Studenci w ramach (kwalifikacji)
Wdrażanie ram kwalifikacji do polskiego systemu edukacji to nie tylko zobowiązanie międzynarodowe, wynikające z realizacji założeń deklaracji bolońskiej, postanowień konferencji w Bergen z 2005, w której udział wzięli ministrowie szkolnictwa wyższego z 46 krajów, czy wynikające z zalecenia Parlamentu Europejskiego i Rady z 23 kwietnia 2008 r. Proces wdrażania należy przede wszystkim rozpatrywać w kategorii narzędzia, które służy podnoszeniu jakości kształcenia. Niestety, tak jak w przypadku wielu inicjatyw w naszym kraju, zmiany były przeprowadzane w dużym pośpiechu. Szybkość wprowadzania innowacyjnego systemu opisu kwalifikacji zdobywanych przez studentów w systemie szkolnictwa wyższego była ogromnym wyzwaniem dla całego środowiska akademickiego – tak nauczycieli akademickich, jak i studentów oraz przedstawicieli administracji uczelni. Wynik tego starcia bywał skrajnie różny. Nie zaryzykuję wiele, stwierdzając, że nie ma chyba w Polsce uczelni, która gruntownie przeanalizowała i dostosowała wszystkie programy studiów. Wielokrotnie zabrakło czasu, determinacji lub wykwalifikowanych osób zajmujących się wdrożeniem KRK w podstawowych jednostkach organizacyjnych. Szczęśliwie istnieją przypadki – nie twierdzę bynajmniej, że odosobnione – w których mozolna praca całego środowiska została wykorzystana na dogłębną refleksję nad proponowaną ofertą dydaktyczną. Rozmawiając z wieloma osobami reprezentującymi polskie ośrodki akademickie, doszedłem do dwóch smutnych konkluzji. Po pierwsze, często spotykane jest przeświadczenie, że praca wykonana między listopadem AD 2011 a majem AD 2012 jest skończona. Niestety nie ma chyba bardziej mylnego stwierdzenia, jakie można wygłosić w kontekście krajowych ram kwalifikacji, będących swoistym cyklem, który raz rozpoczęty powinien nieustannie korygować swoje założenia i dostosowywać je do bieżącego klimatu panującego w szkolnictwie wyższym. Drugi wniosek płynący z tych rozmów to przeświadczenie, że przez szybkość zmian nie udało się naprawić błędów, które zostały popełnione przy okazji ostatniej dużej reformy sytemu szkolnictwa wyższego – wprowadzenia założeń systemu bolońskiego. Studia w systemie 3+2 były często implementowane bezrefleksyjnie.
Fikcyjny podział
Skutki tych decyzji można dostrzec bardzo wyraźnie – w pierwszym wariancie studia I stopnia są de facto okrojonymi studiami 5-letnimi, zaś na studia II stopnia zabrakło pomysłu. Wariant drugi to chirurgiczne cięcie między 3. a 4. rokiem studiów, dające studia 5-letnie, fikcyjnie dostosowane do systemu bolońskiego. Podobne problemy spotkać można przy okazji przeszacowania zajęć pod kątem punktów ECTS, które były dysponowane ponad miarę, aby tylko wypełnić założenie 30 lub 60 punktów na etap studiów. Te wszystkie problemy można rozwiązać dzięki KRK, ale tylko pod warunkiem współdziałania całego środowiska akademickiego. Tak, można nadal – wystarczy zmiana podejścia do zagadnienia ram kwalifikacji. Dochodzimy tutaj do szczególnej roli studentów, którzy w tym procesie są bardzo ważnymi recenzentami strategii jednostki czy całej uczelni. Zaangażowanie studentów w – często trudne – przemiany gwarantowało świeżość spojrzenia i ważną informację zwrotną. W myśl nowelizacyjnej nowomowy, studenci są najważniejszymi interesariuszami wewnętrznymi uczelni, co implikuje konkretne konsekwencje. Najważniejszą z nich jest gwarantowany ustawowo udział studentów w pracach organów kolegialnych uczelni oraz wskazanie pomocniczej roli w systemach zapewniania jakości kształcenia i kreowaniu krajowych ram kwalifikacji.
