Wskaźniki doskonałości naukowej
Do podjęcia dyskusji nad tytułową kwestią skłania m.in. „Stanowisko Komitetu Polityki Naukowej w zakresie wskaźników doskonałości naukowej”. Problem jest jednak szerszy niż to się stwierdza w przedstawionym przez KPN dokumencie. Wiąże się on bowiem nie tylko z procesem kategoryzacji jednostek naukowych, przyznawaniem statusu KNOW czy z procedurami awansowymi, ale także z ocenianiem przez ekspertów projektów zgłaszanych w konkursach NCN i MNiSW oraz z ustawowym obowiązkiem ocen okresowych pracowników uczelni.
„Oczom nie wierzę!”
Na początek kilka zdań nie tyle na temat mojego zdumienia zawartymi w tym dokumencie tezami i postulatami, co zdumienia prof. Marcina Kuli wyrażonego na łamach tygodnika „PAU-za” (nr 272 z 20 listopada 2014). Przywołam tutaj tylko te jego powody, które – moim zdaniem – wyrażają tzw. oczywistą oczywistość dla osób dobrze znających specyfikę badań naukowych i mających znaczące osiągnięcia naukowe. Na pytanie zatem, co powinno być szczególnie cenione i doceniane w tych badaniach autorzy przywoływanego dokumentu oraz autor artykułu zatytułowanego Oczom nie wierzę! wskazują na „podejmowanie ambitnych i ryzykownych tematów” oraz prowadzenie odważnych polemik „z dominującymi podejściami do badanej rzeczywistości”. Natomiast w odpowiedzi na pytanie, co powinno być oceniane negatywnie, prof. Kula wskazuje na „bierne kontynuowanie badań”, natomiast autorzy dokumentu KPN mówią o „braku nowatorstwa i interdyscyplinarności”, a także braku mobilności, w tym „braku odbytego stażu zagranicznego w bardzo dobrym ośrodku oraz wymienianie w swoim dorobku słabych i przyczynkowych publikacji”.
Ostatnia z tych kwestii łączona jest przez prof. Kulę m.in. ze specyfiką nauk humanistycznych. Za szczególnie ważny uznaję w tej wypowiedzi nie tylko postulat, aby inaczej niż w naukach ścisłych traktować w nich wskaźniki cytowań (w tym wskaźnik Hirscha), ale także stwierdzenie, że „w humanistyce w ogóle monografie (książki) mają znaczenie, a nie tylko artykuły”. W dokumencie KPN mówi się, że „w większości dyscyplin z obszarów nauk humanistycznych najważniejszym wskaźnikiem są prestiżowe monografie (w zależności od umiędzynarodowienia dyscypliny – w wydawnictwach międzynarodowych lub krajowych ze szczególnym uwzględnieniem uznanych wydawnictw i serii wydawniczych)”. Podobne opinie wyrażają ci przedstawiciele nauk humanistycznych, którzy – tak jak np. prof. Wojciech Sady – próbują odpowiedzieć na pytanie: „co szkodzi akademickiej filozofii w liberalnej Polsce (por.: „Przegląd Filozoficzny”, nr 1/2014).
Oceny ekspertów
Na temat tych ocen mówi się w przywoływanym tutaj dokumencie KPN m.in., że „osoby przeprowadzające taką ocenę powinny legitymować się co najmniej podobnym poziomem naukowym jak osoby oceniane oraz zadeklarowanym brakiem konfliktu interesów (co w Polsce w przypadku wielu dyscyplin oznacza konieczność udziału recenzentów z zagranicy)”. Znacznie szerzej i bardziej krytycznie mówi się o nich zarówno na różnego rodzaju forach internetowych i w czasopismach akademickich, takich np. jak „Forum Akademickie”. W tym ostatnim zamieszczony został na ten temat m.in. cykl artykułów prof. Wojciecha Wrzoska oraz artykuł prof. Bernadetty Kuczery-Chachulskiej zatytułowany Schematyczna innowacyjność . W obu przypadkach formułowane są bardzo krytyczne opinie na temat ekspertów. Pojawiania się w nich takich określeń jak „niefrasobliwość”, „nonszalancja”, czy „rażące uproszczenia i niekompetencje zawarte w recenzjach” nie można tłumaczyć jedynie tym, że w konkursach ogłaszanych przez NCN oraz MNiSW jest stosunkowo niski wskaźnik sukcesu zgłaszanych aplikacji i zdecydowanie więcej niezadowolonych niż zadowolonych z konkursowych rozstrzygnięć. Problem jest bowiem znacznie szerszy i wymaga poważniejszych dyskusji oraz podjęcia takich działań, które sprawią, że osoby mające rzeczywiste osiągnięcia naukowe i dobry pomysł na ich znaczące powiększenie będą raczej zachęcane niż zniechęcane do zgłaszania swoich projektów.
