Zostajemy przy swoim

Dyskusji o PWSZ ciąg dalszy

Adam Pawłowski, Marek Graszewicz

W czerwcowym numerze „Forum Akademickiego” (6/2014) zamieściliśmy artykuł wskazujący na potrzebę głębokich przekształceń państwowych wyższych szkół zawodowych. Dowodziliśmy tam, że dotychczasowa formuła działania tych instytucji się wyczerpała, a ich rozwój zamienił się w kosztowną dla podatnika wegetację. Postulowaliśmy kilka rozwiązań problemu PWSZ-etów, włącznie z możliwością całkowitej ich likwidacji. Nasze rozważania opatrzone zostały starannymi analizami rzeczowymi, statystycznymi oraz projekcyjnymi. W tym samym numerze FA ukazał się wywiad z prof. Józefem Garbarczykiem, przewodniczącym Konferencji Rektorów Publicznych Szkół Zawodowych. O ile obowiązkiem naszym jest zabrać głos w dyskusji, jaką wywołał opublikowany przez nas artykuł, o tyle do wywiadu odnosić się nie będziemy, ponieważ nie powstał on w związku z naszym tekstem.

Wśród autorów polemik znaleźli się: prof. Maciej Pietrzak, rektor PWSZ im. Jana Amosa Komeńskiego w Lesznie (Pytania na gorąco , FA 9/2014), prof. Zbigniew Walczyk, rektor PWSZ w Elblągu (Ochraniać, pomagać i rozsądnie rozwijać , FA 10/2014, pod artykułem wymieniono współpracowników – prof. Józefa Garbarczyka, prof. Andrzeja Kolasę i prof. Tomasza Winnickiego), dr Jan Kuriata, rektor PWSZ w Koszalinie (Odrębny punkt widzenia , FA 11/2014) i prof. Jerzy Sikorski, rektor PWSZ im. prof. Edwarda F. Szczepanika w Suwałkach (Motor postępu , FA 12/2014). Niestety, rzeczowej debaty nie ułatwia to, że głos zabrali wyłącznie zainteresowani – byli lub obecni rektorzy i prorektorzy szkół zawodowych. Są oni stroną w sporze, co niewątpliwie podważa obiektywizm ich ocen, ponieważ istnieje uzasadnione domniemanie, że stanęli w obronie swoich miejsc pracy, a nie dobra polskiej nauki i edukacji akademickiej. Rozmowę utrudnia nadto fakt, że wielokrotnie reakcje dyskutantów były emocjonalne. Dowodzi to najpewniej, że dotknęliśmy strun wrażliwych, naruszając być może czyjeś interesy. Jednak właśnie to było naszą intencją. Uważamy bowiem, że obrona owych interesów skutecznie blokuje działania służące poprawie jakości szkolnictwa akademickiego, czyli cel, któremu z pewnością służyłoby wprowadzenie proponowanych przez nas rozwiązań.

Rzeczywista jakość, prawdziwy prestiż

Podejmujemy się odpowiedzi tylko na niektóre tezy, zresztą bez satysfakcji towarzyszącej rzeczowej i wspartej argumentami dyskusji. I tak, postanowiliśmy nie odnosić się do dość emocjonalnego listu prof. Macieja Pietrzaka. Wypada nam jednak podziękować za uznanie Uniwersytetu Wrocławskiego za jednostkę prestiżową – staramy się tę reputację podtrzymywać, w czym sekundują nam władze naszej uczelni. Odczuwamy także pewien dyskomfort, czytając polemiki, którym towarzyszą uwagi o naszej niewiedzy, złej woli, archaiczności sądów itp. Możemy jedynie zadeklarować, że kierowaliśmy się i kierujemy dobrą wolą, której wyrazem jest troska o stan postrzeganego całościowo systemu akademickiego w Polsce.

