Hennelowie

Cz. 1 Przybysze

Magdalena Bajer

Wiem już – po spotkaniach z przedstawicielami rodów uczonych – jak wielu przybyszów z różnych stron Europy znalazło w Polsce nową ojczyznę, którą szybko pokochali, poświadczając to wieloma zasługami – w obronie granic, rozwoju kraju, służbie społeczeństwu.

O rodzinie takich przybyszów opowiadał mi potomek pierwszego znanego przodka, profesor Andrzej Hennel, z wykształcenia fizyk, który niemal profesjonalnie zajmuje się genealogią i heraldyką, pełniąc funkcję polskiego kuratora największego na świecie internetowego drzewa genealogicznego Geni, liczącego aktualnie ponad 70 milionów osób. Zrozumiałe, że była to opowieść pełna ważnych, ale i barwnych szczegółów, którą przedstawię w trzech częściach, posługując się dodatkowo wydrukowanymi wspomnieniami ojca mego rozmówcy, zmarłego w ubiegłym roku, prof. Stanisława Hennela, który należał do zasłużonych nauce postaci rodu.

* * *

Rodzinna pamięć (mająca w obu panach profesorach skrupulatnych depozytariuszy) sięga czasów stanisławowskich, kiedy to zjawił się w Polsce młody architekt Jan Haennel, przybyły prawdopodobnie z Saksonii, gdzie potomek wytropił to nazwisko. Drugi, niezależny trop wskazuje na to, że Haennelowie byli francuskimi hugonotami, z których część po nocy św. Bartłomieja uciekła na Węgry, by potem wrócić do Paryża, inna część rozproszyła się w różnych regionach Europy Wschodniej. Współcześni Hennelowie skłaniają się raczej ku tej drugiej hipotezie.

Polacy natychmiast

Jan Haennel osiadł w Opatowie, ożenił się z Polką i już w następnym pokoleniu rodzina była całkowicie spolszczona. Wcześniej zdarzyło się tak z należącym do rodziny przybyszem z innych stron – ukraińskim kupcem, Hrehorijem Solowiowem, który woził do Polski futra. Jego syn, ożeniony z Polką, przybrał miano Michała Gregorowicza Sołowiowa, wnuk był już Gregorowiczem, prawnuki walczyły w powstaniu styczniowym.

Trzeci analogiczny przypadek to małżeństwo córki Jana Haennela, Rozalii, z krakowskim zegarmistrzem Janem Berdau, synem najprawdopodobniej pruskich przybyszów, wyjątkowym mistrzem w swoim fachu – jego zegary są dzisiaj na Wawelu i w Muzeum Narodowym. Prof. Andrzej Hennel ma kontakt z rodziną Berdau w Niemczech, w której pamiętają, że jeden z przodków przeniósł się do Polski. Posiada też akt ślubu Rozalii i Jana w kościele mariackim, a niedawno dowiedział się, że w protestanckim kościele św. Marcina wisiała piękna tablica pamiątkowa mistrza Berdaua, umieszczona staraniem żony. Niemcy, wkroczywszy do Krakowa w czasie drugiej wojny światowej, kazali ją zdjąć i została schowana (wraz z innymi) w piwnicy. Mój rozmówca podjął starania o powrót na dawne miejsce tej rodzinnej pamiątki, zarazem świadectwa ważnych zjawisk historycznych – atrakcyjnej otwartości polskiej kultury dla cudzoziemców, szybkiego zakorzeniania się przybyszów w nowym społeczeństwie, wreszcie zrozumienia i poszanowania różnic wyznaniowych. Na żyznej glebie duchowej rosły kolejne pokolenia Hennelów, w których pojawiali się, z czasem coraz liczniej, uczeni.

Kupiec, dziedzic, inteligenci

Syn wspomnianego na początku rodzinnej opowieści Michała Gregorowicza, Jan, antenat pana profesora po kądzieli, miał „magazyn towarów rosyjskich” w Warszawie. Ożeniony z polską szlachcianką Marianną Trzebińską, opuścił stolicę (prawdopodobnie miało to związek z powstaniem listopadowym) i osiadł w majątku żony w Opatowie.

Tam przyszła na świat praprababka mojego rozmówcy, Maria, która wyszła za mąż za Cypriana Haennela (wnuka protoplasty rodu). Jeden z jej braci, Jan Kanty Gregorowicz, wrócił do Warszawy, został tam znanym wydawcą i pierwszy publikował… wiersze Żeromskiego, nie kryjąc opinii, że „lepiej, panie Stefanie, idzie panu proza” (być może pisarz wziął ją do serca).

Drugi, Kazimierz Gregorowicz, został adwokatem i stanął na czele powstania styczniowego w Lublinie. Po upadku uciekł przed represjami do Paryża, gdzie nadal działał politycznie, m.in. namawiając Wiktora Hugo do interwencji w sprawach polskich. Tam umarł i został pochowany, a jego syn walczył w szeregach armii francuskiej… na Madagaskarze.

