×

Serwis forumakademickie.pl wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystanie plików cookies w celach statystycznych. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki internetowej.

Kto się na to zgodzi?

Pod koniec ubiegłego roku Krajowa Reprezentacja Doktorantów przeprowadziła ankietę na temat patologii pojawiających się na studiach doktoranckich. Odpowiedziało 622 doktorantów (ok. 1,6% wszystkich doktorantów). Wyniki są porażające (więcej na str. 18). Wśród powszechnych patologii wskazywano nepotyzm, mobbing, przywłaszczanie wyników badań doktorantów przez promotorów, niekompetencje kierowników studiów doktoranckich, utrudnianie prowadzenia badań z powodu niebezinteresownej zawiści. Jeśli do tego dołożyć niejasny status doktoranta – mamy obraz nędzy i rozpaczy.

Jest w Polsce ogromna rzesza doktorantów – ponad 40 tys. O tym, że na studia takie przyjmowani są nieodpowiedni kandydaci, wiedzą wszyscy. Za jedną z podstawowych patologii naszego systemu studiów doktoranckich uznają to sami doktoranci. Mamy też problem z tym, że tylko 25-30% z nich kończy studia doktoratami, a w terminie robi to mniej niż 10% danego rocznika. Ankieta pośrednio daje odpowiedź – dlaczego.

Problemy, które wskazano w anonimowym badaniu, dezaawują całkowicie obowiązujący sposób organizacji i prowadzenia studiów doktoranckich. Fakt, że istnieją (problemy, nie – studia), świadczy o tym, że nie wie o nich ministerstwo, a na pewno władze uczelni. Bo w przeciwnym razie przecież nie dopuściłyby do nich. A dlaczego nie wiedzą? Bo strach im powiedzieć. Relacje w uczelniach są takie, że pewne osoby pozostają poza podejrzeniem, a nawet poza obowiązującym prawem. Nawet profesorowie, gdy przysyłają do „Forum” informacje o nieprawidłowościach w uczelniach, często proszą o zachowanie anonimowości. W ramach „obrony dobrego imienia uczelni” raczej uciszy się tego, kto wskazuje nieprawidłowości, niż ukarze winnego. W ten sposób nie rozwiążemy problemów szkolnictwa wyższego i nauki. No właśnie, a problem studiów doktoranckich to problem szkolnictwa wyższego czy nauki?

Wydaje mi się, że jest jedno rozwiązanie wielu problemów i polskiej nauki, i studiów doktoranckich równocześnie. Niestety, nikt w naszym kraju nie odważy się go wprowadzić. Chodzi o powszechną w krajach rozwiniętych zasadę, że doktoratu nie można robić tam, gdzie się studiowało, a pracy nie dostaje się na uczelni, na której robiło się doktorat (no i w ogóle nie dostaje się jej bez odbycia postdoka, najlepiej zagranicznego). A w kwestii finansowania studiów doktoranckich: może należałoby wprowadzić zasadę, że studiować na nich może tylko ten, kto znajdzie sobie promotora, który na czas tych studiów zapewni mu zajęcie we własnym zespole badawczym, powiązane ze stypendium doktoranckim. A ono będzie finansowane z grantu, który zdobędzie promotor. Chyba są takie możliwości, skoro samo Narodowe Centrum Nauki finansuje ok. 9 tys. projektów badawczych. W tym są środki na zatrudnianie młodych badaczy. Ilu? Tylu, na ilu jest zapotrzebowanie. A przecież są też prowadzone badania ze środków statutowych; granty rozdziela również Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Ale po co w ogóle o tym pisać, skoro to zupełnie nierealne w naszych krajowych realiach.

Piotr Kieraciński