Zczłowieczenie

Henryk Grabowski

Nie wiem dlaczego bestialskie zachowania ludzi nazywane bywają zezwierzęceniem lub zbydlęceniem, co na jedno wychodzi. Łatwo wykazać, że jest to całkowicie nieuprawnione, żeby nie powiedzieć bez sensu. Okrucieństwo jako wartość autoteliczna ma wyłącznie ludzką twarz. Żadna żywa istota – oprócz człowieka – nie jest zdolna do zmasakrowania przedstawiciela swego gatunku tylko dlatego, że nosi szalik w paski (czyt. kibicuje Cracovii) a nie z gwiazdą (czyt. kibicuje Wiśle). Tylko człowiek potrafi zamordować innowiercę w przekonaniu, że w ten sposób zasłuży sobie na wieczne zbawienie. Jedynie ludzie są zdolni do rytualnego zabijania zwierząt, pozwalając im na umieranie w niewyobrażalnych męczarniach, żeby zaznać łaski od miłosiernego Boga.

Podobnie jest ze słowem zdziczenie, utożsamianym zwykle z upadkiem obyczajów. Niezależnie od tego, czy chodzi o dzikie (czyli żyjące na wolności) zwierzęta, czy o dzikich (czyli pierwotnych) ludzi, jest to również semantyczne nadużycie. Co prawda przejawów niechęci wobec osobników obcych i destruktywnych zachowań można doszukać się też wśród zwierząt i jaskiniowców. Jednakże takie zjawiska jak rasizm, ksenofobia, wandalizm i tym podobne wynaturzenia występują nieporównanie częściej i są bardziej dramatyczne w skutkach wśród tzw. cywilizowanych ludzi.

Takie i im podobne stereotypy, mające mało wspólnego z rzeczywistością, towarzyszą ludzkości od dawien dawna. Przykładem może być łacińska sentencja homo homini lupus est (człowiek człowiekowi wilkiem). A przecież wiadomo, że wilk, który nie jest głodny, nigdy nie zaatakuje człowieka, natomiast zwykle dobrze wykarmieni dżentelmeni polują na wilki i inne nic im nie winne zwierzęta.

Niektórzy twierdzą, że znamienne dla gatunku homo sapiens przejawy destrukcyjnych i zwyrodniałych zachowań nasilają się wraz z postępem cywilizacyjnym. Nie jestem o tym przekonany. Gdyby jednak tak było, to bardziej odpowiednią od zdziczenia czy zezwierzęcenia nazwą dla tego procesu byłoby – po prostu – zczłowieczenie.