Trzeci syn opatowskiego dziedzica, Karol Gregorowicz, był dziennikarzem w Belgii. W tym charakterze trafił do Zagrzebia, po czym – zmieniając zainteresowania – skończył medycynę w Paryżu, aby powróciwszy do Warszawy wykonywać zawód lekarza. Był autorem pierwszego, niezwykle starannego opisu stanu higienicznego miasta, dość przygnębiającego, gdyż nie było ono jeszcze skanalizowane.

Wytrawnego genealoga Andrzeja Hennela intrygowały niejasne okoliczności różnych zdarzeń i zaskakujące punkty zwrotne w życiorysie przodka. Niedawno udało mu się je rozszyfrować. Okazało się, że Karol Gregorowicz był agentem księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, przywódcy stronnictwa Hotel Lambert, popierającego ruchy narodowowyzwoleńcze w Europie Południowo-Wschodniej. Podczas węgierskiego powstania 1848 roku, w którym walczył generał Józef Bem, organizował w Zagrzebiu korpus złożony z żołnierzy przybywających z Francji i Włoch, który miał ruszyć na pomoc Bemowi. Po stłumieniu powstania przez armię Iwana Paskiewicza policja austriacka aresztowała polskiego „dziennikarza” i odesłała do Paryża. W Muzeum Czartoryskich zachowało się jego dokładne sprawozdanie z całej misji.

Rodziny przybyłych do Polski Hennelów i Gregorowiczów, rychło spolszczone, bardzo szybko też stawały się rodzinami inteligenckimi, z wszelkimi atrybutami społecznej kondycji tej kształtującej się w drugiej połowie XIX wieku warstwy. Aktywni życiowo i zawodowo, zdobywali wykształcenie wedle aktualnych możliwości, angażowali się w działalność patriotyczną w ojczyźnie wybranej przez ojców albo dziadków, która to działalność była potrzebą ich czasu, ale służyli także gorliwie działaniami społecznymi, rozpoznając trafnie główne tendencje rozwojowe kraju, w którego przyszłą niepodległość wierzyli.

Jak często w rodzinach z taką tradycją, była ona głównie zasługą kobiet – żon i matek, które wychowywały pokolenia światłych obywateli, choć nie używano jeszcze powszechnie tego pojęcia. I Marianna Trzebińska, i Maria Gregorowiczówna były bardzo wykształcone, oczytane, mówiły po francusku, dbały o wszechstronny rozwój dzieci, zaszczepiały im ambicję kształcenia się.

Obywatel powstaniec

Syn Marianny Soczyńskiej i Jana Haennela, Antoni, skończył studia farmaceutyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim i był aptekarzem w Lublinie. Ożeniony z Małgorzatą Lubowiecką (córką ostatniego burmistrza Kleparza, przed włączeniem tej dzielnicy w obręb Krakowa) przysporzył rodzinie linii sięgającej XVII wieku, bo wywodzącej się od marszałka sejmu, który niechlubnie zapisał się w historii wygnaniem arian z Polski. Potomek, adwokat gdański, nawiązał kontakt z prof. Andrzejem Hennelem.

W trzecim pokoleniu (dokładnie w r. 1863, co było być może aktem patriotyzmu) przybysze zmienili pisownię nazwiska Haennel na bardziej polską, stąd rodzinni historycy, profesorowie Jan Hennel i jego syn Andrzej, wywodzą swoich polskich przodków (jest ich dzisiaj około setki) od Cypriana (syna Antoniego), urodzonego w 1814 roku w Sandomierzu.

W rodzinnym mieście skończył szkołę, prawdopodobnie Collegium Gostomianum uwiecznione przez Żeromskiego w Popiołach, w Krakowie zaś wyższe kursy techniczne. Dalsze życie naznaczyła służba narodowi, z którym się utożsamiał. Dzierżawiąc (wykupiony później) folwark Bilcza niedaleko Sandomierza, był wójtem miejscowej gminy, a także prowadził agenturę Towarzystwa Warszawskiego Ubezpieczeń od Ognia w Opatowie. Od tych zajęć oderwały go wypadki historyczne.

W zbiorach rodzinnych mojego rozmówcy jest pieczęć, jaką posługiwał się Cyprian Hennel jako naczelnik powiatu sandomierskiego z ramienia Rządu Narodowego w powstaniu styczniowym. Reprodukcję jej odcisku w trzecim zeszycie Rodu Hennelów, pióra profesora Jana, oglądam obok fotografii kobiet w żałobnych strojach z akcesoriami symbolizującymi niewolę. Żona Cypriana, Maria, poza takim manifestowaniem patriotyzmu, angażowała się czynnie w działalność konspiracyjną, dostarczając broń powstańcom ukrywającym się w okolicznych lasach. Dwór Hennelów był schronieniem i miejscem opieki dla rannych.

