Premiujemy transfer know-how i technologii
Rozmowa z prof. Stanisławem Bieleckim, rektorem Politechniki Łódzkiej
Zawsze kojarzyłem Politechnikę Łódzką z włókiennictwem.
Ogromny łódzki przemysł włókienniczy potrzebował specjalistów i innowacji. Zatem naturalne było, że na politechnice powstał Oddział, a potem Wydział Włókienniczy. Kształcił inżynierów, jak też pomagał rozwiązywać problemy pojawiające się w działalności zakładów włókienniczych oraz tworzył nowe technologie i ulepszał te już stosowane. Z tego wydziału wyłoniły się potem branżowe jednostki badawcze. Powstał naturalny ekosystem naukowo-badawczo-edukacyjny dla włókiennictwa. Nie można jednak zapominać, że nie ma przemysłu włókienniczego bez wsparcia ze strony przemysłów maszynowego, elektrotechnicznego i chemicznego. Dlatego też wydziały mechaniczny, elektryczny i chemiczny były na Politechnice nawet wcześniej niż wydział włókienniczy.
Czy upadek przemysłu włókienniczego w Łodzi nie wpłynął negatywnie na działalność tego wydziału?
Spowodował on, że zaplecze przemysłowe dla Politechniki Łódzkiej znacznie się zmniejszyło. Nie sądzę, aby z dzisiejszej perspektywy można mówić o upadku. Zmienił się charakter tej branży. Nie są to, jak dawniej, przedsiębiorstwa giganty, ospałe i niereformowalne, ale małe, prężne firmy nastawione na nowoczesne technologie. W przemyśle włókienniczym i jego otoczeniu nadal pracuje kilkadziesiąt tysięcy osób. Dziś w dużej mierze jest to przemysł nowych materiałów. W tej sytuacji nasz wydział, tradycyjnie zwany Włókienniczym, też poradził sobie znakomicie. Opracowuje nowe materiały, nowe sposoby produkcji, projektuje nowe, inteligentne produkty, zajmuje się wzornictwem. Badania we włókiennictwie zrobiły szalony krok do przodu, z czego zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy. Jakość technologii jest zupełnie inna niż dawniej. Multidyscyplinarność w badaniach i projektowaniu oraz wszechstronność w zastosowaniach od tradycyjnej odzieży, poprzez medycynę i kosmos – oto wizerunek współczesnego „włókiennictwa”.
Współpraca z gospodarką nie dotyczy jednak tylko włókiennictwa.
Wszystkie wydziały Politechniki Łódzkiej współpracują z przemysłem. Wśród naszych partnerów są globalne koncerny i polskie firmy. Od samych narodzin uczelni działamy w wielu różnych obszarach. Od początku mamy Wydział Chemiczny, bo w regionie był silny przemysł chemiczny. Przed wojną w okolicach Łodzi było kilka dużych zakładów chemicznych międzynarodowych koncernów, m.in. Ciba i BASF. Obecnie również mamy w Łodzi i regionie wiele koncernów chemicznych, szczególnie farmaceutycznych, kosmetycznych i chemii budowlanej oraz polimerów. Zagadnienia będące istotą technologii w tych zakładach, są przedmiotem badań najczęściej w skali nano, w wielu instytutach naszej uczelni. Mówiąc o współpracy z przemysłem należy powiedzieć, że nie byłoby w Polsce browarnictwa, przemysłu spirytusowego, cukrownictwa – budowaliśmy cukrownie na całym świecie – gdyby nie badania i kształcenie specjalistów na Wydziale Chemii Spożywczej, a obecnie Biotechnologii i Nauk o Żywności. Na PŁ także powstał samochód Star. Wielu ludzi, którzy zakładali różne kierunki na politechnice, to byli inżynierowie przedwojennego polskiego przemysłu, z ogromnym doświadczeniem zawodowym, projektowym, logistycznym i także poczuciem misji społecznej. Teraz też zatrudniamy ludzi z przemysłu, żeby wykładali dla studentów – tego wymaga po prostu odpowiedzialność w stosunku do młodych ludzi. Niestety na polskich uczelniach jest za mało ludzi znających przemysł, jego potrzeby i specyfikę.
Jak to się stało, że drogi szkolnictwa wyższego i przemysłu się rozeszły?
Nie sądzę, aby się rozeszły. Po prostu XIX-wieczne relacje między przemysłem a szkolnictwem wyższym musiały się skończyć. Przemysł musiał wypracowywać zysk, reagując na bieżącą sytuację na rynkach lokalnym i światowym, a szkolnictwo wyższe dobrze kształcić i dawać nowe rozwiązania z myślą o przyszłości. To pozorne zerwanie łączności nauki z gospodarką wynika raczej z tego, że wciąż koncentrujemy się na różnicach albo przerzucaniu odpowiedzialności jedni na drugich. Mamy różne cele, jesteśmy oceniani za inne efekty, ale aby je osiągać, musimy znaleźć nowy sposób współpracy, wspólnie definiować cele i aktywnie współdziałać przy ich realizacji. Horyzont 2020 i konkursy NCBR przyczynią się do takich właśnie działań.
