Kokaina – brać czy nie brać?

Danuta Kowalczyk-Pachel

Swoją pracę naukową związaną z kokainą rozpoczęłam będąc młodym pracownikiem Katedry Biochemii Lekarskiej UJ CM. Zaraz po obronie pracy magisterskiej trafiłam do zespołu zajmującego się związkami siarki, a konkretnie tiolami, czyli substancjami mającymi w swojej cząsteczce grupę -SH. Temat to o tyle niewdzięczny, że związki te znane są powszechnie ze swojego niezbyt ciekawego zapachu. To właśnie tiole odpowiadają za zapach cebuli, czosnku czy choćby wydzieliny skunksa. Tak więc można się domyślić, że praca w naszym laboratorium daje nam wiele, powiedzmy… niezbyt miłych doznań zapachowych. Oczywiście do tioli zaliczają się także substancje nie tylko niemające przykrego zapachu, lecz także bardzo ważne dla prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu, jak np. glutation, czyli tripeptyd, który dzięki swoim antyoksydacyjnym właściwościom chroni przed tzw. stresem oksydacyjnym. Jest to stan wynikający z braku równowagi pomiędzy gromadzącymi się w organizmie wolnymi rodnikami, powodującymi szereg stanów patologicznych, a biologiczną zdolnością organizmu do szybkiego unieszkodliwiania ich lub wręcz naprawy powstałych przez nie uszkodzeń. Nagromadzenie dużej ilości wolnych rodników przyczynia się do powstania wielu chorób oraz przyspiesza procesy starzenia organizmu, dlatego też odpowiednia pula antyoksydantów pomaga zachować młodość i zabezpiecza organizm przed chorobami. Jednakże nie można popadać w przesadę, ponieważ niewielkie ilości wolnych rodników odgrywają istotną rolę w walce komórek odpornościowych z różnego rodzaju zarazkami. Z kolei zbyt duży poziom antyoksydantów może być szkodliwy dla naszego organizmu.

Ale wracając do meritum, nadal nie wyjaśniłam, co wspólnego mają ze sobą tiole i kokaina, o której mowa w tytule artykułu. Otóż ostatnie badania, odnoszące się do zwierząt uzależnionych od kokainy, pokazują, że w okresie odstawienia ich od narkotyku dużo rzadsze nawroty do zażywania kokainy wykazują te szczury, którym podano N-acetylocysteinę. Jest to substancja będąca prekursorem cysteiny – aminokwasu mającego dodatkową grupę –SH. Wniosek jest taki, że kokaina może zaburzać metabolizm siarki w ustroju, a podanie N-acetylocysteiny przywraca go do normy, o którą tak wytrwale walczy nasz organizm. I tu właśnie pojawiłam się ja i moje badania, próbujące wyjaśnić, jak kokaina wpływa na nasz organizm w kontekście powstawania stresu oksydacyjnego.

Wydaje się, że o kokainie wiadomo już wszystko. Jest zła, należy się jej wystrzegać, bo nic dobrego po jej zażyciu nas nie spotka. Tymczasem… już na początku mojej pracy nad kokainą okazało się, że jest to związek bardzo ciekawy i niejednoznaczny. Jak to się mówi, „każdy kij ma dwa końce”, a ja dodam, że kokaina także ma swoje dwa oblicza. Tak więc zacznijmy od początku.

Lek na całe zło

Kokaina jest alkaloidem otrzymywanym z liści południowoamerykańskiej rośliny koki (Erythroxylon coca) . Indianie z Ameryki Południowej codziennie żuli liście koki, co pozwalało im ciężko pracować przez wiele godzin, nie odczuwając przy tym zmęczenia. Koka pozwalała im także pokonywać z łatwością spore odległości pieszo. Była też używana jako środek obniżający gorączkę, jako panaceum na ból głowy, zębów, żołądka czy lek na chorobę wysokościową. Jedzenie mieszkańców Andów jest monotonne, ich diecie daleko do zbilansowania, mimo to koka pomagała im w zapewnieniu odpowiedniej porcji składników odżywczych dzięki wysokiej zawartości wapnia (koka zawiera go więcej niż mleko!), żelaza, potasu, cynku i witamin.

Inkowie uważali krzew koki za roślinę świętą, a miejsca upraw za sanktuaria. Podczas ceremonii religijnych ofiary składane Matce Ziemi, Duchowi Gór i Wiatrów okadzali dymem z liści koki, co miało im gwarantować szczęście i zamożność. Bliskie osoby zmarłe zawsze palono wraz z woreczkiem liści koki, aby po śmierci mogły zjednoczyć się z duchami przodków. Indianie wierzą, że liście koki przyniósł im w darze Bóg Słońce, „aby uczynić ich wytrzymalszymi na zimno, głód i troski”. Legenda głosi także, iż jeśli liści koki spróbuje człowiek biały (kolonizator wykorzystujący Indian jako niewolników), sprowadzi ona na niego jedynie „ból ciała i szaleństwo umysłu”.