Spośród braci bilczańskiego dziedzica najstarszy, Atanazy, za „nieprawomyślność” został przez władze carskie wcielony karnie do wojska i „etapem” wysłany na Kaukaz, skąd wrócił po kilkunastu latach i do śmierci gospodarował w majątkach ziemskich.

Kulminacja

Śladem Cypriana poszedł w służbie patriotycznej młodszy brat Adolf (1828-1869). Urodzony w Sandomierzu, tam pobierał pierwsze nauki (prawdopodobnie, jak inni Hennelowie, był uczniem Collegium Gostomianum), a gimnazjum kończył w Radomiu, wyróżniając się uzdolnieniami literackimi. W czwartym zeszycie Rodu Hennelów stryjeczny prawnuk, prof. Jan Hennel, pisze, że Adolf był pierwowzorem jednego z bohaterów książki Władysława Sabowskiego Nad poziomy, która jeszcze mojemu pokoleniu dostarczała patriotycznych wzruszeń i wzorów do naśladowania. Talenty humanistyczne potwierdził później fakt, że Adolf Hennel pierwszy przetłumaczył na polski utwory Edgara Allana Poe, posługując się tekstem francuskim. Włączone do artykułu (liczył dziewięć odcinków) o amerykańskim pisarzu, ukazały się na łamach „Gazety Codziennej” w 1858 roku. Autor nie przeczuwał być może, że niedługo zostanie jednym z jej redaktorów.

Studiował w Instytucie Gospodarstwa Wiejskiego i Leśnictwa na warszawskim Marymoncie, który był pierwszą uczelnią rolniczą w Polsce i jedną z pierwszych w Europie, co zapowiadało absolwentowi kondycję światłego ziemianina-inteligenta. Niedługo jednak gospodarował we wsi Truskolasy, dzierżawionej w świętokrzyskiem. Przeniósłszy się do Warszawy w roku 1859, został dziennikarzem – właśnie „Gazety Codziennej”, którą, pod przywróconym dawnym tytułem „Gazeta Polska”, zaczął redagować Józef Ignacy Kraszewski. Było to pismo, jakbyśmy dziś powiedzieli, opiniotwórcze, o dużym wpływie na czytelników. Adolf Hennel pisywał także w jej dodatku „Przegląd Europejski”.

W roku następnym ożenił się z Eugenią Bogusławską, córką kapitana ułanów w powstaniu listopadowym. Atmosfera domu zapewne sprzyjała podejmowanym niebawem decyzjom Adolfa Hennela, zwłaszcza gdy wokół narastały nastroje insurekcyjne. Znajdował jednakże czas na prace o bardziej długofalowym oddziaływaniu i organicznym charakterze, jak redakcja Książki Zbiorowej Ofiarowanej Kazm. Wł. Wójcickiemu (wybitny badacz literatury polskiej, folklorysta, pisarz), którą poprzedził przedmową, a zamieścił w niej m.in. artykuły Karola i Jana Kantego Gregorowiczów. Osoba tego protoplasty dziś żyjących Hennelów jest modelowym przykładem roli inteligentów w historii kraju, gdzie ta warstwa ukształtowała się najtrwalej.

W roku 1861 Adolf znalazł się w gronie współpracowników nielegalnego pisma „Strażnica”, będąc również członkiem organizacji przygotowującej powstanie. Po jego wybuchu został naczelnikiem okręgu obejmującego Pragę i redaktorem konspiracyjnego „Dziennika Narodowego”. W sierpniu 1863 roku wszedł w skład Rządu Narodowego, obejmując funkcję referenta do spraw województw mazowieckiego i kaliskiego. Aresztowany wiosną 1864 roku, nie przyznał się w śledztwie do zarzutów, nie zdradził żadnych kontaktów.

Sądzony w procesie Romualda Traugutta przez sąd wojskowy został skazany na pięcioletnie zesłanie do Tobolska na Syberii. Tam, z żoną, która mu towarzyszyła, stworzyli dom skupiający miejscowych Polaków, w którym przechowywano pamięć historyczną i narodowe tradycje. Ciężko chorego na gruźlicę zwolniono przed końcem wyroku i przywieziony przez żonę do majątku brata Cypriana, Bilczy, zmarł w wieku czterdziestu lat.

* * *

Rodem uczonym, tj. liczącym utytułowanych akademickimi stopniami badaczy i wykładowców, stali się Hennelowie w Drugiej Rzeczypospolitej i ta tradycja rozszerza się oraz umacnia. Ich losy przedstawię w następnych częściach, a są nie mniej interesujące oraz intrygujące jak tych, którzy walczyli z zaborcami i zdobywali wykształcenie, żeby lepiej służyć aspirującemu do niepodległości społeczeństwu. Tradycja inteligencka krzepła i utrwalała się poprzez osiągnięcia jednostek, począwszy od pierwszych przybyszów, jeszcze Haennelów, owych kupców, działających w miejskim środowisku, ziemian, sięgających aktywnością poza miedze swoich folwarków, żołnierzy walczących o „waszą i naszą…”. 