytularnych, a w niektórych sprawach samorząd ma zagwarantowane prawo weta. Może zatem zamiast biadolenia, warto przynajmniej spróbować wykorzystać dostępne środki nacisku na wykładowców.
Studiowanie nie kończy się na obowiązkowych zajęciach. Jeżeli znudzony lancetnikiem student pragnie osobiście asystować przy operacji na otwartym sercu, to nie powinien oczekiwać, że dziekan lub rektor przyniesie mu zaproszenie na złotej tacy. Ktoś bardzo trafnie napisał, że studia to rodzaj szwedzkiego stołu. Student może sobie zorganizować praktykę zawodową w trakcie trzymiesięcznych wakacji lub postudiować przez semestr na prestiżowej uczelni zagranicznej. Inni wybiorą udział w konferencji naukowej, na której można wysłuchać wykładu noblisty lub co najmniej sędziego Sądu Najwyższego, a przy odrobinie szczęścia nawet zadać wykładowcy pytanie w czasie przerwy na kawę. Jeszcze inni w ramach koła naukowego odbędą podróż dookoła świata lub skonstruują pojazd, którym można przejechać przez pół Polski na jednym litrze paliwa. Znam przykłady obecnych trzydziestoparolatków, którzy w trakcie studiów opublikowali prace naukowe w prestiżowych czasopismach lub rozkręcili dochodowy interes. Czasami miało to negatywny wpływ na średnią ocen lub przedłużyło czas potrzebny do uzyskania końcowego dyplomu, ale przecież nie tylko o średnią i dyplom w studiowaniu chodzi. Wielu wybitnych biznesmenów i polityków w ogóle zrezygnowało z ukończenia studiów, by poświęcić się całkowicie swojej pasji, co wcale nie dowodzi, że studia nie przygotowały ich do kariery. Brak inicjatywy i chęć uzyskania dyplomu jak najmniejszym kosztem są piętą achillesową wielu studentów. Proszę więc nie narzekać, że ktoś od szwedzkiego stołu odchodzi głodny lub że, mając w zasięgu ręki różne delikatesy, zadowolił się bułką z dżemem.
W konkursie „Konceptu” wzięło udział zaledwie 80 studentów z łącznej liczby 1,5 miliona. Optymista powie, że to dobrze, bo pozostali wiedzą, że każdy jest kowalem własnego losu i konkursowe pytanie było źle postawione. Pesymista się zmartwi, że pozostałym jest wszystko jedno.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.