Nie bardzo także potrafiliśmy poradzić sobie z pseudoargumentacją pełną górnolotnych frazesów, pozbawioną jednak treści merytorycznych lub bardzo w takowe ubogą. Kiedy na podstawie oficjalnych i publicznie dostępnych danych (m.in. raportów MNiSW) wyliczamy, że od początku istnienia państwowych wyższych szkół zawodowych liczba studiujących tam osób radykalnie spadła, prof. Zbigniew Walczyk bez żadnych wyliczeń twierdzi, że nic takiego nie miało miejsca lub że spadek był nieznaczny. Znaczyłoby to, że – zdaniem naszego Polemisty – kryzys demograficzny dotknął większość polskich wyższych uczelni akademickich, ale, nie wiedzieć czemu, akurat PWSZ-ety ominął. Jak widać ani dane merytoryczne, ani prosta logika nie przekonują przekonanych. A logika owa podpowiada, że skutki kryzysów będą zawsze uderzać w szkoły małe i słabe, ponieważ uczelnie renomowane, które zwykle starannie reglamentują dopływ kandydatów na swoje kierunki, w sytuacji zagrożenia czynią to mniej starannie. Nie jest więc żadnym zaskoczeniem, że średnia skala ubytków kandydatów na studia na renomowanych uniwersytetach i politechnikach jest zdecydowanie niższa od skali niżu demograficznego, który przetrzebił studiujących w PWSZ-etach. A dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że rzeczywista jakość i prawdziwy prestiż, budowane w szkołach akademickich przez pokolenia, to atrybuty, których PWSZ-etom brakuje. Najwidoczniej ani Panowie Rektorzy, ani tym bardziej ich lokalni poplecznicy, nie potrafili tych wartości przez lata wypracować. A trzeba wiedzieć, że tym, co w naszych czasach młodzież bardzo sobie ceni, jest właśnie jakość i prestiż.

Prof. Walczyk przypomina oczywistości, obecne także w innych głosach, a dotyczące tzw. misyjnej roli szkół zawodowych. Otóż wbrew sugestiom naszych antagonistów doskonale znamy wszystkie etapy tworzenia PWSZ-etów. Byliśmy przy ich początkach, a nawet wcześniej, gdy powstawały założenia do powołującej je ustawy, czym nie każdy z polemizujących z nami Panów Rektorów może się pochwalić. Byliśmy z tej misyjności dumni, mieliśmy wybitnych studentów z małych miasteczek i wsi. Jednak w międzyczasie dostrzegliśmy, że rola szkół lokalnych nie jest już tak wielka, jak w latach dziewięćdziesiątych, że coś się w Polsce zmieniło, że obszary pozamiejskie w największym stopniu skorzystały z cywilizacyjnych przemian, stając się ważnym beneficjentem funduszy europejskich, że systematycznie powiększa się zaludnienie miast, ponieważ młodzi ludzie znajdują tam lepsze warunki do studiowania i pracy. Powoływanie się na misyjność w obecnych warunkach trąci więc demagogią, przeniesioną żywcem ze świata SiłaczkiJanka muzykanta .

Podczas gdy my proponujemy możliwe zmiany w rozdzielaniu finansowego wsparcia, co już jest praktykowane w innych systemach pomocy i ma na celu niwelowanie społecznych wykluczeń przez zapobieganie możliwości tworzenia się gett (na przykład uboższej młodzieży w PWSZ-etach), prof. Walczyk woli omijać problem za pomocą dowcipów o systemie punktów za pochodzenie, który funkcjonował w czasach „słusznie minionych” i rzeczywiście wywoływał kontrowersje. I my nie chcielibyśmy, by w ośrodkach akademickich studiowała młodzież miejska i bogata, w tych mniejszych zaś wiejska czy małomiasteczkowa i uboga. Godzi się więc przypomnieć, że systemy stypendialne i grantowe służą właśnie temu, by każdy, niezależnie od pochodzenia, miał skuteczne prawo do zdobycia wykształcenia na poziomie odpowiadającym jego możliwościom i aspiracjom. Tak przynajmniej dzieje się na uczelniach Wrocławia.