Nie mogą temu służyć takie opinie ekspertów, w których np. formułuje się ogólnikowy zarzut braku „innowacyjności” (prof. B. Kuczera-Chachulska nazywa to „kagańcem innowacyjności”, natomiast ja skłonnym byłbym to nazwać słowem-kluczem do zamknięcia furtki do dalszego postępowania w procedurze oceny projektu). Nie mogą także temu służyć takie opinie ekspertów, w których ocena dorobku kierownika projektu opiera się głównie na publikacjach w czasopismach z ministerialnej listy A (JCR), a bagatelizuje zarówno publikacje w czasopismach z listy C (ERIH), jak znaczenie monografii – w tym tych opublikowanych w zagranicznych wydawnictwach w języku angielskim. Niestety nie są to zarzuty wzięte z tzw. kapelusza.
Co sprawia, że niejednokrotnie tak znacząco rozmijają się oceny różnego rodzaju ekspertów z oczekiwaniami i odczuciami tych, których projekty są przez nich oceniane? Przyczyn jest wiele i to po obu stronach tej swoistej batalii o naukowy prestiż, naukowy obiektywizm, naukowy rozwój oraz o finansowe środki na te badania, które mogą się przyczynić do owego rozwoju. Wiele też zapewne jeszcze można i trzeba zrobić, aby ci, którzy mają status ekspertów, nie formułowali opinii, które skłaniają do powątpiewania w ich kompetencje, tzw. dobrą wolę czy też zdolność do przeciwstawiania się tym ekspertom, którzy na panelowych dyskusjach skłonni są zaniżać oceny jednych projektów i zawyżać innych. Takie instytucje jak NCN sporo zresztą już zrobiły i nadal robią, aby przeciwdziałać tego rodzaju praktykom. Jednak żadna, nawet najlepiej opracowana instrukcja w procedurze oceniania wniosków czy kodeks etyczny nie wyeliminują tej prostej i w różnych sytuacjach życiowych stosowanej zasady, którą wyraża powiedzenie „bliższa koszula ciału” – bez względu na to, czy ową „koszulą” jest problematyka, od której ów ekspert jest faktycznie specjalistą, czy też grupa specjalistów, której czuje się on reprezentantem. Krótko mówiąc, w tych rozstrzygających o ostatecznej ocenie momentach decyduje tzw. czynnik ludzki i od niego zależy, czy wykazywane w dorobku naukowym autora projektu wydawnictwa uzna czy też nie uzna za prestiżowe, oraz czy wyżej będzie oceniał monografie niż artykuły z listy A, lub z listy C.
Oceny okresowe pracowników
Ten sam czynnik ludzki odgrywał i odgrywa nadal istotną rolę w ocenach okresowych pracowników uczelni publicznych. Stwierdzam to z pełnym przekonaniem na podstawie swoich obserwacji i przewodniczenia od kilku lat (z racji pełnienia funkcji dziekana) wydziałowemu zespołowi ds. tych ocen. Dotychczas sytuacja była o tyle komfortowa, że na moim wydziale była i jest stosunkowo liczna grupa osób na tyle aktywnych naukowo, że zajmujemy wysokie miejsce w Grupie Wspólnej Oceny (GWO), a na prowadzone przez nas kierunki studiów zgłasza się nadal stosunkowo wielu chętnych (mimo niżu demograficznego). Wiele jednak wskazuje, że ten błogostan odchodzi w przeszłość i trzeba będzie pomyśleć nad potraktowaniem bardziej serio procedur ocen okresowych pracowników.
Jedną z podstaw do tych ocen są i zapewne pozostaną uzyskane przez oceniane osoby publikacje naukowe. Problem jest nie tyle z tymi pracownikami, którzy takich publikacji nie mają, bowiem są oni stosunkowo nieliczni, co z tymi, którzy wprawdzie je mają, ale raczej w drugorzędnych czasopismach, a w każdym razie w takich, których uwzględnienie przy ocenie mojego wydziału sytuowałoby go w II lub w III „lidze” naukowej. Rzecz jasna do momentu, w którym kolejna parametryzacja zostanie przeprowadzona, mamy jeszcze trochę czasu i coś jeszcze może się zmienić w jej zasadach. Jednak nie spodziewam się tutaj rewolucji. Tak czy inaczej trzeba do niej przygotować Wydział Nauk Społecznych UAM, a przynajmniej przyjąć taką strategię postępowania, która sprawi, że nie straci on swojej dotychczasowej pozycji, a być może nawet uda się ją nieco poprawić.