W niniejszym tekście chciałbym pochylić się nad tym ostatnim zagadnieniem. Jako przewodniczący Komisji ds. Dydaktyki i Jakości Kształcenia Zarządu Samorządu Studentów Uniwersytetu Warszawskiego miałem przyjemność koordynowania studenckich działań na największej uczelni w Polsce. Dodatkowo indywidualnie zaangażowałem się w konstruowanie KRK na Wydziale Historycznym UW, którego jestem studentem. Chciałbym podzielić się garścią przemyśleń z tego okresu, który zapamiętałem jako czas wyjątkowo intensywnej, ale i dającej mnóstwo satysfakcji pracy.
Zwornik w kontaktach
Kiedy w listopadzie 2011 roku wydane zostały rozporządzenie ministra nauki i szkolnictwa wyższego w sprawie Krajowych Ram Kwalifikacji dla Szkolnictwa Wyższego oraz rozporządzenie ministra nauki i szkolnictwa wyższego w sprawie wzorcowych efektów kształcenia, wszyscy wiedzieliśmy, jak mało czasu będziemy mieli do dyspozycji. Najpóźniej w maju 2012 roku powinniśmy przegłosować na posiedzeniu senatu wszystkie zmiany dotyczące nowych programów kształcenia. Samorządy studentów w całej Polsce były przygotowywane do swojej roli we wprowadzaniu zmian. Oczywiście nie wszędzie te starania przyniosły pożądane skutki. Jeszcze przed wydaniem rozporządzeń przeprowadzono szkolenia i prelekcje, organizowane we własnym, uczelnianym zakresie lub przy pomocy Parlamentu Studentów. Studenci, często przy wsparciu administracji uczelnianej, dokształcali się w zakresie budowania programów kształcenia, opartych na KRK. Analogiczna sytuacja miała miejsce wśród nauczycieli akademickich i administracji. Niestety nie wszystkie uczelniane społeczności zdecydowały się skorzystać ze wsparcia oferowanego przez różne organy życia publicznego. Spowodowało to bolesne trudności we wdrażaniu krajowych ram.
Pierwsze projekty zmian trafiały do studentów przed Świętami Bożego Narodzenia (2011) lub krótko po Nowym Roku. Zdarzały się niestety również przypadki, w których projekty były poddawane dyskusji znacznie później, co zdecydowanie utrudniało dalsze procedowanie w tej kwestii. Po otrzymaniu założeń następował najtrudniejszy czas dla wszystkich osób zaangażowanych w zmiany – dyskusja proponowanych zmian. Rola przedstawicieli studenckich w tym procesie była wielotorowa. Samorządowcy często stawali przed problemem inicjacji dyskusji na temat zmian w środowisku studenckim, co było szczególnie trudne z uwagi na ogólną niechęć młodych ludzi do zaangażowania się w życie uczelni, dodatkowo potęgowaną przeświadczeniem, że proponowane zmiany nie dotyczą ogółu studiujących. Należy również zwrócić uwagę na problemy natury poznawczej, spowodowane specyficznym językiem reformy, który sprawiał kłopoty nie tylko studentom. Niestety nie zawsze udawało się przezwyciężyć trudności. Przedstawiciele samorządów studenckich często musieli się wypowiadać w imieniu milczących kolegów lub jedynie niewielkiej części braci studenckiej. Taki stan rzeczy narzucał dodatkową odpowiedzialność na reprezentantów studentów. Na tym etapie prac ważne było również stanowisko studentów podczas posiedzeń organów kolegialnych jednostki czy też uczelni, na których dyskutowano projekt zmian. Na takich spotkaniach młodzi ludzie ustawowo stanowią przynajmniej 20% składu organu. Spełniając ten obowiązek, studenci musieli wykazać się odpornością na stres spowodowany przedstawianiem stanowiska stojącego często w sprzeczności z poglądami kadry naukowej czy też kierowniczej jednostki.