Droga powiatowa

Innym wątkiem, podnoszonym przede wszystkim przez dr. Jana Kuriatę, jest jakość kadry nauczającej. Pogląd, że kilkanaście lat to za mało (!) na wykształcenie własnej kadry dydaktycznej, jest co najmniej osobliwy. Wsparty zaś argumentem, że szkoły nie mają na to pieniędzy, bo im państwo nie daje, dowodzi tylko tego, że osoba, która zamieniła ławę poselską na fotel rektora, nie do końca rozumie funkcjonowanie szkolnictwa akademickiego. Polska dysponuje nadmiarem wypromowanych doktorów „do wzięcia” (i liczba ta stale rośnie), gdyby zaś szkoły zawodowe nakładały na swoich pracowników rygory naukowego awansu, selekcjonowały ich, a przy okazji ograniczały skalę klientyzmu i nepotyzmu, być może miałyby mniej kłopotów z kadrą. Nawet nie trzeba by wtedy obrażać się na rektorów uczelni akademickich z powodu zakazywania swoim wykładowcom pracy w jednostkach konkurencyjnych. A zakazów takich będzie z pewnością przybywać.

Nasi Polemiści wskazują przykład rozwiązań zagranicznych, gdzie istnieją różne formy kształcenia zawodowego na poziomie akademickim. Powoływanie się na podobne rozwiązania jest tylko częściowo uzasadnione. Europejskie wyższe szkoły zawodowe to rodzaje uniwersytetów nauk stosowanych, bardzo często związane z uczelniami akademickimi i ściśle z nimi współpracujące. Ale nie ma tam kierunków po prostu powielających kierunki akademickie, są natomiast profile zawodowe. Model jest więc zupełnie inny od polskiego, gdzie PWSZ-ety stały się „drogą powiatową” do studiów magisterskich.

Osobną kwestią jest konserwatyzm i skostnienie polskiego systemu wyższej edukacji, połączone z postępującym przeregulowaniem procedurami biurokratycznymi, które wypierają idee otwartości i wolności akademickiej. Przynajmniej w jednym punkcie zgadzamy się tutaj z dr. Kuriatą: wyśrubowane wymogi minimów kadrowych to osobliwość rzadko występująca w świecie, pozorująca jakość, a prowadząca do marnotrawstwa sił i środków. Ale to temat na inną dyskusję. Podobnie jak kwestia szkół niepublicznych, nieutrzymujących się ze środków budżetowych. Tam nie narzeka się na brak pieniędzy, ale ich szuka, podnosząc atrakcyjność oferty. A jeżeli nie daje to pożądanego efektu, jeżeli ostatnim pomysłem na funkcjonowanie staje się przekształcenie uczelni w kiosk z dyplomami, zainteresowana część opinii publicznej prędzej czy później fakt ten zauważa i szkoła kończy działalność, co ostatnimi czasy zdarza się coraz częściej.

Sytuowanie nas po stronie konkurencyjnej akademickości, obecne w wypowiedziach wszystkich dyskutantów, jest całkowicie bezzasadne i niepoparte żadnymi argumentami. Nie stanowimy głosu żadnego akademickiego lobby, nie odczuwamy też żadnej konkurencyjnej presji ze strony szkół zawodowych. Wystarcza nam przekonanie, że Uniwersytet Wrocławski, na którym mamy zaszczyt pracować, zawsze doceniał i docenia nadal nasze umiejętności. Nie mamy jednak wątpliwości, że środki budżetowe, jakie pochłania system państwowych wyższych szkół zawodowych (a łącznie jest to kwota, którą bardzo zachowawczo szacujemy na ponad pół miliarda złotych rocznie), byłyby o wiele lepiej spożytkowane przez istniejące uniwersytety i politechniki, gdzie można otwierać (i otwiera się) kierunki zawodowe o wysokiej konkurencyjności rekrutacyjnej.