Najprostszą drogą do tego jest obniżenie tzw. wskaźnika N, tj. liczby osób zatrudnionych na moim wydziale na etatach naukowych, naukowo-dydaktycznych i naukowo-technicznych. Sposobem na to są m.in. owe oceny okresowe – w świetle obowiązujących obecnie regulacji prawnych po pierwszej negatywnej rektor może zwolnić takiego pracownika, natomiast po drugiej zobowiązany jest go zwolnić. Kwestią dyskusyjną pozostają kryteria oceniania. Jeśli byłyby to takie same kryteria, jakie stosują eksperci NCN, to niskie oceny otrzymaliby nie tylko ci pracownicy, którzy publikują niewiele i do tego w stosunkowo mało znaczących wydawnictwach, ale także ci, którzy wykazują się wprawdzie sporą liczbą publikacji, w tym niejedną monografią autorską, jednak nie mają żadnej publikacji w czasopiśmie z ministerialnej listy A. Natomiast bardzo wysoką ocenę uzyskaliby ci, którzy mają takie publikacje. Co więcej, niejeden z profesorów na moim wydziale zostałby „zawstydzony” przez doktorantów, którzy samodzielnie lub w kooperacji z innymi potrafili zamieścić w tych czasopismach kilkustronicowy artykuł. W minionym roku na moim wydziale najwyżej punktowaną pozycję miał doktorant, który opublikował 6-stronicowy artykuł w czasopiśmie z listy A, gdzie każdej publikacji przypisano 45 pkt. Jestem przekonany, że on sam potraktowałby jako żart stwierdzenie, że jest wyższej klasy specjalistą niż jego promotor.
Rzecz jasna, w wypełnieniu tego obowiązku nie kierujemy się takimi kryteriami, które u jednych wywołują rozbawienie, u innych zdziwienie, a jeszcze u innych lekceważenie całej procedury oceniania. Problem jednak istnieje. O niektórych związanych z nim kwestiach mówi się zresztą zarówno w artykule prof. Kuli (autor zwraca m.in. uwagę na fakt, że „na druk monografii na ogół czeka się dłużej niż na druk artykułu, a na wywarcie przez nią wpływu jeszcze dłużej”), jak i w dokumencie KPN (zwłaszcza w części zatytułowanej Specyfika doskonałości naukowej w poszczególnych obszarach nauki ).
Na moim wydziale są cztery instytuty (filozofii, kulturoznawstwa, psychologii i socjologii) oraz jedna samodzielna katedra (religioznawstwa). Każda z tych jednostek ma swoją specyfikę wyrażającą się nie tylko w reprezentowanych przez nie dyscyplinach, ale także w charakterze publikacji ich pracowników i doktorantów (w jednych z nich przeważają publikacje samodzielne, natomiast w innych sporą liczbę stanowią publikacje zespołowe), w rodzaju i skali współpracy międzynarodowej, w charakterze osobowościowym tych profesorów, bez których nie byłoby możliwe nie tylko nauczanie na wysokim poziomie, ale także osiąganie coraz wyższych stopni doskonałości przez autentycznie utalentowanych doktorantów i doktorów. Od znajomości tej specyfiki zależy obiektywna ocena poszczególnych pracowników mojego wydziału i docenienia ich wkładu w jego pozycję w GWO. Być może wydziałowemu zespołowi ds. ocen okresowych można zarzucić nadmierną pobłażliwość wobec tych, którzy wprawdzie mogliby więcej dawać z siebie, ale z różnych względów nie dają (i niewiele wskazuje na to, że dadzą w przyszłości). Jestem jednak przekonany, że nie można mu zarzucić ani arogancji, ani też nonszalancji w stosunku do ocenianych osób.
Nie tylko zasady
O tym, co i jak jest oceniane, rozstrzygają nie tylko wskazywane w różnego rodzaju regulacjach zasady, lecz także te zapisy, które sprawiają, że do głosu dochodzi ów czynnik ludzki. W dokumencie KPN zaliczam do nich m.in. samo uszeregowanie wskaźników doskonałości naukowej. Można bowiem przez to uszeregowanie rozumieć, że wskaźniki wymienione w pierwszej kolejności są istotniejsze niż te, które znajdują się na miejscu drugim lub trzecim. W ten sposób artykuły w „renomowanych periodykach naukowych” mogą się okazać równie ważne lub nawet ważniejsze dla określenia doskonałości naukowej niż „prestiżowe monografie”. Podobnie rzecz się ma z eksponowanym w tym dokumencie wskaźnikiem cytowań (czynnikowi ludzkiemu pozostawia się ustalanie minimów „przyzwoitości” w poszczególnych dyscyplinach) czy z „zaproszeniami do wygłaszania odczytów na prestiżowych międzynarodowych konferencjach i w ramach serii wykładów organizowanych w ośrodkach naukowych należących do ścisłej czołówki świata” (tutaj z kolei czynnikowi ludzkiemu pozostawia się rozstrzyganie, co należy, a co nie należy do owych prestiżowych konferencji).