To, co wiemy o kokainie dziś, w pełni potwierdza słowa legendy, pokazując jej drugie, gorsze oblicze. Zdania na temat kokainy są bardzo podzielone. Jedni uważają, iż jest ona skutecznym remedium na wszelkie dolegliwości, inni twierdzą natomiast, że kokaina jest zemstą ostatnich Inków na białych kolonizatorach.

Ze świątyni do drogerii

W kręgach ludzi białych zainteresowanie koką, a konkretnie zawartą w jej liściach kokainą, zrodziło się dopiero w XVIII wieku, kiedy to lekarze europejscy przebywający w koloniach zauważyli szereg innych potencjalnych zastosowań kokainy w leczeniu rozmaitych schorzeń. Stwierdzono wtedy, iż kokaina może być zażywana w celu łagodzenia skutków oparzeń, szybszego gojenia ran, niwelowania objawów astmy, jako lek na bóle głowy i brzucha. Wszystkie te spostrzeżenia o dobroczynnych właściwościach koki (i zawartej w niej kokainy) sprawiły, że zaczęto wszechstronnie stosować kokę także w Europie i Ameryce Północnej.

W roku 1860 Albert Niemann wyekstrahował z liści koki czystą kokainę. Badania przeprowadzane w tamtym czasie na całym świecie skłaniały do stosowania kokainy także w przypadku leczenia zapaleń i obrzęków płuc, w celu znieczulenia pacjenta podczas zabiegów chirurgicznych (głównie w okulistyce), w niwelowaniu problemów z płodnością lub impotencją, u osób potrzebujących środka pobudzającego czy jako lek antydepresyjny. Lekarze różnych specjalności entuzjastycznie testowali kokainę na sobie i swoich pacjentach. Niedługo potem kokaina stała się powszechnie stosowanym lekiem na niemal wszystkie dolegliwości, w tym nawet katar sienny czy – o zgrozo! – ból zęba lub gardła u dzieci.

W kolejnych latach, na fali doniesień o dobroczynnym działaniu kokainy, powstało wino z wyciągiem z liści koki, coca-cola, czyli napój bezalkoholowy z dodatkiem płynnego ekstraktu kokainy i orzeszków koli, przeciwłupieżowa odżywka do włosów z wyciągiem z kokainy, mająca jednocześnie leczyć grzybicę skóry głowy i przyspieszać porost włosów. Kokainę dodawano także do różnych syropów i napojów mających zwiększać wytrzymałość i poprawiać samopoczucie. Wyprodukowano także papierosy z dodatkiem liści koki, gumę do żucia Coca-Bola czy czekoladę z dodatkiem kokainy. I tak kokaina stała się dostępna na całym świecie we wszystkich aptekach, drogeriach czy barach.

Kokaina uzależnia

Niedługo potem, na skutek jej nadużywania przez ludzi, wyłonił się zgoła inny obraz kokainy. Z całego świata niespodziewanie zaczęły spływać doniesienia o szerzącym się uzależnieniu czy ostrych, kończących się śmiercią zatruciach. Początkowo kokaina była popularna jedynie wśród elit, a to za sprawą wysokiej ceny. W kolejnych latach, kiedy cena gwałtownie spadła, stała się już używką dostępną we wszystkich kręgach społecznych, co wywołało pojawienie się większej ilości komunikatów o złych właściwościach kokainy.

W XX wieku udowodniono negatywny wpływ kokainy na układ nerwowy (powoduje: omamy, halucynacje, paranoje), krwionośny (prowadzi do wzrostu ciśnienia tętniczego, zaburzeń rytmu serca, miażdżycy) czy pokarmowy (zahamowanie perystaltyki przewodu pokarmowego, zanik wydzielania śliny). Niewątpliwie kokaina jest także jedną z najbardziej uzależniających substancji dla ludzi i zwierząt. Wpływa silnie na system nagrody zlokalizowany w mózgu. Przyjemne efekty, jakie początkowo wywołuje, są przyczyną powstawania wewnętrznego, silnego przymusu ponownego zażycia narkotyku, mimo niekorzystnych efektów, jakie występują w fazie kolejnej. Aby zniwelować niemiłe konsekwencje po zażyciu kokainy, ludzie uzależnieni przyjmują kolejne, coraz to większe dawki, chcąc maksymalnie wydłużyć stan przyjemnego odprężenia, euforii i wiary we własne siły, bo jak mawiał G. B. Shaw: „jedyny sposób, żeby uwolnić się od pokusy, to jej ulec”.

