Nie ma miejsca na vox populi
W 1990 roku, mimo dużych zastrzeżeń, przyznano patent na oncomouse – mysz transgeniczną, charakteryzującą się zapadaniem na określone choroby nowotworowe. Największe kontrowersje budził fakt, że patent dotyczy żywego organizmu. Pojawiła się wówczas także kwestia sprzeciwu wobec badań prowadzonych na zwierzętach. Mimo zastrzeżeń uważam, a podobnie sądzi wielu naukowców, że jest to działanie humanitarne i poprawne. By podać jakiś lek człowiekowi, należy go najpierw przetestować na układzie najbardziej zbliżonym do ludzkiego, czyli zwierzęcym – poczynając od myszy, królika, świni aż do człekokształtnych. Myszy są najtańsze i najszybciej się rozmnażają. Do tego typu badań nie można jednak stosować jakichkolwiek myszy. By eksperyment był wiarygodny i reproduktywny, badacz musi dysponować jednolitą populacją zwierząt doświadczalnych, np. wszystkie myszy dwutygodniowe albo same samiczki, albo samce. Nie mogą to być myszy różnych „gatunków” czy wielkości. W dodatku, by badać efekt jakiegoś leku, wszystkie muszą być zdrowe albo wszystkie chore, ale na tę samą chorobę, w tym samem jej stadium. W przypadku oncomouse namnaża się je w celach komercyjnych przez chów wsobny (potomstwo jest prawie identyczne), względnie poprzez klonowanie, w wyniku którego otrzymujemy identyczne osobniki. To spowodowało, że zmniejszyła się liczba zwierząt wykorzystywanych w doświadczeniach, ponieważ wyniki badań na nich są bardziej wiarygodne.
W Szwajcarii dwukrotnie odbyły się referenda dotyczące genetycznie zmodyfikowanych organizmów. W drugim z nich, dwa lata temu, Szwajcarzy byli przeciwni udziałowi genetycznie zmodyfikowanych zwierząt w pracach laboratoryjnych. Zakazano zatem takich prac. W konsekwencji jedna z firm farmaceutycznych, która mieściła się w tym kraju zaproponowała 3 tysiącom pracowników przeniesienie się do USA. Z oferty skorzystała jedna trzecia. Zakaz oznacza zatem, że te eksperymenty będą wykonywane gdzie indziej, natomiast kraj traci miejsca pracy i profity, jakie mogłyby wyniknąć z badań.
Pracowałem kiedyś na zwierzętach – to trudne psychicznie. W tej chwili pracuję na materiale roślinnym, który jest naukowo równie atrakcyjny, lecz nieobciążony takim ładunkiem emocjonalnym. Pewnych badań nie da się jednak wykonać na roślinach albo będą one niecelowe. Nie można badać w ten sposób leków czy na przykład wartości odżywczych pasz. Opracowanie odpowiedniego ich składu wymaga zwierząt doświadczalnych. W przypadku leków to cały cykl doświadczeń, poczynając od komputerowego modelu (in silico), poprzez in vitro (w szkle), następnie in vivo (na komórkach, tkankach), aż do zwierząt, czyli badań w warunkach najbardziej zbliżonych do tych, jakie występują u pacjentów. Świnia jest dobrym modelem, ponieważ jest, podobnie jak my, wszystkożerna, zbliżona wagowo, a jej organy są podobnego rozmiaru jak nasze.
Środowisko naukowe jest przekonane o konieczności stosowania bardzo wysokiego reżimu etycznego i istotnego uzasadnienia prowadzenia badań z użyciem zwierząt. W tej chwili istnieje w Europie silny trend do tego, by ograniczać liczbę doświadczeń na zwierzętach. Nikt nie ma wątpliwości, że należy tak czynić, ale jednocześnie Komisja Europejska jasno określa, że komitety etyczne, które wydają zgody na takie prace, powinny składać się z osób kompetentnych, merytorycznie przygotowanych do tej pracy. Tu nie ma miejsca na vox populi. Dotykamy trudnego zagadnienia o szerszym kontekście, mianowicie – kto powinien decydować o sprawach istotnych dla przyszłości: kompetentni eksperci czy społeczeństwo? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Był szereg podobnych problemów w przeszłości np. w przypadku przeszczepów serca. Ile było wątpliwości wokół możliwości przenoszenia cech behawioralnych, charakterologicznych, inteligencji, uczuć i pamięci? Poważnie dyskutowano kwestie przenoszenia organów między ludźmi różnych ras. Wcześniej te problemy dotyczyły transfuzji krwi. Współcześnie mamy podobne obawy, które dotyczą aspektów etycznych badań na zwierzętach.
Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że ograniczenie takich badań oznacza zahamowanie postępu nauki. Jest pewien zakres takich prac, który wiąże się z szeroko rozumianym poczuciem bezpieczeństwa kraju i obywateli. Musimy mieć fachowców wyszkolonych w pewnych dziedzinach, by byli w stanie zweryfikować i sprawdzić pewne prace, np. w odniesieniu do leków czy nowych metod leczniczych. Nie można tego zrobić bezpośrednio na ludziach, nie poprzedzając badaniami na zwierzętach.
Stanowisko Wydziału II PAN (czytaj obok) jest wyważone, odzwierciedla także przekonanie komitetów naukowych tego wydziału, które popierają doświadczenia na zwierzętach. Sygnowałem je jako przewodniczący Komitetu Biotechnologii i w pełni podpisuję się pod tym, że należy szanować zwierzęta i ostrożnie planować doświadczenia. Jednak wykonywanie doświadczeń z udziałem zwierząt jest konieczne. Nie można z nich zrezygnować.
W komisjach wydających zezwolenia na takie eksperymenty powinny zasiadać wyłącznie osoby przygotowane do tego merytorycznie. Społeczeństwo winno być informowane o celu i treści prac eksperymentalnych, ale nie o technikach. Opinia społeczna, czytając opis eksperymentu albo oglądając zdjęcia, może wysnuć niewłaściwe wnioski. Poza tym większość ludzi na ogół nie zdaje sobie sprawy z tego jak wiele pracy, ilu doświadczeń – a nie wszystkie kończą się sukcesem – wymaga wprowadzenie do praktyki klinicznej jednego leku.
Z moich doświadczeń wynika, że wykonujący eksperymenty na zwierzętach traktują to jako konieczność, tym bardziej, że są one w końcowym efekcie zabijane, bowiem w wielu przypadkach inaczej nie można postępować. W krajach europejskich, i szerzej – w krajach OECD, jest to robione w sposób humanitarny, z zachowaniem szacunku do obiektu doświadczenia. Nie mam zastrzeżeń przeciwko temu, aby już istniejące uregulowania prawne zostały rozbudowane zgodnie z dyrektywami UE – jest to zobowiązanie naszego kraju wynikające z członkostwa w Unii. Jest to warunek konieczny wykonywania doświadczeń umożliwiający egzekwowanie wysokich standardów etycznych w tej kwestii. Natomiast zakaz prac ze zwierzętami prowadzić będzie do dużych strat tak w zakresie ochrony zdrowia, jak i funkcjonowania gospodarki, a w rezultacie – bezpieczeństwa obywateli.