Jak państwo realizują tę współpracę w dziedzinie dydaktyki?
Odbywa się ona na różnych płaszczyznach. Analizujemy rynek pracy, ale nie pod kątem ilościowego zapotrzebowania na naszych absolwentów, a raczej pod kątem kompetencji, jakie oni powinni mieć. Następnie staramy się modyfikować nasze programy i wprowadzać nowe metody kształcenia, jak Design Thinking czy Problem Base Learning. Dyskutujemy to z przedsiębiorstwami zarówno indywidualnie, jak i w ramach konsorcjów, w których działamy. Kolejną płaszczyzną współpracy jest budowanie programu zajęć wspólnie z przedsiębiorstwami. Często są one prowadzone na naszej uczelni w laboratoriach wyposażonych przez te firmy. Jak najwięcej studentów staramy się kierować na praktyki zawodowe. Kolejne pole współpracy to różne studia podyplomowe, których powstawanie jest uzależnione od zapotrzebowania przemysłu. Bardzo udany wspólny projekt PŁ i Klubu 500 to proces Certyfikacji Menedżerów. Certyfikaty cieszą się coraz większym uznaniem wśród młodych menedżerów. Kolejną płaszczyzną współpracy jest zatrudnianie fachowców z przemysłu jako wykładowców. A najważniejsze to rosnąca świadomość że bez tej współpracy nie będziemy skutecznie rywalizowali ani na rynkach producentów i produktów, ani na rynku kształcenia i usług badawczych.
Czy patenty są istotne w innowacji?
Ochrona własności intelektualnej to nie tylko patenty. Nie jestem zwolennikiem fetyszyzowania patentów. Proces patentowy jest czasochłonny, żmudny i kosztowny, a w dziedzinie innowacji jednym z najważniejszych czynników decydujących o ostatecznym sukcesie jest czas. W wielu przypadkach ważniejsze jest know-how. Na uczelniach bardziej interesuje nas kreatywność. Od tego, co tu stworzymy, daleka droga do innowacji, na której można zarobić. Dziś robi się wiele hałasu wokół słowa „innowacja”, choć niewiele osób rozumie, co ono oznacza i co ze sobą niesie. Nikt nie pyta, jaki wpływ na działalność innowacyjną ma system podatkowy. Bez ulg podatkowych nie ma mowy o tworzeniu innowacji, które z natury niosą ze sobą ryzyko finansowe.
Jak przebiegało komercjalizowanie pańskiego wynalazku – nowoczesnego opatrunku?
Pod górkę. Produkt, który nie będzie masowy, dostępny dla każdego pacjenta, a jedynie dla niektórych szpitali, nie ma szans na skuteczną i szybką komercjalizację. Nasz materiał opatrunkowy z bionanocelulozy należał właśnie do tej grupy. Wielu przedsiębiorców mówiło, że to bardzo dobry produkt, ale dopiero skala globalna pozwala na postawienie linii produkcyjnej, która może przynieść zyski. Tego wyzwania podjęła się polska firma Bowil Biotech. We Władysławowie powstała nowoczesna fabryka, która opatrunki o nazwie CelMat będzie produkowała na cały świat. Umowa z firmą Bowil Biotech pozwala nam w dalszym ciągu na prowadzenie badań nad szczepem producentem oraz na opracowywanie nowych wyrobów medycznych z bionanocelulozy.
Czy Politechnika Łódzka premiuje jakoś działania innowacyjne i patentowanie?
Komercjalizacja wiedzy jest nieodłączną częścią działalności Politechniki Łódzkiej. Premiujemy wszelkie sposoby transferu know-how i technologii, nie tylko patentowanie. Fundujemy nagrody rektora, wspierające te działania. Poza normalnym procesem dydaktycznym mamy specjalne szkoły ochrony własności intelektualnej i wdrażania rozwiązań, oparte na doświadczeniach beneficjentów ministerialnego programu TOP 500 Innovators. Szczególnie premiujemy wdrożenia. Jesteśmy udziałowcami dwóch parków technologicznych. Mamy własną spółkę do transferu technologii. Przywiązujemy dużą wagę do szkoleń pracowników, bo chcemy im pokazać, że mają dwie ścieżki: mogą rozwijać swoją karierę zawodową w kierunku badań podstawowych lub prowadzić badania stosowane w celu stworzenia i wdrożenia produktu. W tym drugim przypadku oznacza to więcej patentów, ale mniejszą rangę publikacji. Chcę podkreślić, że nie ma żadnych nowoczesnych rozwiązań, jeżeli nie ma mocnych badań podstawowych. Nie ma także finansowania tych badań, jeśli nie ma wdrożeń konkurencyjnych technologii, które wygenerują zysk przedsiębiorstw. To jest system naczyń połączonych.