To właśnie silne uzależnienie wywoływane przez kokainę, jak i szereg negatywnych następstw jej zażywania, rzucają ciemne światło na związek, który początkowo miał być podarunkiem od Boga. Kokaina obecnie jest substancją zakazaną w większości państw na świecie. Prowadzone są także badania usiłujące sprostować wizerunek kokainy, która przez wiele wieków była panaceum na wszystkie bolączki, a która w efekcie jej zażywania wiele osób pozbawiła życia. Zbadano i w pełni wyjaśniono jej mechanizmy uzależniające. W ostatnich latach prowadzone są także badania nad wielonarządową toksycznością tego narkotyku.

Czyżby jednak brać?

Znając wszystkie fakty o kokainie i jej, zwłaszcza w ostatnich latach, złą sławę, podjęłam badania mające wyjaśnić wpływ jej zażywania na narządy odwodowe, w tym wątrobę i nerki szczurów. W narządach tych po podaniu kokainy zbadałam szereg parametrów biochemicznych, wskazujących na poziom stresu oksydacyjnego, przede wszystkim poziom wolnych rodników. Zbadałam również poziom tzw. siarki sulfanowej, zredukowanej formy siarki, która jest niezwykle reaktywna metabolicznie, ma właściwości regulacyjne i potrafi „zmiatać” wolne rodniki. Oczywiście, po przeczytaniu wielu artykułów ukazujących się w ostatnich latach w prasie na temat kokainy, mówiących o ogólnoustrojowych zaburzeniach pod wpływem jej zażywania, zakładałam, że moje badania także wykażą negatywne skutki wywoływane przez kokainę, w tym wytwarzanie silnego stresu oksydacyjnego i zaburzenia w metabolizmie tioli. Proszę sobie wyobrazić, jakie było moje zdziwienie, gdy po wielomiesięcznej pracy podekscytowana usiadłam przy komputerze, by podsumować rezultaty badań, a z nich wynikało, iż poziom stresu oksydacyjnego u szczurów otrzymujących kokainę jest… dużo niższy niż u szczurów kontrolnych, otrzymujących wodę. Szczególnie rzucał się w oczy bardzo wysoki poziomu siarki sulfanowej – po podaniu kokainy był prawie o 300% wyższy.

Oczywiście pojawiły się tysiące pytań. Czy wszystkie badania przeprowadziłam jak należy? Chyba tak, bo wyniki powtarzają się we wszystkich grupach badawczych, a tak duży wzrost jest jednoznaczny. Czyżby moje badania przywrócić dobre imię kokainy z początku dziejów? Co zrobić z takimi wynikami? Mój stan ducha w tamtej chwili najlepiej odzwierciedlają słowa T.H. Huxleya: „Najsmutniejszą chwilą w nauce jest śmierć pięknej hipotezy, zamordowanej przez obrzydliwe fakty”.

Chyba jednak nie brać

Zaczęłam drążyć temat. Przecież nie mogę pozwolić, by moja wielomiesięczna praca, mnóstwo pieniędzy przeznaczonych na odczynniki, śmierć biednych zwierząt – poszły na marne. Wyjaśnieniem tych dziwnych na pierwszy rzut oka wyników jest… równowaga ustrojowa. Owszem, kokaina w badanych przeze mnie grupach szczurów nie wywołuje stresu oksydacyjnego, ale – jak pisałam już wcześniej – nasz organizm dąży do harmonii i żadne odchylenie w jedną czy drugą stronę (pro– czy antyoksydantów) nie jest dla niego dobre. Tak znaczny wzrost poziomu badanej przeze mnie siarki sulfanowej może wywołać przeciwny rodzaj stresu – stres redukcyjny, który także jest zaburzeniem niebezpiecznym dla organizmu. Kokaina zaburza więc metabolizm siarki w ustroju, co pociąga za sobą niebezpieczne dla prawidłowego funkcjonowania organizmu skutki.

Odpowiedź na zadane w tytule pytanie brzmi więc: raczej nie brać, ponieważ pozytywne skutki zażywania kokainy (o których pisałam na początku artykułu) są kroplą w morzu przykrych lub zagrażających życiu skutków ubocznych.

Mgr Danuta Kowalczyk-Pachel,
absolwentka chemii na Uniwersytecie Jagiellońskim, pracuje w Katedrze Biochemii Lekarskiej
Collegium Medicum UJ.