Chwasty biurokracji
Prof. Zbigniew Marciniak, wiceprzewodniczący Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, przedstawia raport nt. biurokratyzacji procesu kształcenia
Biurokracja szkolnictwa wyższego ma różne oblicza, choć uwagi kierowane do Rady Głównej najczęściej wskazywały na to, że jest ona kojarzona w pierwszym rzędzie z oceną jakości kształcenia. Gdy zaczęliśmy się temu zjawisku przyglądać, okazało się, że do biurokratyzacji procesu kształcenia przyczyniają się w nie mniejszym stopniu także inne czynniki.
Pierwszy rozdział raportu dotyczy wewnętrznych systemów zapewniania jakości. Z tego, co wiemy, w niektórych uczelniach sam proces dbałości o jakość został w dużej mierze zamieniony na generowanie dokumentów – sprawozdań i formularzy – które mają ją dokumentować. Nie jesteśmy w Radzie wrogami dokumentowania czegokolwiek, ale jeśli dokumentacja staje się celem samym w sobie i przesłania główny cel, a znamy takie przypadki, że z tej dokumentacji nikt później nie korzysta, to nie jest to zdrowe zjawisko. To pierwszy obszar, na który zwracamy uwagę w raporcie, sugerując dokonanie przeglądu już przyjętych procedur, by tych, które nie są wykorzystywane do poprawy jakości kształcenia, po prostu poniechać.
Drugi obszar, który często obarczony jest nadmierną biurokracją, związany jest z wdrażaniem europejskich ram kwalifikacji do szkolnictwa wyższego. Zaproponowano coś, czemu trudno odmówić sensu – żeby, dla uniknięcia nieporozumień na szeroko otwartym europejskim rynku pracy, dyplomy nadawane w całej Europie były opatrywane jednolitym numerem poziomu kwalifikacji. Prawo tak naprawdę wymaga w tym wypadku niewiele biurokracji – przede wszystkim opisu efektów kształcenia dla każdego kierunku i przyjęcia ich przez Senat. Istnieje także ważny kontekst krajowy tego procesu – umasowienie kształcenia. Na uczelniach pojawili się także studenci bardzo słabi. Opis efektów kształcenia ma pomóc ustalić, czy uzyskiwane efekty odpowiadają temu, czego mieliśmy studentów nauczyć. W raporcie wskazujemy na to, że w wielu uczelniach obudowano te procesy nadmierną liczbą dokumentów. Są uczelnie, które w biurokracji wręcz toną. Należy przejrzeć zasoby dokumentów związanych z wdrażaniem systemu KRK i zostawić tylko to, co użyteczne.
Wiele osób wskazywało, że nadmiarowe dokumenty są generowane dlatego, że niektóre zespoły wizytujące Polskiej Komisji Akredytacyjnej spodziewają się lub domagają się szczegółowych opisów procedur sformalizowanego systemu zapewniania jakości. Często, z powodu braku takiej dokumentacji podważana jest, ewidentna skądinąd, wysoka jakość kształcenia. Są zespoły oceniające PKA, które autentycznie analizują jakość kształcenia, ale są i takie, które skupiają się przede wszystkim na studiowaniu dokumentów. Uczelnie wiedząc to, bronią się przedkładając ich nadmiar. Niczemu dobremu to nie służy. Myślę, że tak działających zespołów wizytujących nie jest dużo, ale jednak są. Zadaniem Komisji jest poprawić jakość ich pracy. Są przecież i takie zespoły, które naprawdę chcą uczelniom pomóc w poprawie procesów przebiegających nieprawidłowo.
Trzeba zauważyć, że niektóre przepisy prawa mogą zmuszać Komisję do działań, które noszą znamiona niepotrzebnej biurokracji. Czasami ma się wręcz wrażenie, że w niektórych działaniach PKA zastępuje ministerialny Departament Kontroli i Nadzoru. Tymczasem takie kontrole powinny mieć miejsce tylko wtedy, gdy występują jakieś uchybienia, a nie podczas normalnej oceny jakości kształcenia. To niesie bowiem fatalne skutki dla atmosfery przebiegu oceny i samej oceny. W raporcie zawarliśmy sugestię, by komisję odciążyć od tej formalnej części oceny, a wprowadzić więcej eksperckiej dyskusji o tym, jak kształcenie powinno przebiegać i wyglądać.
Ostatni rozdział jest konstatacją natury ogólnej. Część winy za rozwój biurokracji ponosi mało czytelne prawo. Oprócz podstawowych paragrafów są kolejne nakładki: punkty i podpunkty. Wtedy, z punktu widzenia dziekana, zawsze bezpieczniej jest podjąć nadmiar uchwał, żeby zabezpieczyć działanie jednostki na wypadek kontroli. Słyszy się, że gdzie indziej tak zrobili i było dobrze. Liczymy na to, że nasze sugestie zostaną wykorzystane. Potrzebny jest też czytelny sygnał ze strony PKA, że do oceny jakości kształcenia nie są potrzebne stosy dokumentów. Pierwsza reakcja Komisji na raport o tym nie wspomina. Ufam jednak, że w kwestiach, których raport dotyczy, Polska Komisja Akredytacyjna nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Na przykład, dobrze by było, gdyby powstał poradnik, mówiący o dobrych praktykach prowadzenia procesu oceny jakości kształcenia – to inicjatywa prof. Danuty Strahl, wiceprzewodniczącej Komisji, która na razie nie została zrealizowana.
Ofiarami biurokratyzacji systemu kształcenia są przede wszystkim nauczyciele akademiccy, którzy muszą wypełniać stosy formularzy i druków, zamiast skupić się na kształceniu. Warto sporządzać tylko takie dokumenty, które potem pomogą udoskonalić proces kształcenia; takie, które są potem analizowane i wykorzystywane. Jeśli widzimy, że dokumenty leżą na półce tylko na wypadek kontroli, to w zasadzie nie są one potrzebne. Niestety, niektórzy eksperci uważają, że jeżeli coś nie jest opisane, to nie istnieje. Trudno się z tak wąskim spojrzeniem zgodzić. Nikt nie poddaje w wątpliwość konieczności stałej troski o jakość kształcenia, ale trzeba konsekwentnie oczyszczać ten ważny proces z obrastających go chwastów biurokracji.