Wzmocniłby pan Narodowe Centrum Nauki?
Wzmocniłbym obie państwowe agendy grantowe. Ale najchętniej widziałbym więcej pieniędzy bezpośrednio z przemysłu.
Rozwój badań z komponentem „bio” to na politechnice naturalny kierunek rozwoju czy przedefiniowanie celów naukowych uczelni?
To naturalny proces rozwoju zarówno dla Uczelni, jak i dla regionu. Biogospodarka to jeden z kierunków reindustrializacji Europy. To nie tylko przemysł i nowe rozwiązania technologiczne, ale nowy, proekologiczny sposób życia. Biogospodarka to zrównoważona produkcja żywności, pasz, chemikaliów i energii z odnawialnych surowców biologicznych. Dla nieżywnościowych produktów proponuje się wykorzystanie różnych strumieni odpadów. Na świecie – w Nowym Jorku i Tokio – są dwie instalacje, gdzie z satysfakcjonującą wydajnością, z odpadów miejskich z użyciem specjalnie skonstruowanych mikroorganizmów wytwarzane są chemikalia. Na Politechnice Łódzkiej prowadzimy badania w obszarze biotechnologii przemysłowej, biokatalizy, nutrigenomiki i produkcji żywności, chemii polimerów, materiałów włókienniczych opartych na naturalnych włóknach, badania w zakresie technologii celulozy i papieru. To podstawa rozwoju nowego bioprzemysłu. W tej chwili wspólnie z Politechniką Warszawską i Wojskową Akademią Techniczną zaczynamy w sposób skoordynowany działać w tym obszarze. To zupełnie nowy program badań: nowe procesy, nowe biomateriały, nowe produkty, a także nowe usługi.
Czy musimy tworzyć uniwersytety badawcze?
Myślę, że tak. Jeżeli odpowiednio zdefiniowane uniwersytety badawcze przyspieszą budowę silnej elity intelektualnej w kraju, to jestem oczywiście za ich powstawaniem. Zdaję sobie sprawę, że będzie to proces długotrwały. Osiągnięcia statusu uniwersytetu badawczego wymaga określenia odpowiednich obszarów badawczych i związanych z nimi kierunków kształcenia, zmiany kadry i jej umiędzynarodowienia, często zmiany zarządzania, a także utworzenia na uczelni podstawowych jednostek prowadzących tylko badania. Czy to się da zrobić przy obecnej nadregulacji otoczenia prawnego szkolnictwa wyższego? Mam duże wątpliwości.
Chciałby pan, żeby Politechnika Łódzka była uniwersytetem badawczym?
Oczywiście. Uważam, że mając 80% wydziałów w kategorii A, prowadząc w wielu dziedzinach badania na europejskim dobrym poziomie, jak też mając specjalną jednostkę International Faculty of Engineering, na której ponad 1300 studentów kształci się w języku angielskim lub francuskim w dziesięciu kierunkach, otwierając International Doctoral School w celu pozyskiwania doktorantów z zagranicy, mamy silne podstawy, aby ubiegać się o status uniwersytetu badawczego.
Czy widzi pan możliwość tworzenia uniwersytetów badawczych przez konsolidacje uczelni?
„Wielki” to za mało, żeby był „badawczy”. Musimy być transparentni w swoim działaniu. Wprowadzić odpowiednie metody zarządzania jakością zarówno samej pracy, jak i jej efektów. Mówiąc o celach konsolidacji, powinniśmy mieć na uwadze stworzenie comprehensive universities. Konsolidacja to tworzenie potencjału badawczego i edukacyjnego, dzięki któremu można podejmować strategiczne, multidyscyplinarne projekty badawcze, o istotnym znaczeniu dla kraju i Europy oraz przekazywać studentom odpowiednie kompetencje i wartości.
Czy w Łodzi jest miejsce na takie działanie?
Tak. Myślę, że to kiedyś się stanie. Od lat działam na rzecz przyspieszenia tego procesu. Jak dotychczas moje propozycje nie zyskały akceptacji społecznej w łódzkim środowisku akademickim. Każda innowacja, zarówno organizacyjna, jak i technologiczna, musi mieć akceptację społeczną, inaczej nie ma szans na skuteczne wdrożenie. Zamierzam kontynuować działania w tym kierunku, bo jestem przekonany, że nie ma od niego odwrotu.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.