W jeszcze większym stopniu ów czynnik dochodzi do głosu w tej części dokumentu, gdzie mówi się o „podejmowaniu takich ambitnych i ryzykownych tematów, które mogą okazać się przełomowe w danej dyscyplinie”. Problem nie tylko w tym, że takich tematów może być wiele, ale także w tym, że to, co jest ryzykowne dla jednych uczonych (takich np., którzy mają stosunkowo niewielkie doświadczenie badawcze), niekoniecznie musi być ryzykowne dla innych (bardziej doświadczonych). Można oczywiście przyjąć, że za tymi wskazaniami kryją się pewne ogólne i milcząco przyjęte założenia, takie np., że doskonałości nie osiąga się w stosunkowo wczesnym okresie rozwoju naukowego. Założenie to byłoby jednak nie tyle nawet ryzykowne, co po prostu fałszywe; świadczy o tym m.in. fakt, że niejeden z noblistów swoje wyróżnienie otrzymywał za odkrycia dokonane w stosunkowo młodym wieku.
Również w innych częściach tego dokumentu pojawiają się „furtki” do rozstrzygania przez czynnik ludzki. Tytułem wskazania jedynie tych, które mogą postawić pod wielkim znakiem zapytania wartość wskaźników doskonałości wypisanych w dokumencie KPN, zwrócę uwagę na możliwość względnie łatwego do spełnienia wymogu (zwłaszcza przez młodych doktorów), jakim jest „odbycie stażu w bardzo dobrym ośrodku zagranicznym” lub podejmowanie „współpracy interdyscyplinarnej/transdyscyplinarnej”, a nawet wykazanie się „zasługami w kształceniu kadry” (np. w roli tzw. promotora pomocniczego). Podobnie rzecz się ma – przy ocenie osiągnięć „dojrzałych badawczy” – z sukcesami „wychowanków, w tym doktorantów i stażystów podoktorskich” (w niejednym przypadku „ojcem” takiego sukcesu jest sam wychowanek, ewentualnie z niewielką pomocą swojego profesora) oraz z publikowaniem w języku angielskim. Wprawdzie w dokumencie tym stwierdza się, że „w większości z obszaru nauk humanistycznych język publikacji ma niewielkie znaczenie”, to jednak dodaje się równocześnie, że w „niektórych umiędzynarodowionych dyscyplinach preferuje się język angielski” i czynnikowi ludzkiemu pozostawia się wskazanie zarówno samych dyscyplin, jak i umiejscowienie w hierarchii ważności i wartości tych, w których język angielski nie odgrywa tak znaczącej roli.
Wygląda na to, że kwestia publikowania w języku angielskim stała się dla ekspertów NCN swoistą „przepustką” do doskonałości. Nie tylko bowiem wymaga się od ubiegających się o granty, aby zasadnicza część ich projektu była w języku angielskim, ale także, aby ich dorobek publikacyjny znajdował się w czasopismach z ministerialnej listy A (są to w zdecydowanej większości czasopisma angielskojęzyczne). Wprawdzie w regulacjach dotyczących oceny dorobku wskazuje się również na ważność publikacji w czasopismach z listy C, ale w praktyce jest ona znacznie niżej oceniana, a czynnik ludzki sprawia, że niejednokrotnie jest ośmieszana (np. poprzez przypisanie wszystkim czasopismom z tej listy takiej samej liczby punktów). Podobnie zresztą jest z monografiami wydawanymi w tzw. renomowanych wydawnictwach (niejedno z nich ma nawet szacowną nazwę, ale niestety tylko nazwę).
Od tego rodzaju pułapek nie są oczywiście wolne również regulacje uczelniane związane z ocenami okresowymi nauczycieli akademickich. Co więcej, niektóre ich punkty wręcz zachęcają do ujawnienia się czynnika ludzkiego. Do takich punktów w regulacji obowiązującej na mojej uczelni zaliczam zarówno obowiązek uwzględnienia „autoreferatu opracowanego przez osobę ocenianą” (jeszcze się nie spotkałem z przypadkiem, że osoba taka wystawiła sobie w nim negatywną samoocenę), jak i „obowiązek zasięgnięcia opinii bezpośredniego przełożonego oraz właściwego prodziekana, zastępcy dyrektora instytutu, kierownika zespołu” (negatywne oceny w nich się wprawdzie pojawiają, ale są one tak rzadkie, że powinno się je wpisywać do uniwersyteckiej kroniki).
Niestety tutaj, na ziemi, nikt nie jest absolutnie doskonały. Wierzę jednak w pragnienie osiągania coraz większej doskonałości, również przez tych, którym przypadła rola oceniania innych w nauce i akademickim nauczaniu. Bez tej wiary dyskusja nad wskaźnikami doskonałości nie miałaby w gruncie rzeczy sensu.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.