Na przykładzie Uniwersytetu Warszawskiego można przedstawić szereg dobrych praktyk wypracowanych przez przedstawicieli samorządu studenckiego. Pierwszą z nich jest transparentność całego procesu – wszyscy studenci mogli zapoznać się ze stanem prowadzonych prac dzięki stronie internetowej i otwartym spotkaniom z kadrą kierowniczą, jak i samym samorządem. Budziło to zainteresowanie studentów, szczególnie w przypadkach, kiedy program studiów poddawano dyskusyjnym reformom. Kluczowym zagadnieniem była w tym aspekcie współpraca samorządu studentów z kadrą kierowniczą jednostki. Dzięki temu wyedukowani przedstawiciele studentów pełnili rolę zworników w kontaktach trójstronnych. Warto zwrócić uwagę na postawę rektorów, dziekanów i innych przedstawicieli kadry kierowniczej UW wobec przedstawicieli studenckich, których traktowano jako równorzędnych partnerów w dyskusji na temat zmian. Taki stan rzeczy zaowocował zaufaniem, procentującym w trudnych dyskusjach dotyczących założeń i późniejszego projektu. Dzięki takiej postawie zmiany były realnie wypracowywane, a nie narzucane. Uczciwe tłumaczenie nawet najtrudniejszych zagadnień prowadziło do rzetelnej i konstruktywnej dyskusji na temat stanu jednostki czy uczelni. Przykład takich praktyk pokazuje pewną prawidłowość dotyczącą środowiska studenckiego – jest ono coraz bardziej świadome, zaś osoby zaangażowane w życie uczelni mogą być dużym wsparciem, jeżeli tylko obdarzy się je zaufaniem. Taki klimat sprzyjał dogłębnej analizie programów studiów, a w konsekwencji bieżącej ewaluacji procesu kształcenia dokonywanej przez całe środowisko w jednostce.
Premia za inwestycję
Po przedstawieniu założeń następowała najczęściej klaryfikacja stanowisk i etap negocjacyjny, mający doprowadzić do wypracowania jednolitego projektu, akceptowanego przez całość środowiska akademickiego. Wtedy też ciężar prac przechodził zazwyczaj na poziom zespołów roboczych, w których kompetencji leżało wypracowanie ostatecznych założeń. Rola studentów na tym etapie prac była skoncentrowana na udzielaniu informacji zwrotnej dotyczącej ówczesnego stanu jednostki lub uczelni, jak i projektu założeń. Źródłem informacji zwrotnej były spotkania organizowane przez samorząd studentów, internetowe badania opinii na temat konkretnych propozycji oraz indywidualne odczucia przedstawicieli studentów. Ten moment prac był również dogodny do weryfikacji wyceny punktów ECTS. Katalizatorem zmian był rzecz jasna zapis ustawy, wiążący liczbę wykorzystanych punktów z odpłatnością za studia. Wiele uczelni, przy okazji ewaluacji zajęć, zadaje pytania dotyczące nakładu pracy studenta potrzebnej do zaliczenia przedmiotu, co ustawiało je w komfortowej sytuacji korzystania z dwóch źródeł – informacji pochodzących z badania opinii oraz ze spotkań samorządu.
Przezwyciężenie oporu wobec aktywnego współdziałania ze studentami prowadziło z reguły do ciekawych efektów w postaci nieszablonowych rozwiązań. Pracownicy uczelni najczęściej po raz pierwszy dowiadywali się czegokolwiek na temat oczekiwań studentów, dzięki czemu zmieniali optykę na zajęcia oferowane przez uczelnię. Warto przy tym zaznaczyć, że studenci traktowani jako partnerzy nie uzurpowali sobie prawa do przekazywania jedynie słusznej i obiektywnej informacji. Byli świadomi tego, że to jedynie ich subiektywny punkt widzenia, przez co otwierali się na argumenty wykładane w rzeczowej dyskusji.