W naszym pierwszym artykule pisaliśmy także o uwikłaniu większości państwowych wyższych szkół zawodowych w lokalną politykę, co objawia się tym, że działacze różnych partii znajdują w tych jednostkach zatrudnienie – niekoniecznie jednak w uznaniu swojego dorobku naukowego. Temat ten został w polemikach przemilczany, a przecież nawet w niewielkiej próbie, jaką stanowią nasi oponenci, jest przynajmniej jeden przypadek byłego posła na sejm (dr Jan Kuriata), są także osoby, które, sprawując funkcję rektora PWSZ, zasiadają lub zasiadały w sejmikach wojewódzkich, łącząc w ten sposób apolityczną pozycję w strukturze akademickiej z funkcją zdecydowanie polityczną. I próba ta nie kłamie – raczej potwierdza ogólną prawidłowość. Tak daleko idące upolitycznienie gremiów kierowniczych uczelni nie mieści się w standardach szkół akademickich, z których po 1989 roku wyrugowano politykę, praktycznie eliminując personalne związki z lokalnymi władzami i mediami – bardzo częste w przypadku państwowych wyższych szkół zawodowych. Tego mało zajmującego wątku wolimy jednak nie rozwijać, sugerując niedowiarkom przeszukanie zasobów sieci WWW deskryptorami PWSZ + afera (lub terminy synonimiczne). Wyniki dostarczają naprawdę ciekawej lektury…

Tego wszystkiego Panowie Rektorzy jednak nie dostrzegają. Nie widzą także, że wraz z upływem lat zaszły w Polsce zmiany demograficzne i społeczne, że pojawiły się nowe standardy naukowe i edukacyjne, że po 1997 roku powstało kilka nowych uniwersytetów (Polska ma ich obecnie najwięcej w historii). Nie zauważyli, że zaczęły się dyskusje na temat zasadniczych strukturalnych zmian dotyczących nauki i szkolnictwa wyższego – minęło bowiem edukacyjne eldorado lat dziewięćdziesiątych, kiedy na hasło „szkoła wyższa” ustawiała się kolejka chętnych do studiowania. Zmiany te trwają i będą trwać w przyszłości. A skoro o przyszłości mowa, uważne prześledzenie biogramów rektorów i prorektorów PWSZ, nie wyłączając naszych P.T. Polemistów, wskazuje na to, że u wielu przekroczona została i tak wysoka granica wieku emerytalnego, co samo w sobie zasługuje na szacunek, ale skłania do nieufnego traktowania planów dynamicznego rozwoju ich jednostek w nadchodzących latach.

Misja dobiegła końca

Prof. Zbigniew Walczyk wraz ze współautorami zarzuca nam archaiczność naszej wiedzy, dotyczącej tendencji rozwojowych szkolnictwa wyższego. Otóż wedle naszego rozeznania tendencja jest następująca: prędzej czy później nastąpi w Polsce podział szkół wyższych na badawcze i zawodowe. Jednak nie będzie tak, jak się Panom Rektorom wydaje – że oto PWSZ-ety przyjmą na siebie funkcje praktyczne. Raczej kilku (może kilkunastu) wydziałom największych i najmocniejszych uczelni zostanie przypisana funkcja badawcza, kierunki zawodowe będą zaś prowadzone przez resztę ich wydziałów oraz uniwersytety „nieflagowe”. W jednym z numerów „Forum Akademickiego” (12/2014), w artykule Uniwersytety dostojnie śpią , przytoczona jest opinia prof. Leszka Pacholskiego (byłego rektora Uniwersytetu Wrocławskiego), który opowiada się właśnie za takimi rozwiązaniami, twierdząc, że niezbędne jest powołanie uniwersytetów badawczych, ale także przygotowanie oferty „dobrych szkół zawodowych”.

Biorąc pod uwagę ograniczenia finansowe, szczególną rolę w rozwoju kierunków zawodowych powinny odegrać w Polsce uczelnie młode, usytuowane w ośrodkach średniej wielkości. Powstawały one w ostatnich latach z przekształcenia szkół pedagogicznych lub inżynierskich, specjalizujących się w kierunkach praktycznych i właśnie w tym obszarze mogą budować swoją pozycję na rynku usług akademickich. Przyszłość tych młodych uczelni nie jest przedmiotem naszych rozważań, ale na ich niepewny byt, przynajmniej w zakresie humanistyki, zwrócili uwagę członkowie Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej. W różnych dokumentach Komitetu (por. http://komitethumanistyki.pl/) mówi się wielokrotnie o groźbie degradacji uniwersytetów w miastach średniej wielkości i nadmiernej centralizacji polskiego systemu akademickiego. Trudno wreszcie wyobrazić sobie, że kierunki zawodowe nie będą się rozwijać na tzw. uniwersytetach przymiotnikowych, a więc w uczelniach wyspecjalizowanych, doskonale zorientowanych w potrzebach rynku pracy, a przy tym od lat respektujących wysokie standardy akademickie. W tej sytuacji rolę PWSZ-etów trzeba więc będzie przedefiniować, poddając wnikliwej weryfikacji sensowność wydatkowania z budżetu państwa ogromnych kwot w skali każdego roku na coś, co można zrobić taniej i lepiej siłami istniejących szkół akademickich.

Argument, że należy zostawić wszystko po staremu, tylko dołożyć pieniędzy, jest najgorszym z możliwych. W ciągu kilkunastu lat swojego funkcjonowania państwowe wyższe szkoły zawodowe nie zdołały wykształcić własnej kadry, stały się natomiast azylem dla pracowników emerytowanych oraz źródłem dodatkowego dochodu dla drugo-, a do niedawna trzecio– i czwartoetatowców, niezdolnych do pozyskiwania środków na projekty naukowe i dydaktyczne w ramach rozwijającego się grantowego systemu finansowania nauki. I nic nie wskazuje, by sytuacja ta miała się w najbliższych latach poprawić. Dzięki PWSZ-etom polski system szkolnictwa wyższego wchłonął wprawdzie nadwyżkę młodzieży z wyżu demograficznego, jednak misja ta z przyczyn obiektywnych dobiegła końca kilka la temu. Natomiast inne możliwości zbudowania trwałej pozycji PWSZ-etów – o ile istniały – zostały zaprzepaszczone.

Odnieśliśmy wrażenie, że wyrażone w naszym wcześniejszym artykule spostrzeżenia i konkluzje zdumiały naszych oponentów. Nic na to nie poradzimy. W odpowiedzi, prócz ogólnikowych stwierdzeń, że PWSZ-ety to „motory lokalnego postępu”, nie pojawiły się propozycje reform, wykraczające poza powtarzaną od lat, nieaktualną już frazeologię. Co więcej, odczuliśmy, że polemikę skierowano przeciw autorom tekstu, a nie ich argumentacji. Nasi P.T. Polemiści pominęli bowiem milczeniem istotę sprawy, czyli brak uzasadnienia dla utrzymywania wyższego szkolnictwa zawodowego w obecnej – nieefektywnej, podatnej na patologie i nieopłacalnej formie. Pozostajemy więc przy swoim. Prof. Walczyk słusznie stwierdził, że „oceny etyczne powinny iść w parze z autorytetem oceniającego”, dlatego właśnie skorzystaliśmy z prawa do publicznej wypowiedzi na gościnnych łamach „Forum Akademickiego”, opierając się we wszystkich punktach na rzeczowych i racjonalnych argumentach. A nasza diagnoza pozostaje niezmienna: niż demograficzny, rosnąca konkurencja i brak (lub słabość) własnej kadry skazują państwowe wyższe szkoły zawodowe na nieuchronną likwidację lub, w uzasadnionych przypadkach, przekształcenie w zamiejscową jednostkę (wydział) istniejącej uczelni akademickiej.

Prof. dr hab. Adam Pawłowski, Instytut Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego.
Dr Marek Graszewicz, Instytut Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.