Wraz z zakończeniem prac koncepcyjnych nie powinna się kończyć rola studentów. Oczywiście w chwili wydania przez samorząd opinii dotyczącej programu studiów, przesłanki prawne współpracy zostają wyczerpane. Nie zmienia to jednak faktu, że traktowanie studentów jako partnerów w całym procesie pozwala na przedłużenie wspólnego wysiłku. Po ukończeniu zadań projektowych warto również zasięgnąć opinii studentów w momencie rozpoczęcia prac technicznych. Najczęściej w postaci przypisywania deskryptorów do konkretnych przedmiotów. Na tym etapie pracy – choć jest on nieobowiązkowy – kreatywność studentów oraz wsłuchanie się w ich stanowisko może zasadniczo pomóc w opisywaniu wiedzy, umiejętności i kompetencji społecznych. Procentuje tutaj inwestycja w przygotowanie studentów do kreowania programów kształcenia na podstawie KRK.
Oczywiście jestem świadomy, że nie wszystkie uczelnie mogą pochwalić się tak głęboko wyedukowanymi w tej materii studentami. Jednak samorządy i uczelnie, które zainwestowały w te umiejętności swoich studentów, odbierają na tym etapie premię. Nie można zapomnieć o tym, że dyplom po nowelizacji, to pierwsze studenckie CV, które skrupulatnie opisywać będzie co człowiek pojął w zakresie wiedzy, umiejętności i kompetencji społecznych. Jest to bardzo ważny aspekt w perspektywie problemów z wejściem absolwentów na rynek pracy. Młodzi ludzie najlepiej wiedzą czego oczekują od nich pracodawcy i do czego przywiązują wagę. Na Uniwersytecie Warszawskim niektóre jednostki poszły tą drogą i na tym zyskały. Na skalę ogólnopolską częściej można było spotkać koncepcję zakładającą udział studentów w etapie końcowym – to jest przy okazji dyskusji odbywającej się na posiedzeniach organów ogólnouczelnianych, które weryfikowały efekty prac jednostek.
Końcowym etapem prac przy programach kształcenia jest opiniowanie projektu przez samorząd studencki oraz poddanie go pod głosowanie przez stosowne organy kolegialne uczelni. Rola studentów na tym etapie, mimo że jedynie opiniująca, jest bardzo ważna. Kiedy studenci utożsamiają się z wypracowanymi rozwiązaniami, stanowią istotne wsparcie dla całości projektu. Odmiennie sytuacja zarysowuje się wtedy, gdy głos studencki jest podczas prac ignorowany. Negatywna opinia, pomimo niewiążącego charakteru, może narazić na utratę renomy jednostkę lub uczelnię jako całość. Nieopłacalne jest zatem przeprowadzanie zmian w opozycji do studentów.
Kończąc rozważania na temat wprowadzania KRK, należy powiedzieć – zdążyliśmy! Pamiętajmy jednak, że nie skończyliśmy. Nie wypracowaliśmy standardów kształcenia na następne ćwierć- czy półwiecze. W tym przypadku, podobnie jak przy okazji systemów zapewniania jakości kształcenia, powinien funkcjonować cykl Deminga. Praca środowiska akademickiego, w tym studentów, była wykonana pod niesamowitą presją czasu. Przez to często będziemy natrafiać na luki w programach, które dobrze wyglądają na papierze. Nie możemy zapomnieć przy tym o nieustannym sprawdzaniu i poprawianiu tych założeń. Nie straćmy kapitału społecznego, jaki wypracowaliśmy przy okazji tworzenia KRK. Warto pamiętać o wsparciu w dokształcaniu samorządu studentów, o inwestowaniu w młodych ludzi, którzy się już przy tej okazji sprawdzili. Nie można zapominać również o pracownikach uczelni, którzy wykonali dużą część tej tytanicznej pracy. Roztrwonienie tego kapitału byłoby szalenie kosztowne, a na to przy obecnej kondycji szkolnictwa wyższego nas nie stać.
To nie koniec!
Mając na uwadze to, że studenci zasiadają również w kolegialnych organach ogólnouczelnianych, warto skreślić kilka słów na ten temat. Studenci aktywnie działający na tym poziomie, to najczęściej społecznicy-pasjonaci. Podkreślam tutaj jednak warunek konieczny, jakim jest aktywność. Niestety, w organach odpowiedzialnych za dydaktykę i jakość kształcenia często zdarzają się osoby delegowane tam z przymusu. Mowa nie tylko o studentach, ale także o przedstawicielach kadry naukowej. Nie zmienia to jednak faktu, że osoby czujące odpowiedzialność za swoją społeczność szybko odnajdują satysfakcję w tej żmudnej pracy. Właśnie na ten aspekt należy zwrócić szczególną uwagę. Studenci działający w samorządzie – przede wszystkim na poziomie centralnym, ale również na poziomie jednostek – to osoby, które w formie wolontariatu poświęcają swój czas na to, aby wesprzeć uczelnie. Tak jak w analogicznym przypadku nauczycieli akademickich, należy dbać o tę aktywność i pasję – doceniając starania, jakie podejmują ci młodzi ludzie. Nie chodzi tutaj oczywiście o gratyfikacje materialne. Wystarczy spojrzenie przychylnym okiem na potknięcia, lapsusy słowne czy niefortunne sformułowania. Czasami proste podziękowania prywatne bądź na posiedzeniu jakiegoś organu mogą niesamowicie zmotywować do pracy. Warto pamiętać również o tym, że przedstawiciele studentów bardzo często pracują w poczuciu totalnej izolacji. Obecni studenci nie interesują się ich pracą, zaś ci, którzy przybywają w następnych latach, nie mają pojęcia, że jeszcze pół roku wcześniej ktoś pracował nad jakimiś zmianami, które oni pojmują jako coś naturalnego. Konkludując – wszyscy pracujący nad takimi zmianami powinni być w odpowiedni sposób dostrzeżeni i docenieni.
Podsumowując rozważania na temat roli studentów w procesie kreowania KRK, należy zwrócić uwagę na wartość dodaną, jaką wnoszą ze sobą młodzi ludzie. Warto przy tym pamiętać, że wyżej opisany schemat można z sukcesem przenieść do innych sfer współpracy samorządu studentów z uczelnią. Sukces procesów zachodzących na uczelni zależy w głównej mierze od tego, w jaki sposób traktuje się wszystkich przedstawicieli społeczności akademickiej. Niestety największą zaporą dla każdej ze stron jest spoglądanie na innych członków tej społeczności z pozycji swoich praw, zapominając o obowiązkach wynikających z bycia częścią większej całości. Umiejętne przejście ponad tymi podziałami wpłynie automatycznie na jakość uczelnianego życia. Studenci obdarzeni zaufaniem zmieniają swoje zapatrywanie na nauczycieli akademickich czy przedstawicieli administracji. Korzysta na tym cała społeczność, zyskując możliwość rzetelnej dyskusji na temat stanu uczelni, proponowanej oferty dydaktycznej i bieżących problemów. Samorząd studentów – czyli wszyscy studenci uczelni – to głos rzucający nowe światło na, wydawałoby się, nierozwiązywalne sprawy. Młodzi ludzie mają klarowne oczekiwania wobec uczelni, są również na tyle dojrzali, aby wypowiedzieć się rzetelnie na jej temat. Studenci mogą przysłużyć się uczelni w wielu sferach, muszą się jedynie czuć potrzebnym i ważnym ogniwem życia akademickiego. Niestety coraz trudniej znaleźć osoby społecznie aktywne, dlatego też pomijanie głosu ludzi chętnych do poświęcenia swojego czasu na rzecz uczelni zabije w nich pasję działania.
Czas, w którym student przebywa na uczelni, to z perspektywy nauczyciela akademickiego zaledwie chwila. Nie zapominajmy jednak, że samorząd studentów, to najczęściej organizm posiadający swoją pamięć organizacyjną, dzięki której doświadczenie przekazywane jest następnym pokoleniom samorządowców. Następcy są często przygotowywani przez poprzedników. Kiedy ciągłość zostaje przerwana, potrzebne jest wsparcie Alma Mater, która pomagając w dokształcaniu nowych samorządowców, inwestuje w swoją przyszłość. Uczelnia na tym może wiele zyskać – wystarczy wybudować pomost zaufania.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.